Rozmawiałam ostatnio przez telefon z moją dobrą znajomą. A może powinnam była napisać: „próbowałam porozmawiać z moją dobrą znajomą” :D Ponieważ nie wiem, czy u Was jest podobnie, jednak gdy tylko sięgam po telefon komórkowy albo słyszę, że ktoś do mnie dzwoni, to nagle z względnej ciszy w domu robi się totalny sajgon i rozmowa przez telefon w ciszy i spokoju możliwa nie jest! :D
No więc [wiem, że nie powinno tak się rozpoczynać zdania, ale co ja na to poradzę, że niegramatyczne i niestylistyczne ze mnie zwierzę ;-)], zadzwonił do mnie telefon i jak tylko go odebrałam, to nagle Gaia zaczęła atakować leżacego na dywanie Teośka, a Starszak przewrócił się o jakieś zabawki, i połączenie musiałam odłożyć „na za chwilę”, bo najpierw należało ugasić pożary :D Jak tylko ugasiłam owe pożary, to oddzwoniłam do Marty i słyszę, że po drugiej stronie telefonu dobrze nie jest, a że kochana bestia zgodziła się na przytoczenie naszej rozmowy, to podzielę się z Wami jej fragmentami, aby powiedzieć Wam o TAJEMNICY DRUGIEGO DZIECKA, którą powinien znać każdy rodzic! Ale to każdy bez wyjątku, bo jak to z Martą chóralnie stwierdziłyśmy w naszym duecie – my nie miałyśmy o owej tajemnicy bladego pojęcia! A szkoda, bo mógł się człowiek nie nastawiać niepotrzebnie. Dopiero z czasem, w miarę trwania naszego macierzyństwa dostąpiłyśmy zaszczytu jej poznania ;-)
– Magda, japierd..lękurłamaśniedajęjużrady! – słyszę po drugiej stronie słuchawki.
– Aż tak źle?! – dopytuję.
– Gorzej już być nie może! Albo oni zaraz rozniosą cały dom albo ja będę musiała się z niego wyprowadzić, żeby nie zrobić im i sobie przy okazji jakiejś krzywdy! – dorzuca Martula.
– Co znowu się stało? – ciągnę ją za język.
– Mam mówić po kolei? Jesteś na to gotowa? Dobra. – i zaczęła swoje zwierzenia, które mniej więcej udało mi się chyba uchwycić w poniższym fragmencie. – To masz i bierz ode mnie te wszystkie frustracje! Dopiero co wyszliśmy z glutów i już zaczęliśmy dumać o jakichś All Inclusivach, bo jakoś trzeba spożytkować tę wygraną czwóreczkę w totka, to zaczęło się ząbkowanie! To nic, że Stasiek przyniósł z zerówki jakąś sraczkę, którą zaraził cała naszą trójkę! Doszło do tego ząbkowanie Maćka, który miał być aniołem wcielonym, a okazuje się, że w naszej rodzinie, jak to powiedziała moja prababka, „nie było jeszcze tak żywotnego dziecka, które za jednym pociągnięciem potrafi zerwać firanki razem z zasłonami podczas Wigilii i włożyć śledzia do wujkowego buta, płacząc przy tym, że nie może rozwalać na stole filiżanek”, które postawiła moja teściówka. On miał być taki grzeczny jak Stasiek! Tak to sobie wydedukowałam, bo Stasiek do tej pory to dziecko do rany przyłóż., sama wiesz. Dlatego też zdecydowaliśmy się na drugie dziecko, pamiętasz, jak Ci opowiadałam? A tu się okazuje, że Maciek to szogun pierwszej wody! A to całe macierzyństwo miało być takie piękne i sielankowe, a ja tutaj paznokcie obgryzam, co tym razem Maciek odwinie! Ratuj mnie, weź go ode mnie na dwie godziny. Robert przyjeżdża dopiero w piątek w nocy a ja ryczę od wczoraj :( Miękka jestem, wiem, ale doła mam jakiegoś i frustracje moje musze wylać, żeby się w sobie nie spalać. – dodała…
Słucham Martuli i jakbym widziała samą siebie sprzed niespełna czterech lat! :D
Po względnie grzecznym i „ułożonym” moim pierworodnym, który wg wielu był aniołem wcielonym i dzieckiem do rany przyłóż, zachęcona takim obrotem sprawy jak najszybciej chciałam zdecydować się na drugie dziecko! :D No bo skoro pierwsze dziecko było takie jakby no tu powiedzieć: „w miarę grzeczniutkie i tylko sporadycznie miewa humory”, to drugie pewnie będzie tylko „grzeczniejsze” i „łatwiejsze” w obsłudze! :D Jakież było moje zdziwienie połączone ze załzawieniem i epizodami histerii, kiedy okazało się, że drugi egzemplarz to wyższa szkoła jazdy! To rzecz niepojęta, ale ja głupia myślałam, właściwie to sobie to jakoś próbowałam chyba zaplanować :D, że drugie dziecko urodzę sielsko-anielskie :D Tymczasem rzeczywistość okazała się być bardziej brutalna! :D Teosiek, drugi mój synal, to nie tylko typ kolkujący do 6 miesiąca życia jeśli nie dalej (rachubę straciłam!), ale również hiperaktywne dziecko, które jest nie tylko turbo inteligentne, ale również potrzebuje niebywałej uwagi rodzica, czułości i nieustannej obecności, jakiej czasami nie mogę mu ofiarować z racji tego, że mam ich … trójkę, a nie jego jedynego ;-) Na dodatek ma chłopczyk zaburzenia integracji sensorycznej, które „terapiujemy”, jak ja to mówię, czyli chodzimy po prostu na zajęcia, aby ujarzmić jego temperament i pomóc mu zrozumieć swoją m.in. hiperaktywność, ujarzmić swoje demony po prostu. Pewnie niebawem będę mogła podzielić się z Wami większą ilością szczegółów, bo zaczynam zgłębiać temat zaburzeń integracji sensorycznej a o czym nie wiedziałam, to w obecnych, przebodźcowanych czasach, dotyka ona naprawdę bardzo dużą ilość dzieci! Ale temat jest do ujarzmienia., o tym warto wiedzieć.
Ale do rzeczy! No właśnie! I tak też z Martulą doszłyśmy do wniosku, że nikt nam (cholera jasna!) nie powiedział o TAJEMNICY DRUGIEGO DZIECKA, którą powinnyśmy były znać. Brzmi ona:
Matko! Jeśli uważasz, że skoro pierwsze dziecko było aniołem to i drugie aniołem będzie. Albo jeśli uważasz, że skoro pierwsze było hiperaktywne, to drugie będzie aniołem, to w tym oto momencie możesz śmiało zejść na ziemię, bo w życiu taka zależność nie występuje! :D
Ja dopiero po drugim dziecku zrozumiałam, że każde dziecko to tak wielka zagadka, że planując dziecko, nawet jeśli ma być kolejne w rodzinie, nie ma co mieć nadziei, że będzie łatwiejsze w obsłudze od poprzedniego! Lepiej wyobrazić sobie pesymistyczne scenariusze i później się mile zaskoczyć, niż nastawić że będzie „easy”, łatwizna i palce lizać i w szoku zastać rzeczywistość, która wykręca nas jak kuchenną szmatę :D
Oto właśnie tzw. TAJEMNICA DRUGIEGO DZIECKA. I każdego kolejnego również – nie wizualizujmy sobie NIEBIOS, aby w pysk nie dostać odłamkiem żarzącego się węgla spod kotła, w którym gotują się właśnie urwane firanki, stłuczone szklanki, ataki histerii czy też inne demony ;-) Ale to wszystko da się przejść – grunt to tylko nie nastawiać się wcześniej, że każde macierzyństwo to bułka z masłem. Bo ono jest raczej hamburgerem złożonym z wielu warstw sosów słodko-kwaśno-pikantnych a nie zwyczajną kanapką z żółtym serem :P I każde jest zagadką, bez wyjątku :D
Buziaki! I byle do jutra! :D ;-) Piszę to jako matka trójki dzieci z czego jedno jest rzeczywiście „ułożone”, ale reszta to zagadki, których jeszcze nie rozgryzłam i kto wie, co mnie czeka w dniach, tygodniach, miesiącach czy latach kolejnych :~D Stay tuned!
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić, jeśli utożsamiacie się z moimi wyborami :-) Dziękuję!
Obserwuj mnie na Instagramie: Szczesliva ❤️https://www.instagram.com/szczesliva/ ❤️
Brak komentarzy