Jesień i zima to są te pory roku, w których ja niestety chodzę lekko podminowana. Bo a to Słońca brak i średnio cieszy mnie aura za oknem. A to jest szaro, buro, mokro i zimno. Z domu nie chce mi się w ogóle wyściubiać nosa, najchętniej siedziałabym pod kocem, piła malinową herbę z prądem i delektowała się tym stanem do nieprzytomności ;-)
Człowiek chodzi non stop śpiący i wydawać by się mogło, że sen zimową porą to powinna być sama przyjemność. No właśnie, powinna. Bo jak się okazuje z tym dobrym snem zimą różnie bywa.
Nie wiem jak w Waszym przypadku, ale w przeciwieństwie do zimy, wiosną i latem sen przychodzi mi i mojemu pierworodnemu o wiele łatwiej i trwa zdecydowanie dłużej. Taka zagadka. Całe moje szczęście, że Męża to ja mam ogarniętego , który w mig rozwikłał tę zimową zagadkowość. Otóż pomierzył to i owo w naszym powietrzu i zawyrokował, że zimą mamy w naszym mieszkaniu masakrycznie przesuszone powietrze. I ta niska wilgotność zapewne wpływa na to, że śpimy zdecydowanie gorzej, krócej i oddychanie nie przychodzi nam wcale tak łatwo. I że to może być powód tego, że słabiutko z tym spaniem u nas.
I to był właśnie ten bodziec, który sprawił, że zaczęliśmy interesować się nawilżaniem powietrza w mieszkaniu. A od myślenia przeszliśmy do działania, bo serio – nie było na co czekać. Powietrze nawilżamy w mieszkaniu już od trzech lat, i zimowe noce znów nabrały dla nas uroku. Ja już nie budzę się tak często w nocy, jak to miałam wcześniej w zwyczaju. I nie sięgam już po wodę w trakcie snu. Co dla mnie również istotne: moja skóra wreszcie przestała razić suchością i nie budzę się ze spierzchniętymi ustami. Ivo sypia w domu jak suseł. A Teodora chwilowo przemilczę ;)
W ciągu tych trzech lat przeszliśmy już swoje z różnej maści urządzeniami. Wiemy już na czym warto nie tylko zawiesić oko, ale co okaże się również praktyczne i skuteczne. Wiemy też, czego unikać jak ognia. A wiele jest na rynku gadgetów, które są wspaniałe w reklamach producentów, jednak rzeczywistość bardzo szybko odziera je z tych papierowych przechwałek.
Dla przykładu wyliczę kilka irytujących cech naszych nawilżaczy z przeszłości, które to urządzenia szybko znalazły najkrótszą drogę do śmietnika.
- Głośna praca. W reklamach jeden z tych bubli był cichutki, na dowód czego zostały przytoczone wyniki pomiaru w decybelach. Okazało się jednak, że ten cichutki dźwięk jest tak irytująco „świerszczący”, że człowiek dostawał czkawki po 5 minutach pracy urządzenia. W nocy znalazł zastosowanie jako skuteczny zagłuszacz hałasów knajpy za naszymi oknami :)
- Smród w mieszkaniu. Po pewnym czasie pracy innego nawilżacza w niektórych zakamarkach urządzenia zalęgła się śmierdząca pleśń. Nie do wyczyszczenia, bo brak było dostępu do owych zakamarków. W reklamach ów model opisywany był jako „prozdrowotny”.
- Chlapanie wodą. Po kilku godzinach pracy wokół niektórych nawilżaczy tworzyło się wilgotne jeziorko. Biada panelom i parkietom.
- Pożeracz prądu. Były i takie, które wodę odparowywały poprzez podgrzewanie grzałką elektryczną. Bankructwo gwarantowane.
- Biały nalot na meblach. To mroczna strona wszystkich nawilżaczy ultradźwiękowych. Trzymamy się już od nich z dala.
- Szkaradny wygląd. Wybaczcie, ale jeżeli wstawiam coś do mieszkania, to chciałabym, by nie szpeciło. Większość jednak szpeciła niestety.
W chwili obecnej mamy wielki nawilżacz centralny, który pokrywa zapotrzebowanie na wilgoć w całym naszym mieszkaniu. Potwór z 30 litrowym zbiornikiem na wodę. Działa znakomicie, jednak jest olbrzymi, mało mobilny i wydmuchuje powietrze z siłą lokomotywy. Dlatego w dalszym ciągu szukaliśmy czegoś, co można byłoby trzymać wyłącznie w sypialni, byłoby ciche, skuteczne i jednocześnie pozbawione wszystkich wymienionych powyżej wad.
Dlatego kiedy dostałam do przetestowania Oskara od marki Stadler Form, powiedziałam sobie, że ktoś chyba czyta w moich myślach ;) Skąd oni wiedzieli, że akurat łasiłam się do Męża o coś podobnego? Oskar – ewaporacyjny nawilżacz, zagościł u nas jakieś dwa tygodnie temu. No i wygląda na to, że zadomowi się już u nas na stałe.
Przede wszystkim Oskar, na swoje szczęście, okazał się milczącym typem :-D Ale to naprawdę milczącym. Jego niemalże nie słychać. Ja szczerze nie znam innego urządzenia o takim zastosowaniu, które byłoby równie bezszelestne. Duży plus dla Oskiego za to ;-) Do tego jest on typem ogarniętym, a tam, gdzie on stoi, panele są suchusieńkie. No i działa znakomicie. Woda ubywa ze zbiornika jak należy a o właściwy poziom wilgotności w pomieszczeniu dba wbudowany higrostat, którym ustawiamy preferowany poziom nawilżenia powietrza – w zakresie od 40 do 55%. Jeżeli Oskar nawilży powietrze do optymalnego poziomu, wówczas samoczynnie wyłączy się, aby ponownie uruchomić się dopiero, gdy powietrze znowu osiągnie ustanowione minimum. Dodatkowo gdy braknie w nim wody wyłączy się on samoczynnie i za pomocą czerwonej kontrolki poprosi o jej uzupełnienie. Dzięki temu Oskar pracuje bardzo ekonomicznie nie zużywając niepotrzebnie energii elektrycznej. Wisienką na torcie jest kostka z jonami srebra zamontowana wewnątrz urządzenia, która ma działanie antybakteryjne. Dzięki niej mamy gwarancję, że powietrze, które wdychamy my i nasze dzieciaki jest po prostu czyste.
Kolejna sprawa. Oskar, wie że aromaterapia to genialna sprawa i ma specjalną przegródkę na olejki. Bo naturalne olejki eteryczne mają moc. A olejek sosnowy, który jest moim ulubionym, na zmianę z eukaliptusowym, nie tylko genialnie pachnie ale również zwiększa odporność organizmu, pomaga w przeziębieniach i ułatwia oddychanie. Obczajcie koniecznie tę sprawę z olejkami, bo one naprawdę działają.
Oskar, którego obecnie mam w sypialni, jest do pomieszczeń o kubaturze do 50 metrów kwadratowych. Jeśli potrzebujecie czegoś na większy metraż, musicie poznać starszych braci Oskara.
Oskiego kupicie > TUTAJ.
Minusem jest to, że Oskar ma filtry wymienne, co znaczy, że raz na jakiś czas musicie się w nie zaopatrzyć. Nie jest jak perpetuum mobile, które nakręcone będzie jechało bez prądu i bez wymiany części. I o tym będę musiała pamiętać ja osobiście, a że jestem sklerotyczką, już to sobie wpisałam do kalendarza. Kolejnym minusem jest to, że potrzebując wody nie czerpie jej automatycznie z kranu i nie teleportuje niestety bezpośrednio do urządzenia. Musiałam odkurzyć konewkę!
Mąż mi właśnie popatrzył przez ramię, przeczytał co napisałam i uściślił, że są też plusy wymiennych filtrów. Mianowicie powietrze przepuszczane przez wilgotny filtr jest oczyszczane z zanieczyszczeń znacznie skuteczniej, niż w przypadku filtra suchego. Również powietrze w ten sposób nawilżone jest najbardziej zbliżone do naturalnego i najzdrowsze. Oskar – mistrz ewaporacyjnego nawilżania [moim zdaniem zdecydowanie lepszego niż ultradźwiękowe czy parowe, bo również bardziej dla nas naturalnego] zna się na rzeczy, jak widać.
Ostatnio dość blisko jestem z Oskarem ;-) i podoba mi się również to, że Oski „wygląda”. Jego design do mnie przemówił i gdzie bym go nie postawiła, to wygląda zgrabnie, estetycznie i w sumie nawet dodaje temu miejscu takiego, hmmm… prestiżu :-D Mój Mąż się ze mnie śmieje, że lecę na wygląd. Coś w tym pewnie jest ;-)
A skoro mamy jeszcze drugą sypialnię przeznaczoną dla naszych chłopaków, to będę sobie mogła zaszaleć i zaprosić do nas kumpla dla naszego Oskara. A wybór będzie trudny, bo jego koledzy to typy dosyć egzotyczne – poza białym jest jeszcze srebrny, jagodowy, czarny, brązowy a nawet limonkowy!
No i którego tu teraz wybrać ? ;-) Pewnie postawię na limonkę, bo będzie pasowała do mojego nowego lumpeksowego łupu, limonkowego cardiganu DKNY ;-P
21 komentarzy
piękny jest. magda, jak często musisz go uzupełniać woda?
raz na dwa dni. przy nawilżeniu 40-50%.
Spoko, też tak robię :)
Jest mimo wszystko bardzo wydajny, a chodzi tak cicho, jakby go w ogóle nie było :)
Ja też go mam i jestem bardzo zadowolony
Polecam też dodawać olejki eteryczne
Super jest to, że można samemu ustawić poziom nawilżenia powietrza!
Super, a czy jego działanie „przenika” między pomieszczeniami? Tzn. czy postawiony w sypialni rodziców będzie nawilżał powietrze również w sąsiednim pokoju dziecka, oczywiście przy założeniu otwartych drzwi? Czy lepiej żeby stał np. w przedpokoju pomiędzy pokojami?
Powietrze cyrkuluje w pomieszczeniach nieustannie i między nimi również. Postawiłabym go pomiędzy dwoma pokojami :-)
Polecam Rogera, świetnie oczyszcza powietrze w pokoju dziecka
Dodatkowo polecam dodawać olejki eteryczne, efekt będzie jeszcze lepszy
a ja na odwrót, szukam idealnego pochłaniacza wilgoci…
Taka specyfika Waszego lokum, po prostu? My się bijemy o każdy procent wilgotności na plus.
Tak, niestety, ja walczę, żeby pozbyć się każdej jej jak najwięcej. Niestety pochłaniaczy wilgoci jest na rynku dużo mniej i są kiepskie.
a wiesz że ja za Twoją radą go kupiłam i też jestem zadowolona z Oskara? dzięki za ten artykuł, bo nawilżacz okazał się świetny!
Super! Bardzo sie ciesze :)
Bo Oskar jest absolutnie niezawodny. Ja odczułam różnicę już po kilku dniach. Zniknął ból głowy, alergie mniejsze. Super sprawa!
Zgadzam się. Alergia znika całkowicie. Oskar jest świetny i ma super design.
Ja też jestem mega zadowolona! Doskonały! Dzieci w końcu śpią lepiej.
Dokładnie, lepszy sen to niesamowite. Alergia też wyciszona
U nas najlepiej sprawdza się Roger, który doskonale oczyszcza powietrze