Duża różnica wieku w związku wcale nie musi być czymś negatywnym. Wręcz przeciwnie. Mając starszego partnera możemy czerpać z tej relacji same korzyści, lub w większości same korzyści ;-) Niektórzy się spierają, że mężczyźni nigdy nie dojrzewają… Hmmm ;-)
Jeśli towarzyszycie mi tutaj na blogu dłużej niż kilka miesięcy, to doskonale wiecie, że strzegę prywatności mojego Męża.
Na jego wyraźną prośbę nie występuje on na żadnym z blogowych zdjęć i nie poruszam tutaj tematów, które zdradzałyby jego personalia. Przyznam szczerze, że nie raz korciło mnie, aby pokazać Wam nasze wspólne szczęście. Czy to ze wspólnego spaceru. Czy też nielicznych randek, na które wydrapujemy czas z rocznego kalendarza. Przystojny z niego facet. Niech pozostanie jednak moją słodką tajemnicą ;-)
Z detali, które mogę zdradzić, jest to, że mój M. jest ode mnie o kilkanaście lat starszy. Uruchomcie teraz oczy wyobraźni ;-) Tak na marginesie podobno my – kobiety mamy ją niesamowitą, o czym zresztą przekonuję się podczas marzeń sennych. Co moja głowa produkuje w nocy, to wystarczyłoby na miliony książek z gatunku science-fiction ;-)
Wrócę jednak do meritum. Od kiedy pamiętam moje oko i umysł zwracały uwagę wyłącznie na facetów starszych ode mnie. Starszych o lat 5, ale i o trzydzieści również. Wbrew temu co piszą niektóre poradniki, gdy kobieta kieruje swoje kroki w stronę zdecydowanie starszych od siebie mężczyzn – mnie nigdy nie brakowało mojego Taty, ani relacja z nim nigdy nie należała do dziwnych czy też patologicznych. W młodości byłam klasyczną nastolatką, która psychicznie wykańczała swoich rodziców ;-) Piłowałam równie intensywnie moją Mamę i mojego Tatę, za co należy im się zadośćuczyniający rejs dookoła świata ;-)
Co do tych moich męskich upodobań: próby nawiązania bliższej relacji z młodszymi ode mnie kończyły się fiaskiem. Nasze umysły nie nadawały na tych samych falach, po prostu. Jakaś niewidzialna przepaść nas łączyła i sfera seksualna albo umysłowa były dla mnie totalnie odległe. Facetów młodszych ode mnie miałam zwyczajnie ochotę przytulić, uczesać im włosy i odesłać do mamy. Nie zrozumcie mnie źle, wiem że na świecie są całe miliony związków, w których to facet jest młodszy od swojej partnerki. Ja przed moją trzydziestką nie trafiłam na zachęcające jednostki, po prostu.
Kiedy byłam dwudziestolatką istnieli dla mnie wyłącznie mężczyźni powyżej trzydziestegopiątego roku życia. Ponieważ prowadziłam bardzo bujne życie towarzyskie selekcja dokonywała się niemalże samoistnie. Kiedy facet niedajpanieboshe przyznawał się, że ma lat 28 albo 30, to ja robiłam klasyczny manewr cofający i już wyciągałam w jego stronę chusteczkę, aby wytrzeć mu mleczko spod nosa ;-) Trochę jestem wredna, wiem, ale piszę o tym tylko dlatego, żeby Wam powiedzieć, że tak właśnie zaprogramowała mnie natura. Nic na to nie poradzę. Nie narzekam nic a nic, bo suma sumarum trafiłam na człowieka dla mnie idealnego. Mojego Męża, którego szczęście polegało na tym, że okazał się być zdecydowanie ode mnie starszy ;-)
Zakochani w sobie na zabój od pierwszych chwil w ogóle nie widzieliśmy problemu, który było widać natomiast w oczach otoczenia. Co prawda nasze rodziny świetnie przyjęły do wiadomości fakt, że chcemy być i jesteśmy razem, jednak obcy ludzie patrzyli się na nas dość podejrzliwie. Jeszcze 5 lat temu moja twarz to była klasyczna baby-face, z bardzo łagodnymi rysami i niemalże zerowym makijażem. Czasami stojąc w supermarketowej kolejce razem z moim M. miałam wrażenie, że ludzie oczekują, że powiem do niego: „Kupisz mi Winterfresh, Tato?” – i dam mu wtedy dużego buziaka w policzek. Tymczasem ja miałam czelność pocałować go w usta :D I tym oto sposobem w ich umysłach następował huragan Katrina i widziałam niezły popłoch ;-) No trudno ;-) Całe moje szczęście, że z każdym rokiem i kolejną ciążą zaczęły mi się rysy wyostrzać, dlatego popłochu w kolejkach już nie robimy ;-)
Rozgadałam się trochę, tymczasem chciałam Wam napisać jak smakuje życie ze starszym od siebie facetem. Bo to o to prosiło mnie już w mailach kilka osób, które drogą dedukcji i dogłębnej analizy treści na tym blogu zorientowały się, że mój M. jest starszy ode mnie o więcej niż 5 lat.
Życie ze starszym facetem smakuje moim zdaniem dojrzale! Dla mnie, lekkiej trzpiotki, wspaniale! Zgodzę się ze stwierdzeniem, że wszyscy faceci do końca życia pozostają w pewnym sensie chłopcami, z moim M. na czele. Uważam jednak, że dojrzały facet po 30-stce czy też 40-stce widzi więcej i więcej czuje. Jego zdobyty bagaż życiowy jest jego kapitałem, którym wyprzedza część mężczyzn młodszych od siebie. Dostając po dupie kilka razy i mając do czynienia z kobietami wcześniej, nie tylko wykształcił w sobie zdolności adaptacyjne ale też nauczył się, że nad związkiem trzeba pracować. Trzeba go odświeżać, wzniecać ten ogień, który ma szansę się palić tylko wtedy, jeśli będziemy dolewać do niego paliwa.
Duża różnica wieku niesie ze sobą też pewne ryzyko. Powiedziałabym nawet, że jak w każdej relacji są pewne punkty słabsze, które jednak potrafią być przesłaniane tysiącami plusów. Nieodkładanie planowanie powiększania rodziny w nieskończoność to dobry ruch. Świadomość tego, że kiedyś młodsza kobieta będzie tą, która przejmie stery też jest ważna. Tak naprawdę jednak kochający się i myślący ludzie są w stanie tak rozplanować swoje życie, aby te „punkty słabsze” nie doszły do głosu.
Ja nie byłam nigdy szczęśliwsza niż właśnie teraz. Kochać i być kochaną, rozumianą, wspieraną, to wielki prezent od życia. Dojrzałe dialogi, wspólne plany, otwarty umysł na rzeczywistość, wielka troska o dzieci i świadome budowanie ich przyszłości. Wszystko razem. Co dla mnie istotne – mój mąż dojrzalszy ode mnie wiekiem czasami bije mnie fizycznie na głowę, nie mówiąc o tym, że w lot łapie rzeczy, które mnie w głowie się nie mieszczą ;-) Sami zupełnie nie odczuwamy jakiejkolwiek różnicy wieku. No może jedynie wtedy, gdy mój mąż do mojej Mamy i mojego Taty mówi po imieniu ;-)
Konkludując już – bez znaczenia jest dla nas ile lat nas dzieli, czy to 5 czy piętnaście. Sukces szczęśliwego związku polega raczej na dopasowaniu się z drugą osobą, tak aby uzupełniać się nawzajem i stworzyć orkiestrę, której muzycy stanowią kompletny twór, utworem zwany! ;-) Cały czas dla siebie w pewnym sensie zagadkowy i interesujący.
Przyspieszający wtedy, gdy trzeba przyspieszyć, i zwalniając wtedy, gdy tempo życie narzuca zbyt duże ;-)

