Nie będę ściemniać, że w ostatnim tygodniu tryskałam energią i byłam panią cierpliwości oraz seksapilu. Tak naprawdę to było zupełnie odwrotnie. Jestem typowym przykładem meteopatki, na którą wpływ mają zmiany ciśnienia i wahania temperatur.
Nie lubię się nad sobą roztkliwiać, ale prawdy nie oszukam ;-) Jestem cholernym wrażliwcem, który lubi mieć porządek, chwile bez wrzasków w domu i momentami „święty spokój”. Ja bez tego „świętego spokoju” nie daję rady, w przeciwnym razie zaczynam wyładowywać się na otoczeniu, które zaczyna mieć mnie po dziurki w nosie ;-)
Daleko szukać przykładu nie trzeba.
Przed godzinami wrócił z zagranicy mój M. i od razu mu się oberwało. Ta radość, która powinna towarzyszyć jego powrotom została przeze mnie skutecznie stłumiona, bo wytknęłam mu mimochodem jakąś pierdołę, która była klasycznym przykładem szpiluni. Pewnie wiecie, co to są te szpilunie.
To takie pstryczki, niby niewinne uwagi rzucane mimochodem w stronę drugiej osoby, jednak za cholerę nie mają znamion życzliwości. Bardzo łatwo jest się zagalopować i zaserwować taką szpilunię, która naruszy spokój i chwile radości. Ja jestem szpilkową mistrzynią i powinnam zostać za to ukamienowana, serio. Sama się sobie czasami dziwię, że jeszcze nikt mnie za to nie zgładził.
Tak czy siak. Mój M. zastał mnie w średnim stanie. Tak naprawdę to w turbo-narzekającym stanie, który niczego dobrego nie wróży. Ja, jak to ja, zaczęłam litanię, że jestem zmęczona, że nie mam siły, że potrzebuję odpoczynku i mam wszystkiego po dziurki w nosie. Wahania nastrojów, hormonów i potrzeb. Cała ja :D Nie jestem tym typem, który będzie czekać na to aż facet się domyśli, co mi dolega. Faceci z reguły się nie domyślają. Muszą mieć jak krowie na rowie, jak na tacy podane to, że mamy jakieś życzenia i chciałybyśmy, aby np. pomogli nam w ich spełnieniu.
Nie chwalę mojego mężczyzny publicznie, choć wiem że nie tylko powinnam ale i mu się to należy.
Bo chłopina nie z tych, którzy walną się na sofę po robocie i będą czekać aż się im posprząta, ugotuje i na beknięcie odpowie, że „się przyjęło”. Nie skłamię, jeśli powiem, że prawdopodobnie więcej się udziela w domu niż ja sama. Wychowuje, sprząta, gotuje. Słowem – nie pomaga mi a czynnie prowadzi gospodarstwo domowe wspólnie ze mną.
I gdy przed godziną oznajmiłam, że ja idę do wanny, bo już nie daję rady z samą sobą i potrzebuję resetu, to zrobił coś, co chciałabym, żeby większość mężczyzn ogarnęła. Kto wie, czy Wasi mężczyźni nie robią tego samego – byłaby wtedy duża dla nich piąteczka!
Co zrobił mój M.?
Kiedy ja się pluskałam i udawałam, że nawiązuję nić porozumienia z kąpielową pianą wsłuchując się w szumy spływającej wody spowodowane nieszczelnym korkiem, to on uśpił najmłodsze i wziął na spacer najstarsze!
Matko i córko i wszystkie inne kobity!
Błogość nastała! Lenistwo nastało! Leżę i nie dowierzam i czuję jak bateryjki ładują mi się w nieskończoność! Pięty robią mi się gładsze, psychika łagodnieje, rysy twarzy z „sukowatości” nabierają coś na kształt kobiecej życzliwości! ;-) Ochota na narzekanie mija, ochota na inne rzeczy wzrasta. Niedowierzanie! Chwilo trwaj, powtarzaj się jak najczęściej i bądź dana każdej kobiecie, której jak psu buda należy się reset w miejscu, gdzie spotka się z samą sobą i odmoczy raz na jakiś czas swoje boczki!
Piąteczka! ;-)
5 komentarzy
Cała ja w ostatnim czasie! Aż samej ze sobą mi się nie chciało przebywać, a co ma dopiero powiedzieć mój coraz bardziej przyszły Mąż :D lubię Cię czytać, życiowe te Twoje posty :) piona!
Bardzo lubię czytać twoje artykuły, ale kompletnie nie ogarniam co to za zachwyt, że facet dba o swoje dzieci i o samopoczucie swojej żony. Zawsze wydawało mi się to oczywiste.
No właśnie… Oni pierną, a my mamy ich za to pod niebiosa wynosić… No ale to my ich tego nauczyłyśmy…
A ja o tym marzę i zachwyt by był tak jak mamom należy się zachwyt za codzienne starania
Oj ile ja bym dała za choć czasem takie chwile. Dziewczyny doceniajcie to co macie. Mój dzisiejszy dzień był bardzo męczący. Aż muszę się wygadać. Najpierw poranek po okropne awanturze. A poszło jemu o to że cały czas zmęczony a mi że powiedział (znowu) że nie umiem się zająć dzieckiem (dwulatka którego czasem nie łatwo zrozumieć więc marudzi). Najpierw jeszcze mnie skrzyczał zwyzywał. Potem przyszedł się pogodzić przeprosić. A potem co cały dzień śpi przed telewizorem. W tym czasie sama obiad jakieś pranie bo wczoraj nie było na to głowy. Psa na podwórko też trzeba wziąć bo sam nie wyjdzie. Dziecko zająć zabawić, wykąpać, nakarmić. Czasem czuję się jak samotna matka. A do tego jeszcze mieszkam bardzo daleko od rodziny, której też mi okropnie brakuje.
Mąż jest też i dobry przynajmniej z dzieckiem się bawi czasem jakiś obiad zrobi ale w takie dni to nie wiem co mam myśleć najchętniej bym się spakowała i wyjechała ale kocham tego mojego furia i syn też go bardzo mocno kocha.
Spokojnej nocy wam życzę