Pamiętam nasze przeboje sprzed roku, kiedy szukałam miejsca w przedszkolu dla naszego starszaka. Gdy podeszłam do dwóch pobliskich publicznych przedszkoli, aby rozeznać się w temacie, dyrektorzy placówek od razu sprowadzili mnie na ziemię.
Na dzień dobry dostałam prawdą z liścia. Przede wszystkim w Krakowie jest tak wielu chętnych rodziców próbujących posłać swoje maluchy do publicznego przedszkola, że raczej marne nasze szanse, aby nasze dziecko znalazło się w publicznej placówce.
Jedna z pań dyrektorek, która w rekrutacyjnym ferworze uprzejmie przyjęła mnie na krótką rozmowę, zadała mi kilka dyżurnych pytań. Jeśli dobrze pamiętam, to większość dotyczyła tego, czy jestem samotną matką, czy oboje z mężem pracujemy na etacie oraz czy któreś z naszych dzieci już do ich placówki uczęszcza. Po tym krótkim wywiadzie zmarszczyła brwi konkludując to krótko:
„Nie chcę robić Pani nadziei. Nie widzę większych szans na powodzenie przy rekrutacji do naszego przedszkola publicznego. Jest pani z synem na końcu systemowego „łańcucha pokarmowego”. Proszę rozejrzeć się za prywatną placówką, tym bardziej, że one w Krakowie równie okupowane jak te publiczne.”
Wiele się nie myliła.
Kiedy wyraziłam życzenie zapisania mojego syna do jednej z trzech wybranych przez nas placówek, które polecali moi znajomi, okazało się, że miejsc raczej już nie będzie. Listę mieli pełną jeszcze przed rekrutacją, a na liście rezerwowej chcieli nas umieścić niechętnie od razu sugerując, że ta lista to tylko takie pocieszenie, z którego się raczej nie korzysta.
No zajebiście. – pomyślałam.
Chciałam posłać mojego syna do przedszkola nie tylko dlatego, aby tam mógł się rozwijać wśród rówieśników i spędzać czas kreatywniej niż w domu. Wszak miały mu wtedy stuknąć 3 lata. Chciałam również aktywniej pracować, aby móc w większym stopniu dokładać się do domowego budżetu i się rozwijać. Przy okazji miałam dosyć tych głupkowatych spojrzeń w tylu:
„A myślisz coś o posłaniu starszaka do przedszkola i jakiejś yyy…. pracy?!”
Nie, nie myślę wcale. Będę siedzieć na dupsku, pierdzieć całe życie w stołek i liczyć pajęczyny na ścianach. Durne gadanie, które zapewne niektórzy z Was znają od podszewki. No jasne, że chciałam puścić dziecko do przedszkola. Tylko skąd znaleźć takie, które go przyjmie i nie będzie na końcu świata, to znaczy godzinę drogi z domu w jedną stronę…
Mission impossible!
Cudem wtedy znaleźliśmy miejsce w przedszkolu, z którego akurat jedno z dzieci się wypisało, bo miało przeprowadzić się z rodzicami zagranicę.
Też w temacie rekrutacji, w której meandrach totalnie się gubię i ciekawa jestem mega, jak to u was wyglądało. Niespełna tydzień temu napisała do mnie Ania G. Wściekłość biła z jej wiadomości:
„To kolejny rok spędzę z dzieckiem w domu, bo okazało się, że w naszym mieście nie ma miejsca dla naszej Oliwii. To, że mąż pracuje sześć dni w tygodniu a ja chcę wrócić do pracy nie wystarczy. Kiedy zapytałam kobiety w przedszkolu co mam robić zaśmiała się chyba kpiąc ze mnie. „Niech Pani się rozstanie z mężem, jak robią to inni.” […] Nie padnij ze śmiechu. Niektóre moje młodsze koleżanki z liceum, z którymi mieszkam po sąsiedzku celowo opóźniają swoje zamążpójście do momentu aż dziecko dostanie się do przedszkola do czego przyznają się bez krępacji. Pracują tylko na papierze na 1/4 etatu i odbierają dzieci już o 13.00. Codziennie spotykamy się na spacerach.
[…] Mam zgrywać samotną matkę po to tylko, abym mogła posłać Oli do przedszkola i wrócić do pracy? Niedoczekanie! Obłudy nie zniosłabym. Na prywatne nas nie stać, bo moja pensja ledwo pokryłaby koszt. Co dla mnie jest ważne, bo nie pracowałabym na umowę o pracę a na umowę zlecenie – w prywatnym płaci się bez względu na to, czy dziecko choruje czy nie. W państwowych w naszej okolicy płaci się tylko za dni, w które dziecko było na miejscu.
I co tu robić?”
Lekko zdębiałam po tym mailu. Głęboko wierzę, że to tylko mały wycinek rzeczywistości a nie pełny obraz sytuacji. Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek mógłby się wyrzec partnera publicznie po to tylko, aby zapewnić dziecku miejsce w przedszkolu. Co widzę na naszym przykładzie – mam nadzieję, że to nie kombinatorstwo i naginanie reguł są winne tego, że dzieci, dla których powinno być miejsce, niestety do przedszkola się nie dostają. Może durna jestem, ale liczę na ludzką przyzwoitość.
Mam wrażenie, że to system jest winien. Zupełnie serio, cóż nam z 500+, które jest kroplą w morzu, kiedy wiele dzieci nie może dostać się do przedszkoli, bo tych przedszkoli fizycznie nie ma? A mamy tych dzieci nie mogą wrócić do pracy aktywnie dokładając się do tworzenia zdrowego systemu, bo mają związane ręce? Dla mnie zdrowy system to taki, który umożliwia chętnym do pracy pójście do tej pracy, podczas gdy ich dzieci będą miały opiekę, na którą będzie stać ich rodziców.
Zatem co robić, aby dostać się do publicznego przedszkola? Jak pozytywnie przejść rekrutację do przedszkola, aby dziecko mogło być w publicznej placówce? Nie mam zielonego pojęcia. Jeśli mieszkacie jak ja w miejscu, gdzie o przedszkole publiczne trudno, trzeba zacisnąć zęby i szukać miejsca w przedszkolu prywatnym, do skutku.
Trzymam kciuki!
47 komentarzy
Krakow. Dodatkowy punkt przy rekrutacji jesli dziecko uczeszczalo w roku poprzedzajacym do placowki opieki nad dzieckiem do lat trzech. Chodzi o ciaglosc. Synek przez caly ten rok chodzil do przedszkola prywatnego jako 2,5 latek (rocznik 2014 dopiero teraz mozna rekrutowac do przedszkola publicznego) ale punktu nie dostanie bo to nie placowka do lat 3…paranoja!
U nas akurat dzięki 500+ córka chodzi do żłobka, choć jeśli chodzi o taką instytucje miejską to jest na całe miasto około 400? miejsc gdzie miasto ma prawie 200 tysięcy mieszkańców….
Powiem tam ja nie składałam wniosku o przyjęcie w pierwszej rekrutacji wiadomo było ze się nie dostanie. Koleżanka poleciła mi żeby dzwonić przed rozpoczęciem roku bo wtedy okazuje się ze wiele ludzi których maluchy się dostały nie przyszli podpisać umowy bądź zrezygnowali zaraz przed rozpoczęciem. I dzwoniłam do wszystkich przedszkoli w pobliżu i po paru minutach miałam już 3 telefony ze jest miejsce bo ktoś zrezygnował. Może szczęście może nie ale warto próbować :) i niepoddawac się jak w pierwszej rekrutacji się nie dostanie.
Moje dziecko nie dostało się w naszym mieście do przedszkola publicznego (startowaliśmy do trzech). Nie liczyło się to, że uczęszczał do żłobka publicznego (dostał się tam po znajomości notabene) i że oboje z mężem pracujemy. Byliśmy zmuszeni posłać go do przedszkola w mieście obok, gdzie również dostał się po znajomości. Trochę to słabe, że tylko znajomości się liczą. Fakt – miałam ten komfort, że mam znajomości. Ale do pracy musiałam jeździć w przeciwnym kierunku i codziennie pokonywałam 70 km, żeby zawieźć syna do przedszkola, jechać do pracy, a po pracy odebrać go z przedszkola. Teraz jestem w drugiej ciąży. Naiwnie wierzę, że może tym razem uda nam się bliżej domu dostać do placówki publicznej…
W mieście Warszawa też najlepiej być samotną matką, gdzie nie pójdę tam dowiaduję się że ludzie tak robią, co potwierdzają dyrektorzy placówek. Ja jako matka i żona, mam mniej praw, mniej mi się należy. Ja byłam w pracy, inna mama na wychowawczym a dwójką dzieci w przedszkolu, można, można. Brak przyzwoitości jeśli chodzi o miejsca w przedszkolu, czy szkole. Bo liczy się miejsce zamieszkania a nie zameldowania, tu też ludzie kłamią. Mojej koleżanki synek jest na 450 miejscu do żłobka, mój 150 bo zapisałam zaraz po urodzeniu, ona dopiero po pół roku taki life… Damy radę
450 miejsce do żłobka to nie tak źle! Moją córę chcę od sierpnia wysłać ale w Gdańsku bez szans.. 1064 miejsce na dziś.. a prywatne? pół pensji przynajmniej do oddania..
liczy się, gdzie rozliczają podatki
A gdyby jak mówi moja mama każde dziecko 500+ dostało w postaci żłobka, przedszkola lub szkoły stosownie do wieku? Starczyło by i na remonty i wyżywienie i może jeszcze jakąś wycieczkę….
Winny jest system… Kiedy do przedszkola szły dzieci z niżu demograficznego to przedszkola zamykali bo za mało dzieci. Teraz idą dzieci z wyżu demograficznego i mamy problem bo przedszkoli za mało mamy
Oj tak..Śmiejemy się z mężem, że ślub to był nasz najgłupszy pomysł. Przez to, że jesteśmy małżeństwem i oboje pracujemy nic nam się nie należy..Póki co jesteśmy na etapie żłobka, Mały właśnie skończył roczek i teoretycznie jest na liście w publicznym żłobku, tylko że jak ostatnio się dowiadywałam jeszcze dzieci ze styczniowej listy się nie dostały, także pozostaje nam prywatny, który kosztuje mniej więcej połowę mojej pensji…Pewnie z przedszkolem będzie tak samo…A podobno wszystko takie prorodzinne…
Niestety moja córka jest jednym z wielu dzieci, które już drugi rok z rzędu nie dostało się do publicznego przedszkola. W tym roku skończy 4-latka i dlatego, że ma pełną rodzinę i Mamę nie pracującą (mamy 7-miesięcznego Maluszka w domu) miejsca w przedszkolu publicznym dla nas nie ma.
Niestety zarówno Twoje i Ani przykłady to tylko wierzchołek góry lodowej. Pamiętam jak córkę chciałam posłać do przedszkola i szczerze przyznam, że dostała się tylko dlatego,że mieliśmy znajomości. Mimo, że ja i Mąż pracowaliśmy :( Wiesz co było najgorsze ? Że do przedszkola podostawały się dzieci których mamy wcale do pracy nie musiały iść i nawet się do tego nie garnęły. Czas kiedy dzieci spędzały w przedszkolu przeznaczały na zakupy, kawkę i ploty. Niestety drugie tyle dzieci, które się dostały pochodziły z wsi oddalonych o nawet 15 km od naszej miejscowości. Wyobrażasz sobie ? Twoje dziecko się nie dostaje mimo,że mieszkasz po sąsiedzku z przedszkolem,a inne z odległej wsi owszem tylko dlatego, że rodzice podali fałszywy adres pobytu dziecka, często znajomych czy rodziny. Fikcyjne samotne matki to też bardzo często spotykane zjawisko. I przykro, że dzieci, których rodzice pracują lub chcą pracować nie mogą,bo dla tych dzieci nie ma miejsc. Za to dla kombinatorów miejsc nigdy nie braknie.
Czytając kryteria – samotny rodzic, niepełnosprawność, niepełnosprawność członka rodziny, rodzeństwo w tym przedszkolu, pracujący rodzice- straciłam nadzieję,że syn dostanie się do przedszkola od września, bo jak wytłumaczyć systemowi, że szlak mnie już trafia na siedzenie w domu, że chce iść do pracy, do ludzi, że syn niczego tak nie pragnie jak „moje dzieci” i „moja koła”. Mieliśmy chyba 10pkt i dostaliśmy się, bez kłamania, oszukiwania i znajomości, w większym mieście, ale nie tak dużym jak np. Kraków. Na pewno skorzystaliśmy na tym zamieszaniu z 6latkami, dzięki niemu więcej dzieci w tym roku opuszcza przedszkola. Teraz tylko odliczamy do września i modle się by Młody miał taki sam zapał jak obecnie i nie ryczał we wrześniu, bym od razu mogła znaleźć pracę, koniecznie od 8-16 bo przecież szkoły i przedszkola nie dłużej są otwarte, a co ja matka słomiana wdowa zrobię z dziećmi po 16…. ;)
Oj ciężko być pracującą matką w tych czasach.
polecam chodzić z dzieckiem rok wcześniej do logopedy, oczywiście jak ma jakieś problemy. Stosowna opinia, że potrzebuje kontaktu z dziećmi do prawidłowego rozwoju mowy i dziecko miejsce ma ;-)
Drogie Mamy z Meżami ? jest i dla nas nadzieja ? poczytajcie ustawę o edukacji w PL. Od nastepnego roku szkolnego prawo do przedszkola mają 3latki… Więc jeżeli rodzić ma chęć to ma być miejsce… Jeżeli dyr. wam mówi że nie ma miejsca.. To ma obowiązek wskazać placówkę miejscem wolnym jeżeli tego nie robi to Urząd Miasta już MUSI wam wskazać… Przedszkola w t roku tzn. Wrzesień 2017 dostają dodatkową kasę na otwieranie dodatkowych miejsc.. Np. Budynki po Gimnazjum remontują…
Pozdrawiam jako mama i pani z przedszkola ? ???
wyszystko się zgadza, tylko jeżeli ja mieszkam w Warszawie na Ursynowie a pracuję od godz. 7 rano na Woli to logiczne, że potrzebuję przedszkola przy miejscu mojej pracy, bo po pierwsze większość przedszkoli jest czynna dopiero od 7 rano a ponad to nie zdążę do roboty nawet na godzinę 8:30 więc co mi po placówce w innej dzielnicy??
No cóż, moja córka przeszła rekrutację do żłobka i przedszkola z tym samym tekstem. „Niesamotna” matka i do tego oboje pracują czyli nie należy sie. W przedszkolu same samotne matki (szkoda, że dziecko o 13.00 tatuś odbiera). I niestety jest to powszechne w Warszawie że na czas rekrutacji do placówek publicznych rośnie ilość separacji. Skończyło się na prywatnym. Na szczęście przedszkole okazało się super i miało dopłaty z gminy więc nie było dramatu finansowego.
Bo to nie przedszkole/żłobek powinien być dofinansowany tylko rodzic z dzieckiem.Efekt byłby taki że każda placówka biłaby się o dzieci by pracownicy placówki zarobili na swoje pensje a rodzic miałby wybór dag tą kasę dziadkom, opiekunce czy samemu za te pieniążki zaopiekować się malcem w domu. No chyba że placówka przekonała by nas że jednak warto dać jej i nasze dziecko i nasze pieniądze
Bez przesady, tylko narzekacie. Trzeba rekrutować do 3 przedszkoli również tych mniej popularnych. Ale co tam pewnie lepiej siedzieć w domu i nie pracować?
Haha no to chyba żyjemy w innej rzeczywistości… Praca jest, ale przedszkola/żłobka dla 2,5 latki nie ma. Biorąc pod uwagę, że babcie są daleko, pozostaje opiekunka, ale wydawać 70 % wypłaty na opiekunkę i iść do pracy.
W mojej gminie jest prowadzona rekrutacja elektroniczna, w system wchodzą dzieci z 2014 rocznika- publiczne odpada. Żłobków jest jak na lekarstwo- bez szans. Przedszkole prywatne – jest za 1000 zł, bo oprócz czesnego jeszcze trzeba zapłacić dotację, którą dostaliby z gminy za dziecko z 2014 rocznika i takie są realia.
Nie sądzę, że kobiety tutaj narzekają- to są fakty.
Świetna rada… tylko nijak ma się do rzeczywistości… moja córka ma skończone 4 lata…. drugi rok z rzędu nie dostała się do przedszkola… ja pracuje na pełen etat, mój mąż pracuje za granicą i zjeżdża jak się uda raz w miesiącu na weekend cały rok byłam na łasce babci która młodą się zajmowała ale też już nie ma siły…. więc nie mów mi o tym że trzeba rekrutować do wielu przedszkoli bo naszą „winą” jest to że mamy „normalną rodzinę” i tylko 90 pieprzonych punktów a przy kolejnych preferencjach przedszkola tych punktów jest jeszcze mniej…
moje wnuki w Białymstoku dostały się bez problemu do państwowego przedszkola.Mają oboje rodziców pracujących..Starszy już chodził 3 lata i będzie w 6 latkach a teraz pojdzie młodszy do 3 latków.
I to niestety polityka PROrodzinna w naszym kraju.
W Poznaniu dodatkowe punkty dostają rodziny, które mają nad sobą opiekuna rodziny, kuratora, albo samotne matki i dzieci niepełnosprawne. Niestety samotne matki są często „wirtualne” ;/ nie licząc dzieci niepełnosprawnych, to przy przyjęciu do przedszkola promowana jest niestety patologia ;/
Całkowicie się zgadzam. Samotne matki są w placówkach publicznych promowane. Rozumiem, ze prawdziwie samotnej kobiecie jest ciężko, ale jeśli ktos za taką się podaje, a nia nie jest, powinien liczyć się z kontrolą, która powinna być obowiązkiem mopr czy innych służb. Bo co to za samotna matka żyjąca z partnerem, którym ma 3 dzieci, dzieci noszą nazwisko ojca, matka jako samotna ma mieszkanie socjalne plus dodatki finansowe z mopr, zasilki itp?! Dlaczego nie dość, ze ich finansujemy, to jeszcze mają pierwszeństwo przed dziećmi z zalegalizowanych małżeństw
jestem samotną matką prowadzącą własną kwiaciarnie , wcześniej pracowałam na umowę o pracę i gdyby nie pomoc mojej mamy to nie mam pojęcia kto byłby z moim synem, oczywiście w tym roku do przedszkola się nie dostał, do żadnego z trzech wybranych. Syn siedzi ze mną w kwiaciarni bo babcia też już nie może z nim być, klienci się denerwują bo dziecko ich zagaduje a on się ciągle nudzi.
Nie mam pojęcia kim ja jestem dla naszego państwa bo ciągle tylko kłody pod nogi. Mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu bo nie należy mi się nic, za mało miałam na umowie,otworzyłam własną kwiaciarnie aby polepszyć sytuacje materialną, ale zusy i płacenie najmu lokalu na działalność zjadają wszystkie moje dochody, to przedszkole było moją deską ratunku że będę mogła skupić się na zleceniach może poszerzyć usługi,ale nie… trzeba jeszcze dokopać samotnej matce.
Zgadza się w Poznaniu i okolicach aby dostać przedszkole trzeba się zwolnić z pracy, zrobić z 5 dzieci, ustawić się w kolejkę po 500 + i pomoc do OPS. Wtedy cała piątka dostanie się do przedszkola a mamuśka będzie mogła w leginsach piłować paznokcie oglądając „trudne sprawy” i sprawdzajac fejsa. Wszystko oczywiście kosztem frajerów którzy pracują i płacą podatki na ta cała patologie dodatkowo opłacając bajońskie sumy za prywatne placówki. Przepraszam, ale szlag mnie trafia jak na to patrzę
W każdym mieście jest inaczej. Jak starszą zapisywałam to fakt sporo osób gadało nie zapisuj bo i tak się nie dostaniesz. Stwierdziłam, że jak nie przyjmą to się wtedy będę martwiła. Dostała się mimo, że w tym okresie nie pracowałam. Fakt w pierwszej kolejności były zapisywane dzieci matek samotnie wychowujących i dzieci rodziców obojga pracujących. Jednak dla nas miejsce także się znalazło.
właśnie w przypadku, kiedy oboje rodzice pracują to mają większe szanse, by dziecko dostało się do przedszkola. Byłam w tej samej sytuacji w zeszłym roku. Do żłobka moje dziecko dostało się, ponieważ oboje pracowaliśmy. Dwa miesiące przed rekrutacją do przedszkola partner stracił pracę i nie został syn przyjęty już. Dodam, że przedszkole w jednym miejscu co żłobek. Dla mnie nieporozumienie jakieś… W tym momencie brak przedszkola dla dziecka uniemożliwiał podjęcie pracy przez partnera bo nie mieliśmy z kim dziecka zostawić. Na szczęście powstała dodatkowa grupa przedszkolna na drugim końcu miasta ale lepsze to niż nic a i syn się dostał. Tym razem zakończyło się happy endem ale nie chciałabym przez to znów przechodzić. Pozdrawiam :)
A czy problemem w Polsce nie jest biurokracja? Otwarcie nowego przedszkola graniczy z cudem. Papierki, zezwolenia, kontorle, urzednicy. Gdyby tak to uwolnic to byloby wiecej miejsc. A tak jest jak jest.
Od 2017 miały wejść przepisy które będą bardziej ludzkie dla osób chcących otworzyć nowe przedszkole…niestety jest gorzej niż było…i żeby spełniać warunki lokalowe to graniczy z cudem lub trzeba budować nowe budynki.
To, że Ty nie miałaś problemu z miejscem w prywatnym przedszkolu, nie znaczy że problem nie istnieje. Próbowałam w 6 przedszkolach (w tym 3 prywatne) – nigdzie nie ma miejsc.
za granica przedszkola są bezpłatne i dzieci się dostają bez problemu, a u nas w PL dają 500+ patologia robi dzieci a uczciwi obywatele którzy płacą podatki i chcą pracować nie mają gdzie oddać dziecka dla przedszkola!!!! KPINA!!!! Jak tu żyć w tej Polsce???? Trzeba się wynieść za granicę!!!!!!!!!!
Niestety nie są bezpłatne. Przynajmniej w Niemczech w Hessen koszt to około 150 euro za miesiąc w przedszkolu publicznym. Miejsc nie ma również. Na 1 miejsce 3 dzieci. Córka w styczniu kończy 3 lata i może cudem dostanie miejsce od września następnego roku…
W Norwegii, Szwecji i Anglii jest to samo…przedszkola płatne i brak miejsc. Obowiązek przyjęcia do przedszkola jest dla 5latków….więc nie rozumiem skąd ktoś bierze informacje, że w innych krajach jest wszystko za darmo a pieniądze na ulicy leżą…
W którym państwie przedszkola są darmowe?
My mieszkamy w Warszawie, dokładnie na Ursynowie, córka nie dostała się do żadnego państwowego złobka (z 3 wybranych na Ursynowie i na Woli, gdzie pracuję) –
zapisana jak tylko dostała nr PESEL, czyli po urodzeniu :-) ale wiadomo za mało punktów; mąż mnie nie bije, kuratora nie mamy, jesteśmy z urodzenia warszawiakami, tu jestesmy zameldowani i tu rozliczamy podatki, oboje pracujemy, babć brak efekt ja jestem na wychowawczym, bo nie opłaca mi się płacić za żłobek prywanty i pracować cały miesiąć za free, za to mąż ciągnie połtoraetatu. Boję się, że podobna sytuacja będzie z przedszkolem, że mała znów się nie dostanie, bo jakie są kryteria to wiadomo. Wkurzają mnie oszuści, przez których dzieciaki rodziców pracujących nie dostają się do placówek…
U nas dokładnie to samo. Po złożeniu wniosku córka była na 640 miejscu na liście rezerwowych..
To wina tego, że nie sprawdza się tych „samotnych matek”. Według definicji samotna matka to matka dziecka, którego ojciec nie żyje, został pozbawiony praw rodzicielskich lub przebywa w więzieniu. To, że rodzice ślubu nie mają nie czyni jej samotną matką. A wiele tak pisze w deklaracji. Moi znajomi też odłożyli ślub do czasu aż dzieci do przedszkola nie pójdą. Mało tego ojciec dzieci przemeldował się do rodziców niby, że nie mieszkają razem. My przedszkole mamy 300m od domu, ale wiem, że moja córka nie ma szans się tam dostać. W tym roku na jedno miejsce było 21 dzieci. Pierwszeństwo? oczywiście samotne, bezrobotne matki i dodatkowo punkty za niepełnosprawność (dziecka lub opiekuna). Rozmawiałam z pięcioma sąsiadkami, które w tym roku brały udział w rekrutacji i się nie dostały – dzieci ze związku małżeńskiego, oboje rodzice zdrowi, pracujący. Prywatne przedszkola w okolicy – zaczynają się od 1000 do 1500 zł. A i tak z tego co wiem miejsc już brak. Za rok nas czeka rekrutacja i wiem, że na 80% do przedszkola się nie dostaniemy.
Większość pisze z duzych miast a co z osobami na wsiach, my jesteśmy z okolic Rzeszowa. Mamy na całą gminę TYLKO 1 ! Żłobek i właśnie wczoraj byłam pytać o miejsce dla mojego synka na przyszły rok niestety już nam powiedziano że się mały nie dostanie bo mają tylko 50 miejsc ! I jak mam wrócić do pracy ?! ; małego nie mam z kim zostawić a jak pomyślę że będziemy musieli tylko z pensji męża żyć hmm będzie ciężko. Owszem sa prywatne żłobki w Rzeszowie cena 600 zł plus jedzenie do tego paliwo : to wychodzi większość mojej pensji : a jeśli chodzi o kombinowanie u nas ludzie tymczasowo melduja się u znajomych w mieście i wtedy mogą aplikować do złobków w Rzeszowie , niestety ja nie mam u kogo sie zamwldowac tymczasowo. Hmm nie wiem jak to będzie ale trzeba dac radę :) ewentualnie tak jak ktoś juz pisał wyjechać za granicę i żyć jak człowiek a nie ciągle sie tutaj uzerac z życiem i naszym rządem oraz ich głupimi pomysłami!
Możesz proszę napisać o jakie przedszkole chodzi. Mieszkamy na os. Dywizjonu 303 (Czyżyny). Szukam od czerwca przedszkola dla córki (2,5 roku) w promieniu maks. 5-6 km i miejsca są jedynie w przedszkolach prywatnych gdzie co miesiąc trzeba wyskoczyć z min. 800 zł (nawet do 1000 zł). Jeśli ktoś trafił na coś ciekawego w tej okolicy to będę wdzięczna za wskazówki.
Awa czesne w tej cenie w której podajesz to do żłobka przedszkola znacznie tańsze nawet na odcinku od Twojego miejsca zamieszkania do centrum. Sama jestem ciekawa co to za przedszkole w Krakowie za 300 zł, bo z taką ceną jeszcze nie widziałam przedszkola.
Miasto na Podlasiu. Syn ma ponad rok. Sama go wychowuję. Do państwowego żłobka się nie dostanie i nie ma znaczenia, że jestem sama. Pierwszeństwo mają dzieci z niepełnosprawnością lub rodzeństwo. W dodatku mam przedstawić umowę, że pracuję. Tylko jak, skoro nie mam z kim go zostawić. Nieważne. Poszłam do prywatnego, co prawda narazie tylko do jednego, ale pani powiedziała, że nie mają miejsc. Może za rok, może ktoś wypisze albo któreś dziecko pójdzie do przedszkola. Obok w prywatnym przedszkolu robią wyjątki i przyjmują dzieci w wieku 2 lat i 2 miesięcy. Niby nie będzie problemu z przyjęciem, jak zapiszę na listę i opłacę czesne. Tam nie wnikają w sytuację życiową.
Przyznaję, że nie rozumiem. W tym roku wszystkie dzieci miały mieć zapewnione miejsca w przedszkolach. Czyli nie wszystkie samorządy się o to postarały ?
Moze sie myle, ale chyba w tym roku maja obowiazek przyjac 3 latki juz do przedszkola jezeli rodzic wyrazi taka potrzebe, a jak zabraknie miejsca w panstwowym to panstwo musi doplacac do prywatnego, i matek nie interesuje jak oni to zrobia, chcesz poslac dziecko do przedszkola i ma sie dostac w danej gminie, u nas byla rekrutacja elektroniczna, w okolicznych gminach to samo, i z tego co mi wiadomo nie slyszalam o matkach niezadowolonych ( w sensie zadne z dzieci nie dostalo sie do przedszkola w miejscowosci na koncu gminy mieszkajac na jej poczatku np) moja mala (4latka) tez idzie do przedszkola i nawet po rekrutacji dodatkowej maja jeszcze miejsca wolne, jakos udalo sie gminie zadowolic wszystkich i nawet buduja nastepne przedszkole wlasnie ze wzgledu na ta ustawe co weszla….
Chciałam w Krakowie zapisać dziecko do żłobka państwowego gdy miało 7 miesiący, ale z wyprzedzeniem 3 miesięcznym to byliśmy 205 na liście oczekujących, tam zapisuje się dzieci jak idzie się na porodówkę, bo później nie ma szans na dostanie się, więc co chodzimy prywatnie. Teraz czeka nas batalia o przedszkole, ale wymagania nawet w prywatnym, to moje dziecko zapewne spełni jak będzie miało 4 lata, a nie ledwo 3. Samodzielne ubieranie, płynne mówienie, samodzielnie jedzenie i całkowity brak pampers’a (dwa ostatnie w miarę spełnienia). Pewnie na państwowe przedszkole nie mamy co liczyć, szczególnie, że jesteśmy małżeństwem i pracujemy na etacie. Będziemy próbować.
Nie chcę już nawet mówić, co dzieje się wtedy, kiedy rodzic ma szczególne upodobania, co do żywienia dziecka ;) W całej Łodzi (i okolicach) znalazłam jedno przedszkole, do którego w ogóle byłbym w stanie posłać dziecko. Dziś byłam na rekrutacji, lista na ten i przyszły rok została zapełniona rok temu ;) Szkoda, że nie umieszcza się takich informacji na ulotkach u ginekologa, kiedy jeszcze nie jest za późno, by dziecko zapisać dokładnie tam, gdzie ktoś chce.
Pozdrawiam z Wrocławia, wypisz wymaluj ten sam problem. Nic się nie zmienia.