Dzisiejszy tekst będzie inspirowany w głównej mierze mailem od Magdy, która trochę z niepokojem, odrobiną żalu, pierwiastkiem wkurzenia i niezrozumienia, jakiś czas temu napisała w wiadomości do mnie, że zaobserwowała, że koledzy jej faceta jej nie znoszą. „Z niewiadomego w sumie powodu.” – cytuję.
Oficjalna wersja jest taka, że oszzzzzywiście, że ją lubią! :D Sami inicjują dialogi, pytają co u niej słychać, jak tam w pracy, jak tam dzieciaczki. Czy zdrowa, jak tam rodzice, jak nocka, jak się powodzi. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że każdy z nich zadając jakiekolwiek pytanie, sprawia wrażenie i tutaj cytuję Magdy maila: „jakby miał zatwardzenie w momencie, gdy te słowa wypowiadał” :D Po czym przy każdej rozmowie następowało mnóstwo niby nic nie znaczących przytyków, aluzji. Mogę się domyślić, że były to głupkowate uwagi w stylu: „to kiedy puścisz Arka wreszcie na wolność, hę?” :D
Najpierw parsknęłam śmiechem, bo wyobraziłam sobie minę tego kolesia, który z bólem serca i obstrukcjami starał się sympatycznie podejść do żony swojego kumpla, później jednak zaczęłam się zastanawiać, o to w tym wszystkim chodzi. Magda pisząc do mnie podkreśliła, że nigdy na linii Oni i Ona nie było żadnych spięć. Nawet za dobrze się nie znają, bo oni nigdy nie chcieli zostać na dłużej niż klasyczne szybkie przybicie „piątki” czy „żółwika”. Przychodzili, mówili „cześć i czołem” i pytali się męża, to kiedy i o której się widzą wieczorem, i spadali szybciej niż przychodzili. Magda zapewniała mnie też, że nie mieli nigdy bezpośrednich powodów, aby za nią nie przepadać. Ot, rzeczywiście bywały momenty, kiedy Magdzie było rzeczywiście nie na rękę wyjście jej męża na piwo czy wieczorne grzebanie z kumplem w garażu, bo dziecko okrutnie kolkowało a ona padała na twarz i wolała jednak mieć asystę męża w godzinach wieczornych.
Zapytała nawet swojego małżonka, czy on też widzi tę dziwną niechęć jego kolegów skierowaną w jej stronę. Zawsze jednak zaprzeczał, choć do spięć o wyjścia na piwo z kumplami rzeczywiście czasami dochodziło. I wiecie co? Zupełnie szczerze – wcale się Magdzie na dziwię, że bywały momenty, kiedy wolała mieć mężczyznę w domu a nie z kumplem na piwie! O ile to nie było kategoryczne i notoryczne barykadowanie drzwi, kiedy on chciał raz na jakiś czas złapać oddech z kumplem.
Pomyślałam sobie jednak, że może trzeba relacje usystematyzować i wyjaśnić, hmmm?
Drodzy kumple naszych mężów – my wcale nie musimy się lubić! Choć byłoby fajnie, gdybyśmy jednak mieli do siebie więcej sympatii niż antypatii ;-) Ja, jeśli mam być szczera, to od znajomych mojego męża oczekuję zaledwie kilku rzeczy i myślę, że większość kobiet, by się ze mną zgodziła.
Po pierwsze – my, kobiety, niczego kumplom naszych facetów nie ukradłyśmy. A już na pewno nie zwinęłyśmy im ich prywatnego kumpla z gatunku forever. Taka jest kolej rzeczy, że facet może albo zostać facetem jakiejś kobiety ( albo facetem drugiego faceta, bo i takie znam sytuacje), albo ojcem dzieci, albo piotrusiem panem. Może zostać ewentualnie jeszcze księdzem, ale oficjalnie oni nie imprezują. Więc skoro każdy niemalże facet dochodzi w swoim życiu do etapu, w którym dorośleje i zaczyna mieć pewne zobowiązania, to priorytety mu się zapewne zmieniają. I tutaj zapewne zmieniły się priorytety, i chwała za to!
Po drugie – sorry Winnetou, ale my nawet nie konkurujemy z Wami. Uważam nawet, że jesteśmy w ogóle poza jakimikolwiek potyczkami, dlatego jeśli mój facet nie może wyjść z domu, to pewnie dlatego, że ma do zrobienia coś ważniejszego niż wypicie paru browców albo wkręcenie kilku śrubek do jakiegoś składaka. Każdy dorosły Indian by to zrozumiał. Serio, każdy.
Po trzecie – kurde, stary. Jeśli twój kumpel ma już dzieci a Ty jesteś jeszcze singlem i nie ogarniasz z lekka tej całej dzieciowej mechaniki, to „trust me” – dzieci to nie jest bułka z masłem. Dzieciaki to coś w stylu misji bez końca, turbo wyczerpującej zresztą, i to Ty musisz się wstrzelać swoim czasem w harmonogram dnia nowo powstałej rodziny, a nie nowo powstała rodzina ma się wstrzelać w Twój grafik.
Po czwarte – ja Ci nigdy nie będę wrogiem o ile Ty będziesz respektował to, że życie się niektórym pozmieniało i wypada zrobić klasyczny „re-adjustment”. Fajnie by było, gdybyśmy się lubili, jednak jeśli ja Cię irytuję tylko z tego powodu, że Ty jesteś zmuszony rzadziej widywać się ze swoim „funflem”, no to widzisz sam, że masz problem. Ja Ci kumpla nie zabrałam. Ja mu tylko świat przewróciłam, z lekka upriorytezowałam go.
Po piąte i chyba ostatnie – to, że ja patrzę na Ciebie spod byka, to raczej nie dlatego, że grasz mi na nerwach, tylko miałam gorszy dzień, dzieci dały mi w dupę, nie wyspałam się albo trafiłeś na kobiecy PMS ;-)
Piąteczka! I na koniec z przymrużeniem oka ;-)
„Kobieta jest z natury dobra. No chyba, że zabierasz jej coś, co chciała przed chwilą złapać.” ;-)
3 komentarze
A ja lubię kumpli mojego męża i sama bardzo lubię z nimi zaimprezowac, jak mamy okazję zostawić dzieciaki tesciom ?. Choć zdarza mi się oczywiście wkurzyc na niektóre pomysły, ale zazwyczaj mi przechodzi i jednak myślę sobie, że niech robi co chce, jest dorosłym mężczyzną. On sam czuje, kiedy dzień jest na tyle trudny, dzieciaki dały popalić, że po prostu znajomym wtedy odmawia.
Po 14 latach małzeństwa widzę, że popełniłem kardynalny błąd. Czas na zmiany. Szkoda, że dopiero teraz. Nigdy więcej.
Bład w sensie małżeństwa, relacji z kumplami…?