Podchodziłam do tej decyzji jak pies do jeża. Wydawało mi się, że dzielenie się z Wami moimi myślami jest dla mnie nie tylko przyjemnością, ale także pewnego rodzaju obowiązkiem. W końcu ja – blogerka, dzielę się z Wami moim życiem i mniej lub bardziej istotnymi egzystencjalnymi wywodami. Sądziłam, że popełniłabym błąd zostawiając to moje wirtualne poletko na kilka dni samo sobie. Że nie zostanie mi to wybaczone i będzie odebrane jako słabość. Wiecie, taką próżną blogerską słabość, której nie wypada pokazywać i należy z nią walczyć.
Pewnego ranka, tuż przed świętami, usiadłam w fotelu. Siedziałam tak dłuższą chwilę. Chłopaki jeszcze spały w łóżku a ja spotkałam się w myślach z samą sobą. I dumałam. Dumałam przede wszystkim nad tym miejscem. Nad moim blogiem, który jest w pewnym sensie moim dzieckiem. Bardzo czasochłonnym, ale i wymarzonym.
Myślę, że każdy bloger, który podchodzi do swojego zajęcia na poważnie, dba o kilka dość istotnych rzeczy: o regularność pisania, o jakość tej pisaniny i o rzetelność tego co wypuszcza w świat.
Jednak ciężko o profesjonalizm w tych kwestiach jeśli mamy nieprzewietrzone myśli. Tracimy tę świeżość, która jest taka istotna. Gubimy gdzieś wartkość i tę cholernie istotną prawdziwość pomieszaną z charyzmą, indywidualizmem i niepowtarzalnością. Stajemy się odgrzewanym kotletem, o którym już gdzieś czytaliśmy lub gdzieś już go widzieliśmy. W tym wszystkim tracimy siebie. Stajemy się przewidywalni i powtarzalni, i w rezultacie zmierzamy donikąd.
A ja ponad wszystko chcę iść własną drogą. Przede wszystkim chcę pozostać sobą. Chcę z przyjemnością siadać przed monitorem laptopa i pisać. Nie pod dyktando. Nie po to, by wyrobić miesięczną normę postów. Nie po to, by podzielić się z Wami opinią na temat sosu pomidorowego, który na siłę mogłabym próbować wpleść w fabułę postu.
Przecież nie wiążą mnie żadne kontrakty reklamowe, które determinują moją blogową płodność – pomyślałam. Czuję się twórcą niezależnym. Kimś kto sam decyduje o czym i jak chce pisać.
Toteż przez mój ostatni tydzień nieobecności blogowej przewietrzyłam nieprzewietrzone. Przemyślałam nieprzemyślane i zdecydowałam o niezdecydowanym.
A przede wszystkim odpoczęłam od pracy i poświęciłam w 100% ten czas rodzinie. Rodzinie, która domagała się mojej atencji i chciała, abym była z nią w 100%.
Pokazywałam pierworodnemu jego pierwsze świadome płatki śniegu spadające na zmarznięty nos. Jadłam z nim kule śnieżne i przyklejałam język do zamarzniętych rękawiczek. Cudowne chwile, które trzymam głęboko w serduchu. Których nie utrwalałam aparatem ani nie opisywałam wirtualnie.
To, że blog zabiera cenne minuty, o które trzeba walczyć każdego dnia, to żadna tajemnica. Przyjemne minuty, ale i czasami na siłę wyrwane z macierzyńskiej wybitnie zagonionej doby.
Warto było odpocząć.
Warto było się przewietrzyć.
Zalogowuję się na nowo :-)
14 komentarzy
nie samym blogiem człowiek ma żyć, przecież też ma rodzinę :) miło widzieć Cię z powrotem, szczęśliwą i wypoczętą :D
Ty świrze
no Ty sie tłumaczysz, bo Cię tu tydzień nie było, a ja to chyba totalnie olewająca jestem, bo piszę raz na czas, ale Ty piszesz tak, że chce się czytać :)
Róża, dzięki za tak miłę słowa! :-)
Czasem trzeba sobie odpocząć :) Dobrze że już wróciłaś
Tęskniłam. xxx
Och Ty! :*
Dobrze jest czasem odpocząć :-D
piszesz, że potrzebowałaś się wylogować i ten czas przeznaczyć w całości rodzinie. rozumiem, co to znaczy pomimo, że dopiero miesiąc temu założyłem bloga – teraz jednak widzę jak absorbujące jest to zajęcie. zacząłem jakiś czas temu częściej czytać blogi i Twój jest jednym naprawdę z nielicznych, które czytać lubię. powodzenia dalej!
Konrad. Dzięki za tak miłą opinię :-)
Blogowanie to cholernie absorbujące zajęcie. Ale i przyjemne. I wiele wnosi do życia codziennego. Warto spóbować wypośrodkować wszystko i cieszyć się freestylowym blogowaniem :-)
freestylowe blogowanie brzmi dobrze.
Na całe szczęście zalogowałaś sie ponownie :D Bardzo mnie to cieszy :) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*
Cześć :-)
podpisuję się pod tym postem – to taki trochę dylemat ilość vs jakość postów. A do tego bycie mamą to sztuka zarządzania czasem na dużą skalę:-) Powodzenia w pisaniu i szczęśliwego Nowego Roku 2015.
https://godereladolcevita.blogspot.com/
Ja w zeszłym tygodniu też się wietrzyłam, musiałam…Nie dałam rady niczego napisać, potrzebowałam w 100%, zresztą jak Ty, wykorzystać mój czas na rodzinę. I zamierzam tak robic od czasu do czasu, zaprzestać na tydzień, zatrzymać się, podumać, nacieszyć.