Obiecałam Wam wczoraj na Facebooku, że napiszę Wam dzisiaj, jakie rutynowe badania pediatra zleciła wczoraj mojej 6-letniej córce i co zasugerowała nam zrobić przed pójściem do pierwszej klasy (a to już za moment, bo we wrześniu).
Pozwólcie jednak, że w kilku pierwszych zdaniach najpierw ulżę sobie pisząc o tym, co myślę na temat Narodowego Funduszu Zdrowia zwanego eNeFZetem.
Gwoli ścisłości: nie oceniam ludzi. Skupiam się na systemie i jego funkcjonowaniu. Zachowując kulturalny styl wypowiedzi uważam, że NFZ w naszym kraju zwyczajnie NIE DZIAŁA. Ani nie działa tak, byśmy mogli o nasze zdrowie zadbać prawidłowo, by wyprzedzić pewne fakty i nie dopuścić np. do rozwoju choroby. Ani też nie działa prawidłowo, gdy chorujemy. Gdyby nie prywatny sektor służby zdrowia to byłaby … TRAGEDIA. A co mają zrobić osoby, które na korzystanie z tego prywatnego sektora nie stać? Nie mam pojęcia…
Wiem też, ile każdego miesiąca płacę składki ZUS jako osoba prowadząca firmę. I powiem Wam, że w ramach tej kwoty, którą płacę, dostaję ochłapy. I to jeszcze muszę się o te ochłapy dopraszać. Na samą myśl często robi mi się niedobrze.
Wracając jednak do wczorajszej wizyty u pediatry. Wczoraj zaliczyłyśmy z Gaia prywatną wizytę u pediatry. Poświęcono nam ponad 30 minut i podczas wizyty czułam, że gdyby zaszła potrzeba poświęcić nam tego czasu więcej, to tak też by się stało. Bez pośpiechu, z odpowiednim podejściem do małej pacjentki, w spokojnej atmosferze, w poczuciu, że przed nami siedzi osoba kompetentna, której można zaufać. Nieuprzedzona, gotowa odpowiedzieć na każde nasze pytanie, na każdą moją wątpliwość. A gdy temat wykraczał poza kompetencje, to była w mocy wskazać mi, do kogo powinnam skierować moje kroki.
Pediatra. Przy okazji hematolog i onkolog. Mogę powiedzieć jedno – to była „przyjemność”, jeśli tak można nazwać wizytę u lekarza, być z córką w tym miejscu i poczuć, że nie jestem z moją córką kolejnym przecinkiem w planie dnia. I to tyle z moich dygresji.
Dlaczego zdecydowałam się zrobić badania mojej córce wcześniej aniżeli planowałam?
Staram się moim dzieciom robić roczne sprawdzenie zdrowia w okolicach wakacji (krew i mocz). Tym razem jednak zdecydowałam się przyspieszyć to, gdyż Gaia tydzień temu po przyjściu z przedszkola zgłosiła mi, że ma delikatne zawroty głowy. Na dzień dzisiejszy wiemy już, że w dużej mierze pojawiają się wtedy, gdy staje na głowie i robi kilkadziesiąt gwiazd pod rząd… Taaak. ;-) Ale ja jestem dość strachliwą mamą, nie będę ściemniać, że jest inaczej. Od razu działam. Zrobiłam szybki wywiad, co jadła, co i ile piła. Czy miała czapkę na spacerze w przedszkolu, itd. Okazało się, że teoretycznie nie powinna mieć tych zawrotów głowy, bo staje na głowie i robi gwiazdy od kilku dobrych tygodni, ale kto wie, czy wiem o wszystkim. Zdecydowałam, że następnego dnia idziemy na pobranie krwi, a z wynikami udamy się do pediatry.
W punkcie pobrań poprosiłam o następujące badania (płaciłam za nie z własnej kieszeni, bo jak pomyślę, że mam coś robić trybem NFZowskim to dostaję wiecie czego):
Morfologia krwi (z rozmazem ręcznym ale automatyczny też jest ok) – standardową morfologię krwi wykonuje się metodą automatyczną i wtedy taką próbkę krwi umieszcza się w specjalnym urządzeniu, które liczy poszczególne komórki. Z kolei rozmaz ręczny (inaczej zwany rozmazem Schillinga) jest wykonywany przez laboranta i służy dokładniejszemu zbadaniu krwinek. W tym wypadku laborant nanosi kroplę krwi na szkiełko laboratoryjne, rozmazuję ją przy pomocy drugiego szkiełka i oglądając ją pod mikroskopem liczy wszystkie komórki. Za ręczny rozmaz się dodatkowo płaci. Jednak nie przekreślajcie metody automatycznej. Ona też jest skuteczna i sprawdza się w większości przypadków.
OB – odczyn Biernackiego – służby sprawdzeniu szybkości opadu erytrocytów. To badanie wykrywa i monitoruje stany zapalne organizmu, infekcje, zmiany składu i proporcji globulin oraz obecność białek patologicznych we krwi.
CRP – o badanie wykonuje się zazwyczaj po to, żeby potwierdzić, czy w organizmie pojawił się stan zapalny. Białko C-reaktywne charakteryzuje się tym, że jego stężenie bardzo szybko rośnie, gdy zaczyna dziać się coś niepokojącego w organizmie. Część lekarzy zleca samo CRP, drudzy tylko OB, a część zarówno OB jak i CRP. Wszystko zależy od sytuacji.
Witamina D a dokładniej badanie poziomu 25(OH)D czyli 25-hydroksywitaminy D (metabolitu witaminy D), który stanowi jej główną postać w krążeniu i odzwierciedla jej ilość w organizmie. NIESTETY w naszym kraju, aby badanie poziomu witaminy D3 było refundowane, musi być ono zlecone przez lekarza specjalistę w poradni endokrynologicznej lub poradni zaburzeń metabolicznych. To teraz spójrzcie jakie są terminy do takich poradni i zastanówmy się wspólnie, czy to ma sens? Wg specjalistów, do których chodzę z dziećmi, to badanie każdy człowiek w naszej szerokości geograficznej powinien robić raz w roku! Witamina D3 wpływa na tak wiele procesów w naszym organizmie i określenie jej poziomu to konieczność, by móc ustalić jaką dawkę powinniśmy przyjmować, by poziom 25-hydroksywitaminy D w naszym organizmie był prawidłowy.
Żelazo i Ferrytyna (robimy to co roku na polecenie pediatry)
oraz ogólne badanie moczu.
Wyniki pojawiły się online tego samego dnia na stronie laboratorium. Pobieżnie sprawdziłam je z tabelkami dedykowanymi dzieciom na stronie medycynapraktyczna.pl (a trzeba pamiętać, że normy dla dzieci są inne niż dla dorosłych, dlatego te normy, które dostaje się z laboratorium, to są trochę „przestrzelone” i wyniki mogą być często ze strzałką w dół albo w górę, bo są dla dorosłych). Dla każdego wieku dziecka są inne widełki, a dodatkowo zakresy tych widełek zależne są też od płci dziecka. Na fizjologii uczyłam się o tym w pierwszym semestrze i teraz wiem już więcej niż jeszcze rok temu. ;-)
Po analizie powyższych wyników pani pediatra stwierdziła, że wyniki Gai są bardzo dobre. Witamina D jest ociupinkę poniżej normy i to podniesiemy lekiem. W zeszłym roku było podobnie.
A na podstawie wczorajszego wywiadu, by dopełnić pełne sprawdzenie zdrowia u Gai, pani pediatra poprosiła nas również o:
– oznaczenie poziomu glukozy (by sprawdzić gospodarkę „cukrową”)
– oznaczenie poziomu kreatyniny (by sprawdzić funkcjonowanie nerek)
– ALT (wykonuje się w celu oceny funkcji wątroby)
– TSH (by sprawdzić tarczycę).
– Jonogram (ze wskazaniem na ocenę wapnia całkowitego, ale to temat u nas bardzo specyficzny, gdyż szukamy, dlaczego w ostatnim czasie częściej dopadają Gaię ubytki próchnicze/uszczerbienia mimo naszym zdaniem prawidłowej higieny jamy ustnej. Poziom witaminy D również może mieć wpływ na stan naszych zębów).
Niestety musimy „kłuć rękę” ponownie, bo laboratorium, w którym byłyśmy w piątek, nie przechowuje krwi przez kilka kolejnych dni od pobrania, tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było dorobić jakieś badania. A wiem, że są takie laboratoria, które przez kilka dni przetrzymują próbki krwi. Jedna z Was wspominała wczoraj o tym. Ale zgubiłam ten komentarz i nie mam kogo zapytać a Google mi nic nie wypluwa. No jasne, że wolałabym pójść do takiego punktu pobrań oszczędzając dziecku stresu przy kolejnym kłuciu.
ORAZ pani pediatra zasugerowała (co jej zdaniem powinien zrobić każdy rodzic posyłający dziecko do szkoły), by udać się z dzieckiem do okulisty w celu zrobienia pełnego badania okulistycznego wraz z badaniem dna oka. Podobną sugestię usłyszałam kilka lat temu od pani neurologopedy, z którą moi chłopcy mieli zajęcia logopedyczne. I też się do tego zastosowaliśmy.
Wg niej takie badanie jest niezwykle ważne, gdyż wykluczając pewne problemy okulistyczne, nawet niewielkie, możemy ułatwić naszym dzieciom ten wymagający czas, jakim jest nauka w pierwszej klasie szkoły podstawowej, znacznie różniąca się od roku w zerówce (dłuższe siedzenie w jednej ławce, więcej zajęć statycznych niż ruchowych, itd.) Kolega mojego syna dzięki wychwyceniu wady wzroku w drugim semestrze 1-wszej klasy odzyskał chęć do nauki i nareszcie przestał unikać książek (miał wcześniej problemy ze skupieniem wzroku podczas nauki czytania i jego mama myślała, że to kwestia jego upodobań a tymczasem okazało się, że wada wzroku wpływała na jego zachowanie).
I wiecie co? Spróbuję umówić moją Gaię do okulisty trybem „bezpłatnym”, na NFZ. Tak dla testu. I zdam Wam relację, jak szybko dostałam skierowanie do okulisty od pediatry z rejonowej przychodni. A następnie, jak długo będę czekać na wizytę u tegoż okulisty…
Oczywiście, że pójdę prywatnie, jeśli okaże się, że przed 1 września nie będzie to możliwe… Bo nie będę Miałą innego wyjścia… A później spojrzę na kwotę, jaką wpłaciłam w tym miesiącu do ZUSu i znowu szlag mnie trafi…
P.S. Zostawcie 👍 lub ❤️ na Facebooku ❤ To dla mnie znak, że jesteście tutaj i czytacie. ❤️
Brak komentarzy