Wiedziałam, że krzywo nam z oczu patrzy. Czułam podprogowo, że ten zamek nie będzie nam pisany. Miałam nosa do tego, że albo zamkną nas w lochu, albo nawet nie przekroczymy jego progu.
Zamek w Łańcucie mieliśmy na tapecie od dawna. Po Zamku w Wiśniczu była to kolejna pozycja do odhaczenia na naszej mapie. Nigdy nie było nam do niego po drodze. Czasowo nie po drodze. Zawsze spieszyliśmy się do rodziny w podkarpackiem lub musieliśmy prędko wracać do Krakowa. Tym razem obiecaliśmy sobie, że nie odpuścimy sobie tego zamczyska. Zapakowaliśmy Iventego do fotelika. Zabraliśmy niezbędne chrupki, które miały mu umilać czas & świeżą bułkę, którą zamkniemy mu usta, gdy jego cierpliwość zostanie wystawiona na próbę. Byliśmy na granicy, aby zdążyć na ostatnią turę odwiedzin, która kończyła się o 16.00. Nawigacja bezbłędnie pokazywała 15.56 jako godzinę dotarcia do celu.
Uff. Dotarliśmy do celu! Zdążyliśmy! Aparaty na ramieniu. Obiektywy dopieszczone. Lampy w pogotowiu. Uśmiechy na twarzach. Podniecenie na granicy zenitu. I co?
I nico. Nie zostaliśmy dopuszczeni do przekroczenia progu łańcuckiego zamku. Pukaliśmy, stukaliśmy. Ivo w końcu chciał wziąć niewidzialnych strażników na litość i zaszlochał rzewnie. Nie pomogło. Chciałam zagrać dekoltem i miną Brigitte Bardot – zupełnie niepotrzebnie bym się wygłupiła.
Zamek był w remoncie. To było jak wyrok. Łzy w oczach. Rozczarowanie wielkie. Ale co robi gwardia? La garde meurt, mais elle ne se rend pas! Może i gwardia umiera, ale się nie poddaje! ;-)
W zamian zrobiliśmy niemałą rundkę po zamkowej okolicy. Zjedliśmy w Łańcucie genialną pizzę. Posłuchaliśmy grzmotów z niebios i w genialnych humorach, z pełnymi brzuchami wróciliśmy w strugach deszczu, okrężną drogą do domu. Z hasłem brzęczącym w głowie: „Następnym razem! ” :-D
Polska też jest fajna, c’nie? ;-)
15 komentarzy
Łańcut to moje marzenie, szkoda, ze nie udało Wam się wejść, ale może mimo to dołączycie z tym tekstem do akcji: „dziecko w muzeum” (nie chcę spamować linkami ale więcej o tek akcji u mnie na blogu).
Muszę się przyjrzeć akcji! Ciekawa inicjatywa. Czeka mnie jeszcze tylko przekonanie Męża do odwiedzin muzeów – zdecydowanie stoi okoniem w tej kwestii :-D
Byłam w Łańcucie w podstawówce i pamiętam że bardzo mi się tam podobało- teraz też mi nie po drodze.
Przepraszam, że tak pobocznie ale….kocham pizzę.
Ania, pizza zbliża! Takie jest moje zdanie ;-P
Czyli musimy się na nią umówić. Jakbyś była we Wrocławiu – wiesz gdzie mnie szukać :).
I Ty we W-wiu?! Wszystkie blogerki, które ostatnio odkrywam, tam właśnie rezydują! Mamma mia! :-D Ja Wrocławianka pełną gębą, ale rezyduję w Krk. Będę pamiętać!
Sam zamek jest piękny, ale pamiętam, że zwiedzanie „od środka” było nużące bo przewodni okrutnie nudził, więc może i dobrze, że trafiliście na czas remontu :)
czyli mówisz, że nam się udało? ;-P
Ja pałac w Łańcucie zwiedzałam kilka razy. Jako dziecko pamiętam, że fascynowało mnie łoże z baldachimem i wszystkie piękne, baśniowe wnętrza…
Czy pizza w Pizzerii Zielonej?
Ania, bingo! :-) Pizza była baaardzo dobra!
Byłam w tej pizzerii na jednej z pierwszych randek z mężem :)
Ładniusia okolica :) A w Mosznie (Mosznej?) byliście? Ja nie, ale na zdjęciach wygląda na najpiękniejszy zamek na świecie <3 I ciekawe rzeczy dzieją się w środku! Nie mogę się doczekać, aż tam pojadę.
Paulina jeszcze nie, ale ten zamek jest kolejny na naszej liście! :-)