Nie mam na myśli rzucenia wszystkiego w kąt i zaczynania od nowa.
Mam na myśli pogoń za perfekcjonizmem. To zapinanie wszystkiego na ostatni guzik. To rozprostowywanie każdego kanta. Wycieranie kurzu z najwyższej półki i zarzynanie się myciem podłogi co 5 minut. To pieczołowite układanie wszystkiego wedle ustalonych przez siebie schematów. Ta doniczka lekko na prawo, a tamta ramka pod kątem 180 stopni względem doniczki. Wiesz o czym mówię? To wycieranie szyby, aż najmniejsza smuga zniknie w nicości. To upominanie męża o każdą skarpetę rzuconą w kąt. Tę nieskazitelną kreskę eyelinerem, którą smarujesz każdego dnia, gdy wychodzisz z domu. Palenie zabija – to już fakt. Perfekcjonizm też zabija.
Jest jednak w tym mały ambaras, by ta drobna granica nie została przekroczona – gdy walczysz z perfekcjonizmem nie popadaj w bylejakość. Zbalansuj to.
Odpuść, gdy czujesz, że za bardzo się spinasz. Nie będziesz chodzącym ideałem. Zapomnij, że inni na Ciebie patrzą, aby wytknąć Ci błędy.
Zamiast wycierać kurz z najwyższej półki, zrób sobie kawę. Spień to mleko wreszcie, skoro tak bardzo lubisz cappuccino. Przecież znajdziesz te dodatkowe dwie minuty, aby napić się ulubionej kawy – tym razem nie wlejesz do filiżanki mleka prosto z kartonu, będzie piana jak malowana! Szybki prysznic wieczorem? Może następnym razem. Teraz napuść wody do wanny, znajdź swój ulubiony olejek eteryczny i wykrzesaj dla siebie te dodatkowe 10 minut na kąpiel. Śmieci wyrzucisz jutro rano.
Zwolnij… choćby na chwilę.
Wiesz o czym mówię? Powodzenia!
zdjęcie: Pinterest