Po dwóch pełnych dniach w Stanach mogę śmiało powiedzieć, że przestawiłam się już na nowy czas. Te 6 godzin różnicy wydaje się w pierwszym dniu pobytu tutaj przepaścią energetyczną, która lekko przytłumia umysł. Jednak teraz odzyskaliśmy już tę świeżość, która daje kopa do eksplorowania. Mamy z Ivkiem cudownych przewodników, bez których niemożliwe by było ogarnięcie tych lokalnych znakomitości! :* Dziękujemy!
Zaczęłam ten post od słów „Padam na twarz”, ale szybko się opamiętałam i je skasowałam ;-) To, że padam na facjatę to prawda, ale zupełnie nie chcę na tym skupiać mojej uwagi. Pakowanie wysysa ze mnie energię niczym dementorzy z Harry’ego Pottera. Robienie listy wyjazdowej znacznie ułatwia sprawę, jednak i tak okazuje się, że przed domknięciem walizy o czymś sobie przypominam i muszę uprawiać ugniatanie zawartości naszego bagażu za pomocą swoich czterech liter ;-)