Od razu dementuję ewentualne plotki! Nie, nie jestem w ciąży! Nie, nie planujemy na ten moment czwartego dziecka. Tak, to co czasami można dostrzec na zdjęciach, to mój brzuch, który sam po trzeciej ciąży nie spadnie.
Ja muszę się go pozbyć :D Najlepiej ćwiczeniami i dietą. To się zrobi, w sensie ja to zrobię, ale to temat na inny post, bo bym pisała o tym w nieskończoność, a ja dzisiaj o czymś zupełnie innym.
Po wczorajszym wyjściu z naszymi wszystkimi dziećmi na obiad, podczas którego towarzyszył nam też mój brat, muszę Wam się do czegoś przyznać.
Albo mnie zrozumiecie, albo powiecie, że mam się puknąć w łeb. I jedno i drugie biorę na klatę, od razu mówię!
Wybieraliśmy się na ten spontaniczny obiad ponad godzinę. Najpierw jednemu się zachciało siku. Już mieliśmy wychodzić, to drugiemu zachciało się kupę. Już szukałam kluczy, po czym okazało się, że mój Mąż nie może znaleźć telefonu. Już prawie zamykałam mieszkanie na klucz a przypomniało mi się, że nie wzięłam młodej żadnego obiadku, coby mi z głodu nie marudziła.
Jak już wyszliśmy, to jeden się przewrócił. Drugi był zazdrosny o to, że jak tamten się przewrócił, to ja pobiegłam go podnieść, a przecież miałam trzymać go za rękę. Jak już ukoiłam nerwy i płacz jednego i drugiego, to okazało się, że oni nie chcieli iść na obiad, tylko chcieli iść na lody po sąsiedzku i przez bite 5 minut musiałam tłumaczyć, że obiad jest ważniejszy. Jak już dotarliśmy na miejsce, to starszak zdecydował, że pół pobytu w knajpce spędzi pod stołem, jak zresztą widać na załączonym obrazku. Junior postanowił dotrzymać mu towarzystwa swoją stopą, która co chwilę go próbowała kopać. Starszak się wkurzył i ściągnął mu but. I zaczęła się jatka.
Wjechało nagle jedzenie na stół i okazało się, że Junior nie chce jeść i odmawia nawet picia. Ja zaczęłam tłumaczyć, jak krowie na rowie, że brzuszek pusty nie może być, na co mój Junior wydął brzuchol tak, że wyglądał, jakby był spuchnięty i rzecze zupełnie poważnie na pół knajpki:
– Ale popats, jaki mam duzi bebzol! Nie mogę nic jeść, bo mi pęknie!
– Wcale Ci nie pęknie, nie ściemniaj. – odpowiadam ze spokojem.
Na co dostaję ripostę:
– Mamo, nie mogę Cię chyba słuchać, bo mi zaraz wypadną uszy.
I gadaj tu z takim.
Młoda zaczęła za chwilę marudzić, no to ja sruuu. Stanik do karmienia mam, to ułatwia procedurę, to wyciągnęłam bufet i karmię ją. Po chwili jednak zdecydowała, że ona nie chce mleka od mamy, tylko woli wsuwać te listki, co nieopodal rosły a ja nie zauważyłam, że jak zapinałam stanik, to ona sobie je wsadziła do dzioba.
I zaczęło się wyciąganie listków. Kiedy wjechały moje racuchy, to zjadłam je dopiero po jakichś dwóch kwadransach, no bo oczywiste, że jednemu zachciało się siku a drugi zaczął gonić kota. Żeby nie było – mój mąż też próbował ogarnąć naszą trójkę razem ze mną, ale nie dało się. Dopiero jak odpaliliśmy telefon z jakąś bajką nastała cisza i ten dom wariatów się uspokoił. O wyrodni, my!
I ja dochodzę do wniosku jednego, którym muszę się z Wami podzielić. Tak zwaną naszą tajemnicą, którą umówmy się muszę się z Wami podzielić.
I jeśli nas kiedyś spotkacie w tym naszym Krakowie to nie zdziwicie się, że zastaniecie opisany obrazek. Że będziemy trochę głośni, trochę chaotyczni. Że nie da się z nami pogadać, bo nasze dzieci i my sami też mamy tysiąc myśli na minutę, co kłóci się jakby z harmonią życia :-D
I teraz czas na spowiedź:
Otóż jesteśmy rodziną wariatów!
U nas nic nie jest jak w zegarku, nic nie jest zaplanowane i odhaczone, jak byśmy chcieli. U nas nikt nie stoi na baczność. U nas są krzyki, łzy radości są na porządku dziennym. Bywa, że krzyczę, że cierpliwość tracę i szukam jej po omacku. Nie, my nie jesteśmy spokojną rodzinką niczym z obrazka magazynu Readers Digest. My jesteśmy totalną przeciwnością tych sielskich obrazków! :D
Koniec spowiedzi! :D Nie wiem, czy po tym poście liczę na to, że inne zwariowane rodziny się ujawnią i okaże się, ze jesteśmy w sumie normalni, ale nie ukrywam, że to by mnie trochę wsparło i dodało otuchy! :D
P.S. Wy też z tych trochę zwariowanych, idących własną drogą, trochę wyłamujących się ze schematu rodzinek ułożonych jak z katalogu odzieży wysyłkowej? :D Powiedzcie, że choć trochę! :D
Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Dziękuję!
Brak komentarzy