Śpią. Słyszę ich miarowe oddechy i zastanawiam się, kiedy ten czas zleciał. Do dziś pamiętam te dni, w których każde z nich przyszło na świat. Ten moment, w którym po raz pierwszy dotknęłam ich skóry, złapałam za ich maleńkie dłonie i powiedziałam w myślach:
„Witaj, Skarbie! Od dzisiaj będę Ci towarzyszyć w Twojej życiowej przygodzie!”.
Popłynęła mi wtedy po policzku pierwsza łza. Później druga. A później płynęły te łzy co jakiś czas. Raz ze szczęścia, raz ze zmęczenia, bezsilności, a raz ze smutku. Każda mama zna smak tych łez. One pomagają przeżywać więcej. To dzięki nim, mam wrażenie, zapamiętujemy te najważniejsze dla nas chwile. Te szczęśliwe i te mniej radosne.
Nie wiem, jak to możliwe, że ostatnich kilka lat minęło nam w mgnieniu oka! Jeszcze rok i starszak pójdzie do szkoły. To będzie wielki krok dla niego. Wielki krok również dla nas, rodziców. Wprowadzić tego małego-wielkiego człowieka w nowy świat szkolnych obowiązków – to nie lada wyzwanie.
Junior z kolei z małego pisklęcia zamienia się w małego mężczyznę. Już nie udaje „dzidziusia”, za którego kiedyś próbował uchodzić. Wszak cztery lata na karku zobowiązują! ;-)
Gaia! Dziewczyna, która miała być takim spokojnym pisklakiem, okazuje się damą, która nie boi się wyrazić własnego zdania. Dwaj starsi bracia nawet nie próbują z nią zaczynać. Wywalczyła już swoje miejsce w stadzie i za nic go nie odstąpi. ;-)
Mój Mąż. Facet, który naprawdę mnie kocha. Człowiek, który zna mnie niemalże na wylot. Nikt nie zna mnie lepiej niż on. Przy nikim też nigdy nie czułam się tak cudownie. To niezwykłe – znaleźć człowieka, z którym chce się być na dobre i na złe. Na wszystko. Tułałam się kiedyś po świecie bez celu, a przy tym człowieku świat nabrał innych barw, innego smaku. Sensu nabrał, cholera!
Wczorajszy dzień mnie dobił. Są takie chwile w życiu chyba każdej kobiety, w których ma dosyć – świata, siebie. Ma dosyć tego, z czym się zderza. Ale minął! Minął ten dzień i dzisiejszy pokazał mi z kolei, że to ode mnie wszystko zależy. Ode mnie zależy, kim jestem, kim będę, jaka będę i jak będę radziła sobie z codziennością. I z ludźmi. Uczę się szacunku do samej siebie, do mojego czasu. Uczę się, jak być sobą. Jak walczyć o optymizm. Jak odpierać ataki, jakiekolwiek by one były. Jak olewać wszystko, co nieistotne, a poświęcać swoją uwagę tylko temu, co ważne i wartościowe.
Z tego wszystkiego zapomniałam wczoraj celebrować! A powinnam była napić się chociaż lampki wina. Pochwalić się Wam! Miałam wczoraj rezonans głowy. W zeszłym roku przez zupełny przypadek wykryto u mnie w głowie coś, co mam obserwować. I wczoraj przyszedł dzień obserwacji. Zbadano mnie. Na opis badania miałam czekać 3 dni robocze, co w praktyce przy tym długim weekendzie oznaczałoby prawie tydzień obgryzania paznokci.
Mam chyba swojego Anioła Stróża, w którego powinnam była już dawno uwierzyć. Opis badania dostałam po dwóch godzinach! Jest dobrze. Nic się nie powiększyło. Jest cudownie! :-)
Wypijcie ze mną wirtualną lampkę wina, kochani! Za nasze zdrowie, byśmy mogli towarzyszyć naszym bliskim jak najdłużej!
Pamiętajmy o jednym – codzienność czasami przygniata, by później mogły się polać łzy szczęścia. Uściski! :*
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu. ❤ Dziękuję!
2 komentarze
Wszyscy lubią, a nikt nie komentuje. Cieszę się że „To coś” w głowie się nie powiększa i chętnie z Tobą wypije lampkę wina.
Ciesz się kobieto życiem i szczęściem i wszystkiego dobrego… hm.. o prawie 6 nad ranem czytam… i co z ta lampka wina… a niech tam.. jak ma ci pójść na zdrowie to się ,,poświęcę,, z przyjemnością ;)