Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego porzuciłam tę moją samochwalczą serię zmian, którą zapoczątkowałam w styczniu tego roku. Takie podsumowania są bardzo budujące – nie wiem czy budujące dla czytelników ;-) ale mnie wybitnie podnoszą na duchu i trzymają przy tej ulotnej nadziei, że nie stoję w miejscu a próbuję się zmieniać.
Oto kolejna porcja zmian, które wprowadziłam w życie bądź same się w życie wprowadziły:
- przestałam przejmować się krytyką – i zastosowałam to nie tylko na moim blogerskim poletku, ale także zadziałało to w moim życiu prywatnym. To nie jest tak, że zupełnie olewam konstruktywną krytykę – wręcz przeciwnie. Bacznie się jej przyglądam i analizuję. Jednak nie zjadam już sobie paznokci i biorę wszystko na klatę. Prowadząc bloga szczególnie musimy być odporni na to co piszą niektóre osoby – a próbują one znaleźć nasz czuły punkt. Ja tych czułych punktów mam coraz mniej, bo skórę mam twardą, ot co :-)
- nic, ale to absolutnie nic nie kupiłam tej jesieni do mojej rozepchanej do granic możliwości szafy. Miałam na oku genialny jesienny trencz z Zalando – który wrzuciłam do mojej wish-listy i co kilka dni do niej zaglądałam z maślanymi oczami. Kolor wielbładzi [taką sobie nazwę koloru wymyśliłam :-D], leżałby jak moja druga skóra. Oparłam się. Kilka razy wspominałam o nim mojemu M. – on tylko ze zdziwieniem patrzył sugerując mi, że zobowiązałam się ostatnio wprowadzić minimaliz w życie i mogłabym sobie darować takie kuszenie losu. A teraz jest już tak zimno, że jego kupno minęłoby się z celem. Toteż zostawiam go sobie na rok następny.
- przestałam robić z siebie wariatkę serwując mojemu synowi tylko „zdrową żywność”. Jak dostanie do ust marketową marchewkę albo frytki z ketchupem – nie zginie. Nie mamy w Krakowie zaprzyjaźnionego chłopa, od którego moglibyśmy kupować najlepszej jakości mięso. Warzywa kupujemy tam gdzie większość ludzi. Staramy się znać źródło produktów, które kupujemy, ale bez prze-sa-dy!
- nie byłabym sobą, gdybym została przy moim blondzie. Tej jesieni wróciłam do naturalnego koloru włosów, spod którego przebijają jaśniejsze refleksy. Nie muszę stukać do salonu fryzjerskiego co 3 tygodnie i prosić błagalnie o pozbycie się odrostów za 350 PLN. Przynajmniej do wiosny mam tysiaka w kieszeni :-P
- przystopowałam z walką na śmierć i życie o swoją RACJĘ. Czy to z moim mężem, czy też z innymi osobami – wyluzowałam. Długa droga przede mną jeszcze, ale nie emocjonuję się już do stopnia wrzenia, gdy ktoś próbuje nadepnąć mi na odcisk. Staram się panować nad emocjami, co wychodzi mi coraz lepiej. No chyba, że mam PMS, to wiecie, że bywa ciężko ;-P
- zabrałam się za rozwijanie moich ukrytych talentów jakimi jest szycie na maszynie i robienie na drutach. Jaja sobie robię z tymi ukrytymi talentami, gdyż nie mam specjalnych zdolności w tych dwóch kierunkach. Jednak robię co mogę, bo mam frajdę z tego dłubania przy materiale i włóczce. A to o frajdę chyba chodzi a nie o bycie mistrzem w jakiejś dziedzinie?
- zaczęłam na nowo czytać książki. Ivo jest zdecydowanie bardziej łaskawy dla mnie od kiedy skończył półtora roku. Potrafi się sobą zająć a ja mogę wziąć w dłoń książkę i robić sobie dobrze czytelniczo. Choć przyznaję, że krucho u mnie z dokańczaniem lektury. Mam 4 książki, którym brakuje kilkunastu stronic, aby je odfajkować.
- wzięłam się na poważnie za przegląd swojego zdrowia. Zaczęłam wyjaśniać niepokojące mnie bóle etc. i zaczynam być na prostej. TSH, potas i cała reszta w normie. Chyba mogę śmiało powiedzieć, że jestem okazem zdrowia? ;-) Nic tylko dzieci rodzić :-D
- skoro minął mój szlaban od kardiologa na ćwiczenia fizyczne i wszystko jest cacy to wracam do ORBITREKA! Kondycjo, przybywaj! Sąsiedzie, wybacz jeśli hantle spadną mi w ferworze walki na podłogę! ;-)
- dokańczam ogarnianie wizualnej strony szczęślivej.pl Jest jeszcze kilka niedociągnięć, które należy poprawić i czeka mnie optymalizacja w kilku kierunkach, ale mogę śmiało powiedzieć, że blog mi się podoba i chyba jest funkcjonalny, jest czy nie? Menu niebawem będzie dokończone. Wersja na tablety i telefony też zostanie dopracowana i będzie fajnie. Lubię, gdy przestrzeń w której często przebywam, jest taka jak lubię – czyli bezawaryjna i estetyczna.
- od września KALENDARZUJĘ, czyli mam mój materialny, papierowy kalendarz, którym się już chwaliłam wielokrotnie i tam notuję wszystkie pomysły, sprawunki etc. Porzuciłam notowanie w telefonie, bo mój Samsung ostatnio pracuje z szybkością przedwojennego kombajnu i albo uśmiechnę się do męża o wgranie novego softu, albo znajdę sponsora na nowy I-phone ;-) Czyli uśmiechnę się o ten software ;-D
A TU możecie przeczytać poprzednie podsumowanie :-)
Ciao!
P.S. Tak, zdjęcie robione w łazience. Kto zgadnie co za kosmetyk stoi przy wannie temu publicznie podziękuję za spostrzegawczość :-D
9 komentarzy
Zmiany konkretne. ;)
A co do kosmetyku przy wannie… Wygląda mi to na coś firmy HIPP… Oliwka? Szampon?
Tak, płyn do kąpieli :-)
„przystopowałam z walką na śmierć i życie o swoją RACJĘ.”
dobre postanowienie. każdy powinien sobie je zakodować:)
zmiany i postanowienia godne skopiowania :D, gratuluję i życzę wytrwałości w ich realizacji :D (…) kosmetyk z opakowania wygląda na markę HIPP-a.
bingo! :-)
Super zmiany, godne pochwały … nie wiem dokładnie ile masz lat ale u mnie to przyszło z wiekiem :) stwierdziłam po co mi do jasnej anielki kilkanaście par jeansów, jaki i tak wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo a w rzeczywistości noszę tylko jedne ulubione .
No i wzięło mnie też na robienie na drutach i szycie, planuję zapisać się na specjalny kurs który organizują w naszym mieście .
A co do olewania tego kto i co myśli o mnie i o mojej rodzinie to nauczyłam się już dawno , a paradoks jest taki im bardziej masz w nosie to co inni myślą o tobie tym oni bardziej się tobą interesują , intrygujące …
A co do kosmetyków na wannie to są trzy , jeden za kranem
Nivea – szampon z mydłem dla dzieci
Hipp- płyn do kąpieli
i chyba zmywacz do paznokci ?
Mammamia! Trafiłaś ze wszystkim na 100%!
to ja też zaczynam zmiany!!!!
koniecznie! ;-)