3 problemy zdrowotne u dzieci 👶, których nigdy NIE BAGATELIZUJĘ❗⛔

napisała 07/07/2021 Post powstały przy współpracy

Powiem Wam, że pierwsze tygodnie czerwca jak to się kolokwialnie mówi – „przeczołgały” naszą rodzinkę. I jak to zwykle bywa – zaczęło się bardzo niewinnie, wręcz bym powiedziała – myśleliśmy, że przejdzie bokiem. Tymczasem polegliśmy wszyscy za wyjątkiem naszego Teośka, który trzymał się dzielnie i niespecjalnie rozumiał, jakim cudem wszyscy oprócz niego „zaprzyjaźniliśmy” się z łazienką i miską, która była naszym dyżurnym akcesorium.

Na fali ostatnich doświadczeń, ale również maili od Czytelniczek, które w ostatnim miesiącu słane do mnie były lawinowo, pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi doświadczeniami. Może nasze sposoby okażą się dla Was pomocne, na co bardzo liczę, a nasze doświadczenia będą dla Was znakiem, że może coś warto zbadać bardziej szczegółowo.

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami 3 problemami zdrowotnymi, których nie warto bagatelizować. Ja jestem typem rodzica, który będzie drążył skałę póki nie sprawdzi wszystkiego wzdłuż i wszerz i przyznam się Wam, że wielokrotnie to zaprocentowało przy tematach zdrowotnych u moich dzieci.

 

Oto 4 problemy zdrowotne, których nie bagatelizuję u moich dzieci.

  1. Bóle głowy i problemy ze wzrokiem

Kiedy u mojego Ivka na dobre rozkręciło się zdalne nauczanie, to było w okolicach listopada zeszłego roku, w pewnym momencie Ivo zaczął coraz częściej narzekać na bóle głowy. Przeplatały się one z uskarżaniem się na problemy ze wzrokiem:

– Mamo, ja chyba dziwnie widzę.

Do dzisiaj pamiętam to zdanie, które wywierciło mi dziurę w brzuchu niemalże i od razu zaczęłam szukać specjalisty, który sprawdzi, z czego wynikają takie problemy. Pojawiło się nawet podwójne widzenie, co tylko dolało oliwy do ognia. Zrobiliśmy EEG mózgu, skonsultowaliśmy temat z dobrymi lekarzami i co prawda lekarze nie zauważyli znacznych odchyleń od normy, ale dostaliśmy zalecenie ograniczenia do minimum przebywania przed ekranami. Wzięłam sobie to wtedy mocno do serca i pilnowałam Ivka, aby podczas przerw między lekcjami nie spędzał tego czasu przed monitorem, a np. pobawił się klockami, poczytał książkę czy np. pojeździł na orbitreku, który uwielbia.

Właściwie z dnia na dzień niepokojące objawy minęły i nie pojawiły się ponownie. Pani neurolog bardzo dokładnie wyjaśniła nam to, jaki wpływ na pracę mózgu dziecka mogą mieć ekrany, i dlaczego tak ważne jest to, by te kwestie kontrolować. Tutaj w tym momencie patrzę srogim wzrokiem na mojego M., który przed naszymi konsultacjami z lekarzami dziwnie na mnie patrzył, kiedy mówiłam Ivkowi, że czas wyłączyć komputer. Na szczęście po wizycie u pani neurolog przyjął z pokorą jej zalecenia i chyba wtedy zrozumiał, że rodziców w tym rola, aby trzymać rękę na pulsie, a nie folgować w kwestiach, które powinny być pod zdecydowaną kontrolą.

Konkludując – nie warto bagatelizować bólu głowy u dzieci. Warto go skonsultować, najpierw z lekarzem pediatrą, a następnie zostaniemy pokierowani dalej, jeśli będzie taka potrzeba. Częste bóle głowy u dzieci nie są rzeczą normalną.

  1. Biegunka i wymioty, których nie wolno bagatelizować.

Częste biegunki u dzieci również nie są rzeczą normalną i zawsze warto je konsultować u pediatry. Całkiem niedawno w komentarzu pod jednym z facebookowych postów pojawiła się wypowiedź jednej mamy, która napisała, że dla nich biegunka nie jest żadną tragedią, bo jej dziecko średnio raz w miesiącu ma ostrą biegunkę i szybko z niej wychodzi tylko pijąc wodę. Czy woda wystarczy, aby wyjść bez szwanku z biegunki nie wchodząc np. w kolejne infekcje czy problemy jelitowe?

Przyznam, że dla mnie biegunka pojawiająca się u dziecka raz w miesiącu włączyłaby w mojej głowie alarm, aby temat zbadać. Częste biegunki mogą wskazywać np. na problemy z zaburzoną równowagą flory bakteryjnej bądź inne problemy.

Kiedy całą rodziną przechodziliśmy niedawno ostry nieżyt jelitowo-żołądkowy z biegunką i naprawdę silnymi wymiotami nie dalibyśmy rady wyjść z tego tak szybko i bez powikłań popijając tylko wodę. Wielokrotnie wspominała mi o tym nasza pediatra, że tutaj warto zadziałać kompleksowo, i wzięłam sobie to tym razem bardzo mocno do serca.

Lepiej niż woda ze względu na swój skład nawadnia i uzupełnia o niezbędne składniki doustny płyn nawadniający. Jednak podczas naszej „jelitówki” nie byliśmy nawet w stanie wyjść o własnych siłach z domu, by kupić takowy, dlatego skorzystałam z domowego sposobu zrobienia płynu nawadniającego. Do 250 ml przegotowanej wody dodałam łyżeczkę miodu, szczyptę soli i łyżkę soku z cytryny. I taki płyn wszyscy piliśmy 4-6 razy dziennie. W odstępach czasowych, małymi łyczkami uzupełnialiśmy płyny i niezbędne składniki.

Dietę zmieniliśmy na lekkostrawną. Na ten czas zrezygnowaliśmy z surowych warzyw i owoców. Gotowałam marchwiankę, robiłam ryż z zapiekanymi w piekarniku jabłkami. Zrezygnowaliśmy na ten czas również z nabiału, bo dwa lata temu zauważyłam, że potęgował on biegunkę u moich dzieci.

Niezwykle ważne jest również podawanie probiotyków. Tutaj skłaniam się zawsze ku probiotykom z apteki, gdyż te występujące w nabiale czy np. w kiszonkach mogą podrażniać żołądek w czasie ostrego nieżytu jelitowo-żołądkowego. Dodatkowo włączyłam również homeopatię. Już niejeden raz ratowała nas z opresji w sytuacjach, gdy organizm potrzebował wsparcia. Mam w domu osobne pudełeczko na leki homeopatyczne i całe szczęście na ostry nieżyt żołądkowo-jelitowy miałam wszystko, czego potrzebowaliśmy i nie musiałam iść do apteki.

U nas niestety przy „jelitówce” biegunka była połączona z dużymi wymiotami, co dodatkowo nas osłabiało. Jako podstawę braliśmy Arsenicum album. Na biegunkę po każdym epizodzie w WC braliśmy wszyscy po 5 granulek: Aloe i Podophyllum peltatum. Z kolei po każdym epizodzie wymiotów braliśmy po 5 granulek: Ipeca i Nux vomica.

Gaia z kolei mierzyła się z dużymi bólami brzucha. Termofor cały czas był w użyciu i dostawała jak zaleciła pediatra po 5 granulek Cuprum metallicum przy każdym epizodzie skurczowego bólu brzucha.

Do dzisiaj pamiętam moją jelitówkę sprzed 5 lat. Wtedy po jelitówce właściwie od razu złapała mnie jakaś infekcja gardła i straszny katar, z którymi męczyłam się prawie 2 tygodnie. A następnie nastąpiła lawina kolejnych infekcji. To był pewnie wynik tego, że nie zadbałam wtedy o siebie kompleksowo w czasie biegunki i po niej. A jednak po jelitówce nasz organizm jest wykończony i trzeba zadbać o niego podwójnie. Tym razem czuję się o wiele lepiej, a po osłabieniu ani śladu.

  1. Długotrwały katar

Jeśli dziecko właściwie cały rok mierzy się z katarem, to warto udać się do pediatry, który zgłębi ten temat. Dla mnie notoryczne infekcje to byłby znak, że moje dziecko musi być zbadane albo pod kątem np. osłabionej odporności bądź alergii, które warto dokładniej zbadać. Zresztą, dobry specjalista powie Wam, że zdarza się, że te kwestie się ze sobą łączą.

Podobną sytuację mieliśmy z Ivem 2 lata temu. Niezdiagnozowana alergia na pyłki drzew i traw + alergia na roztocza sprawiała, że nasilała ona inne infekcje i biedny męczył się z katarem każdego miesiąca. Dopiero kiedy zaczęliśmy trzymać alergię w ryzach dodatkowo wspierając florę jelitową, to zmniejszyła się również częstotliwość infekcji wirusowych, gdyż organizm przestał być notorycznie osłabiony.

A jakich problemów zdrowotnych u dzieci Wy nie bagatelizujecie i dmuchacie na zimne?

„Największy błąd w leczeniu ciała ludzkiego polega na tym, że lekarze nie znają całości. Żadna część nie będzie zdrowa, dopóki całość nie będzie zdrowa.”

– Hipokrates

Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu   Możecie też się nim podzielić ze swoimi znajomymi bądź zapisać na swoich tablicach, by nie umknęły Wam ważne dla Was informacje.

Podobne wpisy

Brak komentarzy

    Odpowiedz

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.