Doskonale już wiecie, że są sytuacje, w których nie potrafię milczeć. ;-) Czasami podobno powinnam trzymać język za zębami. Ja jednak uważam, że warto wyrazić swoje zdanie w tematach, które nas nurtują, zamiast siedzieć cicho i tylko obserwować świat przez szybę udając, że nic złego się nie dzieje.
Tuż przed wakacjami dostałam mail od Eli, która zadała mi kilka bardzo ciekawych pytań, opisując jednocześnie życie ze swoimi rodzicami pod jednym dachem. Jej rodzice nieba chcą uchylić swoim wnukom, jednak bywają sytuacje, w których Ela kategorycznie sprzeciwia się niektórym ich zachowaniom i poprosiła mnie – i Was jednocześnie – o zdanie.
Za zgodą Eli publikuję fragment jej maila, który stał się zarazem inspiracją do napisania dzisiejszego postu i obalenia kilku mitów dotyczących diety i zdrowia dzieci. Fragmenty maila Eli zostały za jej zgodą tylko kosmetycznie edytowane.
Ela napisała:
„(…) Tylko szczerze napisz mi proszę, czy to ja zwariowałam, bo mi już momentami witki opadają, jak to się mówi u nas. Prosiłam ich, już tyle rozmów przeprowadziliśmy a moi rodzice dalej swoje. Bardzo doceniam ich pomoc każdego dnia przy dzieciach, ale to zupełnie odrębny temat i brakuje mi już siły. (…)
Wczoraj moja mama znowu natłukła kotletów schabowych na pół tygodnia. Tłumaczy, że dzieci muszą zjeść solidną porcję mięsa każdego dnia inaczej nie będą rosnąć. Kiedy proszę, żeby nie podawała im codziennie słodkich napojów gazowanych, to twierdzi, że muszą się przyzwyczaić, bo w szkole będzie to ich kusiło, a tak to będą już znali smak. Nawet do garnka kompotu domowej roboty dorzuca szklankę cukru. Kiedy mój Daniel przywozi od swoich rodziców owoce z działki, to twierdzi, że one nie mają wartości odżywczych i tylko cytrusy zawierają dużo witamin. Jedyne co moje dzieci jedzą przy dziadkach to banany. Mam wymieniać dalej? Co byś zrobiła na moim miejscu, może zapytałabyś swoich czytelniczek? (…)”.
No, to obalamy, dziewczyny! ;-) Mój post merytorycznie będzie wspierać program 5 porcji warzyw, owoców lub soku, co nam się bardzo przyda, by przekonać niektórych niedowiarków do tego, że czas pożegnać się z niektórymi mitami. :-)
MIT NR 1: Dziecko musi mieć przede wszystkim mięso w diecie!
To nieprawda, że „dzień bez kotleta jest dniem straconym”! To bardzo szkodliwy mit i mogę domyślać się, że wywodzi się on z czasów, gdy mięso było pewnego rodzaju rarytasem na polskich stołach i nie było tak łatwo dostępne, jak jest dzisiaj.
Mięso nie powinno dominować w diecie i nie jest prawdą, że dzieci muszą je spożywać codziennie w ilościach jak największych. Mięso może być jednym ze składników naszej diety, taka samo jak i ryby, jednak to warzywa i owoce powinny być podstawą diety każdego dziecka, dorosłego również. To właśnie warzywa i owoce, wg Piramidy Zdrowego Żywienia Instytutu Żywności i Żywienia, powinny być podstawą zbilansowanej diety. Mięso znajduje się dopiero na przedostatnim piętrze tej piramidy, co sugeruje nam, że jest tylko pewnego rodzaju dodatkiem, a nie fundamentem codziennego prawidłowego żywienia. Także tutaj nie musimy z niczym polemizować – badania naukowe i wytyczne wskazują jednoznacznie, że kotlet schabowy nie jest niezbędnym codziennie elementem diety każdego dziecka. ;-)
MIT NR 2: Dzieci mogą pić tylko wodę!
Spotkałam się z tym mitem całkiem niedawno, kiedy mówiłam Wam o tym, że moje dzieci bardzo chętnie sięgają po wodę. Bardzo się cieszę, że udało mi się nauczyć moje dzieci picia wody, gdy chcą ugasić swoje pragnienie. Jednocześnie skłamałabym, pisząc, że moje dzieci piją tylko wodę. Moje brzdące gaszą pragnienie wodą, jednak w ciągu dnia często piją również szklankę soku 100%, taka porcja dostarcza im mikro i makroelementów, w tym składników mineralnych i witamin – podobnie jak owoce i warzywa, z których powstał sok! Przecież nie samą wodą człowiek żyje, jak to mówi moja babcia – i ma stuprocentową rację. :-)
Dlatego doskonale rozumiem rodziców, którzy piszą, że starają się dziecku podawać wodę, jednak z różnym skutkiem, dlatego soki 100% pomagają im w tym, aby nawodnić organizm dziecka oraz dostarczyć mu mikro i makroelementów, w tym składników mineralnych i witamin, bo z jedzeniem warzyw i owoców u ich dzieci też nie jest najlepiej.
MIT NR 3: Proces pasteryzacji pozbawia produkty wszystkiego, co wartościowe.
To jest bardzo popularny mit, z którym często się spotykam, a szczególnie wtedy, kiedy zbliża się okres jesienno-zimowy i piszę na moim blogu, że np. zajadamy się „słoikami” od mojej babci czy moich teściów. W mojej rodzinie pasteryzacją przetworów kobiety zajmowały się od pokoleń i myślę, że wcale nie jesteśmy w mniejszości, bo w Waszych rodzinach również to ma miejsce. ;-) Pasteryzacja w dużym skrócie polega na podgrzewaniu produktów w taki sposób, by zniszczyć lub zahamować wzrost drobnoustrojów chorobotwórczych czy enzymów. Udaje się dzięki niej zachować smak produktów, nie obniżając przy tym ich wartości odżywczych. Pasteryzacja ma na celu wyłącznie zniszczenie drobnoustrojów i enzymów, a nie „zabicie” całego dobra z owoców czy warzyw. ;-)
Jeśli pasteryzacja niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze, to przetwory naszych mam czy babć nie miałyby żadnych wartości odżywczych, a to nie jest prawdą. :-) Ja jestem wielką zwolenniczką zarówno zamrażania produktów, jak i ich pasteryzacji – w zależności od rodzaju i zastosowania.
Zatem spokojnie! Możemy śmiało jeść pasteryzowane produkty: czy to własnej roboty, czy kupne, począwszy od soków w opakowaniach kartonowych, skończywszy na mleku czy przetworach. One są pasteryzowane dla naszego bezpieczeństwa. :-)
MIT NR 4: Wszystkie soki z kartonu są niezdrowe!
Och, jak ja lubię obalać ten mit! To zupełnie jakby powiedzieć, że „wszyscy szatyni nie potrafią przybijać gwoździa”! ;-) Są tacy szatyni, którzy nie potrafią (jak mój sąsiad, którzy przebił się kiedyś wiertarką do mojego mieszkania :P), a są tacy, którzy robią to pierwszorzędnie! Dlatego nasza w tym rola, aby ich znaleźć. ;-)
Dlatego też nie jest prawdą, że wszystkie soki z kartonu są niezdrowe. Ja stawiam na soki 100%, a do tych – wg naszego polskiego a także unijnego prawa – producent nie ma prawa dodawać cukru ani żadnych sztucznych konserwantów czy barwników! O syropie glukozowo-fruktozowym nie wspominając. Także wybierajmy świadomie, kochani. Ja stawiam na soki kartonowe 100% szczególnie wtedy, kiedy wybieramy się np. na wakacje i chcę mieć pewność, że sok nie zepsuje mi się po pierwszych godzinach od otwarcia. Kiedy będziecie czytać ten post, to właśnie będę machać Wam prawą ręką z Bieszczad, gdzie będziemy na krótkim, tygodniowym wypoczynku. W samochodzie oprócz pieluch, kaszek, słoiczków i tony cierpliwości :D będę miała też karton jabłek, zapas pomidorów, ogórków i soków kartonowych! :D Te ostatnie wybieram, bo wiem, że uzupełnią nasze menu w witaminy i składniki mineralne. Do najbliższego sklepu będziemy mieli godzinę marszu, także pokaźne zapasy są wskazane, bo z godzinnym marszem i trójką małych dzieci u boku bywa u nas kiepsko. :D ;-)
Niektórzy nam się dziwią, że bierzemy ze sobą małe zapasy. A mnie to wcale nie dziwi. Wszyscy dobrze wiemy, że warzywa i owoce to niezbędne elementy diety każdego dziecka. Jej składnikiem jest również sok, który może stanowić jedną z pięciu porcji warzyw. Przyjmuje się, że powinno się spożywać codziennie ok. 400 gramów warzyw i owoców. Dzieląc to na 5 porcji, wychodzi nam, że każda porcja powinna mieć ok. 80–100 gramów.
Bardzo się ucieszyłam, kiedy podjęliśmy z moimi dziećmi #WYZWANIE5PORCJI, do którego zostaliśmy zaproszeni, bo bywało z naszymi warzywami i owocami pod górkę. ;-) Dostaliśmy paczkę z zaproszeniem, a ja zastanawiałam się, czy… podołamy i czy będzie się w ogóle czym chwalić! ;-) Na początku nie dowierzałam, że nam się uda wygrać ten nasz mały prywatny challenge, bo moje brzdące bywają marudne, ale udało się! U nas wygląda to tak, że na drugie śniadanie dzieciaki jedzą po jabłku, zazwyczaj im je obieram i kroję w ćwiartki. Na tzw. „przedobiad” :D jedzą groszek zielony, kukurydzę albo marchewki. Teodor potrafi zjeść czasami nawet 200-gramowego ogórka na raz – i to ze skórką. :D Na obiad dodatek warzyw i szklanka soku 100%, ale staram się, żeby popijali go po jedzeniu, a nie w trakcie. Następnie jeszcze porcja truskawek, borówek i po wczesnej kolacji często dopominają się jeszcze o jabłuszko. Gaia co prawda nie nadąża za chłopcami z jedzeniem, a Teosiek przoduje w tym challenge’u, ale pilnuję ich i idziemy pomału do przodu. ;-)
A wiecie, co się u nas najlepiej sprawdza, odkąd zaczęłam dbać o to jedzenie 5 porcji każdego dnia? Kroję im warzywa i owoce do miseczek, wtedy mogą po nie sięgać w każdym momencie. W trakcie jedzenia popijają wodę, a po obiedzie piją sok. Na wycieczki też staramy się zabierać prowiant ze sobą. Dorwałam kilka miesięcy temu świetne opakowania lunchowe i do nich pakuję przegryzki. :-)
Może podejmiecie z nami wyzwanie 5 porcji? Będzie nam raźniej! Więcej o wyzwaniu i sporo faktów dotyczących żywienia znajdziecie na stronie www.5porcji.pl. A jak uda Wam się złapać Wasze smyki w akcji owocowo-warzywno-sokowej, to fotkę oznaczcie hashtagiem #WYZWANIE5PORCJI – wtedy ja Was znajdę i przybiję duuużą piąteczkę! :-)
MIT NR 5: Tylko egzotyczne owoce i warzywa mają najwięcej witamin!
Miałam w szkole średniej koleżankę, która widząc mnie z jabłkiem w ręce na przerwie, potrafiła zasygnalizować mi, że jedzenie jabłka jest passé, a ona je suszoną marakuję, bo to dopiero witaminowy odlot! :D
To jest bardzo szkodliwy mit, w który niektórzy wierzą. Oni chyba naprawdę myślą, że najlepsze owoce i warzywa to te, które płynęły do nas tygodniami statkiem z dalekich krain! Ach! :D Owoce cytrusowe są „spoko”, jak ja to mówię, ale zdecydowanie preferuję nasze polskie, sezonowe dobra z ziemi, krzaków i drzew, które nie musiały pokonywać tysięcy kilometrów, zanim wylądowały w mojej kuchni.
Polskie jabłka, sezonowe owoce i warzywa to idealne źródło wartościowych składników. Ja od mojej pani dietetyk przy mojej insulinooporności dostałam wręcz „przykaz”, żeby po każdym śniadaniu i obiedzie zjeść owoc, najlepiej właśnie jabłko – i to polskiej odmiany. To, co jest nasze, lokalne, jest naprawdę dobre!
Ja jestem miłośniczką polskich jabłek i pomidorów. Zwiedziłam wiele krajów i w żadnym innym miejscu na świecie nie jadłam jabłek tak dobrych, jak te nasze polskie! <3
MIT NR 6: Kiszone warzywa tracą wszystkie witaminy podczas procesu kiszenia!
To jest bardzo popularny mit. Niezwykle często na blogu poruszam kwestię uzupełniania diety najmłodszych w probiotyki, najlepiej te naturalne. Źródłem bakterii probiotycznych są właśnie kiszone warzywa, dlatego jeśli Wasze smyki je lubią, to – jak to się kolokwialnie mówi – „wygraliście”! ;-)
A co do utraty wszystkich witamin w procesie kiszenia – nie jest to prawda. Dzięki kiszeniu, dla przykładu, zwiększa się ilość witaminy C i witaminy K, natomiast ilość witamin z grupy B, które są odpowiedzialne za przyswajanie żelaza, ulega aż podwojeniu!
MIT NR 7: Owoce i warzywa, w tym soki, można spożywać tylko w pierwszej części dnia. Później już nie są trawione.
Za każdym razem, gdy o tym czytam, to nie mogę powstrzymać śmiechu. ;) Mit ten usłyszałam już wielokrotnie na grupach „mamowych” i zastanawiam się, skąd takie przekonanie, że owoce i warzywa mogą być jedzone tylko do pory obiadowej.
Prawdą jest, że niektóre owoce mogą powodować wzdęcia i dla zachowania spokojnego snu warto je jeść do godziny 18.00, jeśli dostrzegamy u siebie problem ze wzdęciami, ale nie widzę sensownych przeciwwskazań dla jedzenia np. jabłka o godzinie 17.00.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli zgadzasz się z jego przesłaniem – możesz go podać dalej udostępniając go. Dziękuję!
Program „5 porcji warzyw, owoców lub soku” jest sfinansowany ze środków Funduszu Promocji Owoców i Warzyw. Jego organizatorem jest Stowarzyszenie Krajowa Unia Producentów Soków.
#5porcjizdrowia #szklankasoku1porcja #5aday #ad
3 komentarze
o 7 nawet nie słyszałem, a soki w akrtonie no tak, ważny tylko by zawsze czytać co za ciekae dodatki ewetulanie…jak np to to na K. w śmietanie :/
Ja spotkałam się z mitem, że nie wolno dawać dziecku świeżego ogórka, bo jest bezwartościowy ;) albo że dziecku trzeba wodę dosładzać… i oczywiście, że jak teraz nie dostanie słodyczy to jak pójdzie do szkoły, będzie jeść w ukryciu :D
ja wege i moje dziecko wege, wszystkie badania ok, tzn wegetarianizm nie weganizm my