Mój dzisiejszy post będzie trochę takim grzecznym manifestem. ;-)
Dzisiejszy post napisałam z myślą o wszystkich rodzicach, którzy chcą o nebulizatorach wiedzieć więcej, bo mają już po dziurki w nosie infekcji dróg oddechowych swoich brzdąców. Przeszłam już przez wiele sprzętów. Swoje błędy popełniłam i czuję, że teraz temat nareszcie nie jest mi obcy, a przynajmniej już o wiele mniej obcy niż był jeszcze dwa lata temu. Pamiętajcie również, że ten post nie jest „poradą lekarską” a opisem moich doświadczeń jako mamy trójki małych dzieci. Zanim zastosujecie się do jakichkolwiek porad z internetu zawsze konsultujcie się najpierw dobrego pediatry, który potrafi dobrać leczenie dopasowane do Waszego dziecka wg najnowszych światowych, europejskich czy polskich wytycznych.
Doskonale pamiętam początki mojego macierzyństwa i wiem jedno: każdy człowiek uczy się na swoich błędach najlepiej! ;-) Gdy przypominam sobie moje teorie sprzed kilku dobrych lat dotyczące rodzicielstwa, to zupełnie nie są one spójne z moimi obecnymi ;-)
Jesień to pora roku, która zawsze kojarzy mi się z przeziębieniami i chorowaniem. Co prawda z odpornością moich dzieci coraz lepiej, ale nikt nigdy nie da mi gwarancji, że w tym roku ustrzeżemy się przed infekcjami.
Mamy juz prawdziwą, polską jesień! Pisząc „prawdziwą” mam na myśli nie tylko taką, podczas której liście się złocą i pomalutku spadają z drzew, a trawniki się przerzedzają ukazując nam co ciekawsze niespodzianki ;-)
Żyjemy w czasach, w których wszystko dzieje się bardzo szybko – począwszy od tego, że rozwijamy coraz większe prędkości, kupujemy rzeczy instant czy korzystamy z maszyn lub robotów, które wykonują za nas pracę (takich jak pralka, zmywarka czy odkurzacz samojezdny), a skończywszy na tym, że nasza codzienność pędzi, a my próbujemy ze wszystkim zdążyć i przy tym zdajemy sobie sprawę z kruchości tego, co jest wokół nas.
Pamiętacie pierwszych 12 miesięcy z Waszym pierwszym dzieckiem? Nie wiem, jak to wyglądało w Waszym przypadku, jednak pierwszy rok mojego Starszaka to był dla mnie emocjonalny i fizyczny rollercoaster! To był czas, kiedy przepełniało mnie szczęście, a jednocześnie martwiłam się o każdy aspekt dotyczący mojego dziecka. Czytaj dalej
Kiedy usiadłam do napisania dla Was dzisiejszego postu, to zaczęłam się na początku „gotować w sobie”! Wiecie dlaczego? Bo dokładnie przypomniałam sobie teksty pewnych osób, którymi byłam raczona, kiedy zostałam mamą. :D Ba, niektórym tekstom musiałam stawić czoło, będąc jeszcze w ciąży!