Nie zdarzyła mi się jeszcze sytuacja, podczas której musiałam się posiłkować się telefonem na pogotowie. Już na samą myśl o takim telefonie drętwieję, wiem jednak, że takie drętwienie w danej sytuacji niewiele by pomogło.
Sama jako nastolatka potrzebowałam pomocy klasycznej „Rki” i ratowników. Zatrucie tlenkiem węgla, które mnie wtedy dotyczyło, wspominam tylko urywkowo. Zanim jednak przyjechała po mnie karetka, moja mama i tata stanęli na wysokości zadania. Dwukrotna resuscytacja, której podjął się mój Tata, uratowała mi życie. A mama będąc wtedy w zaawansowanej ciąży prowadziła w tym czasie dialog z dyspozytorem pogotowia.
Pamiętam, jak po przyjeździe karetki lekarz powiedział do mojego Taty:
– Dobra robota! Większość ludzi na pana miejscu miałaby nogi jak z waty. Gdyby nie to, że Pan ją prawidłowo resuscytował, to już by jej tu z nami nie było…
A mnie wtedy poklepał po plecach i powiedział: „To co, mysza, jedziemy wyścigówą?” Zawsze będę to pamiętać :-)
Jednak zatrucie tlenkiem węgla to dość poważna sytuacja. Nie brnijmy aż w tak drastyczne tematy. Jest wiele przypadków, w których należy zadzwonić po pomoc. Choćby „zwykłe” złamanie nogi, które może mieć miejsce w górach.
Co jakiś czas odświeżam moją wiedzę na temat postępowania w różnych sytuacjach, aby nie być totalną ignorantką. Mam plan odbyć poważniejszy kurs pierwszej pomocy i to będzie moim planem na 2017 rok. Co jednak możemy robić, jeśli nasze dziecko np. złamie poważnie nogę i oczekujemy na przyjazd karetki pogotowia? Mamy stać bezczynnie czy może ten czas możemy wykorzystać na czynności, które realnie pomogą w danej sytuacji? Ja przyznaję z ręką na sercu, że najpierw bym spanikowała.
Mam nadzieję, że te 8 zasad uspokoi Was i choć odrobinę ukierunkuje postępowanie podczas różnego rodzaju wypadków. To mogą być z pozoru niegroźne sytuacje na podwórku, w domu czy na spacerze. Każda z nich różni się rodzajem obrażeń, objawami i ich intensywnością. Każda z nich jednak podlega pewnemu schematowi, który warto przyswoić na przyszłość.
Co robić zanim przyjedzie do dziecka pogotowie? Jakie mamy obowiązki?
1. Zapewnienie poszkodowanemu dziecku odpowiedniej temperatury.
Niemalże każda osoba, która ulega jakiemuś wypadkowi, może mieć zaburzony system termoregulacji. Ja pamiętam przejmujące uczucie zimna, kiedy zatrułam się w łazience uczucie zimna. I mimo, że byłam przykryta kocem, nadal czułam zimno. W takich sytuacjach warto mieć w apteczce folię termiczną. Taka folia ma często dwie strony. Przykrywamy poszkodowane dziecko srebrną częścią do ciała.
Wyjątkiem są sytuacje, w których na zewnątrz jest bardzo gorąco i dziecko znajduje się w pełnym słońcu. Wtedy trzeba zapewnić poszkodowanemu cień, np. taką folią dziecko osłaniając z odległości. Wtedy srebrną stroną odbijamy promienie słoneczne.
2. Zapewnieniu dziecku komfortu psychicznego.
I tutaj doskonale sprawdza się zasada niepanikowania, nad którą to zasadą ja muszę dobrze popracować. Maluch często jest zdezorientowany danym wydarzeniem i nie wie, co się dzieje. Wtedy my – dorośli musimy stanąć na wysokości zadania i pokrzepić dziecko. Zamiast roztkliwiać się nad nim albo opierdzielać, dlaczego weszło na drzewo albo domową choinkę, to warto wytłumaczyć, co się stało i pokazać, że jesteśmy przy nim i będziemy je wspierać. Bez paniki, bez krzyków, ze spokojem w głosie wypada wytłumaczyć, co przy nim robimy i co za moment nastąpi, i kto przyjedzie i jak pomoże.
3. Zapewnienie ciągłej obecności przy dziecku.
Ta obecność jest istotna z dwóch ważnych powodów. Po pierwsze poprzez to, że będziemy przy dziecku, będziemy mogli obserwować jego stan i reagować w zależności od potrzeby. Po drugie dzięki naszej obecności maluch będzie się czuł spokojniejszy.
Nie ma nic gorszego niż zostać samemu.
4. Zapewnienie bezpiecznego miejsca i nieprzenoszenie dziecka w inne miejsce, chyba że jest taka konieczność.
Przenosimy dziecko tyko wtedy, jeśli sytuacja tego wymaga, bo dotychczasowa miejscówka jest niebezpieczna i może stwarzać zagrożenie albo uniemożliwia przeprowadzenie ewentualnej resuscytacji. Nie przenosimy malucha np. z boiska na ławkę, bo wydawać by się nam mogło, że będzie mu tak wygodniej. Czekamy w takich wypadkach na reakcję ratowników, którzy po pierwszych oględzinach będą wiedzieli, co należy robić i jaką pozycję może przyjąć dziecko.
5. Zapewnienie bezpiecznej pozycji i nieporuszanie dzieckiem, chyba że sytuacja tego wymaga.
Jeśli dziecko spadło z drzewa i ma problem z poruszaniem, nie ma potrzeby przekręcać dziecka na bok albo sadzać ławce. Warto zostawić je w bezpiecznej dotychczasowej pozycji, po to aby nie pogarszać jego stanu, szczególnie np. podczas złamań i uszkodzeń kręgosłupa.
6. Zapewnienie jak najdelikatniejszych ruchów przy dziecku.
Czyli oprócz spokojnego głosu warto też uspokoić nasze ruchy. Sprawa wydawać by się mogła oczywista, jednak gdy w grę wchodzą emocje, to działamy bardzo impulsywnie, czego świadkiem byłam kiedy dziecko wypadło mamie z koszyka zakupowego. A mama zamiast malucha utulić i sprawdzić, czy wszystko jest ok, nie wytrzymała napięcia i jeszcze dodatkowo nim potrząsnęła ze złości. Nie piętnuję kobiety, bo czasami działamy nieświadomie i w nerwach, ale warto mieć na względzie to, że takim zachowaniem możemy dziecku dodatkowo zaszkodzić.
7. Niepodawanie dziecku żadnych leków.
Za wyjątkiem sytuacji, w których lek służy do ratowania życia np. ataku astmy, duszności, to nie zaleca się podawania żadnych leków, ani uspokajających ani przeciwbólowych, nawet, gdy dziecko bardzo skarży się na ból i panikuje. Leki poda dopiero ratownik medyczny albo lekarz. Pamiętam, kiedy podczas szkolenia, w którym brałam udział przed dekadą, ratownik mówił, że dziecko spadło ze schodów i dość poważnie połamało sobie nogi. Jego mama wezwana na miejsce słysząc płacz dziecka zareagowała bardzo impulsywnie i pierwsze po co pobiegła do mieszkania oddalonego o dwa piętra, to syrop przeciwbólowy, który chlusnęła do buzi płaczącego dziecka. Nikt nawet nie wiedział, jaką ilość dziecko połknęło…
8. Bądźmy zawsze dobrej myśli.
Zajmijmy się bieżącą sytuacją i nie piszmy negatywnych scenariuszy. To jak wygląda dla nas rzeczywistość podczas wypadku, wcale nie musi mieć odzwierciedlenia w stanie faktycznym.
Mam nadzieję, że ta lista okaże się dla Was pomocna i zostanie w mojej i Waszej pamięci jak najdłużej. Najlepiej jednak, abyśmy nigdy z niej nie musieli korzystać :-)
1 komentarz
poruszyłaś bardzo ważny temat. bardzo często zdarza się, że jedynymi osobami, które potrafią zachować zimną krew są dzieci. Coraz częściej się słyszy o tym, jak to dziecko uratowało życie jakiejś osobie dzwoniąc po karetkę, lub przeprowadzając akcję ratunkową. nie mam pojęcia czym to jest spowodowane. Ja osobiście raz w życiu miałem sytuację, gdzie musiałem „ratować” byłem świadkiem jak auto potrąciło kobietę na przejściu, a kierowca był tak spanikowany, że nie wiedział co ze sobą zrobić, nie mówiąc o pomocy poszkodowanej. Akurat wtedy miałem szczęście, gdyż stało się to, blisko szpitala i akurat lekarze szli do pracy, więc moja rola trwała dosyć krótko. Nie zgodzę się z jednym wymienionym punktem. Mianowicie punkt 4. Jeżeli zdarzy się uraz kręgosłupa, to za cholerę nie wolno przenosić choćby nie wiem co. Nikt z nas nie wie jak to zrobić poprawnie, a przenosząc w bezpieczne miejsce możemy znacznie pogorszyć sytuację poszkodowanego. Choćby trzeba było zakorkować autostradę z Krakowa do Wrocławia, to do momentu przyjazdu karetki nie wolno. Z tym tlenkiem to miałaś dużo szczęścia i Twój Tata jest bohaterem bez dwóch zdań. Ja straciłem koleżankę w taki sposób:(