To będę prawdopodobnie pierwsze święta, przed którymi udało się mi się z każdym z gości osobno porozmawiać na bardzo dla mnie drażliwy i jednocześnie ważny temat.
Uznałam, że trzeba zatrzymać tę karuzelę świątecznego szaleństwa i to jest ten moment, w którym poczułam się na siłach nie owijać w bawełnę i postawić sprawę jasno, nawet z moimi Teściami na czele, których reakcji obawiałam się najbardziej ;-)
Nie zrozumcie mnie źle. Podczas rozmowy z nimi starałam się wybadać najpierw jakie mają zdanie na ten temat, następnie podałam moje argumenty i poinformowałam wszystkich, że podczas tych świąt obowiązuje pewna zasada i poprosiłam, abyśmy się postarali do niej dostosować ;-) Nie jestem głównym gospodarzem tych świąt, a jest nim mój Tata, jednak jego również zapytałam, czy zgodzi się z tym, że tym razem zastosujemy:
„Zasadę ograniczonego prezentowego szaleństwa.” ;-)
Niemalże każdego roku było tak, że niby najpierw zapraszając się na święta mówiliśmy o tym, że nie robimy sobie prezentów, a w rezultacie i tak każdy był zasypywany górą podarunków. Nie widzę w tym nic złego, aby sprawić drugiej osobie przyjemność. Jednak doszłam do wniosku, że danie drugiej osobie czegoś „trafionego” wcale nie jest takim prostym zadaniem. Czasami trzeba się nieźle nagłowić, co podarować bliskiemu, jeśli nie ma on większych potrzeb. Ja jestem doskonałym na to przykładem. Od najbliższych mogłabym dostać białą czekoladę, z której zrobiłabym najlepszy pożytek! :D
Dla przykładu, jeśli zbierze się 12 członków rodziny i każdy dorosły będzie chciał drugiemu dorosłemu coś podarować, to nie tylko minie się to całe rodzinne spotkanie z celem, ale również wypstrykamy się z funduszy, które mogłyby być przeznaczone na przykład na kolejne spotkanie, o które trudno w naszych napiętych kalendarzach! Już doszły do mnie słuchy, że niektórzy chcą się wyłamać od tej zasady ograniczoności, ale każdego, kto naruszy tę zasadę, poniesie karę, nad którą właśnie srogo rozmyślam! ;-) I ja poniosę karę, bo przed miesiącem ustrzeliłam kilka fajnych rzeczy, ale to drobiazgi, podkreślam!
Nasze dzieciaki głęboko wierzą w Świętego Mikołaja i już przebierają nogami na to, co znajdzie się pod choinką. Domyślam się, że kuzyni moich chłopaków również, dlatego ich zwolnimy z tej zasady ograniczonego prezentowego szaleństwa. Ale [!] wraz z moim bratem ustaliliśmy pewną rzecz. Przypadkowo podczas jednej z rozmów telefonicznych zeszliśmy na temat świąt:
– Weźmy się ogarnijmy i nie róbmy ze świąt prezentowej szopki. Przecież to spotkanie jest najważniejsze w końcu! – mówię do mojego brachola.
Na co mój brat odparł z radością i zaskoczeniem w głosie:
– No właśnie! Wyjęłaś mi to ust! Dokładnie. Jeśli już ktoś będzie chciał coś kupować, to wśród dorosłych postawmy na drobiazgi a dzieci dostaną coś od swoich rodziców. I tyle.
Jak ja się na to ucieszyłam. Kolejna dusza, która myśli tak samo!
Słowem: każdy maluch dostanie jeden prezent. Wiem, że dla niektórych z Was może to być trochę ograniczanie podchoinkowego dobrobytu ;-) Dla mnie to po prostu określenie pewnych ram, w których chcemy się poruszać. Nie lubię tego dziwnego zachowania, które czasami miałam okazję obserwować: „Postaw się, a zastaw się”. Ja nie z tych, które zaciągają kredyt na święta, aby kupić bogate prezenty, i wolałabym nie wchodzić nigdy w takie klimaty. A później zęby w ścianę… Nikomu nie zabraniam tej drogi, ale kurde, serio?
Następnego roku jeszcze inaczej ugryzę ten temat i mam nadzieję, że spotka się on z aprobatą gości. Otóż następnego roku wybierzemy wspólnie cel charytatywny, na który przelejemy uzbieraną przez nas kwotę. Jeśli każdy z gości rzeczywiście czuje się w obowiązku przyjść z jakimś podarunkiem i naprawdę nie jest dla niego komfortowe, aby po prostu z uśmiechem pojawić się wśród najbliższych tylko musi [no musi, bo inaczej się udusi ;-)] dać każdemu coś od siebie, to walne zgromadzenie członków rodziny ustali odgórny cel, na który każdy wpłaci swoją cegiełkę. I tym oto sposobem dołoży się do ogólnej szczęśliwości!
Cholera, czy to nie będzie piękne? Że uda nam się od każdego zebrać jakąś kwotę, choćby symboliczną, i zasilimy nią konto tych, którzy potrzebują realnej pomocy? Zupełnie szczerze i bez kokieterii uważam, że to byłby najlepszy prezent, jaki mogłabym podarować od siebie.
Nie wiem jak Wy, ale ja naprawdę nie zapraszam bliskich na święta i nie spotykam się po to, aby wymienić się prezentami. Chociaż to miłe otrzymać od drugiej osoby coś od serducha i za każdym razem doceniałam każdy gest. Zdaję sobie też sprawę, że nie każdy może udźwignąć to prezentowe zamieszanie, więc dlaczegóż by nie zrobić odgórnego ograniczenia, które uporządkowałoby sytuację?
Mam ochotę zrobić z tego taki publiczny „statement”, który dotarłby przede wszystkim do starszego pokolenia (ale nie tylko) że święta to przede wszystkim wspólny, rodzinny czas!
I nie obnoszę się z tym moim nawróceniem, żeby pokazać jaka to ja jestem cholernie światła i woda sodowa mi do głowy uderza. Tylko po to, aby to nie prezenty robiły robotę tego wieczoru. Bo o nich zapomniemy od razu. A zostaną wspomnienia.
Pozbądźmy się uprzedzeń, weźmy na bok stereotypy i stare zasady.
Myślimy podobnie? :-)
8 komentarzy
U nas przez kilka lat sprawdzał się system na losowanie wcześniej osoby, której kupuje się prezent. Dzięki temu każdy kupował i dostawał jeden konkretny prezent. Najciekawsze było dochodzenie kto kogo wylosował. :-)
U nas jest tak samo. Mamy ustaloną kwotę za jaką mniej więcej kupujemy prezent dla wylosowanej osoby i tym sposobem każdy dostaje prezent o podobnej wartosci, a przy tym nikt nie bankrutuje. Wilk syty i owca cała :-)
#TeamBiałaCzekolada
Wydaje mi się ,że to kwestia indywidualna każdej rodziny. U nas np.kupujemy sobie drobiazgi za kwotę ,którą wspólnie ustalamy. Wiele radości sprawia mi pakowanie prezentów i tradycją jest że dzieci odczytują imiona na karteczkach i nam je wręczają. :-)
Ja też mam frajdę z robienia
prezentów i pewnie nigdy sobie nie odpuszczę. Skoro wmawiamy dzieciom że mikołaj istnieje to do nas też musi przyjść choćby symboliczny drobiazg, w końcu też byliśmy grzeczni
;-) To losowanie członka rodziny bardzo mi się podoba, przetestuję za rok, tymczasem ponieważ lubię prezenty od serca i przemyślane to mieszczę sie w 30 zł na osobę tylko dzieci wychodzą drożej ale tu się składamy i jest jeden konkret a nie fura prezentów. Z tą fundacją u mnie by nie przeszło i tak można pomóc mimo prezentów. Ale życzę powodzenia w namawianiu rodziny napisz za rok jak poszło
Zgadzam się, nei powinno zapraszać sie ludzi tylko po to aby dostawac prezenty… kiepska opcja no ale co kto woli.. U nas w rodzinie jest taki zwyczaj ze robimy prezenty składkowe, np w tym roku składam się na multocooker z bratem dla mamy. Chociaz znajac tate to on bedzie z tego czesciej korzystac- kuchenny frik :P
U nas też co roku limitujemy prezenty zwłaszcza że co roku wędrujemy na 2 wigilię i 1 dzien świat też gdzie indziej więc trzeba by obdarować że 30 osób, dziecko dzieckiem ale też trzeba było to jakoś informować więc dziecko w każdym miejscu dostaje 1 prezent a dorośli też się dogaduja tak by mąż dla żony itp bo święta nie są po to by potem przez cały rok spłacać kredyt za 1 wieczór.
Od kilku lat praktykujemy zasadę dawania prezentow wyłącznie dzieciom. Nie są to też jakieś mega drogie podarunki. Ale ta opcja kupowania ich przez rodziców też jest spoko ☺