Wyskakuję dzisiaj z tą listą, ponieważ mam ochotę wszem i wobec zamanifestować co poniektórym, że nie ze mną te numery. Że jestem rodzicem myślącym i (kurczę pieczone) mamy XXI wiek! ;-)
Są tygodnie, że cały świat wydaje mi się w miarę normalny, rozsądnie myślący, kierujący się racjonalizmem, a nie idiotyzmami. Jednak zaraz po tej fali normalności przychodzi fala totalnie z palca wyssanych teorii i wtedy łapię się za głowę. Ciekawa jestem, czy łapalibyście się za tę głowę razem ze mną! :D
No, to lecimy z tym koksem!
1. Przytulam. Przytulałam i zawsze będę moje dzieci przytulać.
No, chyba że odmówią mi tej przyjemności, co podobno może mieć miejsce w okresie dojrzewania i czasami w okresie dojrzałości się utrwala. ;-) Zapłaczę się, jeśli pozbawią mnie tej cudownie kojącej przyjemności przytulania. Tulę, kołyszę, biorę na ręce, spaceruję z nimi „na barana”, miziam, „ukochuję”. Kocham je szalenie, ot co! Nie wiem, jak można stosować zasady zimnego chowu, ale nie ze mną te numery.
2. Kiedy wpadają w histerię i trwa ona w nieskończoność, nie gram już twardzielki, łamię się i przychodzę do delikwenta pogadać.
Kiedyś zapierałam się, że niech jeden chłopak lub drugi sobie wypłakuje te swoje łzy jak grochy, gdy nie zgadza się z moimi jakimiś poleceniami czy decyzjami. Bywały momenty, że z tego płaczu chłopcy zasypiali w swoich łóżeczkach i budzili się nad ranem z poczuciem, że nie pomogłam im w tej „dziecięcej niedoli”. Teraz nie trzymam ich już tak długo w tej płaczącej samotności. Pukam do ich pokoju. Pytam, czy już jest lepiej, tulę i przegadujemy problem. To pomaga!
3. Podaję moim dzieciom słodycze.
Można mnie wieszać na stryczku. Można mnie wytykać palcami. Można twierdzić, że jestem nieodpowiedzialna. Tymczasem ja z pełną odpowiedzialnością i ze zdrowym rozsądkiem od miesiąca wprowadziłam u nas tzw. „nasze słodkie soboty”. W słodką sobotę moje dzieci mogą jeść tyle słodyczy, ile dusza zapragnie. O ile oczywiście zjedzą główne posiłki. I wiecie, jak te „słodkie soboty” działają na moje dzieci? Po pierwsze, czekają na niecierpliwie i z utęsknieniem. A po drugie, zazwyczaj już po sobotnim śniadaniu i słodyczowym kwadransie mają słodyczy dość przez następną część dnia. Polecam ten sposób! Znają smak owocu „prawie zakazanego” i potrafią respektować decyzje z nim związane. Bardzo mnie to cieszy. :-)
4. Pozwalam im się ubrudzić.
Nie biegają po domu czy po parku brudne od stóp do głów, ale z brudnej koszulki od lodów czy ubłoconych butów nie robię tragedii. Mamy przecież pralkę! Ostatnio widziałam spacerującą dziewczynkę, która dostała od swojej mamy „po łapach”, i to tak zdrowo, ponieważ malutka pobrudziła swój jasny płaszczyk lodem truskawkowym. Matka aż kipiała ze złości. A co to biedne dziecko miało zrobić? Nawet ja ubrudzę się lodem, bo do tego nie potrzeba wiele przecież…
5. Moje dzieci mają przyzwolenie na spędzanie w wannie więcej niż jednego kwadransa.
Bywa, że są w wannie prawie godzinę, a ja wtedy tylko dbam o to, aby miały przez cały ten czas ciepłą wodę. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo spotkałam się wczoraj z teorią, którą wyłożyła pewna pani na placu zabaw (i teraz czytajcie uważnie! :D):
– Moje wnuki nie kąpią się w wannie dłużej niż pięć minut, bo to sprzyja grzybicy dróg oddechowych.
Nie chciałam polemizować, bo nie miałam w rękawie dobrych, naukowych argumentów, ale ta teoria wydała mi się wyssaną z palca. ;-) Moje dzieci bawią się w wannie bardzo długo i mają się świetnie! Grzybica je jakoś omija. ;-)
6. Mogą oglądać bajki.
Staram się im je odpowiednio dozować i nie siedzą przed telewizorem godzinami, ale zdarza nam się, że kiedy na zewnątrz pada, w domu totalna nuda, „starzy” (czyli my) padają na twarz, to włączamy im jakąś w miarę rozsądną bajkę, z której mogą się całkiem sporo nauczyć, szczególnie w kwestii dobrych manier i niepanikowania przed dentystą. ;-), I oglądają bajkę godzinę, a czasami nawet dwie. Wyrodna ze mnie matka? Nie sądzę. Rozumiem, że niektóre dzieci bajek w telewizorze na oczy nie widziały i to jest decyzja ich rodziców. Szanuję. Moje dzieci bajki oglądają i nie mam z tego tytułu najmniejszych wyrzutów sumienia.
7. Parówki, parówunie, paróweczki.
Oczywiście, że chciałabym, aby moje dzieci jadły wszystko! :D Chciałabym też gwiazdkę z nieba i porsche cayenne. :D Ale rzeczywistość jest taka, że dzieci moje są równie wybredne jedzeniowo jak ich matka. Przemycam warzywa. Przemycam również owoce. Moje dzieci jedzą nawet mięcho-mięcho, czyli steki z polędwicy, ale nie będę im przecież serwować ich codziennie, bo bym z torbami poszła, a one gustują w mięsie typu „Limousine”, czyli drogie to ich podniebienie. :D Dlatego mam też inne opcje, które moje brzdące lubią – parówki! Och, niedobre parówencje! :D Ale patrzę na skład i kupuję parówki z małej masarni, które mają cudowny skład. I super! Grunt to nie kupować tych parówek, w których mięsa nie uświadczysz. I tylko tej zasady się trzymam. ;-)
8. Mogą się ze mną nie zgadzać.
Jakiś czas temu usłyszałam tekst, którym poczęstowała pewna mama swojego syna. Brzmiał on w stylu:
– Nie zgadzasz się? A kogo to obchodzi, że nie nie zgadzasz. Ja ci mówię, co masz robić i tyle w temacie, masz się zgodzić.
Ja wychodzę z trochę innego założenia. Zawsze tłumaczę moim synom, że rozumiem to, że mają inne zdanie. Mają święte prawo do odmiennego zdania i mogą się ze mną nie zgadzać. Tłumaczę im to jednak ze stoickim spokojem (przynajmniej się staram ;P) i nie z pozycji kata-mordercy, a rodzica, który po prostu na ten moment wie lepiej, co jest dobre dla jego dziecka. Wiecie, że u nas to skutkuje? Kiedy Ivo mówi mi stanowcze „NIE” – ja mówię wtedy:
– Masz prawo się nie zgadzać. Tymczasem musimy zrobić tak, jak Ci sugeruję. Nie możesz iść bez butów na spacer, bo jest duża szansa, że szkło wbiłoby Ci się w stopę, a dobrze Cię znam, i nie sądzę, abyś chciał jechać na pogotowie, gdzie pan chirurg musiałby to szkło wyciągać Ci skalpelem.
I to u nas działa. Spokojne, zazwyczaj długie tłumaczenie, które pokazuje skutki ich decyzji zamiast kategorycznego czegoś im odmawiania poprzez: „Nie, bo nie!”. ;-)
PS. A co Wy takiego robicie swoim dzieciom i macie w nosie, że świat czasami patrzy na Was jak na wariatów? :D Bardzo jestem ciekawa, czy zgadzacie się z moją listą, czy może macie zupełnie odmienne zdanie.
PPS. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu. ❤ Jeśli zgadzacie się z jego przesłaniem i macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
2 komentarze
moje dziecko ubieralam tylko w kombinezony jesienia, a kiedy wracalo z podworka, tak jak przyszlo wstawialam do wanny i splukiwalam prysznicem i w wannie rozbieralam. Zjadalo cala kolacje bez marudzenia i spalo do rana bezproblemowo. Nigdy za rowerkiem z kijem nie biegalam i nie wiem kiedy nauczylo sie jezdzic na pozyczonym od kolegi rowerze, kupilismy mu BMX-sa, nie mogl zajezdzic to go rozebral, zawsze radosny i zostalo mu tak do dzisiaj.
Przytulaski najlepsze .. Uwielbiam