Jestem wybitnie technologicznym zwierzęciem. Czasami nie wyobrażam sobie swojej egzystencji bez takich narzędzi jak laptop, iPad, smartfon. Ale to nie dlatego, że moje życie jest nudne i muszę posiłkować się wirtualnymi substytutami, a dlatego że wybrałam sobie takie a nie inne życiowe aktywności [m.in.blogowanie] które nie mają racji bytu bez pewnych aplikacji.
Oprócz aplikacyjnych oczywistości, z których korzystam jako bloger [ czyli m.in. Facebook, Instagram, WordPress] mam w zanadrzu kilka z nich, które wybitnie przydają mi się podczas mojego wypadu do Stanów. One nie tylko pomagają mi przeżyć w gąszczu równoległych i prostopadłych ulic;-), ale także mówią mi gdzie naładować kofeinowe akumulatory, gdy mój kochany Syn da mi nieźle popalić.
Google Maps [KLIK]
To ta aplikacja powie jak powinnam dojechać tam, gdzie mnie nie ma i ona zasugeruje mi najkrótszą drogę do baru gdzie serwują kopiące Strawberry Daquiri. Ona także przypomni mi, gdybym obudziła się w środku nocy, że jestem w hotelu na Florydzie i nie muszę sprawdzać czy wyłączyłam żelazko w naszym małopolskim mieszkaniu. Z Google Maps często korzystam także w Krakowie, który nadal bywa dla mnie wielką niewiadomą. Jakby to powiedział Amerykanin: Google maps is po prostu „reliable”.
Foursquare [KLIK]
Do tej aplikacji nie mogłam się nigdy przekonać. Pewnie dlatego, że nasze wojaże skupione były głównie na Europie, która jest stosunkowo mało rozległym i „rozwlekłym” terenem. W europejskich miastach łatwo jest znaleźć kawiarnie, bary i inne atrakcje, gdyż są one zazwyczaj skupione w centralnych miejscach. Mam jednak wrażenie, że w US sytuacja jest nieco odmienna i tam cudo, które pokaże mi gdzie zjem dobre sushi albo kupię stringi z hamerykańcką flagą ;-), będzie niezwykle przydatne. Znajdziecie miejsca wg różnych kategorii, nawet „ostatnio otwarte”, „najlepsze w okolicy” wg opinii odwiedzających, etc. I lepiej niech mnie Foursquare nie zawiedzie bo te stringi to mój must-have ;-)
Kilkoro z moich znajomych namiętnie korzysta z Foursquare’a w Polsce. Także może sami spróbujecie?
MarineTraffic Pro [KLIK]
Podczas naszego pobytu w US kilkukrotnie będziemy na statku pasażerskim. Przyznaję bez bicia, że jestem maniaczką tej aplikacji. Zawsze, gdy jestem blisko portu obczajam pobliskie statki, sprawdzam skąd i dokąd płyną, o której godzinie startują, jaką mają wyporność. Można nakierować na dany obszar morza i sprawdzić jakie jednostki znajduję się tamże. Obczaicie nawet czy szanowny kapitan nie szaleje zbyt szybko i zanotujecie jego prędkość.
FlightRadar 24 [KLIK]
To kolejna aplikacja dzięki, której możecie śledzić jednostki, tym razem latające. Ja często sprawdzam trajektorię lotu, którym podąża Mój Kochany i Jedyny ;-) i sprawdzam czy podaje mi prawidłowe dane ;-) Wszelkie opóźnienia można śledzić i zmiany także zostaną uzwględnione w tej aplikacji. Obserwowanie przestrzeni powietrznej to naprawdę ciekawe zajęcie. Gdy miałam plan zostać kontrolerem ruchu lotniczego korzystałam z tej appki bardzo często. Plane spotting to już zawód za naszymi granicami!
Zainstalujcie ją i sprawdźcie ile samolotów lata nad naszą kochaną Europą! W tym tych wojskowych i prywatnych. Istna robota dla szpiega! ;-)
Pocket [KLIK]
Wiem, że w Stanach nie będę miała czasu na to, aby na bieżąco śledzić co się dzieje np.w interesującym mnie skrawku blogosfery. W momencie, gdy wyhaczę ciekawe zajawki np. na blogach, to zapiszę je w Pockecie. Tym samym zostawię je sobie na później i odczytam, gdy okoliczności mi na to pozwolą. Ta wolna chwila zapewne nastąpi dopiero w lutym ;-)
AccuWeather [KLIK]
Nie pozwolę sobie na to, aby zmoknąć ani na to, aby zmarznąć. Taka ze mnie dama :-D Nie opanowałam jeszcze tej umiejętności wyczuwania deszczu z odległości tysięcy kilometrów, dlatego bez AccuWeather nigdzie się nie ruszam. Jestem baaardzo zapobiegliwym typem i lubię być przygotowana na wszelkie ewentualności. Parasol, dodatkowa bluza dla Iventego, maska gazowa dla całej naszej trójki – zawsze są w pogotowiu! ;-)
Skype [KLIK]
Pewnie nie muszę Wam tej aplikacji przedstawiać. Służy ona do wykonywania rozmów korzystając z łącza internetowego. Możemy jej używać gdy zarówno Wy jak i rozmówcy macie zainstalowaną appkę. W US będę korzystać z int
Jestem na Skypie średnio 2-3 razy dziennie. Bez względu na to czy jestem w Polsce czy za granicą. Nie sądzę, aby ta sytuacja zmieniła się w US. Appka jest: oszczędna, zazwyczaj niezawodna [chyba, że mamy fatalne łącze] i banalna w obsłudze.
SeatGuru [KLIK]
Dzięki tej aplikacji sprawdzicie plan pokładu samolotu, którym lecicie a także możecie dzięki niej zabookować interesujące Was miejsca. Polecam szczególnie, gdy lecicie z małym dzieckiem i zależy Wam na bliskości np.toalety i wyjścia.
Skyscanner [KLIK]
Wszystkie loty mamy już co prawda wykupione, ale jeśli znajdę jakieś ciekawe [czyt.tanie] połączenie w obrębie US, to pewnie bym się skusiła, aby zobaczyć np. …Wielki Kanion! ;-) Skyscanner to niezawodna wyszukiarka tanich lotów. To dzięki niej obleciałam kiedyś Europę na kilkunastu odcinkach za niecałe 100 Euro. Polecam bez dwóch zdań!
Glympse [KLIK]
Dotychczas korzystałam z Google Latitude. Niestety ta aplikacja została już wycofana.
Dzięki Glympse będziecie mogli śledzić położenie telefonu osoby, która Ci na to zezwoliła. Szczególnie przydatne w zatłoczonych miejscach, w przypadku gdy znajomość języka obcego współtowarzysza podróży nie jest na wystarczającym poziomie, aby się odnaleźć ;-) Zdarza się to nawet tym, którzy doskonale znają język kraju, w którym przebywają ;-) Tak naprawdę nie mogę się doczekać testowania Glympse’a – byłam wieeelkim fanem Google Latitude. Tymczasem Glympse jest podobno jeszcze lepsza! :-)
Na marginesie: Glympse jest podobno tak dokładny, że pomoże Wam znaleźć się na koncercie i w innych bardzo zatłoczonych miejscach.
Google Translate [KLIK]
Moja znajomość języka angielskiego jest na bardzo dobrym poziomie, ale kto wie czy nagle nie zacznie ktoś mówić do mnie po hiszpańsku [niedajpanieborze] a będzie to sytuacja życia i śmierci! ;-) Google Translate pomoże! Ocali! Uratuje i wesprze w językowej niedoli ;-) Google translate także pokaże nam np. jak napisać dane słowo po japońsku albo chińsku!
No tak, ale ja tu pitu pitu a na telefonie mam 5% baterii. A bez mocy to te appki nie pociągną, oj nie pociągną ;-)
W podróży ratuje mnie dodatkowa bateria Verbatim USB [KLIK]. To dodatkowa przyczepa mocy. Zawsze wyciągała mnie z energetycznej depresji, szczególnie zagranicą, gdy o podłączenie do ładowarki jest zazwyczaj nieco trudniej niż w domu. Uważam, że taka przenośna bateria to must-have każdego, kto często korzysta z telefonu [obróbka zdjęć, filmy, muzyka] a wtedy wskaźnik baterii spada z prędkością światła.
P.S. Jakie appki możecie polecić na wakacyjne wojaże i nie tylko? A może korzystacie z powyższych?
1 komentarz
Wydawało mi się, że wśród technologicznych rozwiązań czuję się jak ryba w wodzie i nic mnie nie zaskoczy, albo niewiele.
Jestem zaskoczony :)
Dzięki, kilka zapamiętuję :)