Czasami to całe lukrowe macierzyństwo uszami mi wychodzi i robi piruety. Czasami mam dosyć silenia się na bycie tą, za której przykładem iść powinni wszyscy. Czasami również muszę przyznać, że polegam. Polegam jak matka moich dwóch synów.
Bez względu na to, jak bardzo ich kocham, i nie zważając niestety na to, jak wiele dla mnie znaczą, to popełniam błędy. Jak każda matka, której codzienność czasami zachodzi za skórę i zniża do parteru. Bo ta cierpliwość, której miałam mieć na tony, i ta wrodzona dobroć, która powinna bić ze mnie każdego poranka, i to opanowanie, spokój i zdolność wybaczania, tłumaczenia, uczenia i pokazywania świata całego. Tego wszystkiego właśnie czasami mi brakuje i wstydzę się tego.
Widzą to moi Synowie. Może nie do końca są jeszcze tego świadomi, zważając na ich młody wiek. Może nie potrafią sobie jeszcze tego uzmysłowić, ze względu na dopiero raczkującą w nich zdolność analizowania. Jednak ja wiem swoje. Wiem, że powinnam starać się bardziej, mimo że brakuje mi sił. Mam czasami ochotę wykrzyczeć całemu światu, że mam dosyć i chciałabym, aby choć na sekundę ktoś ściągnął ze mnie ten cudowny ciężar bycia „tylko matką” i pozwolił mi odetchnąć., abym mogła za chwilę w pełni sił wrócić do moich dwóch chłopaków i od nowa, z werwą, i z tym wszystkim czego mi przed chwilą brakowało, zdobywać świat cały.
Bywa, że brakuje mi właśnie tego odejścia. Tej możliwości zatęsknienia za nimi. Tej chwili, w której skupię się chwilę na sobie. Zapomnę o brudnych garach. O tym stosie prania, które czeka. O tym wiecznym byciu kreatywną w wymyślaniu zabaw. O ciągłym byciu na czas. Na czas ze śniadaniem. Na czas u lekarza. Na czas z kąpielą. O tej pogoni za niezapominaniem. O tej pogoni za pamiętaniem tego wszystkiego, co mi umyka w tej codzienności, która zasuwa niczym mustang niezwyciężony po prerii. O tej głowie, która w szwach pęka od myśli, co wieczór nie pozwalających na szybki sen.
Właśnie przez ten pęd, przez tą szybkość, przez ten nadmiar i przez te ciągłe braki. Przez to wszystko czasami krzyknę. Powiem o słowo za dużo. A ten mały człowiek, który tego słucha i patrzy na mnie tymi mądrymi oczami stoi i próbuje powstrzymać łzy. Bo mama, która powinna być wsparciem, powinna kochać i zwyczajnie być dla niego – krzyknęła. Albo kazała wyjść. Tak po prostu „wyjść”, kiedy on chciał „być”. Być z nią. Być szczęśliwy. Być bezpieczny.
I najważniejsze. Wtedy właśnie dobrze mieć koło siebie kogoś, kto zauważy, że można inaczej. Lepiej. Że można być tym kimś, kim wszyscy chcielibyśmy być.
I ja właśnie w tym momencie, w którym krzyknęłam i straciłam cierpliwość do mojego Syna, miałam koło siebie kogoś, kto zauważył. Miałam mojego Męża, który właśnie ma to „odejście”, gdy jest daleko od nas i który nie zatapia się w tych górach prania, garach i plamach od wszystkiego. W tej rozlazłej i samotnej dla mnie codzienności. Który nie spędza dni i nocy całych z dziećmi, a ma możliwość mieć „świeże oko i umysł świeży”.
I ja cieszę się z tego, że on właśnie był w tym trudnym dla mnie momencie, w którym poległam w swoich oczach i powiedział coś, co zmieniło moja perspektywę. To było jedno zdanie. Jedno bardzo, ale to bardzo ważne dla mnie zdanie, które powtarzam sobie codziennie, aby pamiętać o nim i mieć je wyryte ww głowie i które w pewnym sensie dało mi siłę i pozwoliło mi zacząć od nowa. Od nowej karty.
„Magda, słuchaj. Postaraj się być jego przyjacielem.”
To mnie obudziło! Tak! Przecież mogę być jego pewnego rodzaju przyjacielem! Ba! Ja mogę być dla niego pierwszym i najwspanialszym przyjacielem, na którym on będzie mógł zawsze polegać! Który pokaże mu świat. Który go nie skrzywdzi, a będzie wspierał. Motywował i uczył! I wiecie co? To właśnie zmieniło moją perspektywę. To zdanie pomogło mi dostrzec to, że mój Syn jest moim największym sprzymierzeńcem. I ja jestem jego największym sprzymierzeńcem również. Przecież swoich prawdziwych przyjaciół nigdy nie zawodzimy.
W tych chwilach słabości, których tak jakby zbierało się coraz więcej, od kiedy pojawił się na świecie mój drugi Syn, bo i czasu mniej, a i cierpliwość zdaje się nie być rozciągliwą, przed każdą moją reakcją powtarzam jak mantrę to zdanie, które powiedział mi mój Mąż. To pomaga. To nie pozwala mi pójść „za daleko” z tą moją wybuchowością, która [nie oszukujmy się] czasami pojawia się, gdy sił brakuje.
Już widzę, że będzie to nasza wspólna, piękna przygoda.
Spróbujemy razem?
38 komentarzy
Ok, zapisałam … Byc przyjacielem ! Od trzech miesięcy wlasnie czyli od kiedy jest Zuzia wstyd mi często przed nim i przed sobą …krzyczę ja, krzyczy on … A przeciez mam byc przyjacielem… Easy …;)
Jest trudno. Ale warto..dla nich zawsze warto się podnieść gdy się polegnie.
Bardzo dobry wpis!!! :*
To trudne. Nie śpię, nie jem.. Co wykdę z pokoju to wycie, wezmę na ręce to wycie.
Od 2 tygodni ciągły płacz. Nie mam siły. Jestem załamana. Nie mam siły na bycie przyjacielem nawet dla samej siebie.
To kolejna zarwana noc. I wiele przede mną. Opadają mi ręce na mysl o tym. Zaczynam robić wszystko z automatu jak kiedyś.. Zaraz po porodzie kiedy wpadłam w depresję.
Macierzyństwo nie jest kolorowe.. Nie jest piękne i cukierkowe. To cholerna walka z samą sobą i innymi.. A ja chyba ją przegrywam bo jutro zaczynam tetapię. Upadłam i sama nie potrafię się podnieść. Przynajmniej nie wstydzę się tego jak się czuję. Nie to co kiedyś…
Czesc Daniela – gratuluję Ci! Podjęłaś decyzję o terapii – to już wielkie krok na przód! Nie każda z nas jest w stanie powiedzieć głośno, że potrzebuje pomocy! A Ty sie zdecydowałaś! Właśnie powoli wstajesz! Nie będzie może cukierkowo od jutra, ale z każdym dniem będzie lepiej. Nabierzesz spokoju I dystansu do obecnej sytuacji i zobaczysz, jaka jesteś silna! Pomimo chwil słabości!Trzymam za Ciebie kciuki!
W samo sedno!!!!
TO MINIE!! To jedyne i podstawowe prawo macierzyństwa: męka, znój, zatrata siebie – mija!!! Jestem matką trójki dzieci, najmłodsze ma 5 tygodni. Wyjątkowo wymagające dziecko, wyjątkowy znój… Ledwo daję radę, jestem na granicy depresji.. ale wiem, że to minie…Naprawdę: odzyskasz siebie, wolność.. będziesz przyjacielem.
Ps. Terapia przegraną? Myślę, że decyzja o niej jest Twoim największym zwycięstwem!
oj tak… jest trudne… cholernie. Ale ważne, by prosić o pomoc jak się nie daje rady. I Ty właśnie to zrobiłaś :) Cieszę się bardzo. Dasz radę :) Ja czasem też wyłam, w sumie bez powodu. Ale to było zmęczenie, kręcenie się wokół tego samego, codzienna monotonia. Ale staram się każdego ranka uśmiechać. Każdego wieczora z uśmiechem patrzę na moje śpiące aniołeczki, choć przed ich zaśnięciem bywam tak zmęczona, że nie chcę nawet palcem ruszyć… Tylko matki siedzące z dziećmi 24/dobę 7dni w tygodniu potrafią to zrozumieć… Te, które na codzień są same z sobą, z dziećmi, obowiązkami… Będę trzymała za Ciebie kciuki:) Dasz radę :) Bo kto jak nie ty? :-)
Jeżeli zaczynasz terapię to nie przegrywasz, ale wygrywasz! To bardzo mądra decyzja, świadcząca o sile, odpowiedzialności i mądrości. Najlepsze, co możesz zrobić dla swojego dziecka to pomóc sobie. Do dzisiaj żałuję, że nie podjęłam tej decyzji przy mojej pierworodnej. Trzymaj się, terapia naprawdę pomaga, będzie lepiej.
Jak pogodzić bycie przyjacielem z wychowywaniem? Proces wychowywania opiera się na zakazach i nakazach, a więc oczekiwaniu, że dziecko nie zawsze będzie robiło to na co ma ochotę. Czy w takim układzie będzie chciało przyjaźnić się z rodzicem? Ile warta jest rada od faceta oderwanego od tej codzienności z dzieckiem, a więc nie mającego pojęcia jak to jest w praktyce? Sztuką nie jest głoszenie pięknych i szczytnych teorii, tylko poradzenie sobie w praktyce z pojawiającymi się problemami. Ja też myślałam, że będę przyjaciółką i że na pewno będę umiała wszystko mojemu dziecku wytłumaczyć, do wszystkiego go przekonać. Tylko jak tu dyskutować i przyjaźnić się z trzylatkiem, który krzyczy, płacze i histeryzuje, bo nie pozwalam mu robić wszystkiego, na co ma ochotę?
Czyli wg Ciebie istnieje tylko jedna definicja przyjaźni? Wg mnie takich definicji jest wiele. W moim wypadku te dwa terminy jak bycie matką i bycie przyjacielem nie wykluczają się. Mój Mąż nie jest oderwany od naszej codzienności, gwoli ścisłości. Gdy jest w domu, jest z dziećmi całymi dniami.
rozmawiaj kiedy krzyk minie i niech rozmów będzie więcej niż wymagania posłuszeństwa.bazuj na tym że jestescie po tej samej stronie i daj mu odczuc ze rozumiesz jego uczucia.bedzie lepiej jak zacznie panowac nad trudnymi emocjami ale wczesniej musimy je takze akceptowac. polecam swietną życiową książkę „jak mówic zeby dzieci słuchały, jak słuchac żeby dzieci mówiły”-pomogła w wielu rodzinach…
polecam tę książkę.u nas-4 lata i 6 latek jej metody się sprawdzają
mój mąz też jak jest w domu(a jest co weekend) to cały jest dla syna a raczej cały może być dla syna ponieważ nie musi w tym samym czasie myslec o obiedzie, lekach, praniu, sprzątaniu, problemach szkolnych, lekcjach, że trzeba przynieść, przygotować, poamiętać, że naczynia same sie nie umyja i takie tam. Pracę ma trudną, absorbującą, i bardzo odpowiedzialną pochłania go w tygodniu całkowicie jednak kiedy wraca do domu może pozwolić sobie na bycie super tatą(przyjacielem) i tak jest i niech tak bedzie ale kiedy jakis czas temu narzekałam że jestem niewyspana bo młody co noc przychodzi do mnie albo mnie woła po czym sam zasypia a ja kulam sie do rana bo nie moge zasnąc oczywiście twierdził że przesadzam do momentu kiedy nie miał urlopu. powiedziałam ze w takim razie on przejmuje nocne obowiązki i zgadnijcie co ? no nie wysypia sie. bo w pracy pomimo wszystko ze ciężko to wraca do hotelu, wygodne łóżko kolacja pod nosem, ewentualnie basen hotelowy i bieżnia potem piwko i komputer i spanko do rana . a rano sniadanko pod nosem, nie trzeba czekac, robic, sprzątac, zmywac itd. koszula w hotelu w tym czasie sie prasuje… to jest tylko taki przykład. swoją drogą kiedys byłam u pani psycholog, która powiedziała mi ciekawą rzecz- że rodzic ma być dobrym rodzicem a nie przyjacielem…
O tak moja druga córka właśnie skończyła 4 miesiące i z bólem muszę stwierdzić że 4 miesiące nie dosypiam jestem zmęczona, rozdrazniona. Mój mąż nie reaguje na prośby by wstał choć raz do małej trudno. Czas dla siebie który jeszcze niedawno był czymś zwyczajnym odszedł w zapomnienie. Kiedyś studentka, kobieta pełna życia dziś ” tylko matka”. Czasami mam dość chciałabym się realizować po studiach plan był taki córka starsza do przedszkola a ja do pracy a tu niespodzianka – ciąża. Jest ciężko 24/7 z dziećmi. Ale myślę że mimo iż padam często na twarz to kocham być mamą i chciałabym być ich przyjacielem.
i ja nad tym pracuję. Pracuję też nad tym, żeby powtarzać sobie te słowa w głowie. Dzięki!
Kochana, mam dwóch synków, a do tego trzeci w drodze. I wiem o czym piszesz. też tak mam. ale ja nie wymagam od siebie więcej, tylko sobie wybaczam. a w dodatku prowadzę warsztaty dla rodziców, z umiejętności wychowawczych. i dość często emocje w konfrontacji z dziećmi są tak duże, że nie jestem w stanie trzymać się tego, czego nauczam inne osoby. i się do tego przyznaję. jak polegnę, to sobie wybaczam a na spokojnie kombinuję dalej, jak to wszystko ulepszyć. ale wybaczenie i wyrozumiałość dla samej siebie, to dla mnie podstawa.
Dorosła jestem i jeśli ja nie potrafię kontrolować emocji to jak mogę tego oczekiwać od dziecka? Mi pomaga myśl, że swoim zachowaniem uczę ich jak mają rozpoznawać emocje i co można z nimi zrobić. Bo można krzyknąć, przecież można… tylko ma znaczenie kto, co i gdzie. A jeśli krzyknę coś czego nie chciałam zawsze dziecku wyjaśniam dlaczego to zrobiłam (czyli bo się zdenerwowałam tak mocno, że nie mogłam sobie inaczej z tym poradzić). Bardzo mi pomaga zmiana miejsca, na chwilę na sekundę więc szybko wychodzę. Najczęściej na dwór, za drzwi. Dwa oddechy, zmiana perspektywy, ściany znikają i od razu lepiej. Pomaga mi też nazywanie emocji. Zdmuchuję ścianę lub drzwi (oddychanie pomaga się uspokoić), przy synu, niech widzi, teraz też dmucha jak się mocno złości. Tupię. Rysuję złość swoją, ma wielkie oczy i wykrzywioną twarz, potem wyrzucam rysunek do kosza (działa tylko przy małych złościach :)). Myję twarz wodą.
Bywa jednak, że to wszystko nic nie warte i nie działa. Jestem w takiej samej sytuacji. Mama dwóch synów, też bez możliwości oddechu 24h na dobę. Też braknie mi czasem cierpliwości i też mi wstyd. Najgorsze jest to, że gromadzę w sobie jakiś rodzaj pretensji do syna o to, że „muszę” to wytrzymać. Zakładamy jakieś miejsce w sieci? Miejsce na oddech? Dla mam ale zupełnie bezdzietne, bez ścian z szeroknoką perspektywą, dużą ilością świeżości, pozytywnej energii : ). Takie: „mamo potrafisz!”. Potrafisz zostawić pranie, prasowanie, gotowanie … zatrzymać się na chwilę żeby zrozumieć, że może to nie dziecko jest generatorem napięć ale zbyt dużo obowiązków! Ale elaborat, rany.
Od jakiegoś czasu czytuję blogi parentingowe i zaczyna mi już uszami wychodzić „bo ja powinnam być mądrzejsza, powinnam być przyjacielem, powinnam to, powinnam tamto”… A pokazanie dziecku że Mama to też człowiek? Może i dorosły, mądrzejszy (przynajmniej teoretycznie), z wypracowanymi umiejętnościami ale też człowiek? Ze słabościami, z granicą cierpliwości, z potrzebą przebywania tylko ze sobą przez 3 min czasem tak silną i tak potrzebną żeby nie wybuchnąć? Jeśli my nie nauczymy dziecka że od początku współistnieje wśród innych ludzi, ludzi z tak samo jak on potrzebami, słabościami to kto je tego do diaska nauczy? Kiedy przyjdzie magiczna granica wieku kiedy nagle przestaniemy centrować nasz świat na jednym człowieku i zaczniemy mu tłumaczyć że taki obraz świata jest niepełny, nieprawdziwy, że nie może dalej tak funkcjonować itd? Zdziwienie jesteśmy potem postawami młodych ludków, bo przecież nieba uchylaliśmy, byliśmy zawsze gdy potrzebował, gdzie błąd, dlaczego teraz bunt, czemu? czemu? I nie o to chodzi że sama czasem nie siadam, nie łapię się na tym że ta relacja w tej chwili potrzebuje ode mnie czegoś więcej, a raczej na tym dlaczego było mnie w niej ostatnio może mniej, może nie tak i że sama nie powtarzam sobie że najważniejsze to być przyjacielem. Ale każda relacja ma dwóch beneficjentów. I nie wiem skąd w Polsce taka moda- w każdym niemal nurcie podejścia wychowawczego- na niebyt rodziców.
Madzia wiesz co? Nie wiem jak to robisz, ale zawsze trafisz w punkt z tekstem.. Jak zwykle łezka w oku, jakze prawdziwe to wszystko i znane.. A i ja od dzis będę przyjacielem dla mojej dwojki:-)
Ja też chcę byc przyjacielem dla moich maluchów. Naprawdę to takie prawdziwe !! Dalas mi do myslenia. Tez jestem sama z dwójka. Maz pracuje calymi dniami , przyjdzie, zje i zawsze ma cos lepszego do roboty niz odciążyć mnie na chwile, pobawic sie z dziecmi, dac chwile wytchnienia. Musimy być silne! Wszystko JA.. Dalas mi do myślenia. Dziekuje ci :*
Jakbyn czytała o sobie, chociażby i o dzisiejszym dniu… Tylko, że nie bylo tego męża mojego, który by mnie ocknal- a będzie w sobotę( a dopiero wtorek). W zamian dostał wylewnego jak nigdy SMS-a o podobnej treści jak początek Twojego wpisu:-) a teraz o 23. Patrzę na tych moich małych cudownych mężczyzn i kocham ich nad zycie i myślę że jednak jesteśmy dobrymi przyjciolmi:-)
Z jednym dziciatkiem może być ciężko. A z dwójką to charówka.
Mam taką 4 latkę i 4 tygodniową panienkę.
Starsza nieba uchyli młodej pomaga glaszcze , itd. Ale jeśli w czymś nie może uczestniczyć (karmienie, noszenie) to potrafi być czarna rozpacz i zazdrość.
Jak być przyjacielem obu gdy każda wymaga od nas absolutnej uwagi na sobie.?
Świetny wpis bardzo prawdziwy. Bycie przyjacielem to trudna sztuka.
Spróbujemy !!!
Hmmm, no więc ja to widzę tak że matka naprawdę ma prawo do chwil oderwania i samotności, a nawet powinna to zrobić dla własnego dobrostanu. Nie ma nic złego w powiedzeniu dziecku „Chcę na chwilę zostać sama, wyjdź proszę i zajmij się teraz sobą” oraz zostawienia dziecka/dzieci z mężem i udaniu się do kina, na basen lub spotkania z dorosłym przyjacielem. Odkąd się tego nauczyłam stałam się zdecydowanie lepszą matką. Fizyczną i psychiczną niemożliwością jest bycie empatyczną, zaangażowaną, kreatywną, cierpliwą 24 h na dobę. Nie stawiajmy sobie poprzeczki na poziomie nieboskłonu bo to grozi ciągłą frustracją że się do niej nie doskakuje. I w efekcie mści się zarówno na nas, jak i na dziecku. Fakt, że jesteśmy matkami, nie pozbawia nas prawa do naszych potrzeb, marzeń i pragnień oraz dążeń do ich realizacji. Oczywiście jest to trudniejsze, ale nie niemożliwe. To, co piszę, wynika z moich doświadczeń i błędów, które popełniałam szczególnie przy pierworodnej. Przy drugiej nieco zmądrzałam, nabrałam asertywności i macierzyństwo okazało się znacznie przyjemniejsze. A przy trzecim (coming soon…) mam nadzieję już spijać nektar ;)
Wpis w samo sedno zwłaszcza dzisiaj. Być przyjacielem…takie to oczywiste a takie czasem niewykonalne…
Wiemy jakimi matkami chcemy być dla naszych dzieci ale właśnie czasem sił i cierpliwości brak. Dlatego myślę że to ważne żeby organizowac sobie jakaś odskocznie kiedy jestesmy 24/7 z dziecmi. Na kilka godzin zostawić dzieci z tatą czy babcią i wyjść z domu, zrobić coś dla siebie, coś co lubimy. To bardzo pomaga „zresetować” mózg, odnowić siły i cieszyć się czasem z dzieckiem. Polecam.
Też jestem mamą 2 chłopców. Jeden przechodzi bunt 4 latka, drugi bunt 2 latka. Często puszczają mi nerwy. Ale Przepraszam chłopaków jak mnie poniesie. I oni teraz robią tak samo. Kiedy wpadają w złość Proszę aby przemyśleli swoje zachowanie i kiedy będą gotowi mają przyjść pogadać. Po chwili już są, przepraszaja, przytulamy się i jest ok. Najważniejsze to umieć przyznać się do błędu przed dziećmi.
A ja dla siebie znalazłam nowe hobby (szycie maskotek – ewulaki.blogspot.com) i to pomaga mi się oderwać od codziennych zmartwień
Ehhhh tez miewam dni..bycia nieprzyjacielem…a potem te wyrzuty sumienia,ze się zkaradam do pokoju jak spia i całuje w czoło. .a łzy kapia na te małe spokojne twarzyczki,nie łatwo jest być przyjacielem..ale dzięki za ten wpis.Będę sobie powtarzać to za każdym razem jak mnie szlag zechce jasny trafić ?może będzie łatwiej.
tylko, że no cóż….. do najlepszego przyjaciela też czasem brakuje cierpliwości i też czasem poprostu trzeba wyjść (albo wyprosić jego ;))))
Piękny tekst :)
Mam dwóch wspanialych, dorosłych już synów. Byłam wychowana przez kobietę która nie powinna być matką. Od początku wiedziałam ze chcę wychować swoje dzieci na wspaniałych ludzi i dać im dzieciństwo jakiego nie miałam a o jakim marzyłam. Mój wtedy przyszły mąż zdał śpiewająco egzamin na przyszłego ojca. Nie zawiódł mnie. Pomagał mi w wychowaniu. Mój kkochany teść zabierał ich codziennie gdy już zaczęli chodzić na dalekie wędrówki. Osiągnęłm swój cel. Jestem z siebie dumna. Mądrości życiowej. Wam życzę kochane i pamiętajcie że trzeba angażować bliskich bo wychować Człowieka to ogromna praca.
to nie jest tak do końca być przyjacielem dziecka … może zależy od wieku …
moja mama próbowała bo myślała, że fajnie to wyjdzie niestety pogubiła się w tym wszystkim mimo, że moi znajomi cieszyli się, że mam spoko rodziców ja mimo, że też byłam zadowolona to potrzebowałam autorytetu … w porę Tata to zauważył ale z mamą do dziś się nie mogę dogadać obie raczej darzymy się niechęcią do siebie mimo, że dla dzieci moich próbujemy kontaktów, na dłuższą metę wychodzi tylko wojna pokoleń i teraz gdy mój tato nie żyje mama ma drugiego męża przykro mi gdy nakłania go do tego żeby się z nami zaprzyjaźnił myślę, że nie potrzebuje tego jest to fantastyczny człowiek o wielkim sercu nie potrzebuje przyjaciółki o 30 lat młodszej u mnie za inne ludzkie zachowania łapie plusy
3 x P
Prawdziwe
Piękne
Przyjacielskie
Szczęśliwa .
.to minie ….wiem jako matka trzech synów między moim drugim a trzecim synkiem jest 5 lat roznicy…i już było …posprzątane,ugotowane,i była cierpliwość i twórczość …od roku mam sajgon na nowo w domu i to wszystko o czym piszesz…to minie szybciej niż myślimy
Czasami jak czytam Pani artykuł uśmiecham z radości a czasami mam wrażenie, że jest Pani nieszczęśliwa. Nie wyobrażam sobie związku na odległość nie oszukujmy się to nie to samo co bycie ze sobą na codzień. Nie chce mówić co Pani ma robić. Jednak napisze swoje doświadczenia. Mąż miał możliwość pracować za pieniądze 3 razy większe niż w Polsce oczywiście bez nas ja w tym czasie na bezrobociu i dwie córki. Oczywiście sprawa była dla nas jasna. Mimo, że otoczenie pukało się w czoło nazywając nas głupcami to my postawiliśmy na rodzinę dziś sytuacja się poprawiła. A krzykacze którzy pukali się w czoło porozwalali swoje rodziny wyjazdami zagranicznymi.
Pani Beato, podzialam Pani zdanie. W naszym zespole mamy przyjaciół z 3 letnią rozłąką związaną z wyjazdem „za chlebem”. Jak sami stwierdzają z perspektywy czasu: „gra nie była warta świeczki”. Pozdrawiamy.
Magda wydajesz się być przemęczona! Powinnaś mieć kogoś do pomocy! Nianie chociaż na kilka h w tyg, sprzątaczkę ? Żeby zrobić ” odejście” trzeba najpierw samej w głowie na to sobie pozwolić. To bardzo potrzebne!!! ?