Część z Was czytając między wierszami moje blogowe posty i prywatnego facebooka w ostatnich tygodniach wie, że niespełna dwa tygodnie temu spędziliśmy z naszym Juniorem kilka dni w szpitalu. Pobyt tam był zupełnie nieplanowany a na Szpitalny Oddział Ratunkowy zawiozła nas karetka pogotowia, niestety.
Zaraz wrócę do naszej historii. Słowem wstępu dodam tylko, że dzisiejszy post ma na celu zasygnalizowanie Wam problemu, z którym mam nadzieję nigdy się nie spotkacie. Doszłam jednak do wniosku, że ja mogę Wam tylko opowiedzieć nasze perypetie a Wy mając świadomość występowania tego typu zachowań u dzieci, zgłębicie Waszą wiedzę. Wiem, że niewiedza w tego typu sytuacjach podbramkowych jest najgorsza i doprowadza do niepotrzebnych napadów paniki. A tutaj rzeczywiście spokój jest najlepszym doradcą. Wiem, łatwo się mówi. Ja cała drżałam i starałam się być dzielna. A czy byłam? To wiedzą tylko moje dzieci, które wtedy były ze mną…
Prosiłabym też niektórych o niepisanie bzdur, jakie w ostatnim czasie dostaję od „życzliwych”, sugerujących że wywołuję sensację i krzyczę z ekranu telefonu czy komputera groźnymi tytułami. Ile ja bym dała dwa tygodnie temu, żeby wcześniej tego typu ostrzeżenie mignęło mi w telefonie przed oczami! Niech każdy zajmie się swoją działką, moje intencje są wyłącznie dobre – nikomu nie życzę przeżyć, a wiedzą to Ci, którzy podobną historię przeżyli.
Po napisaniu dość obszernego artykułu dotyczącego gorączki [klik], i jak dostałam informację ze strony środowiska medycznego – przydatnego i merytorycznego postu, myślałam że wiem już wszystko. A bzdura!
Zaczęło się u nas niewinnie. To był wtorek. Starszak wychodził już pomału z infekcji (nadal miewając stan podgorączkowy), a Junior był wieczorem niewyraźny, ale poszedł spać normalnie. Ja poszłam spać niedługo po nich. Ostatnio śpimy wszyscy w naszej sypialni, kiedy mój M. zagranicą. Tak nam raźniej :-) Ja z Juniorem na dużym łóżku, a starszak w swoim.
W pewnym momencie obudziło mnie uczucie gorąca pod moją pachą. To była głowa Juniora, która była aż żarząca niemalże. Pobiegłam po termometr a na nim 39,5. Panika w myślach. Takich temperatur jeszcze nie miał. Szybko podałam ibuprofen, bo na paracetamol chłopak jest oporny, i czekałam aż zacznie temperatura lecieć w dół. Opornie to szło, wręcz zupełnie nie było poprawy. W ruch poszły chłodne okłady. Po godzinie temperatura zaczynała się obniżać. Junior był tak wykończony tą gorączką, że nie miał siły się budzić, był non stop w pół śnie, mimo że nie znosi chłodnych okładów, o przyjmowaniu syropów przeciwgorączkowych nie wspominając.
Rano przebudził się, upomniał się o karmienie piersią. Odłożyłam go na brzuszku, zmierzyłam temperaturę, 37.2 i …
… i nagle zaczął cały drżeć. To były delikatne drżenia, bez utraty kontaktu wzrokowego ze mną. Ale doszedł do tego szczękościsk i podkulanie kolanek do brzuszka. Zaczęłam obserwować u niego też próby głębszego oddechu i paniczny płacz. Położyłam go na boku widząc, że cały czas oddycha. To tylko mnie uspokajało. Coś jednak ewidentnie mu było, tylko trudno mi było zlokalizować przyczynę. Zrobiłam szybki bilans, co robić. Czy czekać? Czy obserwować? I w pewnym momencie podjęłam decyzję, że … kur.fa tutaj nie ma na co czekać, bo ja (ciemna masa) nic więcej dziecku nie pomogę! Telefon na pogotowie i w ciągu niespełna 10 minut karetka była u nas i zabrała nas na obserwację do szpitala.
Jeśli mogę Wam coś podpowiedzieć, to jeśli kiedykolwiek będziecie mieli wątpliwość co robić i zwątpicie w swoje siły i wiedzę, dzwońcie na pogotowie. Tam pracują ludzie, którzy pomogą. Są sytuacje, w których nie ma co czekać na rozwój sytuacji. Każda minuta jest cenna!
Zapytacie pewnie czy to były drgawki gorączkowe? Ja byłam niemalże pewna, że to były one. Tak mogłyby wskazywać symptomy. Otóż po trzydniowym pobycie w szpitalu i zebraniu informacji ode mnie okazało się, że nie były to drgawki. Zabrakło wg lekarzy m.in. zsinienia i utraty kontaktu wzrokowego. Nasz przypadek został opisany jako jedynie „drżenia” . Uspokoiłam się, bo ile ja zdążyłam się naczytać o padaczce, do której one mogą prowadzić, to moje… W naszym przypadku pomogły doraźnie leki przeciwgorączkowe, m.in. podawane dożylnie, i kroplówki, które zapobiegały odwodnieniu przy tak wysokiej temperaturze. Drgawki, czy drżenia? Szczękościsk i drżące ciało dla mnie było czymś totalnie niestandardowym i odbiegającym od normy, co zaniepokoiłoby każdego rodzica. Cokolwiek to było, podam Wam garść podstawowych informacji i odeślę do publikacji medycznej, w której znajdziecie więcej konkretów na temat drgawek gorączkowych. Nawet jeśli wystąpiły jednorazowo u was w domu i tzw. „było-minęło” warto udać się do neurologa i okulisty, aby wyjaśnić co było powodem drgawek i wykluczyć np. padaczkę.
Dodam tylko, żebym nie zapomniała, że rodzice dzieci, u których drgawki gorączkowe wystąpiły, powinni być przez swojego lekarza zaopatrzeni w receptę np. na diazepam, lek doodbytniczy, który szybko łagodzi objawy drgawek. Warto mieć taki lek w domu, aby wiedzieć jak reagować. Rodzice, u których drgawki występują, mają ten lek zawsze w swojej apteczce. Nawet tej podróżnej.
Jak powinna wyglądać pierwsza pomoc w przypadku drgawek?
– ułóż dziecko na boku, na miękkim podłożu
– ułóż głowę na tym samym poziomie co tułów
– usuń z ust dziecka pokarm lub smoczek
– usuń z otoczenia niebezpieczne przedmioty
– ochładzaj ciało dziecka chłodnym kompresem
– nie kąp dziecka w zimnej wodzie
Dodałabym również, że jeśli jest to pierwsza taka sytuacja, to kolejną czynnością powinien być telefon po pogotowie.
Po więcej informacji zapraszam Was tutaj. Informacje są wiarygodne i pochodzą z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Drgawki gorączkowe podobno wcale nie są już taką rzadkością, co zobaczyłam sama na naszym przykładzie, chociaż te nasze podobno drgawkami nie były. Co mnie nauczyła ostatnia sytuacja? Że niewyjaśnione sytuacje trzeba na cito wyjaśniać, bez zwłoki. Zdziwiłam się trochę po jednym telefonie od pewnej osoby: „Nie trzeba było panikować. Od razu na pogotowie?” Ja nie panikowałam! Ja działałam!
Dzięki temu, że spędziliśmy 3 dni w szpitalu i zrobiliśmy komplet niezbędnych badań, z badaniem okulistycznym i neurologicznym na czele, jestem już spokojna. Mam nadzieję, że informacja ta nigdy Wam się w praktyce nie przyda, a uspokoi Was i innych rodziców, bo wiedzy nigdy za mało.
Zdrowia!