Nic nie trwa wiecznie. Powtarzam to sobie głośno próbując się pocieszać. To jest ten moment, w którym stoję przed samą sobą i czuję smutek. Czuję jednak równocześnie nieskrywaną dumę i radość.
Dumę, że tak długo wytrwałam w swoim postanowieniu i nie poddawałam się. Pomimo przeciwności walczyłam do samego końca, aż w końcu udało się. Pomimo płaczu, nieprzespanych nocy, bólu i oporu ze strony mojego Syna walczyłam. Nie widziałam żadnego światełka w tunelu, jednak czułam, że idę w dobrym kierunku. Wiedziałam, że jeśli nie dam z siebie wszystkiego, to będę sobie pluła w brodę, dlatego nieustannie parłam. Nie zliczę, ile miałam momentów zwątpienia, ile wylałam łez i chciałam rzucić wszystko w cholerę. Jednak gdzieś tam udało mi się znaleźć jeszcze resztki energii. Dzień po dniu motywowałam samą siebie, zachęcałam mojego kochanego synka i w końcu, po prawie trzech miesiącach walki udało się!
Popłynęło morze mleka a mój Syn przestał wyginać się przy mnie na znak protestu. Pewnego dnia po prostu zaufał mi, zjadł i szczęśliwy zasnął. Pamiętam, jak minuty później schowałam się w łazience i nie mogłam pohamować łez. Bo tylko ja wiedziałam, ile kosztowały mnie te trzy miesiące nieustannej walki.
Tak, stoję teraz dumnie przed samą sobą i wiem, że stanęłam na wysokości zadania, które postawiłam przed sobą. Warto było. Było cholernie ciężko, ale nie żałuję ani minuty tej walki.
Jestem z siebie dumna również dlatego, że nic nie robiłam sobie z tego, gdy otoczenie ze zdziwieniem a czasami niesmakiem przyjmowało wiadomość o tym, że ponad roczne dziecko jest jeszcze karmione piersią. „Taki duży?”, „Nie za długo?”, „Przecież to już sama woda.” Cierpliwie tłumaczyłam, że warto się douczyć w tej kwestii, bo XXI wiek jednak zobowiązuje. Wtedy dziwne głosy milkły. Cała reszta prywatnych spostrzeżeń przelatywała mi przez jedno ucho i wylatywała drugim. Wszak ile można rozmawiać o tym, dlaczego ktoś woli diesla a drugi jednak benzynę? Grunt to przecież jeździć bezpiecznie :-)
Czuję również ogromną radość. Radość, że dane nam było karmić się tak długo. Wliczając w to pierwszy kwartał trudnych prób karmiliśmy się osiemnaście miesięcy. To było piękne i owocne półtora roku, podczas którego to moje małe pisklę rosło i rosło a teraz ledwo noszę te słodkie kilogramy na rękach. Nie zliczę tych cudownych momentów, gdy moje dziecko jadło i jednocześnie patrzyło mi głęboko w oczy czując się szczęśliwe i bezpieczne. W największych chorobach i perypetiach karmienie było naszym sojusznikiem. Zawsze i wszędzie. Nigdy nas nie zawiodło. Koiło, pomagało, odżywiało, nawadniało i ratowało przed szpitalem.
Chociaż zdarzało mi się narzekać na mojego małego ssaka, który nie miał oporów sięgać do bufetu w godzinach nocnych powodując przy tym moje niezliczone pobudki, to czuję również smutek. Smutek, że to już minęło. Że ta nasza piękna mleczna przygoda dobiegła już końca. Maleństwo już tym maleństwem być przestało i pomału staje się coraz bardziej samodzielnym stworzeniem, a ja z uczestnika każdej minuty jego życia dostaję w pakiecie coraz więcej funkcji obserwatora. Zaczynam się z tym pomału godzić :-)
Karmienie piersią to był wyjątkowy dar, z którego udało mi się skorzystać. Muszę jednak podkreślić, że nie czuję się od nikogo lepsza, że karmiłam naturalnie. Ani też nie czuję się gorsza, bo znaleźliby się i tacy, którzy karmili ode mnie dłużej.
Pojutrze minie tydzień odkąd zaprzestaliśmy karmienia. Jeszcze w myślach żegnam się z naszym karmieniem roniąc kilka łez to pisząc, bo to była piękna, owocna i wyjątkowa przygoda, za którą dziękuję matce naturze i sobie.
Kto wie, czy ją jeszcze kiedyś powtórzę ;-)
9 komentarzy
Ja już przerabiałam to trzy razy i za każdym razem nie umiałam powstrzymać łez. Niby chciałam skończyć już tę przygodę ale żal mi było. Czasem brakuje mi takiej bliskości z moim małym synkiem, tęsknię za tym…Tez dziękuję Matce Naturze i sobie za wytrwałość. Pozdrawiam :)
Karmienie piersią to niesamowite przeżycie. My karmiłyśmy się 14 miesięcy i czasami jest mi smutno, że nasza mleczna przygoda już się zakończyła. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się ją powtórzyć :-)
Ps. O zdziwieniu ludzi na widok karmionego roczniaka nawet nie wspomnę :-)
nie w celu zbierania zdziwień, czy zachwytów, lecz aby popatrzeć inaczej: moja siostra karmiła swojego młodego przez ponad 5 lat.. czy patrzono dziwnie? a kto by się tym przejmował?:)
Ale się poryczałam… moja córka ma 10 miesięcy, karmię ją piersią. To jeden z piękniejszych aspektów macierzyństwa, przynajmniej dla mnie:) i choć nieraz bywa ciężko kiedy w nocy wstaję co 2h, to aż nie chcę myśleć, że kiedyś się to skończy… :(
Magda. Trochę bezczelnie się spoufale ale czytam Twojego bloga już dłuższy czas i jak tysiące innych wielokrotnie mówiłam ” o! Tak ! Właśnie , dokładnie …Mam to samo”. Jesteś F A N T A S T Y C Z N A. Dzisiaj wyjątkowo trafiłaś w sedno mojego dnia , pomoglas zrozumieć moja dzisiejsza wściekłość o niewiedomoco i rozzalenie. Kończy się właśnie moja druga przygoda z karmieniem . Jeszcze bladym świtem , chwilę się przytulamy ale to już na dniach kończyny… I o ile w chwilach totalnego wyczerpania chciałam żeby ” to się już skończyło ” to dzisiaj…dociera do mnie że kolejny etap za mna… Za nami. Ehhhh. Będę inne, równie piękne wiem… Pozdrawiam serdecznie !
Dla mnie karmienie piersią to był koszmar. Rodziłam przez cesarkę o tym zadecydował los. Miałam mało pokarmu zero wsparcia w szpitalu (pielęgniarka od laktacji była na urlopie) słyszałam tylko ma boleć to przejdzie…położna która przyszłą do domu tez nie wiedziała jak ułożyć małą żeby było mi i jej dobrze. Nie poddawałam się karmiłam chociaż pokarmu miałam niewiele a maleństwo apetyt za dwoje. Co ja się napiłam tych herbatek na laktację…próbowałam wszystkiego częstego przykładania do piersi itp. W wieku trzech miesięcy moja mała zachłystnęła się przy karmieniu piersią, zrobiła się czerwona jak burak nigdy tego nie zapomnę, Nie wiem jak z mężem udało nam się zachować spokój on udzielał jej niezbędnej pomocy ja wzywałam karetkę. Skończyło się całe szczęście tylko zachłystowym zapaleniem płuc i pobytem w szpitalu tylko i aż ale mogło skończyć się gorzej. W szpitalu mimo moje prośby nikt mi nie pomógł aby wesprzeć mnie w karmieniu. Mała zasmakowała w mleku modyfikowanym na dobre ( wcześniej ją dokarmiałam) ale mimo to dawałam jej pierś starając opanować swój strach przed ponownym zachłyśnieciem. Pediatra nic mi nie pomógł, usłyszałam tylko to karmić modyfikowanym (potem go zmieniłam, nie skierował mnie do specjalisty nawet nic nie podpowiedział jakie są możliwości..z czasem się dowiedziałam ze mogłam się udać do neurologopedy), moja mama tylko mówiła mi nie męcz jej a ja tak bardzo chciałam żeby na start dostałą to co najlepsze. Kiedy miała 6 miesięcy poddałam się. Zawsze z zazdrością patrze na karmiące mamy…ale wiem że dałam z siebie wszystko, nie poddałam się chociaż to nie było łatwe…
Chyle czola! Nie drecz sie tym! Dalas z siebie bardzo duzo!!! Zawsze troche przeciwcial etc mala od Ciebie dostala!!!
Ja walczylam przy jednym i drugim jak lwica i udalo sie chociaz nikt nie dawal szans;( gdybys byla jeszcze raz w ciazy, to juz wtedy poszukaj najlepiej miedzyn doradcy laktacyjnego lub kogos podobnego, zadzwon, umow sie. Juz w ciazy chodz na grupy, gdzie mamy karmia i obserwuj, notuj wszystkie info. Tak sie robi np w UK. Po porodzie, gdyby Ci nie szlo od razu dzwon do niej. One przyjada natychmiast, zobaczysz 2-3 konsultacje i pojdzie jak z platka! Nie wiem gdzie mieszkasz. Moge Ci polecic mega doradczycie w poznaniu, ale wszedxie ktos jest.
Goraco pozdrawiam.
Pięknie, mi panie w szpitalu z uśmiechem granulowany że karmią 2 lata bo to największy skarb witamin i nie tylko, to nie woda to wartościowy wciąż pokarm fakt nie nadawała się córka ale już pod koniec popijala, ale też spotkałam się z oburzeniem i z pozytywnym nastawieniem. Syn ma rok i wciąż karmie i nie wyobrażam.sobie zaprzestać będę karmic do momentu kiedy sam powie dość. Dla.mnie karmienie piersia to wygoda.niz z butelki
Ja akurat jestem zmuszona zakończyć karmienie (nakaz lekarza-brak okresu)… ale robię to stopniowo. Teraz żegnamy się w dzień, a pozniej przyjdzie czas na noc. Córka nie umie zasnąć bez cycusia i mamy problem:) Ogólnie beczę jak sobie pomyślę, że odbieram mojej małej coś co ona KOCHA…