Wczoraj na Facebooku opublikowałam zdjęcie, na którym mój mąż pcha wózek z dwójką moich chłopców jednocześnie nosząc w nosidle naszą córkę Gaię. To jest to samo zdjęcie, które widzicie w tytule tego postu.
Jedno z wielu zdjęć, jakie możecie zobaczyć w sieci. Ot, normalny facet, który zajmuje się swoimi dziećmi. Jakie były okoliczności zrobienia tego zdjęcia? Banalne. To był przedostatni dzień naszych krótkich wakacji z Bieszczadach i całą piątką wybieraliśmy się na śniadanie. Ja lekko nieprzytomna zapakowałam chłopaków do wózka, a właściwie to sami się zapakowali. Nie dlatego, że jak ktoś sugerował, że „tacy duzi a nóżek to nie mają?”. Wózek akurat służy głównie naszej Gai, ale kiedy jesteśmy na wycieczkach, to zabieramy go obowiązkowo, bo przydaje się wtedy, gdy dzieciaki zaczynają marudzić, gdy już nie mają już siły. Wtedy młoda idzie do nosidła albo chusty, a Starszak z Juniorem opanowują wózek, bo uważają go za atrakcję roku :D Jeszcze z tą dostawką to trwają aktualnie wojny o to, kto gdzie usiądzie :D N
Wracając jednak do zdjęcia.
Ponieważ zdjęcie opatrzyłam opisem w stylu, że „Tatusiowe też dają radę”, czy coś w ten deseń, to odezwały się cudowne głosy, że inni tatusiowie również są niczego sobie i zajmują się dzieciakami. I pojawiły się genialne foty, słuchajcie! Jak to np. tata ma pod opiekę nie trójkę a czwórkę dzieci! Albo fota, gdzie tata idzie z szóstką kochanych brzdąców! A pod fotami pojawiło się morze polubień, serduszek i w ogóle. I świetnie!
I kilka godzin później dostałam wiadomość od Moniki, którą tylko odrobinę edytowałam za jej zgodą:
„Gratuluję Ci męża droga Szczęśliva! Jak zobaczyłam zdjęcie Twojego męża z dziećmi, to uwierz mi, ale serce mnie ucisnęło jak nigdy. Bo mój mąż tak nigdy nie wziął naszej trójeczki na spacer choćby na chwilę. Dla niego jedno dziecko to się okazało, że jest za dużo. Uwierz mi, kochaliśmy się. Znaliśmy się jak łyse konie. Pomocny zawsze był nawet jak dzieci nie było a jak pojawiło się pierwsze to też brał czynny udział w wychowaniu, ale do czasu, w którym stwierdził, że on pracuje i po pracy jest tak zmęczony, że już sił brakuje mu na dzieci.
Później przepraszał, że to nie tak zrozumiałam, że on chciał coś innego powiedzieć. Prawda jest taka, że to bzdury. Zawsze chcieliśmy mieć trójkę dzieci dlatego ja stawałam na rzęsach, żeby to wszystko pogodzić bo i dzieci są sensem mojego życia. Pracuję jako pielęgniarka więc i roboty mam po korek, ale daję rady. I ugotować, i sprzątać. I dzieci brać na wycieczki. Wszystko się udaję pogodzić, ale musi być jeden warunek. Jak się chce to można wszystko!
Dlatego gratuluję Ci Męża, któremu się chce. Bo wystarczy chcieć zamiast udawać, że się jest zmęczonym jak bóg wie co. A mój tak przychodzi z pracy w tym samym czasie co i ja i on na nic siły nie ma a prace mam oboje bardzo wymagające więc i zmęczenie jesteśmy po równo. Choć ja tego słowa „po równo” nie lubię strasznie.
Pokazałam mu to zdjęcie twojego męża to wiesz jak je skwitował? Że „dał się chłop babie omotać to teraz ma za swoje. Zobaczymy ile tak pociągnie.”
I ja mu powiedziałam, jak długo pociągnie. Otóż jak kocha swoją rodzinę to z przyjemnością pociągnie tak całe życie i narzekać nie będzie.”
Jeśli opublikujesz moją wiadomość kiedykolwiek to powiedz, że ja gratuluję wszystkim dziewczynom, jeśli ich mężczyznom się chce. Naprawdę ja to wiem, że wystarczy chcieć i przestać pierdzieć w fotel udając się, że jest się przemęczonym po pracy. Wszyscyśmy przemęczeni […]”
Dlatego gratuluję tym z nas, których faceci nie pierdzą w fotel i nie uważają, że pójście do pracy do jakiś wyczyn na miarę Nobla i upoważnia ich do zwalania całego dobytku na swoją kobiet. A tym z nas, których mężczyźni jednak są oporni i trudno im ogarnąć, że wychowanie dzieci polega na czynnym zajmowaniu się nimi, polecam zerknąć na ten wątek, pod którym pojawiły się dziesiątki zdjęć ogarniętych tatusiów, którym się chce i nie lubią pierdzieć w fotel ;-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
Brak komentarzy