Dzisiejszy post piszę w emocjach, choć na szczęście już ostudzonych! Kiedy ten post zostanie opublikowany, a wybije wtedy pewnie godzina 19.30 z minutami, to będę już pewnie „wyczilowana” (że pozwolę sobie na taki kolokwializm) i zapomnę o całej sytuacji.
Jak zapewne wiecie od paru dni jestem z całą rodziną w Bieszczadach i … odpoczywam. To znaczy próbuję odpoczywać z trójką dzieci [if you know what I mean … ;-)] Dwa ostatnie dni w czasie których odpoczywałam od Facebooka i Instagrama, o czym zresztą pisałam Wam w ostatnim poście, wiele mi dały! Ale do tego jeszcze będę miała okazję wrócić i opowiedzieć Wam o tym kiedy indziej.
Jednak dzisiaj nie będzie o odpoczywaniu!
Dzisiaj będzie o tym, czego niektórzy nie potrafią ogarnąć umysłem i zarzucają niektórym rodzicom niedopilnowanie, brak wychowywania, brak kręgosłupa, manier i olewanie potrzeb swojego dziecka!
Niedawno spotkałam się z twierdzeniem, że nie ma niegrzecznych dzieci, tylko są niewychowane! Padło to z ust dojrzałej już kobiety, w sile wieku powiedziałabym nawet, która z profesorskim tonem widząc chłopca rzucającego liśćmi w parku zaczęła sugerować towarzyszom swojego spaceru, że dziecko to nie ma zupełnie manier a matka pewnie siedzi na telefonie. To akurat było nieprawdą, bo chłopiec co prawda rzucał liśćmi w powietrze, ale robił to nie aby zrobić komukolwiek krzywdę, ale by się nimi pobawić, a jego mama była kilkanaście metrów od niego i bujała w wózku jego młodsze rodzeństwo. Łatwo oceniać, co nie?
Łatwo spojrzeć na sytuację z jednej, swojej, jedynej słusznej perspektywy, nie próbując zobaczyć szerszego obrazu i stwierdzić, że bachor jest niewychowany i rzuca liśćmi a kto wie, czy innym zaraz rzuci… Jak to podsłyszałam w dyskusji, którą prowadziła owa starsza „dama”…
Dlaczego dzisiaj o tym piszę? Jak wiecie mam trójkę małych brzdąców. Pięciolatka, trzylatka i roczną córkę. Każde inne, każde z innymi potrzebami, przyzwyczajeniami, humorami, emocjami i każde z totalnie innym charakterem!
Każde z nich jest dzieckiem kochanym. Nasze bąki są naszymi oczkami w głowie. Staramy się poświęcać im czas, rozmawiać z nimi, wysłuchiwać ich potrzeb, odpowiadać na ich zapytania. Robimy w tej materii tyle, ile możemy. Jasne, zawsze można by więcej robić, ale i tak lecimy już na oparach energii. Wieczorami raczej padamy na twarz aniżeli tryskamy energią ;-)
Do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że każde z nich jest tak (cholernie) od siebie różne przede wszystkim pod względem charakteru, potrzeb i rodzaju towarzyszących im życiowych emocji, że chyba bardziej różnymi być nie mogą, takie mam wrażenie! ;-) A mają tych samych rodziców!
Dlatego zadam Wam dzisiaj pewne pytanie. Nie bez powodu zadaję je teraz. Powiedzcie mi:
Co zrobiłoby Wasze dziecko wchodząc do hotelowego pokoju widząc w nim komodę z otwartymi szufladami?
Wyobraźcie sobie teraz hotelowy pokój, a w nim stoi sobie komoda przy jednej ze ścian. Dwie z szuflad są otwarte. Komoda jest brązowa. Ni ładna, ni brzydka. Nie czytajcie na moment tego tekstu dalej, zamknijcie teraz oczy i wyobraźcie sobie, co zrobiłoby każde z Waszych dzieci. Wyobraziliście sobie to teraz? Jeśli tak to świetnie. Ja chyba wiem, co każde z moich dzieci by zrobiło.
Mój starszak, gdyby wszedł do pokoju i dostrzegłby komodę, to najpewniej ominąłby ją szerokim łukiem, bo komody z otwartymi szufladami nie wzbudzają w nim większych emocji. Starszak jest spokojnym, rozważnym typem, który przyjmuje świat takim, jaki jest i nic na siłę nie próbuje w nim zmieniać. Położyłby się natomiast na hotelowym łóżku, które stało obok.
Moja roczna Gaia weszłaby do tego pokoju, gdzie stoi komoda i najpewniej zamiast skupić wzrok na niej, to by zapewne skupiła wzrok na podłodze, na której szukałaby okruszków. Wypatrzy (skubana) najmniejszy paproch i włoży do buzi. Na takim jest właśnie etapie! ;-) Nie interesują ją ściany. Interesuje ją każda powierzchnia płaska, równoległa do jej stóp, gdzie jest cień szansy, że znajduje się na niej coś, co włoży do buzi! ;-)
Natomiast mój trzyletni Junior widząc komodę z dwiema otwartymi szufladami zobaczyłby idealną okazję do tego, aby na tę komodę wejść! Co zresztą uczynił przed godziną! Ja sobie tego nie muszę wyobrażać. Ja to dzisiaj widziałam. Starszak leżał wtedy na łóżku, Gaia zbierała koło komody jakieś okruszki, ja stałam 50 centymetrów od nich szukając pieluchy w szafie, a ten mały człowiek postanowił wskoczyć na komodę! Słyszę nagle krzyk, widzę komodę jak leci, i całą swoją masą przygniotła jego i jego roczną siostrę!
Myślałam, że umrę w tym momencie, ale oszczędzę Wam opisów. Wszystko dobrze się skończyło.
Fakt, że komoda nie była przykręcona, to jedno! Warto sprawdzić, czy meble, które stoją koło naszych ścian, są stabilnie do nich przymocowane. Te nie były a znajdują się w hotelu. Temat zgłoszę do recepcji. Na szczęście nic nikomu się nie stało, chociaż mogło! Ale to nie jest tematem mojego dzisiejszego postu.
Łatwo byłoby oceniać sytuację z zewnątrz. Gdyby sytuacja była opisywana z zewnątrz i nie znano by szczegółów psy wieszano by na matce, która nie dopilnowała dzieci! Pewnie była na telefonie. Zajmowała się pierdołami zamiast zajmować się dziećmi. A bzdura! Spuściłam ich z oka na niecałe 3 sekundy szukając w pobliskiej szafie pieluch. Łatwo byłoby oceniać dziecko! Pewnie jakiś szogun a nie dziecko! Niewychowane! Wchodzić na komodę? Kto to w ogóle pomyślał?! Kto go tego nauczył? Nie wychowują go, czy jak?! Ano wychowują. Kochają go. Tłumaczą. Codziennie, ale to dziecko, które nie widzi niebezpieczeństw. Ono widzi okazję. Taki temperament! mamy oczy dookoła głowy, ale i to za mało jak widać.
Do czego zmierzam finalnie – nigdy nikogo nie oceniajmy!
Nie oceniajmy ani dziecka, ani matki. Ani nikogo innego, jeśli nie znamy pełnego obrazu sytsuacji. Bo co zrobiłoby Twoje dziecko widząc komodę z dwiema otwartymi szufladami? Możliwe, że znasz na to odpowiedź, a możliwe, że zrobiłoby zupełnie coś innego niż Ci się wydaje!
Nie znając rodziny, matki, dziecka, pełnej sytuacji – nie oceniajmy! Nigdy. I to też nauczka dla mnie… Każde dziecko jest inne. Jedne są aniołami, a drugie takimi „aniołkami” nigdy nie będą, bo potrzeba poznawania świata jest w nich tak silna, że trudno przewidzieć ich kolejne kroki. Ale każde z nim jest równie kochane!
No bo co zrobiłoby Twoje dziecko widząc komodę z otwartymi szufladami? Wiesz na pewno, co by zrobiło…? Są rzeczy, które tak trudno przewidzieć…
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :)
1 komentarz
U nas niefortunny prztpadek z komoda.I do konca życia nie zapomne tego zdarzenia.Czas zatrzymał mi sie na 5 sekund bylam w takim szoku ze nie pamietam skad wyciągnęłam swoego dwulatka…byl trach poleciala komoda telewizor a moje dziecko zniknelo pod szufladami.Taki widok jest straszny 😣…dzieki Bogu nic mu sie nie stało.Odrazu pojechalismy na ostry dyżur chirurgiczny spedzilismy tam caly dzien na obserwacji.Zrobiono usg brzucha.Potem 2 tyg.obserwacji w domu budzenie w nocy zeby sprawdzić stan przytomności.To byl horror czułam sie złą matka ktora nie przewidziala że mojemu synkowi może przyjść do głowy cos takiego…