Dostałam od Was kilkadziesiąt maili i wiadomości prywatnych na Facebooku, w których pytaliście mnie o zdanie w sprawie rodziców, którzy zdecydowali się opuścić szpital w Białogardzie wraz ze swoim nowo narodzonych dzieckiem.
Wszystkie media zafundowały nam niezłą papkę sensacyjnych wiadomości. Właściwie to w pewnym momencie nie wiedziałam już, czy dziecko urodziło się w 36 tygodniu czy może w 37, jak podawały niektóre źródła. Nie wiedziałam też, czy dziecko opuściło szpital w pełni zdrowia czy może wymagało jeszcze pewnych procedur lekarskich, które były niezbędne, aby zapewnić mu stabilny stan zdrowia.
Próbowałam analizować tę sytuację wzdłuż i wszerz, dopatrywać się wielu punktów widzenia, bo jak to zwykle bywa w tego typu sprawach – nie ma złotego środka, który zadowoliłby wszystkich zainteresowanych i okazałby się salomonowym rozwiązaniem.
Doszłam do wniosku, że w tym wypadku nie ma znaczenia, czy rodzice dziecka chcieli szczepić dziecko, czy też nie chcieli go szczepić. W wielu krajach zwolennicy i przeciwnicy szczepień mają czas na to, aby wykonać niezbędne szczepienia bądź ich nie wykonać i nie muszą się na nie decydować od razu po porodzie już w pierwszej dobie. Nie ma również znaczenia fakt, czy umyto dziecko po porodzie, czy go nie umyto. Choć przyznam, że mnie ani razu przy porodzie o to nie zapytano i wyszorowano mi synów już tego samego dnia nie dając mi żadnego wyboru.
To nie te powyższe kwestie irytują mnie w tej sprawie, irytuje mnie coś zupełnie innego.
Przyznam się zupełnie szczerze, że ten przypadek podnosi mi ciśnienie bardzo skutecznie i od razu przypominam sobie moje obydwa porody. Każdy z nich odbył się w innym szpitalu. Z każdym z nich wiążą się inne wspomnienia, inne emocje, inna rekonwalescencja.
Każdy z tych szpitali ma najwyższy stopień referencyjności w moim województwie, co sprawiło, że starałam się czuć tam bezpiecznie, choć przyznam szczerze, że w 100% bezpieczna się tam nie czułam.
Dlaczego nie czułam się w 100% bezpiecznie w żadnym z tych szpitali?
Ponieważ w każdym z nich osoby wykonujące moje cesarskie cięcie i asystujące jemu, a następnie pielęgnujące moje nowo narodzone dziecko, nie informowały mnie na bieżąco o niczym, co się ze mną i z dzieckiem działo. Na każde pytanie, które się pojawiało w mojej głowie i które starałam się składnie werbalizować, nie dostawałam pełnej odpowiedzi.
Czułam się momentami jak przed kilkoma laty czuł się niemalże każdy konsument pytający panią w sklepie mięsnym o skład danej wędliny. Najpierw były wielkie oczy, że takie pytanie zostało w ogóle zadane.
„Jak to?! Przecież nikt zazwyczaj nie pyta o skład. Skład, jak to skład. Zjadliwy.”
Następnie dostawało się zdawkową odpowiedź, sugerującą, że albo nie ma już etykiety, bo została wyrzucona. Albo producent owego składu nie dostarczył. Co bardziej rozgarnięta pani ekspedientka postanawiała jednak poszukać etykiety i dać jakąkolwiek odpowiedź konsumentowi rozumiejąc fakt, że mamy prawo wiedzieć dokładnie, co będziemy spożywać po zakupie. Czy będzie to 100% mięsa w mięsie, czy może trociny z dodatkiem żelatyny.
Momentami tak właśnie się czułam w szpitalu po narodzinach moich synów. Jak taki upierdliwy konsument, który chce wiedzieć, co niebawem będzie się z nim działo, jak zje jeden plasterek.
Jedyne, co widziałam w oczach pań pielęgniarek, to pośpiech i próbę ogarnięcia bajzlu, z jakim im przyszło się mierzyć na zmianie. Współczułam im tego, że ich praca przypomina raczej walkę z jajkami na fermie, a nie opiekę w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Panie pielęgniarki ledwo patrzące na oczy po nocnej zmianie zabierały mi dziecko z samego rana nie informując nawet, gdzie dokładnie się udają i co będą miały maluchy robione. Dopiero po moich natarczywych pytaniach dostawałam odpowiedz, że „a to badanie słuchu chyba”, a to „ważenie” a to „kąpiel”.
Nikt w żadnym momencie nie pytał mnie o moje zdanie, a za każdym razem, gdy ja próbowałam uzyskać jakąś odpowiedź, ledwo schodząc z łóżka po cesarskich cięciu musiałam szukać osoby, która była w stanie udzielić mi dokładnej i wyczerpującej odpowiedzi na moje pytania.
Czasami bez skutku… Na nogach jak z waty i ledwo powłócząc nogami podążałam szpitalnymi korytarzami w poszukiwaniu a to okulisty, który miał wykonać badanie u mojego Syna, a to pani pielęgniarki, która nie wkleiła w książeczkę niezbędnej naklejki, a to pediatry, który zarządził bez żadnych wyjaśnień, że mój syn jednak o jeden dzień dłużej zostanie ze mną w szpitalu.
Dezinformacja. Chaos. Biurokracja. Brak dialogu, który mam wrażenie, był dla pracowników szpitala normą i codziennością, bo tak się utarło, że pacjent nie ma wymagać. Pacjent powinien być odfajkowany i wypuszczony ze szpitala wtedy, gdy wszystkie zaplanowane przez szpital procedury, zostaną wykonane.
A dziecko to nie jest towar na półce.
Dziecko to żywa i indywidualna istota, która ma dwóch kochających opiekunów, którzy będą stali za nim murem i nie ruszą się dopóki dopóty nie będą mieli pewności bądź nie zostaną uspokojeni, że wszystko jest pod kontrolą a oni nie są kurczakami na fermie, które trzeba podporządkować do odpowiednich klatek.
Czy bym uciekła ze szpitala z nowo narodzonym dzieckiem?
Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co bym zrobiła. Pewnie zabrakłoby mi odwagi i zostałabym. Mimo wszystko starałabym się wierzyć, że są przesłanki, aby moje dziecko jednak w tym szpitalu pozostało do momentu, w którym ktoś oceni, że jest gotowe na to, aby wyjść, czy też nie.
Choć przyznam się Wam bez owijania w bawełnę, że po każdym z porodów modliłam się, aby jak najszybciej znaleźć się w domu i ani minuty dłużej nie przebywać w szpitalu. Miałam ochotę z niego uciekać, naprawdę…
Nie dlatego, że nie wierzyłam w medycynę i profesję lekarzy. Ale dlatego, że czułam się w szpitalu, jakbym była nie człowiekiem a towarem, który jest w pośpiechu, bezosobowo i niemalże bezwolnie obracany w szpitalnych mackach, bez jakiegokolwiek indywidualnego spojrzenia…
34 komentarze
Madzia, Ty czytasz w moich myślach. Uwielbiam czytać Twoje teksty ?
Miałam dokładnie tak samo tylko nie potrafiłam ubrać tego w słowa! Czułam się jeszcze gorzej, ponieważ nie dość, że jestem młodą mamą to wyglądam jak szesnastolatka więc panie położne traktowały mnie z góry i nawet nie raczył odpowiadać kiedy pytałam gdzie zabierają moje dziecko. Cieszę się, że maleństwo było zdrowe i wyszliśmy bardzo szybko
Hmm, mnie w tej sprawie przeraża fakt, że ludzie się teraz naczytają forum internetowych, artykułów niewiadomego pochodzenia, nie potrafią zweryfikować ich i chcą być mądrzejsi od lekarzy…
Ja bym nie uciekła, jak komuś zależy na tym żeby decydować o takich sprawach, to niech idzie rodzić do prywatnej placówki, gdzie wszystko może dokładnie omawiać na każdym etapie porodu z pielęgniarkami. Jak ktoś nie ma kasy, to niech wcześniej, na darmowej szkole rodzenia w szpitalu, dokładnie wypyta o wszystkie te procedury (mycie, szczepionki, skóra do skóry, itp.). Ja przed porodem wybierając miejscowość przeczytałam na stronie internetowej, że w jednym szpitalu myją dziecko w 1 dobie, a w tym drugim w 2 dobie, i takie informacje były dostępne dla każdego. Naprawdę nie chcę bronić lekarzy pielęgniarek, że nie informują, bo pewnie powinni, ale wydaje mi się, że szpitale są przepełnione, lekarze i piguły się nie wyrabiają, a tu rodzice z listą życzeń, założę się, że bez wykształcenia medycznego i trzeba z nimi walczyć… a pewne rzeczy można wcześniej sobie umówić, ustalić.
Moim zdaniem o takich rzeczach się myśli wcześniej jak już, a zabrać dziecko ze szpitala bez badań… nie zaryzykowałabym. Komuś się marzy powrót do natury, to niech zębów też nie leczy nowoczesnymi metodami, bo pewnie też są szkodliwe, ale ryzykować życiem dziecka, nigdy. A że też marzyłam, żeby być już w domu z maleństwem, to inna inszość, dom to dom, spokój, intymna atmosfera, i cała doba tylko dla nas i rodziny.
O, dokładnie to samo mam na myśli ? Dodam jeszcze, że rodziłam w „zwykłym”, małym powiatowym szpitalu i miałam bardzo Dobrą opiekę ze strony położnych – wiedziałam o wszystkim co dzieje się ze mną i z dzieckiem i służyły mi pomocą.
A ja czułam się bardzo 'zadbana’ przez personel gdzie rodziłam. Mówili co zamierzają zrobić, pytali czy się zgadzam. Sugerowali ale nie nakazywali. Naprawdę wspierali. Komu tylko mogę polecam szpital na Inflanckiej w Warszawie ?
Rodziłam 3 razy naturalnie w państwowych szpitalach. Pierwszy poród w 2006 w szpitalu były takie boxy jak toalety w marketach z tego samego zrobione 3 obok siebie. Pielęgniarek trzeba było szukać jak coś się działo, nie za bardzo się wtedy interesowano pacjentką, nic nie mówiono. Nie było też chęci pomocy. Kolejny w tym samym szpitalu 5 lat później, rok 2011. Porodówka po remoncie. Osobne sale. Pielęgniarka cały czas była w pokoju. Niebo a ziemia. Ale nie pytano o nic ani nie mówiono. Kolejny w 2017 w innym szpitalu najmłodszym w mieście. Kiepski był czas bo początek tego roku, mega przepełnienie, pełno rodzących, personel uwijał się jak w ulu. Naprawdę mieli co robić. Tu zapytano mnie na porodówce czy wyrażam zgodę np na cięcie, szczepienia dziecka, itp. Co bardzo mnie zdziwiło były zawsze dwie wizyty 1 ginekologów do matki i 2 neonatologów do dziecka- ci badali maleństwo i o wszystkim mówili i też pytali czy coś mnie nie pokoi i czy mam pytania. Pierwszy raz się z tym spotkałam. Dostałam również dwa wypisy dla siebie i dziecka. Dziecko również dostało oprócz książeczki grupę krwi na papierze. Były młode położne, które naprawdę o wszystkim mówiły i tłumaczyły.
Dokładnie to samo pomyślałam, gdy usłyszałam o sprawie z Białogardu. Rodziłam raz w szpitalu, który uznawany jest za dobry, jednak ja podczas porodu i później, gdy przebywałam tam z córeczką (10 dni) czułam się jak przedmiot i moja córeczka była traktowana jak rzecz. O niczym mnie nie informowano, niczego nie tłumaczono, panie pielęgniarki były wyjątkowo nieczułe, szarpały dzieci i nie okazywały im najmniejszej litości, gdy płakały podczas zabiegów. Teraz znowu jestem w ciąży i za dwa miesiące czeka mnie pobyt w szpitalu. Mam nadzieję, że tym razem trafię tam na bardziej wyrozumiały personel, że trafię na LUDZI!
Ja też nie wspominam miło pobytu w szpitalu po porodzie. To, że nikt tam praktycznie nic nie tłumaczył to jedno. ja ciągle miałam wrażenie że wszystko co robię przy moim dziecku robię źle. wszechwiedzące pielęgniarki dosłownie traktowały mnie jak gowniare. oczywiście pierwsze dziecko więc dopiero zaczynałam moja przygodę z macierzyństwem. Ale to nie znaczyło że trzeba mi te pierwsze chwile radości z dzieckiem zepsuc. a tu słyszałam komentarze dotyczące wszystkiego. na 1miejscu karmienie piersią. nikt nic nie tłumaczył jak podołać bolacym piersiom jak nauczyć dziecko chwytać. słyszałam tylko jest pokarm karmić karmić. chociaż to to jeszcze nic. najlepszy komentarz to podczas obchodu przełożona pielęgniarek skomentowała moje torby leżące na sali. mąż przywiózł mi czyste ubrania miał zabrać co brudne. pani skomentowała to „nie mogę sie napatrzeć jaki tu bałagan”. szkoda że o stanie zdrowia dziecka za dużo nie powiedziała. aż się chciało leżeć w tym szpitalu tyle życzliwości.
U mnie było podobnie. Kazali nam wręcz zabrać torby z podłogi a do dyspozycji była jedna malusieńka szafeczka ba nas dwie i rzeczy dzieci. Do tego moja laktacja bardzo powoli się rozkręcała po cc i synek był ciągle głodny. Nie dość że karmiłam go dosłownie cały czas to gdy w nocy wszyscy spali a on płakał to nikt nie przyszedł nawet zobaczyć co się dzieje. Jak poprosiłam żeby go dokarmić bo ja miałam już zmacerowane sutki to usłyszałam że to nie ma tak że pokarmu jest za mało. Więc kolejne dwie godziny synek płakał a ja starałam się go nakarmić pustą piersią po czym przyszła ta sama położna, sprawdziła i stwierdziła że faktycznie nie mam mleka i dopiero wtedy dokarmiła malego
Ja po porodzie pierwszego dziecka w krakowskim renomowanym szpitalu powiedziałam ze nigdy więcej nie będę rodzić, pelna dezinformacja, hurtowe traktowanie, nie zapytano mnie o nic, tylko ściskali piersi i karmili butelka…drugie rodzilam za granicą…o każdej pierdole mnie informowali, pobyt z dzieckiem to bylo sanatorium, czemu u nas tak być nie może?!
Przykre te Twoje doświadczenia…Ja miałam to szczęście, że opieka nade mną i dzieckiem była w pełni profesjonalna i o wszystkim bylam informowana na bieżąco, nic nie odbywało się bez mojej zgody..A pielęgniarki cudowne, mimo wielu pacjentek i ich nowonarodzonych pociech były bardzo pomocne, pielęgniarka laktacyjna bardzo zaangażowana..Dlatego bardzo sobie chwalę szpital na Polnej w Poznaniu :)
Chyba tylko ja mam dobre wspomnienia z porodowki ( o ile takie można miec :) ) rodzac niespełna dwa lata temu w zielonogórskim szpitalu pierwsze dziecko byłam pod bardzo dobra opieka! ( Pomijam, że przeżyłam 3 zmiany położnych) wody mi odeszli i nie było żadnej akcji porodowej, po 12 godz wywołanie mi poród. Przez ten czas byłam na komfortowej sali, jak tylko w nocy wyszłam do toalety, to położna zaraz sprawdzała co się dzieje. Jedna Pan doktor w szpitalu dał plamę i syn ż wagi 3300g stał się niemowalakien o wadze 4380 g ,przez co było vacum , odpowiadano mi na każde zadane pytanie, syn do kąpieli był zabrany już jak byłam na sali poporodowe pytając o moje zdanie, pediatra i ginekolog codziennie rano przychodzili na obchód i sprawdzali co z dzieckiem i ze mną:)
Hmmm…. może narażę się tutaj na ostracyzm społ., ale co mi tam – pół roku temu rodziłam 9 dziecko . Po długim i całonocnym porodzie , gdzie jedyną życzliwą na sali osobą była położna , postanowiłam zwinąć manatki, ubrać dziecko i zapinkalać do domu czym prędzej …..Jakież było moje zdziwienie, kiedy wszem i wobec (należy rozumieć- szanownemu personelowi) oświadczyłam, że wychodzimy z córką do domu na „własne żądanie” po zbadaniu dziecka przez pediatrę. Okazało się ,że lekarze przestali traktować mnie jak „upośledzoną” (albo co najmniej ubezwłasnowolnioną-zawsze się tak czułam na porodówkach) .
Nikt mnie nie zatrzymywał – mało tego – wyczerpująco poinformowano mnie o szczepieniach i wit K – (odroczyliśmy szczepienia ,wit K podaliśmy ) nikt nie protestował , nie atakował, nie nakłaniał ….
Ot co , nawet od jednego lekarza usłyszałam , że jeśli tylko coś niepokojącego będzie się działo – wracam do szpitala bez oporów ,a on bez mrugnięcia okiem mnie przyjmie ….MOŻNA – MOŻNA
Rodziłam 2ke dzieci (drugie tydzień temu) w Gdańsku również w szpitalu o najwyższym stopniem referencyjnosci i musze przyznać ze nie miałam problemu z informacja. Wiele zabiegów odbywało się przy mnie a jeśli dziecko miało być zabrane to panie dokładnie informowały co się będzie działo. Lekarze również. Dramat był w izbie przyjęć i uważam że jedna pielęgniarkę/położna należałoby zwolnić ale to inna historia. Lekarze i położne mimo mega zamieszania i braku miejsc w szpitalu (w tym momencie rodzi wyż ) generalnie ok.
Ja też rodziłam w Gdańsku dwoje dzieci, być może w tym samym szpitalu, bo poza spięciem na izbie przyjęć z jedną położna, wszystko było super :-)
ja rozumiem wybór tych rodziców i współczuję im że mają tak traumatyczny początek macierzyństwa… sprawa jest w toku i życzę im powodzenia
mam podobne uczucia do twoich… ogólnie dobrze wspominam oba porody (pierwszy do wody, a drugi przez nagłe cc) ale były takie momenty, gdy lekarz mowił, ze za bardoz sapię, lub połozna coś skomentowała w moim zachowaniu. Uważam, że najgorszy jest brak empatii i indywidualnego podejścia do kobiet rodzących i dzieci i traktowanie nas „taśmowo” i przedmiotowo, zamiast podmiotowo
A ja wbrew większości osób mam bardzo dobre wspomnienia z porodówek! I czasem otwieram szeroko oczy, że wszyscy straszą jak bardzo źle traktuje się kobiety rodzące. Oczywiscie wspolczuje jesli tak bylo ale czasem wydaje mi się że nie wypada powiedzieć w tym temacie nic dobrego. Pierwszą córkę rodzilam w Krakowie. W szpitalu zajeli się mna fantastycznie choc bylo nieco komplikacji porod był wywolywany ale skakali kolo mnie wszyscy. Pomagali podczas straszliwych skurczów krzyzowych potem już było blogoslawione znieczulenie i poszło. Ale jest w tym miodzie lyzka dziegciu. Lekarka ktora byla przy porodzie a potem mnie zszywala to byl rzeczywiscie maly karaluch!? Poza tym jednak pamietam ze o wszystkim mnie informowali jedenie bylo fantastyczne bo z wlasnej kuchni a troska o dziecko widoczna na kazdym kroku a takze nieoceniona pomoc Pani od laktacji ? Drugą córkę rodzilam w Mielcu. Balam sie bo nasluchalam sie fatalnych opinii. Mialam farta. Bylam jedyna rodzaca naturalnie w tym dniu. Skakali kolo mnie wszyscy lekarze i położne. Porod swietny bez znieczulenia a potem opieka nad dzieckiem bardzo dobra szczegolnie zapamietalam jedna młoda pielegniarke z neonatologii bardzo troskliwa ciepla i życzliwą. Mysle ze jednak naleza sie dobre slowa ludziom ktorzy wykonuja tak ciezka ale i wdzieczna prace. Spojrzmy tez na nich jak na ludzi. I zamiast widziec tylko tych „zlych” dostrzeżmy tych ktorzy dobrze wykonuja swoja pracę!
Mój poród wspominam dobrze,położna bardzo miła cały personel świetny wspierający.
Gorzej z oddziałem polożniczym tam była tragedia,zero zrozumienia nic a nic . To jest moje pierwsze dziecko nie wiedziałam co i jak i z znikąd pomocy…
Na drugi dzień było tylko gorzej i też chciałam wyjść na własne żądanie bo nabawiłabym się tylko depresji.
Ja w tym roku rodziłam w Lublinie na Jaczewskiego i mimo wcześniejszych złych opinii jakie czytałam o tym szpitalu, jestem bardzo zadowolona z opieki i podejścia położonych od matek i od dzieci. O wszystkim byłam informowana na bieżąco zanim zdążyłam zapytać. Panie były bardzo troskliwe i zawsze można było na nie liczyć (czasem trafiała się jakaś „czarna owca” ale zawsze są jakieś wyjątki). Lekarze też na obchodzie traktowali nas bardzo dobrze i wszystko od razu wyjaśniali i mimo moich problemów zdrowotnych wspierali i dawali nadzieję że postarają się pomóc jak najlepiej żebyśmy z córką szybko wróciły do domu. Jedyny minus tego szpitala to panie przy porodzie. Jestem młodą mamą, rodziłam pierwszy raz, naturalnie i wszystko było dla mnie nowe. Panie przed rozpoczęciem akcji porodowej były miłe ale gdy poród się zaczął to zdarzyło mi się krzyknąć (po prostu może żeby sobie ulżyć, tak łatwiej szło) a wtedy panie zmieniły nastawienie i zaczęły się komentarze po co się drę.. Nie wiem, może ja byłam wyjątkiem a reszta kobiet rodziła w całkowitej ciszy, a może po prostu były zmęczone bo to poród za porodem. Moim zdaniem można było milej, kobieta kobietę powinna rozumieć. Mimo wszystko dobrze wspominam pobyt w tym szpitalu i z czystym sumieniem mogę go polecić. Pozdrawiam :)
Ja mam za za sobą 2 cesarki i pobyt extra w szpitalu. Rodziłam w szpitalu we Wrocławiu na Borowskiej. Podkreślam to, bo wszyscy na ten szpital w mediach narzekają a ja czułam się tam jak Królowa ;) byłam o wszystkim informowana. Czasem nawet przez kilka osób. Zreszta inne pacjentki leżące na sali były tak samo traktowane. Dziecko widziałam i przytuliłam do twarzy(a raczej zrobiła to Pani Polozna ) tuż po przyjściu na świat. Jak tylko zważono je, zapytano czy Mąż czeka i pokazano mu je(oczywiscie Mąż byl wcześniej przygotowany wg procedur medycznych). Na wyburzeniowej czułam się wspaniałe. Wyjście do wc było z opieka. Lekarz po cc przyszedł i pytał się jak się czuje. I to każdy z lekarzy tak robił. Dziecko było w sali obok i byłam informowana o wszystkim!
Natowimast jak trafiłam do pokoju z dzieckiem to mogę powiedzieć jedno, pacjentki sa RÓŻNE. Za pierwszym razem Pani miała cała rodzine siedząca na łóżkach. Po cc! Brudnymi rękoma dotykali dziecko. Jak Polozna zwróciła uwagę, ze jest po prostu Zza dużo osób w pokoju, to mówili o rzeczniku. A było 6 gości w pokoju 2 osobowym z 2 dzieci! Inne pacjentki nie brały leków jak miały przypisane. Bo to szkodzi. Ale lekarz tłumaczył, ze skutek zakażenia będzie gorszy niż antybiotyk.
A za szczepieniem jestem.
Przestańcie rodzić w szpitalach i będzie po problemie.
Ciężko sobie samemu cc w domu zrobić…
W moim mieście jest szpital Specjalizujacy się tylko Ginekologiczno-położniczymi sprawami. Także wszystko było na miejscu. Pielegnarki przychodziły na zawołanie, badanie słuchu i kąpiel odbywały się na sali, w której leżałyśmy. Nikt nie zabierał dziecka bez wyjaśnienia poco gdzie i dlaczego. Jeśli dzidziuś musiał być naswietlany to przywieziono na sale inkubator do naświeteń. Wszystko robione pod pacjentke. Wiem, że bie wszędzie tak jest. Po swoim cięciu pielęgniarki przychodziły do Nas pacjentek co godzinę, aby sprawdzić czy wszystko dobrze j żeby nakarmić dzidzie.
Duże szpitale jak widzę, gdzie wszystko jest na jednej kupie mają pacjenta w poważaniu. Uważam że lepiej jak jest osobny szpital tylko dla kobiet, niż jak jest się wrzuconym z różnymi ludźmi i najrozniejszymi bakteriami jakie isnieja do jednego budynku. Pozdrawiam
Po pierwsze wszystko zależy od szpitala. W jednym będzie bałagan, chaos i dezinformacja, a w drugim porządek i wypoczęty personel. Ja zbytnio nie mogę narzekać na szpital gdzie rodziłam dwójkę dzieci. Ale trzeba też rozumieć, że w szpitalu tempo musi być trochę podkręcone, bo mają masę roboty i nie można wymagać żeby mieli czas na długie pogawędki z nowoupieczoną mamusią. Z drugiej strony muszą odpowiadać na zadane pytania. Dopóki odpowiadają, jak dla mnie, jest ok. Pytajmy!
Po drugie: myślę że na Twoje samopoczucie po porodach ogromny wpływ miały hormony. Dlatego uważam, że trochę pochopnie piszesz, że jest „tak i owak” (np że „o niczym się nie informuje pacjenta”), skoro gdybyś znalazła się w szpitalu teraz, po jakimś czasie, kiedy twoje hormony „wróciły na właściwy poziom” prawie na pewno miałabyś inne odczucia. Choć nie ukrywam, że na 90% znalazłoby się dziesięć innych rzeczy które by denerwowały;)
Hormony to straszne narzędzie naszego organizmu;) pamiętam jak przy pierwszym dziecku płakałam (!) jak mi powiedzieli że nie wypuszczą nas wtedy kiedy mieli pierwotnie wypuścić tylko na drugi dzień, bo dziecku zbierała się wydzielina w oku i chcieli to poobserwować ciut dłużej. A ja, jak jakaś wariatka rozpaczałam, że musimy tam zostać… Jak o tym myślę teraz, to aż nie mogę zrozumieć, o co mi chodziło?;) Odpowiedź jest prosta: to nie byłam ja, tylko ja pod wpływem hormonów.
A osób które nie szczepią swoich dzieci (tylko tych którzy nie szczepią dlatego, że tak wyczytali w necie, albo „brat koleżanki kuzynki miał gorączkę po szczepieniu, więc ja przecież nie zaszczepienie swojego dziecka!”, albo moje ulubione: „nie dam zarobić koncernom farmaceutycznym! Lekarze siedzą u nich w kieszeni i dlatego każą szczepić dzieci!”) NIGDY nie zrozumiem. Uważam że są to osoby zaślepione i zmanipulowane, które same nie potrafią pomyśleć, przeanalizować faktów. Dopóki 95% społeczeństwa się nie szczepi nikt nie jest całkiem bezpieczny i tak długo jak antyszczepionkowcy nie będą w stanie tego zrozumieć, tak długo będziemy mieli problem. Albo wybuchną dwie lub trzy epidemie i wtedy może przejrzą na oczy. Mam tylko egoistyczna nadzieję, że nikt z moich bliskich nie zachoruje przez tę grupę wywrotowców.
Kobieto jak ja się z Tobą zgadzam! ???
Również popieram w stu procentach. Nic dodać, nic ująć :)
Współczuję. Ja rodziłam w Śremie, skąd pochodzę. Obie córki naturalnie. Nie licząc dość przedmiotowego traktowania przez ginekologów, to na resztę personelu nie mogę narzekać. Bardzo sympatyczne pielęgniarki, zwłasza te z działu noworodkowego. Są plusy mniejszych miast. Mniej pacjentek – bardziej indywidualne podejście ? Przynajmniej u mnie.
Mam podobne wspomnienia ale mimo to wierzyłam lekarzom neonatologom , że nie robią krzywdy moim dzieciom. Było to bardzo dawno w latach 80-tych więc i medycyna była na innym poziomie i opieka nad rodzącą i jej dzieckiem wyglądała inaczej . Jednak opieka nad noworodkiem była bez zarzutu .
Brawo :)
Co miasto to inne obyczaje. W Warszawie poerwsze dziecko miało pokazową kąpiel, drugiego nikt nie mył. Pierwsze ledwo żywe było od razu szczepione (wyrazilam zgode), drugie nke bylo szczepione przez kilka poerwszych miesiecy zycia. Ale i ja chcialam jak najszybciej wrocic do domu. W zasadzie to mialam plan ze zaraz po porodzie wypisze siebie i dziecko na zadanie!! Ale niestety pierwsze potrzebowalo pomocy lekarskiej a za drugim razem skonczylo sie cesarka :( musialam wiec siedziec cicho i znosic upokarzanie na kazdym kroku. I po pierwszym i drugim porodzie nie mialam pokarmu w szpitalu. Za to w domu od razu byl ;)
I dlatego ja juz wiecej nie chcę rodzić…
Rodziłam 3 dzieci w wojewódzkim w Olsztynie, 3 cesarki w odstępach 8 i 3 lata. Dziękuję wszystkim pracownikom, na każdym szczeblu za opieka nad mną i dziećmi. Kazda ciąża zagrożona, każdy poród inny choc przez cesarskie cięcie, różnica w obowiązkowej pielęgnacji i zawsze właściwa informacja i opieka. Mysle ze bardzo dużo zalezy od naszego nastawienia i zaufania ?
Ja rodziłam w warszawskim szpitalu na Inflanckiej, także dlatego że ma 2 stopień choć dziękować Bogu nie przydał mi się ani przy pierwszym ani drugim dziecku. Ale opiekę okołoporodową i na noworodkacg wspomniam bajecznie. Może dlatego że nie było żadnych komplikacji. Ale przy drugim dziecku w szpitalu w drugiej dobie przyszedł obchód poranny skład -młode panie. Weszły i wzięły w obroty pierw maluszka pod lampami potem córke znajomej z łóżka obok na koniec my. Wzięły córeczkę koleżanki i pada tekst”ona chyba nie wie,że nawet zwierzęta wylizują swoje młode pp naeodzinach do czysta”.. gdybm nie siedziała to pewbie bym padła. Ja po córce nie chciałam by mi myli dziecko w szpitalu. Ją wykąpaliśmy w domu i to za wcześnie ale to nic. Synka wykąpałam dopiero po kilku dniach. Zamurowało mnie bo znajoma wyraziła sprzeciw do co mycia teraz małej ale jakby była pani głucha. Pomyślałam że jak coś mi powie to ja zjem na śniadanie ale całe szczęście syna ominęła kąpiel pod kranem. Ja tez nie wiem co bym zrobiła na ich miejscu…powiem tak. Jednak lekarzem nie jestem i nie mi jest dane decydować o tym co jest dobre czy złe w procedurach szpitalnej opieki.
Dużo zależy od szpitala. Trzeba pytać, czytać recenzje mam, które niedawno rodziły, warto rodzić w szpitalu lekarza prowadzącego ciążę, bo wtedy jest milej… pod każdym względem.