Od jakiegoś czasu małymi krokami nadrabiam zaległości w kontaktach międzyludzkich, które to zaległości nawarstwiły się przez ostatnie lata ;-) Były one spowodowane najpierw moim wyjazdem z Polski a później pojawieniem się naszych chłopców.
Zupełnie bez spiny i z ogromnej wewnętrznej potrzeby staram się odnawiać te kontakty, które wspominam cholernie miło, choćby to odnowienie kontaktów miało polegać na klasycznym: „Cześć, świetnie usłyszeć Cię ponownie!” Raczej nie mam tutaj na myśli kontaktów z płcią przeciwną, bo akurat w tym względzie jestem dość radykalna. Przyjaźnie z mężczyznami nigdy nie były moją domeną i nie węszę, że kiedykolwiek cokolwiek się w tej materii zmieni ;-) Mam natomiast na myśli dawne przyjaźnie czy znajomości z naprawdę świetnymi kobietami, które do tej pory wspominam. Pewnie sami dobrze wiecie, że o „swoich człowieków” trudno w dzisiejszych czasach ;-)
Przy okazji odświeżania tych kontaktów okazało się, że rozkład sił wśród kobiet w kwestii macierzyństwa jest w miarę równy. 50% jest już z dziećmi u boku a drugie 50% cieszy się urokami bycia niezależnym człowiekiem. Oj, i ja dobrze pamiętam te uroki! ;-)
I właśnie ostatnio, w ramach rozmowy z jedną z moich koleżanek z dawnych lat, zadane mi zostało pytanie, które najpierw mnie zaskoczyło, bo wydawało mi się trochę upierdliwe i kąśliwe, ale później zrozumiałam, że autorka tego pytania zupełnie nie miała na myśli mnie ugodzić, a była zwyczajnie ciekawa, jak ja teraz na tę sprawę patrzę. Przecież doskonale pamiętała mój stosunek do rodziny i dzieci sprzed 10 lat, kiedy to byłam zagorzałą przeciwniczką instytucji małżeństwa a dzieci budziły we mnie wyłącznie negatywne skojarzenia. Tak, tak! Taka właśnie byłam ;-)
Rozmawiałyśmy sobie o dupie Maryny, czyli o mydle i powidle, i nagle A. rzuca pytaniem:
– Nie no. Widzę, że jesteś szczęśliwa. Ale tak zupełnie szczerze, nie żałujesz trochę tego, że jesteś teraz uwiązana do dzieciaków, nie możesz sobie latać po świecie jak kiedyś, i każdego ranka jesteś zwijana z wyra przez swoje maluchy? Ja sobie tego nie wyobrażam, że nagle świat zmienia mi się o 180 stopni i to wszystko, co mnie kręci, musi zostać odstawione na boczny tor. Nie żałujesz, nawet ociupinkę? Tylko bądź szczera ze mną. – i puściła mi oko.
Sącząc z nią tę kawę nastąpiło pół minuty ciszy. W głowie przypominały mi się te wszystkie singielskie i niesingielskie czasy, te spontaniczne poranki nad oceanem, te loty nad Adriatyk za dwa funciaki w dwie strony, ten seks o każdej porze dnia i nocy, ten pęd na lotnisko, aby powitać mojego męża, który właśnie przyleciał z Azji. To sączenie wina do północy czy rana, tę Patricię Kaas, której słuchaliśmy razem przy otwartym oknie. I mogłabym wymieniać bez końca.
A później, dla odmiany, przypomniałam sobie pierwszy krzyk mojego dziecka. Te małe stópki z opuszkami palców jak perełki. Ten ciepły i bezkresny wzrok mojego syna, który patrzył na mnie, jakbym była początkiem i końcem jego życiowej baśni. Pierwszy uśmiech o poranku. Małe rączki, które oplotły mnie świadomie i ukochały najmocniej na świecie. Pierwsze kroki. Pierwsze łzy. Wspólne noce. Trzymanie się za ręce i opowiadanie bajek, przy których oboje zasypialiśmy. Pierwsze wycieczki. Nasze wspólne przygody. Te wszystkie momenty, w których bywam najważniejszem przewodnikiem dla moich dzieci i jedynym znanym im i bezpiecznym drogowskazem.
Popatrzyłyśmy sobie z A. w oczy i powiedziałam zupełnie spokojnie:
– Ania. Jak mogłabym czegokolwiek żałować, skoro ja już to wszystko miałam, o czym wspomniałaś :-) Już za mną ta beztroska, tamte spontaniczne przygody. Tamten czas minął, a teraz jest nowy czas. Teraz przeżywam zupełnie coś innego, coś piękniejszego, coś mojego! W ostatnich trzech latach dostałam więcej miłości i radości, niż bym mogła marzyć! To tak jakbyś zapytała mnie, czy żałuję, że jestem w najpiękniejszym miejscu na Ziemi ;-) Nie, nie żałuję. Pamiętając dawne czasy doceniam jeszcze bardziej to, co mam obecnie, mimo że nie jest łatwo…
I w tym momencie popłynęła Ani łza po policzku.
❝ Radosny proces poczęcia dziecka, cierpliwość, by je donosić, siła, by je wydać na świat, i uczucie ogromnego zdumienia, które ten proces wieńczy, można porównać tylko do tworzenia książki. Dzieci, identycznie jak książki, są podróżą kobiety w głąb siebie, w czasie której jej ciało, umysł i dusza zmieniają orientację ukierunkowując się na samo centrum ludzkiej egzystencji. ❞
– Isabel Allende
A ja uwielbiam tę moją podróż!
5 komentarzy
Zgadzam się w 100% :-) Macierzyństwa nie da się opisać-to trzeba przeżyć.I w żaden sposób nie potępiam kobiet które nie mają jeszcze dzieci lub nie chcą ich mieć.Uważam po prostu ze bycie mamą to najpiękniejsza przygoda jaka mnie w życiu spotkała :-)
Dzieci, rodzina zmieniają życie i tak jak napisałaś jest to nowy etap i jeśli ktoś wcześniej żył innym życiem to zostając rodzicem czerpie z niego tyle radości co z tego co było, bo nie żałuje tego co było.Zawsze jest jakiś czas przeszły, dla Ciebie czy dla mnie czasem przeszłym w chwili obecnej jest ciąża, każdy piękny bądź męczący dzień spędzony z dzieckiem następnego dnia jest czasem przeszłym gdy budzimy się (zostajemy obudzeni) kolejnego ranka. Wydaje mi się, że człowiek nie żałuje tego czasu przed rodziną jeśli wcześniej żył w zgodzie sobą samym i przeżył wcześniejsze życie tak jak chciał.
Wzruszyłam się….
Odkąd pojawił sie moj syn inaczej patrze na świat.Boli mnie kazda krzywda obcego mi dziecka czy matki,poprostu dotyka mnie głębiej niz wtedy gdy nie miałam jeszcze swojego synka.Dlaczego?odpowiedz prosta:bo teraz juz wiem co sie wtedy czuje.Nie bez przyczyny mowi sie „matka matkę zawsze zrozumie”,to święte słowa.Nigdy bym sie nie wróciła do”poprzedniego zycia”,bo tak jak autorko napisałaś to jest
nowy etap.Nie zamieniłabym uśmiechu swego dziecka na nic innego.Dzis został chwile z babcia,a gdy wrocilam,weszlam do domu…co za radosc!jego spojrzenie,jego usmiech ,gdy mnie zobaczył., az tryskał radością,a mi sie tak ciepło zrobiło na sercu.Wtedy sobie myslisz jak bardzo jestem mu potrzebna,a jak bardzo on mi.Uwielbiam byc mama.To jest taka milosc na wieki.
Macierzyństwo to największe wyzwanie jakie spotyka nas w życiu…to lekcja bezwarunkowej miłości, wielkiej pokory, wytrwałości, często łzy i strach ale kobiety mają siłę aby podołać.