marzec 2017
2 lata temu, dokładnie w marcu 2017 roku spędziłam kilka dni z moim Juniorem w szpitalu. O powodzie naszego pobytu może innym razem.
Takie sytuacja jak nasza, czyli pobyt na szpitalnym SORze a później pobyt na oddziale pediatrycznym i kontakt z różnymi przypadkami, dały mi wiele do myślenia. Nie skłamię, jeśli powiem, że tamte dni zmieniły mnie cholernie. Raz, że zderzyłam się z prawdą na temat kruchości i ulotności życia, a dwa że zaczęłam w końcu doceniać, że pal licho całą resztę – to zdrowie jest najważniejsze!
Nie chcę popadać w truizmy i zalatywać wydumanymi gadkami, bo to zupełnie bez sensu a ja dzisiaj nie o tym.
Chcę po prostu powiedzieć, że to właśnie teraz w szpitalu dowiedziałam się o najbardziej toksycznej substancji, jaką kiedykolwiek ktokolwiek może za friko zafundować swojemu dziecku, w dodatku zupełnie nieświadomie. A jedna z pielęgniarek powiedziała nawet, że nie tyle nieświadomie co w wyniku „głupoty i braku pomyślunku”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
Ale do rzeczy. Byłam świadkiem kiedy na oddział została przyjęta matka z córką, a właściwie to córka z matką jako jej opiekunem. Całkiem sympatyczne dwie kobiety. Dopóki nie usłyszałam kilku zdań miałam wrażenie, że był to klasyczny przykład fajnej relacji matki z córką. Na zewnątrz sympatyczne, mucha nie siada. A w środku?
– Czemuż to nie wzięłaś sobie tamtych gaci jak Ci mówiłam?
– Gdybyś mnie słuchała to nie musiałabym z Tobą tutaj pedałować na pogotowie.
– Gdzieś Ty miała rozum dziewczyno, że założyłaś takie obcisłe jeansy?
– Po co Ci ten telefon?! Odłóżże go i chociaż udawaj, że jesteś chora. Po coś mnie tu przywlokła?
– Ciekawe jak Ty zaliczysz ten sprawdzian z matematyki, jak teraz musimy ślęczeć tutaj bez sensu?
– Umyłaś w ogóle te włosy? Ta grzywka taka przyklapnięta. Ty chcesz wyglądać jak człowiek?
– Jak Cię zapytają, co Ci dolega, to nie jąkaj się, tylko mów składnie i wstydu mi nie rób.
I tak do usrania! Mama dziewczyny tak się rozkręciła w tych swoich wywodach, że zapomniała chyba, że wszyscy słyszą te jej utyskiwania i uszom nie wierzą. Zafundowała swojej nastoletniej córce wykład i rzucała wiązanką bzdur po to chyba tylko, aby sobie pokłapać w szpitalu i dać do zrozumienia swojemu dziecku, że cokolwiek robi, to jest do bani.
W końcu, po ponad godzinie tej toksycznej tyrady, jedna z pań pielęgniarek nie wytrzymywała chyba i rzuciła niby do mnie a niby do wszystkich:
– Mam wrażenie, że ktoś tu pomylił oddziały. Zamiast być na pediatrii, to powinien pójść na toksykologię…
I to był strzał w dychę! Matka z uporem maniaka fundowała swojej córce regularną porcję toksyn i kretynizmów, po to tylko, aby dobić dziewczynę, zgnieść jej poczucie własnej wartości, zahamować ją we wszystkim, w czym bierze udział, a jej jakiekolwiek starania zniżyć do poziomu przedszkolnych błędów. Przecież tak łatwo się ludzi tłamsi, a tak trudno dodać im skrzydeł, bo to drugie wymaga nie tylko inteligencji ale i odrobiny empatii….
Mam cały czas w głowie obraz tej dziewczyny, która pokornie przyjmowała na klatę te pomyje rzucane w jej stronę. Z minuty na minutę coraz bardziej posępniała. Tak po ludzku zrobiło mi się jej szkoda, bo mogłam się tylko domyślać, jak matka ją truję w domu. Szpitalna prezentacja jej możliwości to była zapewne tylko przystawka z całego szerokiego menu… Podeszłam w pewnym momencie do dwóch kobiet i zagadałam grzecznie, że w takich momentach trzeba dziecko swoje wspierać a nie rzucać dziwnymi aluzjami. Nie wiem, czy dotarło do mamy dziewczyny. Wzrok był raczej mętny na moją uwagę..
Obiecałam sobie, że będę się miała na baczności i przypilnuję samą siebie, aby kolokwialnie nie strzelać z d…py do moich dzieci, po to tylko aby sobie pokłapać dziobem. Tyle mówi się o prawidłowym żywieniu, o aktywności fizycznej, a zapomina się często o tym, co jest siłą dziecka: pewność siebie i chęć zdobywania świata. Najgorsze, co może zrobić rodzic, to sprowadzać swoje dziecko do parteru, być zródłem toksyn, a później dziwić się, że w dorosłym życiu dziecku coś nie wychodzi.
A może nie wychodzić choćby dlatego, że nikt nie dał mu prawdziwych filarów, aby mogło stać niezłomne w dorosłości.. Wspierajmy, motywujmy, dopingujmy po to, aby później obserwować piękne kłosy i obfite plony, które sami podlewaliśmy i z dumą przyglądaliśmy się ich wzrastaniu… :-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
23 komentarze
Racja.. Ja niestety nigdy nie doświadczyłam wsparcia od swoich rodziców, szczególnie matki.. A wręcz przeciwnie.. Moja matka była prawdziwym tyranem, a ja jako dziecko myślałam, ze to normalne.. Że wyzwiska mojej mamy to nic złego. Ale im byłam starsza, tym więcej do mnie docierało. Zaczęłam rozumieć, ze moja matka nie wyzywa mnie, dręczy psychicznie , doprowadza do szału, nie daje w nocy spać, nie daje nauczyć się na sprawdzian czy do matury bo 24/24 gada i się drze, to wszystko nie dlatego, że jest smutna czy zmęczona tylko dlatego że jest ZŁYM CZŁOWIEKIEM. Jeszcze po mojej wyprowadzce próbowała zatruwać mi życie ale odcięłam sie od tego. Nikt nie wie ile mnie to kosztowało, żeby zerwać kontakt z własną matką.. Żeby wytłumaczyć sobie, że jest zła. Bo jaka by nie byla to matka. Dziś założyłam własną rodzinę, kończę studia i wbrew prognozom ludzi z przeszłości w niczym nie przypominam jej- matki która zniszczyła mi zdrowie nie tylko psychiczne ale i fizycznie. Nerwy były tak silne że blizny pozostaną na cale życie, brak pewności siebie, częste problemy z rozmową z obcymi ludźmi, brak kontaktu wzrokowego którego po prostu nie potrafię utrzymywać z rozmówcą i wiele innych.. Każdego dnia patrze w lustro i „programuję” głowę tak, by dać radę wyjść z domu i udawać normalnego człowieka. Ot, do czego zdolny jest człowiek – dać życie, by je zabrać.
Ja tez nie miałam lekkiego zycia ze swoja matka, a teraz nie mam z teściową. Całe życie w nerwach. Mój ojciec nie mógł wytrzymać w domu więc się rozwiedli i każde poszło w swoją stronę. Ja jestem od 9 lat mężatką i mam 7-letnie dziecko. W ciąży równiez nie miałam oparcia w matce, musiałam leżec druga połowę ciąży żeby nie poronić. Miałam zabieg założenia szwu okrężnego z powodu skracania sie szyjki macicy. W szpitalu po zabiegu usłyszałam od niej, że sie pospieszyłąm z decyzja o dziecku. A ona mnie urodziła w wieku 25 lat, a ja prawie miałam 26 gdy sie moje dziecko urodziło. Mam młodsza siostre o 3 lata. Ona była na luzie traktowana, mogła robic co chciała, kłamała na okragło i matka wierzyła w jej każde słowo. Ja za to miałam w domu reżim, poza domem mogłam byc do godz.22, a jak nie to spanie na klatce schodowej. Siostra wracała z randki o której chciała, nic jej matka nie mówiła. I gdzie tu sprawiedliwość…
to straszne takie atakowanie młodej kobiety przez jej matkę i jeszcze na dodatek w miejscu publicznym… a potem matka dziwi się, że córka jej nie szanuje i nie czuje z nią więzi oraz cieżko przechodzi okres dojrzewania i rośnie pełna kompleksów
Moja mama też zawsze tak truła i truje dalej taki typ człowieka ale i tak ją kocham
moja mama kiedyś tak mówiła, ale w pewnym momencie zorientowała się, że to nie jest droga… może właśnie dlatego, że ją kocham? a może dlatego, że teraz ona potrzebuje mnie bardziej niż ja jej i dobrze o tym wie?
mnie, poznanie, że prawda o mnie jest gdzie indziej, obudziło bardzo, a moje przekroczenie tych słów było przełomem w życiu
To moja matka! Serio. Słuchać nie mogę gdy tak zrzedzi. A już najgorsze gdy próbuję jej coś powiedzieć a ona w pół zdania mi przerywa bo mam krzywo założony szalik albo włosy mi gdzieś uciekły poza misternie ułożony warkocz. O boże szlag mnie trafia. Nie mamy dobrego kontaktu, nawet chyba jej nie lubię… Smutne to
Odzywki tego typu do dzieci można usłyszeć wszędzie, ba niektóre mamy nie nawet do swoich maluszków odnoszą się w taki sposób. Ja na oddziale pediatrycznym dzieliłam salę z mamą, 3 miesięcznej dziewczynki, która do niej mówiła „czego ryczysz” etc.
Wg mnie dzieci należy czasem ściągnąć do parteru, bo inaczej wyrosną z nich rozhisteryzowani roszczeniowcy. Wszystko z umiarem, szukać złotego środka i własnym przykładem przekazywać wartości. Proste? Wcale nie!
Te komentarze mnie przerażają. Moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze mnie wspierała i choć teraz mieszkamy daleko od siebie, to codziennie dzwonimy do siebie i tęsknimy. Za 2 miesiące urodzi się moja córka.już się nie mogę doczekać bo wyobrażam sobie, że też będziemy się tak przyjaźnić. Mamo kocham Cię :-*
Ja kiedys mojej siostrze powiedziałam że moje dziecko prędzej będzie próżne niz zakompleksione. Mam nadzieje ze wytrwam w tym przekonaniu.
W rejonie, w ktorym przyszło mi mieszkać, często słyszałam którąś mamę, jak publicznie mówiła o np. pięcioletnim dziecku (i przy nim!): – Ale jest podły, widzi pani? Podły smarkacz! – Do dziś myślę, czy nie zasiały tego w dziecku. Zapomina się, że ono ma godność i wrodzony wstyd. Jeśli się to podepcze, to albo stworzy się kalekę, albo kogoś, kto tylko gryzie
Trzeba przyznać, że jesteś mistrzynią w ściąganiu ludzi do tych artykułów ;]
W moim domu o dziwo takim „trujcem” jest mój tata, który lubi publicznie (często przy okazji spotkań rodzinnych) wypomnieć mi jakąś głupotę nabijając się ze mnie. Dodam, że mam już 36 lat i nadal to mi wbija się w serce i przeżywam potem kilka dni. Ja na pewno tak nie będę traktować moich córek, bo i po co?
U mnie w domu było tak samo i mam tyle lat co Pani…mimo miłości i szacunku jakim darze ojca mam do niego ogromny żal za takie traktowanie…najgorsze jest to że on uważa że to nic złego i że robił i robi to dla mojego dobra i dziwi się ze ja nie chcę słuchać jego dobrych rad…on nie ma sobie nic do zarzucenia…
Moja mama jest taka… mam 37 lat i nadal to samo… a jak jej zwróciłam uwage to obrazila sie smiertelnie bo jak ja moge?!
A ja mam 56 lat i wreszcie dojrzałam do tego by zerwać kontakt z toksyczną rodziną, która nie szanuje mnie i moich uczuć. Uff… ulga…
To nie chodzi o obniżenie wartości córki. Tylko o podniesienie własnej wartości matki, w jej własnych oczach. Widocznie tylko takie wzorce otrzymała we własnym domu i nikt nie pokazał jej innego scenariusza.
Dokładnie tak. Właśnie coś podobnego chciałam napisać. Przykład idzie z góry :(
Świetny wpis! Popieram.
Genialny tekst
Kochana, wspaniały artykuł i wspaniałe postrzeżenia… Dziękuję! Czytałam, płakałam i płaczę dalej. Byłam gnojona całe życie tak ja ta dziewczyna. Widzę siebie w tym łóżku i te same poniżąjace litanie mojej matki i ojca. „Ty debilu, ty dziwko, nic nie warta szmata, wstyd wyjść z tobą na miasto, co ludzie powiedzą, wstyd dla rodziny, w złoto by ubrał i wygląda jak dziad, inne dzieci to takie dobrze wychowane, a to to jak buc, jak w pysk nie dostanie to nic z niej nie będzie…”. Tak, świetne słowo – TOKSYCZNOŚĆ. Zatruto mnie psychicznie i fizycznie. Jako dorosła kobieta jak najszybciej opuściłam dom, wyjechałam za granicę. Kompletnie odcięłam się od domu rodzinnego. Zrobiłam karierę sportową i zawodową i zawsze musiałam być The Best, zawsze przodowniczka, dająca 500% normy… byłam nigdy w siebie nie wierzącą perfekcjonistką… Zawsze lepsza, szybsza, mądrzejsza, sprawniejsza niż wszyscy razem dookoła wzięci… Aż upadłam, dosłownie – psychicznie i fizycznie. Wylądowałam w wieku 36 lat w klinice z burn outem, ciężką depresją. Dopiero wtedy zaczęło się grzebanie w mym dzieciństwie. 3 lata zajęło mi zrozumienie przyczyn, poznanie siebie samej i tego co mnie napędza. Zmieniłam się, ale toksyny są nadal w każdej komórce mego ciała, niestety ich nie da się końca zneutralizować. Mam nadzieję, że drugą połówkę mego życia przeżyję szczęśliwiej, będąc w pełni świadomą jakie toksyny ukształtowały moją osobowość….
Czytając ten wpis pomyślałam o książce, na którą natknęłam się kilka lat temu a została mi w pamięci do dzisiaj : „Mama kazała mi chorować”. Zdecydowanie polecam, daje do myślenia, tym bardziej, że jest to książka autobiograficzna.
Choć temat oczywiście ważny i całkowicie zgadzam się z tym, że powinnyśmy od początku budować pewność siebie naszych dzieci i wspierać je to sam artykuł niestety trochę mnie rozczarował. Po przeczytaniu tytułu sądziłam, że będzie mowa o SUBSTANCJI, którą dziecko fizycznie i dosłownie może się zatruć. A nawet najbardziej dołujące, głupie i niesprawiedliwe gadanie niestety substancją nie jest. Podsumowując, z jednej strony polecam uważniejszy dobór słów by nie wprowadzać nikogo w błąd, a z drugiej gratuluję poruszania ważnych tematów.