Wieczór. Godzina 22.00. Siedzę sobie na sofie z nogami podkulonymi. Z kocem tuż obok mnie, ale wydaje się być zbyt daleko, aby sięgnąć po niego i wyginać się jak paragraf ;-) Dokładnie przed paroma minutami zasnęła cała nasza wesoła trójeczka.
Już miałam przenieść się do naszej sypialni, bo dzisiaj towarzyszyłam chłopcom w zasypianiu, ale pomyślałam, że przyjdę do salonu, zwanego u nas „dużym pokojem”, otworzę czerwone wino, na którego widok moja pani dietetyk i pan diabetolog popatrzyliby na mnie srogim wzrokiem ;-) i poczekam aż mój M. wróci z pokoju, w którym pomagał w zasypianiu Gai.
Coś nie wraca ten mój M. jeszcze (zapewne zasnął i obudzi się jak zwykle, za jakiś kwadrans :P) i postanowiłam, że to jest ten czas, w którym z największą przyjemnością i przytomnością zarazem utrwalę tę chwilę na blogu. Czasami dobrze jest coś tak utrwalić. Podzielić się tym „momentem” ze światem, choćby miała go przeczytać tylko jedna czy dwie osoby.
Siedzę na sofie i myślę sobie, że jest dobrze. Po prostu DOBRZE. Dobrze, bo mamy zimę w sumie prawie, ale nie jest jeszcze za zimno, a ja za zimnem bez śniegu nie przepadam. Dobrze jest również, bo niedawno widziałam się z moją Mamą, która mieszka co prawda w dalekiej Norwegii, ale znajduje czas, żeby nas odwiedzić. Dobrze jest również dlatego, że od jakiegoś czasu żyję bez towarzystwa toksycznych osób. Bez wampirów energetycznych, które jeszcze całkiem niedawno próbowały być obok mnie nie życząc mi wcale dobrze a tylko siały zamęt i niepotrzebnie były zbyt blisko. Takich osób należy się wystrzegać i ja to nareszcie wiem.
Pięknie jest. Pięknie, bo załatwiam pomału rzeczy, które długo czekały odłogiem. W zeszłym miesiącu ogarnęłam cytologię i USG piersi. W tym miesiącu jeszcze albo na początku grudnia mam zamiar jeszcze rozprawić się z moimi zmianami, tj. „pieprzykami” i będę je usuwać. A po co mają mi paskudzić i mnie niepokoić ;-)
Jest również przyjemnie. Przyjemnie jest czytać, że nie mogłyście doczekać się moich kalendarzy na 2020 rok i jak tylko zobaczyłyście, że są w sklepie, to dostałyście takiej adrenaliny jak ja, kiedy kilka dni temu w drukarni stałam przy tych ogromnych maszynach a kalendarze były wtedy drukowane :-)
Dzieci zdrowe. Trochę katar się gdzieś tam napatoczył, ale to przecież nic złego. Święta niebawem. Święta będziemy mieć zupełnie inne niż wcześniejsze. Tylko my i … my :-) Tak chcieliśmy i tak będzie. Czasami dobrze jest postawić na swoim licząc, że rodzina zrozumie. I myślę, że zrozumiała, że w tym roku potrzebujemy czasu tylko dla nas. A w naszym kraju zrozumienie tej kwestii to często duże wyzwanie dla niektórych osób ;-)
Zrobiłam już kilka łyków tego czerwonego wina i słyszę kroki z drugiego końca pokoju i otwieranie drzwi łazienki. Dlatego żegnam się z Wami. I dziękuję Wam. Za to, że jesteście ze mną, choć nie jestem już tą sama Magdą, jaką byłam 7 lat temu, gdy zaczęłam pisać tego bloga :-) Czuję, że dojrzałam. Że wierzę w siebie i że największą wartością jest nie tylko moja rodzina, ale i ja sama, która … lubię siebie. Po prostu wreszcie zaczęłam siebie lubić :-) Niby nic a dla mnie naprawdę dużo to znaczy.
Dobrej nocy! Ściskam! Niech i u Was dobrze jest. Zawsze. Każdego dnia. A nawet, gdy nie dzieje się najlepiej, to wiedzcie, że i ja byłam w tym miejscu. I wyszłam z niego o własnych siłach i na moich warunkach.
Całuję! Choć w dobie internetu wydaje się to być wytarty frazes, to ja naprawdę przesyłam Wam teraz moc dobrej energii i łyczek czerwonego wina, który jeszcze chyba nikomu nigdy nie zaszkodził ;-)
Magda
Brak komentarzy