Pamiętacie Wasze plany, kiedy maluszki rosły Wam jeszcze pod serduchem a Wy zastanawialiście się, jak będzie wyglądała Wasza codzienność z dziećmi? Ja pamiętam to doskonale!
Och, jak bardzo moje plany były oderwane od rzeczywistości, kiedy na świecie miał pojawić się mój pierwszy syn! ;-) Przyznam jednak, że bardzo chętnie wracam do tamtych wspomnień. W głowie zostało mi na przykład to moje obiecywanie samej sobie, że nigdy nie dam się wyprowadzić z równowagi i nigdy nie krzyknę na moje dziecko! Że zawsze będę cierpliwa, wyrozumiała a moje dziecko będzie wpatrzone we mnie jak w obrazek! ;-)
Wiecie, co jeszcze sobie obiecałam?
Że dam mojemu dziecku wszystko to, czego będzie potrzebowało i jak przystało na dawną podróżniczkę, że zabiorę je do najpiękniejszych miejsc na świecie, a już na pewno zabiorę je tam, gdzie ja sama podróżowałam za moich singielskich czasów i gdzie podróżował jego Tata. Mój Mąż zobaczył te wszystkie dalekie lądy Oceanii, Alaskę, obie Ameryki, Azję i co tylko sobie człowiek wymyśli, czego bardzo mu zazdroszczę.
Co się jednak okazało w praniu?
Że kiedy na świat przychodzi dziecko, a z czasem pojawiają się kolejne dzieci i jest już ich wesoła trójeczka jak w naszym przypadku, to dawne obiecanki nijak się mają do rzeczywistości! :-) Że planowanie czegoś dla dzieci, kiedy jeszcze nie pojawiły się na świecie i nie znamy ich prawdziwych potrzeb, zupełnie nie ma sensu! Że jedno dziecko to nie to samo co trójka brzdąców, gdzie każde z nich jest w innym wieku i ma inne potrzeby. Że podróżowanie w pojedynkę, jak to miałam w zwyczaju kiedyś, to nie to samo co podróżowanie w piątkę! Że … plany same się nam zweryfikują, kiedy pojawią się na świecie dzieci i to one same naturalnie narzucą nam inną kolej rzeczy :-)
Zrozumiałam też jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz, której chcę nauczyć moje dzieci! A mam wrażenie, że nie nauczyłabym ich tego podtykając im wszystko pod nos na gotowe i nie dając możliwości wyboru.
Chcę nauczyć je marzyć!
I chcę, by umiały czekać na wyjątkowe rzeczy, jakimi niewątpliwie są podróże!
Nie jeździmy jeszcze na egzotyczne wakacje, ale opowiadamy sobie o dalekich lądach, o tym, gdzie kiedyś podróżowałam z Tatą i rozmawiamy o tym, gdzie chłopcy chcieliby pojechać. Rozbudzamy w nich pragnienie podróży! Bacznie obserwujemy i przygotowujemy do tego, że kiedyś będzie ten czas, że wspólnie wybierzemy się na dłuższe wakacje. Zbieramy monety do ich prywatnej skarbonki i wodzimy palcem po globusie, aby pomarzyć i nauczyć się cierpliwie czekać.
Bo oczekiwanie wzmaga apetyt i pozwala nauczyć je doceniać to, na co czekamy!
Marka Coccollino, która jest partnerem dzisiejszego postu i wprowadziła na rynek nowe zapachy płynów do płukania tkanin Coccolino Intense, zapytała mnie i Juniora, gdzie zabralibyśmy na wycieczkę misia Coccolino, którego dostaliśmy w prezencie. Naszym zadaniem było puścić wodze fantazji i pozwolić zapachom Coccolino popodróżować razem z nami.
Nie zdziwię się, jeśli wszyscy postawiliby na jakieś egzotyczne miejsce, do którego chciałabym zabrać mojego syna. Tymczasem my chyba zaskoczymy teraz wszystkich, bo co prawda marzą nam się pachnące egzotyki i pewnie zrealizujemy je w najbliższych latach, ale w tym roku postawiliśmy na to, co jest nam bliskie, namacalne i co cieszy te małe serducha pełne nieograniczonej energii!
Narzuciliśmy na siebie pachnące ubrania i kapelusze, wypełniliśmy plecaki prowiantem, zapakowaliśmy misia w teczkę i … pojechaliśmy na wycieczkę do ogrodu botanicznego, którym Junior był zachwycony! Hasał po ogrodowych alejkach próbując wąchać wszystkie kwiaty, które były na jego drodze. Biegał wśród tej mnogości kolorów zatopiony w nich po sam czubek głowy. Pytał się co chwilę, co to za rośliny, tulił mnie jak szalony i widziałam na jego twarzy autentyczną radość <3
fot. Krzysztof Żabski
A ja na moment zatrzymałam się w tym ogrodzie, usiadłam na jednej z ławek i zaczęłam przypominać sobie moje dawne podróże, które niewątpliwie kojarzą mi się z zapachami i kolorami! W Brukseli to róże wylewały się z Ogrodu Botanicznego i zapraszały do siebie zapachem. Na Florydzie to storczyki przyciągały moje spojrzenie. Na Majorce to ta morska bryza i świeżość, która wdzierała się na ląd i mieszała z zapachem mandarynek, które w Palmie rosną na drzewach tuż przy morzu.
Warto podróżować. Warto planować, czekać, marzyć i … realizować te nasze marzenia!
I tam siedząc utwierdziłam się w tym, że robię dobrze. Że może nie idę z głównym nurtem, aby uchylić dzieciom nieba bez wysiłku podając wszystko na tacy. Ale wiem, że mam w tym swój cel. Moim zadaniem jest rozbudzać w tych małych istotach ciekawość świata i nauczyć ich marzyć!
Bo od marzeń, pragnień i ciekawości wszystko się zaczyna! Później następuje ta wyczekana realizacja, która popycha nas do kolejnych celów… ❤
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku :*
3 komentarze
Ja również mam nadzieję, że nasza 2-letnia córka pokocha kiedyś jak my wycieczki górskie. Póki co zdobyła pobliską Ślężę, ale i to bardzo nas cieszy. A do tej pory poznaje nasz piękny kraj właśnie z pacynką Coccolino, która ma właściwie tyle lat co ona i nie można jej zamienić na żadną inną (nawet taką samą tylko nowszą), a o zasypianiu bez niej nie ma mowy.
Witajcie. Ja byłam za granicą parę razy. Głównie to były rodzinne wakacje. Byłam w Chorwacji, Bułgarii, Francji w Paryżu i na Krymie tj. koniec Ukrainy piękne okolice. Mój ojciec jest i był apodyktyczny i zaborczy, ale co zobaczyłam i przeżyłam to moje i nikt mi tego nie odbierze!!! Chciałabym podróżować z moją rodzinką i odwiedzić jeszcze raz te miejsca, bo są piękne miejsca i warto pokazać swoim bliskim zwłaszcza, że ojciec dzieci mój przyszły mąż nigdy nie był za granicą, a jest starszy ode mnie. Postanowiłam sobie, że zabiorę kiedyś moich chłopców w pamiętną podróż śladami mojego dzieciństwa;***;))Życzę wszystkim rodzicom, żeby mieli możliwość podróżowania
Magda, polecam profil na Instagramie – fivetakeflight :) trafiłam na nich przypadkowo. Coś magicznego ?