Już nie ma to-tamto. Nie ma, że nie mam siły. Że pada deszcz. Że jest za gorąco. Że boli mnie głowa. Że brzuch boli. Że dzieci płaczą. Że mąż wkurza!
Jeśli śledzicie mnie na Instagramie i widzieliście moje ostatnie Instastories, to wiecie, co się stało. I wiecie, że to już nie są przelewki. A jeśli widzicie wszystkie moje posty na Facebooku, to też już wiecie, jaka wielka zmiana zaszła w moim życiu. I żeby nie było – obiecałam sobie, że nic mnie już przed tym nie powstrzyma! :D ;-)
Miałam już po wszystkim się pochwalić i nie robić z tego publicznej szopki, ale wystarczyło tylko jedno Instastories i w mojej skrzynce pojawiło się w ciągu 2 godzin ponad 100 wiadomości z gratulacjami, z pytaniami i Waszymi przygodami, dlatego zdecydowałam, że temat pociągnę, bo a nuż zmotywuję do tego część z Was, która jeszcze się waha! A tu nie ma co się wahać, dziewczyny! Trzeba działać!
PRAWO JAZDY, dziewczyny! Prawo-kurde-jazdy!
Do tej pory byłam skuterową dziewczyną. Nie rajcowały mnie 4 kółka nic a nic. Aż do momentu, w którym zaszłam w ciążę z moim pierwszym synem. Kiedy byłam z moim pierworodnym w ciąży coś mnie tknęło i zapisałam się na kurs jazdy! I wiecie co się stało?! Ja ten kurs cały przeszłam! Jazdy, teorię i w ogóle. Tylko durna ja (pipa jedna!) ze strachu nie podeszłam do egzaminu! Wyjeździłam, co było to wyjeżdżenia. Nauczyłam się, co było do nauczenia się i … dupa zbita. Ze strachu chyba, bo inaczej tego nazwać nie można było, nie zapisałam się na egzamin.
A później przez 5 lat tłumaczyłam sobie, że prawo jazdy nie jest mi potrzebne. Bo a to taksówki są przecież. A to znajomi co chwilę proponują podwózkę. A to mąż chętny do tego, żeby moje dupsko wozić. A to teść. A to sąsiad, który nam często pomaga i zawsze i wszędzie chętny do podwożenia. A to przecież skuter mamy. Aż powiedziałam sobie tydzień temu:
KONIEC! Koniec udowadniania całemu światu i sobie przede wszystkim, że ja nie potrzebuję być kierowcą. Otóż potrzebuję!
Ale teraz już nie tylko potrzebuję (przy trójce dzieci!), ale też chcę!
Koniec wymówek. Koniec pieprzenia, że to nie dla mnie. To dla mnie! Co ciekawe – ja na drodze czuję się jak ryba w wodzie. A pływa mi się jeszcze lepiej, bo prawo jazdy będę zdawać na automatyczną skrzynię biegów! Czyli już w ogóle o wiele łatwiej, o ile na teorii nie polegnę ;-)
Zapisałam się. Kurs opłaciłam. W tej samej zresztą szkole co ostatnim razem. Mam świetnego instruktora. I w sumie nawet nie musiałabym nawet chodzić na ten kurs tylko wystarczyloby podejść do egzaminu, ale doszłam do wniosku, że 5 lat przerwy to szmat czasu i trzeba to wszystko raz jeszcze ogarnąć. Dla bezpieczeństwa mojego, dzieci i wszystkich, których będę wozić.
Także trzymajcie za mnie kciuki! Jeśli chcecie obserwować moje zmagania, to będziecie na bieżąco śledząć moje Instastories na Instagramie. LINK do mojego Instagrama tutaj KLIK. Żeby zobaczyć, co się bedzie działo musicie wejść w zakładkę „Robię Prawko”. To tam będą najnowsze filmiki :-) A kolejne jazdy mam … jutro! :D Aaaa!
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu :*
P.P.S. Macie prawo jazdy? Planujecie zrobić? Wyobrażacie sobie bez niego w ogóle życie? ;-) Bardzo jestem ciekawa!
Uściski!
M.
5 komentarzy
Prawo jazdy zrobiłam w wieku chyba 19 lat po czym włożyłam je do portfela i o nim zapomniałam na jakieś 7 lat. Jak chciałam gdzieś pojechać ( a mieszkam na odludziu, więc innej opcji niż samochód nie ma) ciągnęłam ze sobą męża i dzieci (no bo nie miał kto z nimi zostać). Raz miałam pojechać do fryzjera 3 kilometry dalej i właśnie to był moment, w którym zrozumiałam, że jestem Głupią pipą (jak to ładnie nazwałaś). Siadłam wiec za kierownicą i pojechałam.. a potem po trochu coraz dalej i dalej. Mistrzem nie zostanę raczej nigdy i do Warszawy raczej nie wjadę, ale mniejsze miasta czasem byłam zmuszona odwiedzić. I mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że NIE WYOBRAŻAM SOBIE ŻYCIA BEZ PRAWA JAZDY! Więc powodzenia!
O matko. Zapłacić za kurs, przejść wszystko zdać testy i nie podejść do egzaminu. To strach cię musiał chyba sparaliżować na maxa.
Ja zdałam prawo jazdy, też się strasznie boje wszelakich egzaminów więc będąc już w L na egzaminie wmówiłam i całą drogę tak sobie wmawiałam i tak się zachowywałam, że jadę z moim instruktorem. Pomogło bo zdałam za pierwszym razem i jeszcze egzaminator podał mi rękę. Było to z 9 lat temu i napewno było łatwiej niż teraz tak myślę ale może się myle.
Fajnie było, miałam prawko, kupiliśmy samochód, mogliśmy jedzić gdzie chcemy. Mąż nie zdał dwa razy i zrezygnował. To mnie wkurzało trochę że ja musiałam z samochodem ogarniać wszystko pojechać do mechanika, przegląd te sprawy.
Po paru latach musieliśmy sprzedać auto że względów finansowych. Poprostu nie było nas wtedy na niego już stać, te ubezpieczenia i wogóle. Teraz to już za długa przerwa w jeździe więc gdybym teraz miała wrócić za kółko to musiałabym jazdy wykupić by sobie przypomnieć.
Powodzenia.
Jeeeju ja też 3 tygodnie temu zdecydowałam, że zdam egzamin po 9 latach od poprzedniego żeby móc wozić mojego pierworodnego ? na razie się na nowo wdrażam, zobaczymy ile godzin i nerwów będzie mnie to kosztować nim się uda. Mąż nawet postanowił mnie zmotywować/ przekupic i mimo braku uprawnień mam już swojego rodzinnego pożeracza dróg! Niech cierpliwie czeka ? tymczasem życzę powodzenia i trzymam kciuki !
Miałam tak samo. Po sześciu latach podeszłam drugi raz, wykupiłam kolejny kurs i godziny. Teoria i praktyka zdana za pierwszym podejściem pod koniec marca b.r. Do tej pory wyjeździłam już ze 3-4 tysiące km.
Aaa, tez musze sie w koncu za to zabrac. U nas sa tylko automaty, ale ja musze sie nauczyc jazdy od podstaw.