Gdy dostałam wiadomość od Aśki, pierwsze co poczułam, to ogromny gniew. Byłam tak zbita z tropu i nie dowierzałam temu, co Aśka mi opisała, że dopiero po kilku wymianach mailowych uznałam, że to nie jest żadna ściema na potrzeby wyrzucenia z siebie żalu.
To nie była fala narzekactwa z jej strony. To był autentyczny krzyk wywołany przez niemoc i niezgodę na opisaną sytuację, a jednocześnie brak wiary w to, że uda się wyjść z tej matni. Ponieważ to nie pierwszy mail, który otrzymałam w ostatnim półroczu dotyczący właśnie tej materii, a prawdopodobnie co najmniej setny [!], doszłam do wniosku, że czas spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć głośno to, co jeszcze głośno nie zostało wypowiedziane.
Za moment powiem Wam, jak wygląda problem Aśki i za jej zgodą przytoczę tutaj kilka fragmentów maili. Najpierw jednak napiszę kilka słów wstępu, aby udowodnić, że to nie pieniactwo skłania mnie do pisania o tych sprawach i próba wywlekania brudów, a ogromny żal do niektórych osób nie znających swojego miejsca i roli w rodzinie. Czaj najwyższy, aby niektóre osoby zrozumiały, że największą szkodę wyrządzają nie dorosłym, a dzieciom właśnie, których dobro niby jest ich priorytetem.
To może od początku.
Bardzo doceniam wkład starszych pokoleń w nasze wychowanie. A właściwie w moje przede wszystkim, bo to na moim przykładzie mogę się oprzeć, aby nie być gołosłowną. Zarówno moi rodzice, jak i dziadkowie wykazali się niebywałą dojrzałością w wielu życiowych kwestiach. Wychowanie mnie i mojego rodzeństwa na ludzi dobrych, znających swoją wartość, otwartych i życzliwych było ich priorytetem, tak myślę. Udało im się. Udało im się zaszczepić w nas iskrę miłości, radości, mądrości. Patrząc na to z perspektywy czasu widzę, że swoje życie poświecili temu, aby wychować nas na fajnych ludzi. Naprawdę, fajnych. Co ciekawe, każdy z nich, a mam tutaj na myśli zarówno jednych i drugich dziadków, jak i moich rodziców, znał swoje miejsce w rodzinie. Ba! Znał swoje miejsce w drużynie, bo bezapelacyjnie tworzyliśmy pewnego rodzaju team. Ci, którzy mieli wychowywać, czyli rodzice, wychowywali. Ci, którzy mieli dzielić się z nami swoją mądrością i doświadczeniem, czyli dziadkowie, dzielili się nim. Nikt nie wchodził sobie w drogę. Nikt nikomu się w działkę nie wpieprzał, aby nie napisać dosadniej! Wszyscy szanowali się nawzajem i nie kopali pod sobą dołków. Gdy moi rodzice coś postanowili a propos mnie i mojego rodzeństwa, to dziadkowie brali to jako pewnik i wytyczną, której bezwzględnie się trzymali. Nie robili niczego na przekór ani „po złości” mimo że mogli z czymś się nie zgadzać. Wszyscy ze sobą rozmawiali [!], aby dzieciom nie fundować wychowawczego chaosu. Bo taki chaos to przekleństwo, powtarzam, przekleństwo!
Patrzę na nich wszystkich z perspektywy czasu i widzę, że jestem szczęściarą! A konfrontując moje doświadczenia z doświadczeniami Aśki, o których za moment, jedne co mam ochotę zrobić, to Aśkę przytulić! Bo znalazła się w sytuacji patowej, przynajmniej na razie.
Aśka napisała tak:
„Magda, jestem strzępkiem nerwów. Nie wiem, gdzie mam się z tym udać. Nie wiem komu mam się poradzić. Czuję, że tonę. Tonę ja i toną moje dzieci! Toniemy, kurwa! […]
Wydawało mi się, że jestem normalną matką i mam normalnych teściów. Tak, dobrze mi się wydawało. Moi teściowie, a właściwie głównie teściowa, to chodzący wąż jadowity, który kąsa wszystko, co nawinie mu się na drodze. […] Niestety od roku z nimi mieszkamy, a głównie to ja mieszkam z dziećmi, bo W. przyjeżdża do nas raz na 3 miesiące i nie wie jaki koszmar tutaj się uskutecznia, bo staram się mu o tym nie mówić, gdy przyjeżdża na 2-3 dni […].
Budujemy się. Został nam jeszcze rok do momentu, aż wyprowadzimy się od teściów. Widzę w kalendarzu „rok” a myślę „przekleństwo”! Na razie z kasą krucho. Bo a to to trzeba wykończyć, a to to trzeba do domu kupić. Wynajęcie mieszkania nie wchodzi w grę, tym bardziej, że mieszkamy w małej miejscowości, a w okolicach właściwie same domy.
Nie pomagają prośby, próby normalnej rozmowy. Począwszy od samego rana, kiedy teściowa celowo wcześniej wstaje i budzi starszego, trzyletniego Syna, aby zrobić mu śniadanie. Przychodzi do nas, zabiera go i mówi, że ma dla niego coś ekstra. Tymczasem na stole leży na jego talerzyku pączek, paczka chrupek i kakao, od którego słodkości wykręci każdego. Nie mam siły tłumaczyć i prosić, że cukier to zło. Jak krowie na rowie tłumaczę, że jego brak apetytu bierze się właśnie z tego, że dostaje zabójcze dawki cukru! Nie pomaga! Ona twierdzi, że nie doceniam jej starań, a ona robi mu śniadanie! […]
[…] Kolejna sytuacja. Bierze starszaka na spacer. Bardzo doceniam! Ale to, co słyszę na mój temat z jego ust, kiedy synek wraca ze spaceru, to jedna wielka bzdura! Czy Ty rozumiesz, że ona analizuje z moim trzylatkiem i wmawia mu, że go najprawdopodobniej nie kocham, bo zabraniam mu jeść to, co ona dla niego przygotowała! Mogłabym wymieniać bez końca. Proszę o założenie mu czapeczki, to ją ściągnie. Jest na dworze upał, to ubierze go w dwa długie rękawy. Proszę o niewłączenie bajek, to mu bajki włączy. […]
Podważa każdą moją decyzję! Myślałam, że postawiłam już sprawę jasno. Odbyłam z nią dwugodzinną rozmowę. Udawała na początku, że nie wie, o co chodzi, ale powiedziała, że pomyśli na tym. Nic nie dotarło! Nic. Rozpowiada wszystkim wokół, że jestem leniem, bo nie pracuję. A w domu mam maleństwo, przecież. Rzuciła plotę, że pewnie mam kogoś na boku, bo często jeździłam po świeże mleko i jajka do pobliskiej wsi. […]
Co ja jej takiego zrobiłam? Co mam robić????? […] „
Czy Wy też czuliście cholerną wściekłość czytając powyższe fragmenty? Ja się cała trzęsę po raz kolejny. Czytam i nie wierzę, że dorosła kobieta może drugiej dorosłej kobiecie, matce swoich wnuków, zgotowywać takie piekło. Bo to trzeba nazwać po imieniu, to jest emocjonalne piekło i wychowawczy chaos. Czuję się zdecydowanie lepiej, kiedy wiem, że Aśka wreszcie zdecydowała podzielić się z mężem swoimi problemami i za dwa tygodnie wyprowadzają się od teściów. To pierwszy i najlepszy krok, jaki mogli zrobić! Bez względu na to, jakie stosunki nas łączą z ludźmi, od toksycznych ludzi musimy spieprzać. Spier… alać, wybaczcie! Wiem, że łatwo napisać, a trudniej zrobić. Jednak to, jaki oni mogą mieć na nas wpływ, szczególnie gdy się dzieli to samo mieszkanie, można przyrównać do psychicznego więzienia.
W mojej rodzinie granice stawiam bardzo jasno, a początki z niektórymi osobami nie były łatwe ;-) Głęboko jednak wierzę, że stawianie granic od samego początku i niezgadzanie się na kompromisy w kwestiach dla nas kluczowych, szczególnie dotyczących wychowania dzieci, to podstawa. To fundament, na którym zbudujemy relacje. Niekoniecznie oparte na spijaniu sobie z dziubków, a raczej na wzajemnym szacunku i nie wpieprzaniu się drugiej osobie w rewiry, do których nie zostaliśmy zaproszeni.
Chcę podkreślić bardzo stanowczo! To nie dziadkowie, pomimo ich wielkiej deklarowanej miłości do wnuków, są dla nich wychowawczym drogowskazem i wyrocznią. To rodzice mają przywilej i obowiązek w jednym decydować o wszystkim. Dziadkowie mogą jedynie się bacznie temu przyglądać a swoje uwagi mogą kulturalnie zgłaszać na osobności. Nie ma nic gorszego jak wychowawczy chaos, który niczego nie buduje a dzieli!
Róbmy co do nas należy i szanujmy drugiego człowieka, po prostu! Znajmy swoje miejsce w szeregu. Tyle wystarczy, aby tworzyć zgrany team.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
122 komentarze
Coś o tym wiem…moi teściowie tez nie respektutaj tego co im mowie. Ba! mam wrażenie, że właśnie specjalnie robią na przekór. Moja starsza córka całe szczęście już wszystko mi powie co się dzieje jak z nimi przebywa ile jej dają słodyczy itp. Masakra
Faktycznie ciężka sytuacja. Teściowa jak z trhillera. Nie tylko manipuluje wnukami, ale też robi im wielką krzywdę. Współczuję dziewczynie takiej sytuacji, ale tak jak piszesz musi postawić jasne granice. Choć pewnie łatwo nie będzie w tak zaburzonych relacjach.
Mojej mamy znajoma musiała wrócić do pracy i zostawiła swoją córeczkę z teściową. Doszło do tego, że wstawała w nocy i CODZIENNIE sprzątała całe mieszkanie, żeby nie słuchać, że dziecko wychowuje się w chlewie. Mąż caly tydzień w delegacji i jak przyjeżdżał na weekend do domu, to chciał pobyć z córką, więc babcia PODAŁA ICH DO SĄDU, że ograniczają jej widzenia z wnuczką! Jak mała poszła do przedszkola, to babcia założyła kolejną sprawę… to jest dramat dopiero…
Zastanawiałam się ostatnio a ten temat, czy rodzina może złożyć sprawę do sądu o utrudnianie widzenia z dzieckiem. A jaki był wyrok? Jeśli mogę wiedzieć.
Nie, nie, nie!! Wrzę! Gotuję się i chodzę cała w środku! :/ jak tak mozna?! Mam 3 mc coreczke a juz mam takie powazne rozmowy za soba! Ale na szczescie u nas to zdalo egzamin. Myslalam, ze oszaleje slyszac non stop: „jest jej za goraco, no rozbierz ja!, wieje jej, zamknij to okno (chociaz nie bylo czym oddychac a pot splywal po plecach, mala lezala po drugiej str, nie przy oknie), chce jej sie jesc, no czemu jej nie nakarmisz!, zlala pampersa, na pewno zlala pampersa, zmien jej! I moglabym wymiec w nieskonczonosc… uwagi oczywiscie ze str nadgorliwych tesciow :) w koncu walnelam piescia w stol i powiedzialam wprost, ze oni juz chyba swoje dzieci mieli okazje wychowywac i nie bd komentowac jak im to wyszlo, teraz ja jestem matka i nie zrobie mojemu malentwu krzywdy, wiem co dla niej dobre i kiedy. Za rady jestem wdzieczna, ale za rozkazywanie i niepotrzebne uwagi podziekuje. Dzieki Bogu podzialalo. Chciaz to nie byla latwa rozmowa i do dzisiaj czuje niesmak z ich strony co do mojej osoby. Trudnooo! :)
My jeszcze przed ślubem, dzieci oczywiście w planach i mam nadzieje, że moi teściowie oraz rodzice zaakceptują to jak MY będziemy chcieli wychowywać nasze dzieci oraz będą nas w tym wspierać, ale wiadomo, że nigdy nic nie wiadomo. Co do Asi to wyprowadzka z toksycznego miejsca to najlepsza decyzja jaką mogli podjąć. A co do szanownej teściowej to taki charakter jest i choćby nie wiem jak bardzo się ktoś starał to tego się nie zmieni. Przykre ale prawdziwe. Buziaki
czy ta teściowa zdaje sobie sprawę, że kiedy w końcu od niej się wyprowadzą to ona będzie miała utrudniony kontakt z wnukami? Podziwiam, ale i nie rozumiem bohaterki. Wiem, że mąż ciężko pracuje i jest prawie cały czas poza domem, ale trzeba mu powiedzieć. Jak sam się o tym dowie, to będzie miał żal i to uzasadniony, że nie wiedział o tym. Ja przeszłam coś podobnego. Powiedziałam mężowi po paru miesiącach i miał, do mnie zal, że tak długo o tym mu nie mówiłam, ale też zachował się bardzo ok. Zrobił awanturę, stanął po mojej stronie i sytuacja, jako tako stała się lepsza. Trzymam kciuki!
Piszesz, że nie rozumiesz bohaterki a za chwile że sama zrobiłaś to samo i nie powiedziałaś mężowi od razu :p ja rozumiem jakie piekło przechodzi bo miałam identycznie tylko z moją mamą niestety, byłam wdzięczna za pomoc przy synku bo zostawała kiedy nie miałam dla niego opieki a nie stać nas było na opiekunkę ale za każdym razem było to samo zupełnie nie słuchała moich próśb, ubierała go z 3 warstwy ubrania i kładka koło kaloryfera, chciała mu zupki już w 2 mc podawać (tu musiałam jej przeczytać artykuł dlaczego jej nie wolno) i co chwilę jak podrósł dawała mu to do jedzenie co ja mu zabraniałam i za moimi plecami a czasem jej się wypsnęło przy mnie, że żałuję własnemu dziecku… Masakra po prostu. Kocham moją mamę ale na odległość!!
Miałam to samo. Nawet gorzej bo teściowa całą rodzinę męża, zbuntowała przeciwko mnie tylko dlatego, że nie chciałam się jej podporządkować i żyć i wychowywać dzieci po jej myśli. Przez nią prawie rozstałam się z mężem bo ciągle chodziła i mu podszeptywała głupoty. Na szczęście poradziłam sobie z tym ponieważ bardzo się z mężem kochamy i zauważył wady swojej matki. Jestem osobą twardo stąpającą po ziemi i nie pozwolę sobie aby ktoś mieszał w moim życiu dlatego z całej tej sytuacji w końcu wybuchła wielka kłótnia. Był rok unikania się i nie rozmawiania ze sobą, pół roku izolowania dzieci i wreszcie do baby doszło, że nie wygra a ja nie jestem żadną rywalką tylko chcę jak najlepiej dla dzieci i jej syna. Teraz jest dużo lepiej i nasze relacje polepszyły się ale trzymam rękę na pulsie. Najlepsze było właśnie to zgrywanie głupa, że niby nie wiedziała o co mi chodzi…jak np. ograniczałam dzieciom słodycze to ona po kryjomu dawała i zmuszała dziecko do okłamywania mnie…w jej mniemaniu byłam potworem że dziecku „żałuję” słodyczy …albo faworyzowała jedno z dzieci, gdzie ja staje na głowie aby całą trójkę traktować tak samo. Taka toksyczna teściowa to piekło jeśli trzeba z nią mieszkać. Współczuję wszystkim żoną i matką, które znalazły sie w podobnej sytuacji. Bo jeśli ktoś ma słabsze nerwy i psychikę to faktycznie można się załamać…
Z kad ja to znam w moim przypadku jedna i druga strona ma dużo w zanadrzu . Teściowa nastawia mi męża a matka jest prawie taka sama jak owa teściowa w artykule , jak nie gorsza
Masakra jakaś, współczuję Asi takiej teściowej ale jej też mi jest żal,tak po prostu po ludzku. Krzywdzi siebie takim zachowaniem, bo w końcu młodzi z wnukami pójdą na swoje i urwie się kontakt, a przecież skoro jest starsza z większym bagażem doświadczeń to powinna być mądrzejsza, sama jestem w wieku gdzie lada moment będę teściową i babcią i nie wyobrażam sobie żeby im narzucać moje zdanie. Owszem mogę pomóc, wesprzeć doświadczeniem ale to ich życie ich wybory i zrobią co uważać będą za słuszne. Pomimo że też miałam ciężko w życiu (rozwód),nigdy ani matka ani teściowa nie narzucały mi swojego zdania, ich delikatne sugestie brałam za dobrą radę, bo uważałam że mają więcej doświadczenia. Owszem w niektórych sprawach miałam odmienne zdanie, i mówiłam to.Nie wiem czy tylko rozmowa tu pomoże.Ale warto próbować. Pozdrawiam
Ech, a ja tak mam z moją własną mamą ? na szczęście mieszkam z teściami, z którymi od początku jasno ustaliliśmy zasady i granice. Moja mama niestety wszystko obraca przeciwko mnie :-(
Ja miałam podobną sytuację na poczatku małżeństwa i po narodzinach pierwszego Syna. Teraz jestem siedem lat po ślubie, mamy drugie dziecko i jest dobrze. Ale wymagało to dużej cierpliwości ale też stanowczości. Wiek wiekiem, ale każdy Rodzic musi wiedziec i czuć , że powstała NOWA NAJWAŻNIEJSZA RODZINA, która rządzi się swoimi prawami…niekoniecznie takimi jak Rodzina Teściów. U nas było plotkowanie na mój temat, trzaskanie drzwiami kiedy odmawiałam wtrącania się w wychowanie dziecka, obraza kiedy nie dawałam na ręce kolkowego ryczącego dziecka (jestem zdania, że mama najlepiej takie dziecko ukoi i uspokoi)..Mieszkamy razem ale dwukrotnie zabierałam dzieci do swoich ROdziców, taki strajk…Przy tym Mąż stawał za mną murem i na propozycję, że mu Mama wyprasuje koszulki albo zrobi śniadanie do pracy mówił, że ma żonę i rola Mamy w tej i innych kwestiach się skończyła…To tylko kilka przykładów…
Dużo kosztowało mnie to wszystko płaczu i gniewu ale przy mojej potrzebie bycia niezależną Mamą i Żoną niezbędne było stawianie na swoim…
Kiedyś przeczytałam, że hierarchia w małżęństwie katolickim powinna wyglądać tak : Bóg, Mąż, Dziecko i Rodzice…i tak żyjemy w tej naszej małej Wielkiej Rodzinie:)
Powodzenia dla wszystkich Synowych;)
Ja tez mieszkam z „teściami”- Z moim P. nie mamy ślubu ( z wyboru), więc mogę powiedzieć- mieszkamy z dziadkami mojego syna :) też było i czasem nadal Jest pod górkę- mam dwu-letni plan na wyprowadzkę ( wcześniej pewnie nie da rady). Niestety były różne sytuacje- rozmowy, tłumaczenia itp. Z moim P. czasem mamy różne poglądy ( jak to bywa) i starałam się na jego prośbę ( bo nam pomagają, bo się obrażą i już nie popilnują- bo mimo, że mieszkamy razem- do dnia dzisiejszego nie jest to chętnie przyjmowana prośba) „delikatnie” tłumaczyć dziadkom, na czym polega rola mamy i taty, dziadka i babci Pamiętam dzień, a tak naprawdę poranek kiedy miarka się przebrała- Ja powiedziałam do syna słowo „nie”, a dziadek odwrócił się i powiedział „mama nie pozwala to choć ja Ci dam” – jak we mnie zabulgotało, jak ja się wtedy wkur…..łam i nie wytrzymałam..nie było to wychowawcze z mojej strony bo było to na oczach dziecka, ale nie wytrzymałam.. nie wiedziałam sama, że tak potrafię głośno, donośnie i z furią wykrzyczeć wszystko co miałam na sercu…Dziadkowie byli w szoku, bo nigdy nie widzieli i nie słyszeli takiej mojej reakcji, dziecko było w szoku bo zobaczyło mamę którą targa furia, a mój P. zabrał syna do drugiego pokoju, wrócił i stanął w mojej obronie- dodając kilka słów od siebie… od tego czasu nastąpiła poprawa :)
stały problem, moi teściowie i mama też zawsze wtrącają swoje 3 grosze do wychowania. Nie pogada żadne kazanie z mojej strony i niestety mąż stoi z boku i się nie wtrąca bo ma na to wyrąbane. Twierdzi, że przesadzam !!!!!
Tak ? przykład. W drodze na imieniny córka zrobiła w aucie totalne tornado , wiedziałam, że pewnie babcia znów coś dla niej będzie miała. Nie mysliłam się. Powiedziałam córce, że za karę nie może wziąć od babci niespodzianki bo była niegrzeczna. Po przyjeździe pierwsze co babcia leci z naszyjnikiem. Mówię, Nadia podziękuj babci , masz karę i nie możesz tego wziąć. Będzie czekać na następny raz. Babcia na to, rodzice jak zwykle przesadzają i wkłada jej do ręki prezent. Myślałam, że eksploduje !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Oczywiście musiałam córce zabrać i oddać babci. Też było mi przykro, ale…
Nienawidzę zdania
„dziadkowie są od rozpoieszczania”
Gówno prawda!!!
Z całym szacunkiem, ale w opisanej sytuacji to wymyśliłaś najgłupszą karę jaką się dało. Nie wolno w ramach wychowania psuć relacji dziecka z innymi. Nie twierdzę, że masz idealną teściową, ale gdy Ci dziecko wariuje w aucie to zatrzymujesz sie na chwile, albo wyznaczasz karę od siebie a nie włączasz w to prezent od teściowej, która na dodatek nie widziała całej sytuacji.
o jej, co za pomysł z tą karą! przecież to pani weszła tym razem z buciorami na cudzy teren, jak można zabronić dać prezent? może pani zagrozic córce schowaniem do rodzinnego depozytu za kare np na 2 tygodnie, ale babci nie moze pani zabonic dac prezentu! co oczywiscie nie oznacza, że nie ma pani kłopotu z babcią, tylko pewnie nie tylko ona tu jest winna :)
No cóż, artykuł powinny przeczytac babcie, tesciowe itd.
Mam podobna sytuację. Teściowa uważa ze pozjadala wszystkie rozumy i najlepiej wie jak wychować wnuka. Czesto podważa i wyśmiewa moje zdanie, w obecnosci syna, prosze zeby mu czegos nie dawala to pod moja nieobecność i tak mu da. Mam wrazenie że najchętniej ubezwlasnowolnila by mnie.
Marzę o swoim domku..
Współczuję Asi. Nie mieszkam z tesciami, ale to nie zmienia faktu ze jak tylko urodził się mój syn to teściowa wszystko wiedziała najlepiej. Co rusz to słyszałam że coś robię źle, że ona to robiła inaczej, że wymyslam i w ogóle. Aż do pewnego momentu kiedy wybuchlam, powiedziałam kilka ostrych słów, później jeszcze dodałam ze szanuje moją teściową za to że wychowała 3 swoich dzieci ale to było 30 lat temu i teraz jej 5 minut już się skończyło bo to my z mężem jesteśmy rodzicami i będziemy po swojemu wychowywać swoje dziecko a ona ma tylko jedno wyjście – zaakceptować i uszanować nasze decyzje. Od tamtej pory jest względny spokój, czasem się przytrafi jeszcze jakaś uwaga ale już bardzo sporadycznie. Teraz jestem w 2 ciąży i mam nadzieję że nie będzie powtórki z rozrywki ☺
No cóż, mogę powiedzieć, że współczuję Asi, bo nie wyobrażam sobie, żeby teściowa mi się wtrącała, ale… teraz jestem sama babcią i jasny szlag mnie trafia, jak patrzę na to, co wyczynia partnerka syna. Mieszkanie pod wspólnym dachem (kiedy jeszcze nie było wnuczki, tylko jej dzieci z pierwszego związku) to był horror. Nieustające sceny zazdrości, wyprowadzanie się pięć razy w tygodniu, płacz przerażonych dzieci. Wyrzuciłam z domu w komplecie z synem. Obraza była straszna, ale ja naprawdę nie miałam ochoty żyć ich życiem. Tak samo jak nie miałam ochoty patrzeć na zaniedbane dzieci, karmione bulionem z kostki, bo kobieta dobrze po trzydziestce tylko tyle umiała ugotować (wszystko wcześniej robiła mamusia).
Kobieta-infantylne dziecko-„matka”-narcyz, to temat na bardzo długie opowiadanie i coś najkoszmarniejszego, co może przytrafić się dzieciom.
Moja mama i teściowa na szczęście szanują mnie jako matkę.
Współczuję Asi ale i wiem co przeżywa. Ja w domu z moją Matką mam to samo jak nie gorzej. U mnie to jeszcze po przekazaniu prośby bądź delikatnym zwróceniu uwagi by nie podwazała mojego autorytetu u dziecka następuje trzy godzinna awantura na pół osiedla z „wyżyganiem” wszystkich popełnionych przeze w moim życiu błędów plus 1000 wymyślnych. I żeby nie było zbyt lekko to jeszcze lecą różnego rodzaju wyzwiska w moim kierunku.
Może ciut nie na temat, ale właśnie dlatego nie lubię gotować, kiedy nie czuję, że jestem naprawdę „u siebie”. Mama męża „robi” zupełnie inną kuchnię, niż to,do czego przywykłam ja, więc proste, że moje pomysły i ich wykonanie zawsze będą do kitu
U mnie jest faworyzowanie jednej z bliźniaczek przez dziadków przez co córa kompletnie olewa nasze zakazy a jeśli już dochodzi do spięcia na tym tle to teść zaznaczam teść nie teściowa grozi ze zadzwoni na policje
Ręce opadają kuźwa
Znam to z własnego doświadczenia. Ale u nas problem.jest taki ze nasze urwiska mają autyzm i nie wolno im jeść jak normalnym dzieciom. Bój był wielki. Na nic. Tak samo wszystko na przekór wszystko robie źle za mało albo nie robie nic. A z gotowaniem… Haha rosół to wegeta i woda. Ja lubię rosół na warzywach i mięsie. Dzieci raczej też. Ale jak dam o jedną marchewkę za dużo to rosół juz be bi za słodki. Czasem mam dni gdzie nawet żyć się nie chce. Ale od jakiegoś czasu nauczyłam się mieć to wszystko gdzieś. Był czas ze byłam w głębokiej depresji chciałam się zabić. Cieląt się zyletkami polykalam tabletki nasenne i popijając alkoholem. Ale potem do mnie dotarło ze to nie wyjście. Zrobiłabym tylko krzywdę własnym dzieciom.
Taka sytuacja to niestety nie żaden wyjątek, a prawie norma…
No oczywiście przykro to czytać ale to jest niestety konsekwencja podjętej decyzji czyli mieszkania nie u siebie.
Rozumiem, ze znała teściów przed zamieszkaniem u nich.
I mimo ze ich znała, to zeby zaoszczędzić na nowy dom, zdecydowała sie u nich mieszkać.
Mając do wybory samodzielność i odwleczona decyzje o domu a mieszkanie w czyims domu i więcej pieniędzy wybrała to drugie.
Wiec jesli korzysta sie z czyjejś uprzejmości, to trzeba sie liczyć z tym, ze ktos te zależność wykorzysta.
Współczuję
Ale mam podobnie
Od kad przyszedł na świat syn i zaczął kumac trochę ze słodyczami to zawsze mama była ta zla 'babcia by ci dała ale mama nie pozwala’ syn ma 6 lat i gdy jest u babci to na mnie reaguje agresją przemieniajacy się w histeryczny płacz z odruchami wymiotnymi
Była babcia dała mu słodkie na śniadanie od kilku godzin ogląda bajki z oczami wklejonymi w 55 calowy telewizor na fotelu oddalonym o metr od ekranu
Sytuacja się pogorszyła gdy rok temu urodziłam córkę
Tesciowa cały czas wmawia synowi ze ja co już nie kocham i ze nie chcę się nim zajmować ze dla mnie liczy się tylko jego siostrzyczka
Brak słów i tak jak tu dziewczyny opowiadają zupa albo z torebki albo z puszki A rosół w niedzielę to woda z kostką rosołową maga i wegeta
Teściowa nie sprząta nie gotuję
Teraz gdy zaczął się sezon grzewczy nawet nie wpadła na pomysł ze dzieciom może być zimno i pomoc mi rozpalić w piecu
Ciężko to zrobić z małym dzieckiem na rekach zcwlaszcza ze to duży dom i do pieca muszę zejść 2 poziomy
Cały czas słyszę z jej ust po co to robisz zostaw
(Mówię tu o sprzątaniu )przeszkadza jej gdy odkurzam czy gotuję
Pieniędzy mają dużo do rachunków nie chcą żebyśmy się dokladali bo budujemy dom ale wszystkiego im szkoda
Gazu- szkoda gotowac
W piecu –szkoda wegla Cieplo Jest (5 stopni na dworze)
Zdarza się raz na jakiś czas pojadą na wycieczkę na parę dni to uda mi się trochę ogarnąć dom ale potem jest wojna bo nie odłożyłam mopa na miejsce (mimo że bo nie uzywa)
Teść pali papierosy w domu nie zważając na dzieci
I w niczym nie pomagały prośby groźby wręcz przynosiły odwrotny skutek
Gdy na cos przyzwolilam to wykorzystywali to ogromnie (np. Gdy pozwoliłam teściowej kupić dziecku od czasu do czasu zelki bo czekolady nie moze to gdy już mu je kupiła to nie mała paczuszka tylko takie 500 gram i gdy mnie nie było pozwoliła dziecku pochłonąć je w calosci)
A żeby było śmieszniej
Wyremontowali toaletę 5 lat temu A od 4 i pół roku stłuczka nie działa wodę zakrecili i zalewają toaletę z garnka
Bo szkoda ja wymieniać przecież nowa jest ?
To tak na poprawienie humoru
Ja bym chciała żeby moja tesciowa taka była.
Za nic są dla niej moje słowa i nawet swoich szfagrow czy drugiej synowej która dzieci nie ma ale widzi ze ona już ostro przegina.
My mieszkamy w domu mojego meza. Dostal go jeszcze od rodzicow przed slubem. Tesciowa przyjezdzala kiedy tylko miala ochote, nawet niezapowiedziana, po smierci swojego meza, bywala co tydzien. Rozporzadzala jak u siebie , niby prawila komplementy, ale na koniec musiala dodac cos zlosliwego, I to na ucho, zeby nikt oprocz mnie nie slyszal. W koncu tak mnie tym rozbawila, ze zamiast sie wkurzyc po ostatniej szpilce, spojrzalam jej w oczy I wybuchnelam smiechem. Gdy sie z nia w jakims temacie nie zgodzilam, wykrzyczala mi przy wszystkich ze nie mam tu nic do gadania bo nie jestem u siebie, nigdy nie bede I wszystko co tu jest nalezy do niej . A jak mi sie nie podoba to moge sie wyprowadzic. Maz sie wtedy wkurzyl, zrobil jej awanture, powiedzial ze to ja jestem od rzadzenia w naszym domu, a ona niech rzadzi u siebie. Tu ja jestem pania domu I dom jest moj. Przez dwa tygodnie nie odzywal sie do niej a potrafia dzwonic I smsowac codziennie. Od tamtej pory mamusia nie przyjezdza do nas, chyba ze ja wyraze zgode, maz jezdzi co tydzien do niej a ja mam spokoj- rowniez psychiczny.
a gdyby tak wysłuchać teściowej Asi ? prawda najczęściej leży gdzieś pośrodku . Jak poczyta się wpisy pod tym tekstem to sytuacja teściów i rodziców jest nie dopozazdroszczenia. To najczęściej złośliwi, zacofani ludzie dla któych główną rozrywką jest dręczenie własnych dzieci poprzez celowe robienie im na przekór no i nie wykonywanie ich poleceń. Hmmm kochane mamy, córki i synowe. A zajmijcie się własnymi dziećmi same, dlaczego na propozycję dziadków, że: popożemy w wychowaniu nie odpowiecie, ależ nie, dziękujemy, poradzimy sobie sami.
U mnie to jest „podwójna moc”, bo moja szwagierka przy każdej możliwej okazji mówi, że ja z dziećmi na pewno odejdę od męża – przez co już kilka razy musiałam tłumaczyć w nocy swojej zapłakanej pięcioletniej (wówczas czteroletniej) córce, że cioci się w głowie pomieszało i nigdzie się nie wybieramy.
Natomiast mniej więcej miesiąc temu usłyszałam od teściowej, że ja jako kobieta jestem karą dla jej syna i urodziłam mu dwie córki również za karę, bo on nie potrafi szanować kobiet (oczywiście chodzi o to, że mąż po prostu nie chce dać się kontrolować swojej matce, która usilnie stara się mieć kontrolę nad całym jego życiem).
Pomijam już telefony od teściowej typu: „przez to, że nie potrafię się dogadać ze swoim synem – wasze dzieci cierpią na tym finansowo”
albo „jesteś złą matką bo gotujesz bez soli” lub że dodaję jej zbyt mało.
i tego typu komentarze.
Z teściami jak z dziecmi. Trzeba im jasno postawić granice i się tego trzymać. Jasno mówić i asertywnie nie i się tego nie bać.
dorosły człowiek , ale tak prawdziwie „DOROSŁY” po prostu nie dopuszcza do takiej sytuacji. Budowa domu może się odwlec, może zaczekać , a za dzieci , moje własne dzieci odpowiadam ja i nikt inny. Więc nie mieszkam z teściami , rodzicami itd . Tu ewidentnie jest „MIEĆ ” zamiast „BYĆ” . I gorzkie żale że teściowa beee… no sorry , pretensje do siebie nie do teściowej , która ma prawo wszystko widzieć inaczej. Bo ma inne doświadczenia, wychowana w innych czasach , na innych wzorcach. Tak że Asia powinna zmiany zacząć od siebie – nie budowa domu jest najważniejsza – ale dziecko
A mnie bardzo wkurza takie podejscie. Jesteśmy dorosli na tyle zeby rodzić dzieci, zakładać rodziny, a potem zwalamy sie komus na glowe, w jego przestrzeń na tyle czasu i wymagamy by schował się w swój kat i siedział cicho. Ludzie!!! Wolalabym z 5 dzieci siedzieć w jednym pokoju niz mieszkać z rodzicami, teściami czy kuzynostwem! Wyluzujcie. To ich przestrzeń, ich dom, mozemy ich odwiedzić, ale bez przesady. Z wygody to robimy, bo kasa , bo pomoc itd. A skoro za 2 tyg si wyprowadzaja tzn ze wyjscie się znalazło. Szkoda ze w momencie kiedy relacje pewnie będą już nie do odbudowania.
Żałosne, aż szkoda komentować.
W samo sedno. Ale tutaj większość niestety tego nie rozumie. Teściowie i rodzice są od wyręczania i pomagania i nie mają prawa do „wtrącania się”. Jan zrobił, Jan może odejść. My radzimy sobie sami, wynajmowałam mieszkanie nawet jak zarabiałam 1300/miesiąc i po zapłacie rachunków prawie nic nie zostawało. Dorabiałam fuchami. Ale nie przyszłoby mi do głowy się do kogoś wpakować i jeszcze narzucać swoje warunki.
Niestety podobne zachowanie jest mi znane, chociaż matką zostanę za 4 tygodnie (lub szybciej :) ). Zaczęło się od felernego auta, które zakupiliśmy z partnerem w lipcu br. Teściówka i Teść oczywiście odradzali, „motywując” a po co Wam auto (może np po to aby nie tłuc się autobusami/taksami z Małą). Stało się,(29 sierpnia) auto się rozkraczyło w najgorszym możliwym momencie- nie dość, że w miejscowości gdzie koczują Teście, to jeszcze pod ich domem (!). Jak można się domyślić, zaczęła się gadanina i słynne „a nie mówiłem/łam ?!”. Cóż jesteśmy dorośli, uczymy się na własnych błędach i (chyba) wiemy co robić dalej, mimo iż błąd kosztuje 3 tysiące ! (tak, tyle kosztowała naprawa naszego grata). Co więcej, byłam w 7 miesiącu bez łóżeczka dla Małej, kosmetyków i zapasu pieluch, można rzec byliśmy w dupie najgłębiej jak się dało. „Zainwestowane” 3 tysiące na auto miało być przeznaczone właśnie na zakup ww rzeczy. No i zaczęło się- mój płacz, mojego partnera wkur..ienie. Teść stwierdził, że zna doskonały warsztat i na pewno nasz nie oskubią. GÓNWO PRAWDA! Auto zostało w serwisie na 2 dni, przez 2 dni co 4 godziny przeżywaliśmy kolejny zawał. „Do zapłaty będzie 1200 zł”- ufff, damy jeszcze radę, „Padła jeszcze jakaś część, więc będzie 2 tysiące i ani grosza więcej”- no dobra, mamy jeszcze tysiaka, jakoś to będzie… ” No jeszcze musieliśmy to zrobić, to będzie 3 TYSIĄCE”- nosz k*rwa. Teść spokojnym głosikiem oznajmił nam koszt napraw i stwierdził że nic się nie stało, bo niby mamy oszczędności (!), no tak i jeszcze są drudzy dziadkowie, który mają bank w ajencji i szastają dolarami na lewo i prawo (co prawda moi rodzice bardzo nam pomogli- zakup mieszkania, wózek dla Małej kilka innych „drobiazgów”). Do meritum… Teściowa z ryjem do nas, po co kupiliśmy takie auto ( a co ja Kasandra że przyszłość przewiduje?), Teść dumny z siebie, że warsztat ogarnął, który zerwał z nas oszczędności (dowiadywałam się u kilku mechaników, że zwyczajnie nas okradli), Teściowa w jeszcze większy gniew gdy oznajmiliśmy że to kupa kasy- stwierdziła że już więcej nam nie pomoże, ba! ona ręce umywa! że niewdzięczni, że ona najbardziej poszkodowana, że to że tamto (niestety rodzice mojego partnera nie pomogli nam finansowo ani w żaden inny sposób, nawet nie zapytali czy będziemy mieli co jeść….). A teraz zadajmy sobie pytanie, jaki Ona miała wkład w to wszystko- zerowy- lubi gadać tylko po to aby było głośno i przede wszystkim o niej. Dobra, Teść zachował klasę, trochę krzyków, przeprosiliśmy się. Teściówka zaś obrażona na amen, bo ona ucierpiała najbardziej (?). Niestety musieliśmy tego feralnego dnia spać u nich w mieszkaniu. Atmosfera była do dupy. Mój partner zestresowany, ja zapłakana, a jeszcze trzeba zostać w domu wiedźmy jedną noc… Będę okrutna, ale w tamtym momencie wolałam spać na dworcu. Następnego dnia poinformowałam partnera, że jedziemy natychmiast, bo nie chce się znowu wdawać w kłótnie, nie chce nerwówki, bo 2 dni to stanowczo za dużo. Oczywiście zadzwonił Teść abyśmy przyjechali do niego do pracy (prowadzą z Teściówką sklep). Powiedziałam kategoryczne NIE, ze względu na to, że byli na tyle przewidywalni i w powietrzu wisiała awantura. Partner- nie odmówił, więc musieliśmy pojechać. Byłam wściekła, zła, zdenerwowana. Jesteśmy na miejscu, miny nasze jak i Teściów nie tęgie. Nadeszła upragniona chwila pożegnania, „cześć, cześć” i w długą. Po drodze moje wyrzuty odnośnie przykrych odwiedzin w sklepie, kłótnia i cała droga do domu w milczeniu. Wróciliśmy do Gdańska! Następnego dnia zadzwonił Teść informując, że ja nie powiedziałam „dzień dobry” wchodząc do sklepu (?!) SAY WHAT ?! Konsternacja z partnerem, ale o co chodzi, jak to. Matka partnera obrażona jeszcze bardziej niż na amen, chyba na dwa ameny :P Cóż, a myślałam że to dorosły człowiek a najwyraźniej tylko pełnoletni… Rodzice partnera przestali się odzywać, czasem zadzwonił Ojciec, ale czasem, Matka, a w życiu. Miesiąc po incydencie relacja chwilowo się poprawiły. Partner zaczął rozmawiać z Matką, natomiast ta, zaczęła opowiadać jaka jestem zła i jak dużo straciłam w jej oczach ! co więcej, do niego! i żeby nic mi nie mówił (!). Jeszcze długo by pisać o Teściowej głupotach i enigmatycznym zachowaniu… Zabrzmi egoistycznie, ale współczuję sobie Teściówki.
Ja tak czytam i szlak mnie trafia. Pociskacie swoje dzieci babciom, mają się nimi zająć jak idziecie do pracy, mieszkacie w ich domu ale do wychowywanie niech się nie daj boże nie wtrącają, bo to nie ich sprawa. Jakby to był ich zakichany obowiązek. Rozwiązanie jest proste, nie korzystajcie z cudzej pomocy jeśli się nie zgadzacie na jej zasady. Moi teściowie widzą wnuki w mojej obecności. Nie dają im słodyczy, nie puszczają bajek, nie ubierają czapeczek w środku lata – bo sobie nie życzę. Za to nigdy nie poprosiłam ich o jakąkolwiek pomoc – coś za coś.
Dokładnie. Jak można u KOGOŚ w domu narzucać swoje zasady? Jest tak jak oni chcą, bo to ICH DOM. Każdy rządzi u siebie.
Psycholog: zgadzam sie z poprzedniczkami (Kasia i zet), jak sie chce dom to trzeba np. mieszkac z tesciami. Jak sie mieszkanz tesciami=nie u siebie to sie trzeba dostosowac bo to dom tesciow. A jak sie nie chce dostosowywac to sie trzeba wyniesc. Albo rybka albo ……. tak wiec odpowiadajac na pytanie, troche mi zal Aski ale bardziej mnie jej postawa denerwuje :)
A mnie teraz trafia jak czytam niektóre komentarze typu wiedziała na co decyduje się zamieszkując z teściami itp itd. Zamieszkanie i nie wprowadzanie swoich rzadów w domu dotyczących na przykład sprzątania itd to nie to samo co wychowywanie dzieci. Nie znaczy, że jeżeli mieszka z tesciami to one na tej zasadzie maja prawo wtracac sie w wychowywanie dzieci. To rodzice decyduja co dzieci jedza o ktorej o w jakich ilosciach, to rodzice decyduja czy dziecku wolnie zjesc czekolade przed czy po obiedzie. Nikt nie powinien dokarmiac dzieci poza wiedza matki zwlaszcza tak malych, ktore dopiero poznaja smaki.
Rwasumujac. mieszkanie z tesciami to nie przyzwolenie na wychowywanie dzieci. Rodzice sa od tego a tesciowie czy inne osoby moge jedynie wyrazic swoje zdanie. Dziadkowie sa od zabawy z wnukami i zapewniania im bezpieczenstwa psychicznego jak i uczuciowego a nie buntowania przeciwko rodzicom.
Z jednym nie zgodze sie z autorka maili- rozumiem buduja dom, jeszcze potrzeba im rolu dlatego mieszkaja tak a nie inaczej. A moze warto dla wlasnego dobrego samopoczucia psychicznego wyprowadzic sie, wynajac cos i zamiast za rok wprowadzic sie za dwa do wlasnego domu.
A mnie teraz trafia jak czytam niektóre komentarze typu wiedziała na co decyduje się zamieszkując z teściami itp itd. Zamieszkanie i nie wprowadzanie swoich rzadów w domu dotyczących na przykład sprzątania itd to nie to samo co wychowywanie dzieci. Nie znaczy, że jeżeli mieszka z tesciami to one na tej zasadzie maja prawo wtracac sie w wychowywanie dzieci. To rodzice decyduja co dzieci jedza o ktorej o w jakich ilosciach, to rodzice decyduja czy dziecku wolnie zjesc czekolade przed czy po obiedzie. Nikt nie powinien dokarmiac dzieci poza wiedza matki zwlaszcza tak malych, ktore dopiero poznaja smaki.
Rwasumujac. mieszkanie z tesciami to nie przyzwolenie na wychowywanie dzieci. Rodzice sa od tego a tesciowie czy inne osoby moge jedynie wyrazic swoje zdanie. Dziadkowie sa od zabawy z wnukami i zapewniania im bezpieczenstwa psychicznego jak i uczuciowego a nie buntowania przeciwko rodzicom.
Z jednym nie zgodze sie z autorka maili- rozumiem buduja dom, jeszcze potrzeba im rolu dlatego mieszkaja tak a nie inaczej. A moze warto dla wlasnego dobrego samopoczucia psychicznego wyprowadzic sie, wynajac cos i zamiast za rok wprowadzic sie za dwa do wlasnego domu.
Serio 5 latek decyduje u was w domu co leci w tv?
A ktos tak napisal?
Dom można dokończyć, już w nim mieszkając. Byle by ściany były, woda i prąd. Serio. Nie mówienie mężowi o problemach poskutkuje na bank kryzysem w związku. Jeżeli babcia robi złe śniadania i spacerki, to niestety – kupujemy chustę, wsadzamy w nią dzidzie i zajmujemy sie starszakiem osobiście. Jest wiele kobiet, które nie mają pod reką babć, cioć itp. i jakoś sobie radzą z dwójka czy trójka dzieci.
Rozumiem Cię Asiu i współczuję. Pytasz co robić? WYPROWADŹ SIĘ.
Wynajmij jakaś mała kawalerkę. Będzie trudno. Zakupy, lekarze, spacery, gotowanie, pranie i prasowanie – wszystko na Twojej głowie plus dzieci. Nikt Cie nie wyręczy, nie zabierze dzieci na spacer jak trzeba biec coś załatwić… Ale właśnie to nauczy was obie. Ciebie – samodzielności. Odkryjesz, że z 2 dzieci w 5 minut jesteś w stanie dotrzeć do lekarza gdy cos sie dzieje, że można gotować, sprzątać i ubierać dzieci jednocześnie, że potrafisz wszystko SAMA! Na początku będziesz padac na twarz jak dzieci zasną, a później będziesz potrafiła cieszyć się z ciszy i zasypiać o 23 :)
A teściową nauczy, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać. Ze potrafisz sie postawić i że może stracic kontakt z wnukami przez swoje zachowanie.
Wiem to, bo od kiedy urodziłam synów (różnica 1,5 roku, dwie cesarki) cała rodzina mieszkała 300 km dalej. I dawałam sobie z wszystkim radę. Szkoła życia – potworna, ale bezcenna.
Nasza wina .Jak mi szwagierka nakarmiła syna z autyzmem słodyczami zostawiłam go na ,,dosłownie chwilkę ” i wyszłam .Dwie godziny wystarczyły za tysiace pogadanek .Teraz jak przyjezdzamy nawet cukier ma schowany wysoko w szafce
U mnie jest problem nie tyle z teściową, co z babcią mojego męża. Kobiecie się pomyliły pokolenia i zachowuje się, jakby była jego matką, a nie matką jego ojca. Od samego początku kwestionuje wszystkie nasze decyzje. Choć z nami nie mieszka potrafiła przyjść i sprawdzać czy mam wewnętrzną stronę drzwiczek od szafki pod zlewem wyszorowaną. Jedna maskotka na podłodze oznaczała dla niej, że dzieci żyją w totalnym syfie i trzeba je nam zabrać. Kiedy urodziłam najmłodszą córcię potrafiła wpaść niezapowiedziana o siódmej rano (wszystkie mamy wiedzą, że nie ma czegoś takiego jak wyspany rodzic noworodka) bo coś od koleżanki po jej wnuczce przyniosła. I rzecz jasna z pretensjami, że jestem w piżamie i zaspana, a łóżko nie posłane (byłam po cesarce, drugiej z rzędu, bo dzieci rok po roku). Miarka się przebrała, kiedy pochorowałam się dość ostro (agresywna postać grypy, gorączka w okolicach 40 stopni, zapuchnięte gardło, że głosu nie mogłam wydobyć) i nie wykazałam entuzjazmu przez telefon, kiedy zadzwoniła z pomysłem nagrania dla dzieci życzeń od Mikołaja (maluchy nie ogarniały jeszcze tematu. Mała miała 1,5 roku, synek 2,5). Zadzwoniła z pretensjami do mojej matki i do swojego syna, którym przedstawiła mój brak entuzjazmu (byłam uprzejma i wymruczałam, że ogarnę sprawę jak się lepiej poczuję, bo nie mam siły) jako szczyt chamstwa i braku wychowania. Powiedziała, że jestem bezczelna i niewdzięczna, bo ona przecież tak się stara. Teść nie sprawdził informacji tylko zadzwonił z awanturą. Na szczęście mój mąż nie widział problemu w postawieniu się obojgu i zagroził całkowitym zerwaniem kontaktów, łącznie z odcięciem od dzieci. Babcia dalej jest wielce niezadowolona z relacji, ale pokornie się stosuje do nas, bo zależy jej na spotkaniach z prawnukami. Czasem jedynym wyjściem z sytuacji jest tupnięcie nogą. Chociaż to niezwykle trudne, jeśli się mieszka z teściami. osobiście nie doświadczyłam tego poza wspólnymi wakacjami, które były kompletną porażką. Współczuję Asi. Grunt to wsparcie męża w takiej sytuacji.
Ja właśnie będę za trzy miesiące mamą i nie wiem jak to będzie. Tzn moja mama jest 350 km stąd a teściowa 40 km, więc teoretycznie o wtrącaniu się nie ma mowy. Na dzień dzisiejszy raczej obstawialabym ze problematyczna będzie moja mama. Kocham ja i nie raz będę potrzebowała jej pomocy, ale ona ma tendencje właśnie do narzucania własnego zdania, swoje widzi mi się, a już zrozumienie ze ktoś myśli inaczej niż ona uznaje za fanaberie i anomalie od normalności… przyklad: Kiedy jej powiedziałam że raczej nie bede uczyć małego jedzenia słodyczy i wszystkim nam to wyjdzie na.dobre to powiedziała że jestem nienormalna i ona nie ma zamiaru „krzywdzic” dZiecka zabraniając mu słodyczy. Poza tym od.tego sa babcie by rozpieszczac wnuki. Nie wspomnę o tym, że jak ostatnio byłam to przynajmniej trzy razy dziennie słyszałam że jestem jakaś nie teges ze ja w ciąży np jem to a nie jem tego, że pilnuje godzin jedzenia, że ćwiczę, że ubieram sie tak, że stosuje taki a taki krem, że czytam.ksiazki i artykuły z gazet dla mam itp… teściowa w tych kwestiach zwykle mnie słucha, pyta skąd to wiem itp i proponuje jakieś swoje rozwiązania. Więc ona w tej kwestii wygrywa z moja mama. Ale wiele rzeczy może sie zmienić po porodzie. Bardzo bym chciała aby żadna z nich właśnie nie kwestionowala moich metod wychowawczych, bo uważam że nie jestem niedorozwojem ani nie tworzymy z mężem patologii w domu- jesteśmy dorośli, odpowiedzialni i na pewno krzywdy własnemu dziecku nie zrobimy.
Wszystko, co pani napisała jest słuszne, tylko ja mam zawsze problem, jak sprawa jest przedstawiona tylko z perspektywy jednej strony konfliktu. Może, zanim tak łatwo postawi Pani diagnozę i wywiesi wszystkie psy na Teściowej, warto byłoby posłuchać jej argumentów? Dlaczego dorosła kobieta, też przecież matka, miałaby być 'kąsającą żmiją’, robić 'na złość’ swojej synowej i krzywdzić wnuki? Dla sportu? Z wrodzonej złośliwości? Dlaczego obie panie nie potrafią się dogadać? Przecież teściowa ma sporo dobrej woli, zajmuje się małym, chodzi na spacery…Nie musi, ale mamie pewnie jest to na rękę. Jakoś rzadko tak bywa, że wina leży wyłącznie po jednej stronie. Może pani Asia postarała by się być nieco milsza dla starszej pani, matki kochanego mężczyzny, babci swoich dzieci? To ona mieszka póki co w jej domu, a więc może trzeba by się deczko dostosować do gospodarza? A pytań jest więcej…
dostosować się do gospodarza? że co proszę? co to znaczy że dziecko ma jeść pączki na śniadanie i słuchać jak babcia obraża jego mamę bo nie rozumiem? owszem ale zdarzają się osoby tzw „kąsające żmiję” niby chcą dobrze ale robią bardzo dużo złego, nie słuchają opinii młodszych bo mają się za najmądrzejszych a co mi będzie gówniara rządzić, niestety ale moje doświadczenie życiowe potwierdza że takie przypadki bywają…
To fajnie i logicznie da się zawsze wyjaśnić, kiedy mamy do
czynienia z ludźmi dojrzałymi, rozsądnymi i światłymi.
Logika kończy się kiedy stykamy się z osobami niedojrzałymi,
które powielają pewne fatalne wzorce zachowań. Jako osoba, która wychowała się na jednej z maleńkich wsi, wiem jaka mentalność potrafi tam królować.
Paradoksalnie im człowiek mniej znaczy, tym drugiemu bardziej życie uprzykrza.
Zabrzmię tu jak zwolenniczka tylko jednej strony, ale… cóż
zrobić? Przez całe moje dzieciństwo i młodość obserwowałam, jak moja babka z
założenia terroryzowała moją matkę. Niestety, bieda zmusiła nas do życia pod
jednym dachem przez kilkanaście lat.
Ta kobieta potrafiła rozsiewać naprawdę krzywdzące
oszczerstwa, wzywać policję i pogotowie, kłamać, płakać… ach! Ludzie w pewnym
momencie zaczęli stygmatyzować moją matkę i dopiero kiedy sami mieli okazję
rozzłościć moją babkę, słyszałam z ich ust: „nie mogę uwierzyć! To taka miła
kobieta się wydawała. Słyszałam różne historie, ale zawsze myślałam, że… nie
mogę uwierzyć!”
Np.: moja matka nie pije alkoholu, okazjonalnie kieliszek.
Babka zrobiła z niej alkoholiczkę. Wiadomo, są osoby, które piją tylko w
domowym zaciszu, więc łatwo było uwierzyć. Co rusz wmawiała jej romanse, uwaga,
nawet ze znanym w okolicy homoseksualistą! Oskarżała ją o pobicie, choć to
tylko ona miała skłonność do atakowania innych fizycznie. Płakała, zaklinała,
przysięgała i opowiadała takie rzeczy, że włos się na głowie jeżył. Praktycznie
rozbiła małżeństwo moich rodziców, a młodość moją i mojego rodzeństwa zamieniła
w piekło.
A o co chodziło? O podporządkowanie sobie mojej matki,
złamanie jej. Praktycznie jej się udało, matka wpadła w nerwicę i nawet podjęła
próbę samobójczą. Dopiero kiedy się wyprowadziliśmy, w naszym życiu pojawiło
się coś takiego jak spokój.
Wiadomo, nic nie jest czarno- białe. Jednak mogę przysiądź
na wszystkie świętości, że jedyna wina jaka w całej sytuacji leżała po stronie
mojej matki, to strach, brak wiary w siebie i zdecydowania, aby wynieść się od
teściów i spróbować swojego szczęścia gdzie indziej. Prawda jest taka, że moja
matka zawsze zachowywała się w stosunku do teściowej z szacunkiem, bo tak ją
nauczono w domu. My też zawsze odnosiliśmy się do babki grzecznie, nawet wtedy
gdy chwilę wcześniej potraktowała nas w obrzydliwy sposób. Może to była chłodna
uprzejmość, ale uprzejmość. Babka chciała mieć posłuch absolutny, najlepiej
decydować o wszystkim co dotyczyło jej syna, synowej i wnuków. Otwierała nasze
listy, potrafiła mataczyć w sprawach urzędowych, bić nas po twarzy, nazywać ku….mi
gdy byłyśmy jeszcze dziewczynkami… ech, wierzyć się nie chce, że ludzie są zdolni
do takich zachowań.
Teraz kiedy jest już stara, schorowana, sama, nagle
spotulniała, moi rodzice stale jej pomagają, wożą do lekarzy, robią zakupy itp.
Przyznała kiedyś do mojej matki, że w sumie to nie wie „czemu ja Ci tak
dokuczałam”?
Więc może nie warto generalizować, bo nie wszystko da się
logicznie wytłumaczyć, a na wsiach nieraz jeszcze pokutuje myślenie rodem z XIX
wieku.
Sama mam dziś teściową, święta nie jest. No, ale przy mojej
babce, to ona jest bezgrzeszną istotą.
Z moją teściową jest ten problem, że ciągle stara się
udowadniać, która kobieta jest najważniejsza w życiu jej syna. Odnoszę też
wrażenie, że chce na każdym kroku udowadniać kto jest lepszy jako kobieta,
żona, matka, gospodyni, kucharka, sprzątaczka. Machnęłam na to ręką, bo widać
ten typ tak ma i dla dobra bliskich nie dam się wciągnąć w chorą rywalizację,
której nie da się wygrać. No, ale często się w człowieku gotuje, ręce opadają,
albo chce się płakać, zwłaszcza jak robi po swojemu w sprawie wnuków, nie
licząc się z naszym zdaniem. Najbardziej nie docierają argumenty w sprawie
żywienia, bo wiadomo, piętnasty biszkopcik jeszcze nikogo nie zabił, a pokarm
mam widać zbyt chudy i dlatego potem dziecko nie chce jeść…
Napiszcie do teściowe list/kartkę/sms „Kochana teściowo- wiem, że chcesz doradzać jak mam wychowywać moje dzieci ale żyję z jednym z Twoich i mam parę zastrzeżeń!” Zatka ją, obrazi się ale spokój gwarantowany.
Ja jestem młodą mamą prawie dwuletniego syna.Myślałam że macierzyństwo to najlepsze co moglo mnie spotkać.Kochany partner, p poród bez powikłań i zdrowy syn,z ktorym nie ma żadnych problemów.Sęk w tym,że jestem klebkiem nerwów przez matkę mego partnera.Ja z natury jestem „Zosia Samosia”. Nie lubię prosić o pomoc i robię to tylko w naglych przypadkach.Nie angazowalam w obowiazki związane z dzieckiem rodziny,bo nie bylo takowej potrzeby.Tylko że byl to chyba mój błąd,gdyż tesciowa czuje się caly czas bardzo niedoceniona.Chcialaby się zająć wnukiem i ma do mnie żal że w nic ją nie angażuje.Najgorsze jest to że ona chce się zajmować wnuki na wlasnych zasadach,czyli koniecznie z dala ode mnie.Najlepiej wziąć go na spacer,albo do siebie do domu?Więc ja się pytam dlaczego???Maly jeszcze nie ma dwoch lat,caly czas jest na piersi.Jak się spotykamy z tesciami,to tesciowa zabiera mi syna i specjalnie idzie z nim tam gdzie mnie nie ma.Czy ja takiej osobie mogę zaufac?Takie sytuacje spowodowaly że wolę się z nią nie spotykać,bo jako matka czuję się lekceważona.Co mam robić?W dodatku teściowa chce być aż tak wazna w naszym zyciu,że ogranicza nasze kontakty z pozostała rodziną.Czy to jest zdrowe???
Ty jesteś matką, więc to ty decydujesz. Babcia spędza czas z wnukiem na takich zasadach, na jakie ty pozwolisz. Jak pozwalasz na zabieranie dziecka gdzieś, gdzie cię nie ma, mimo że sprawia ci to dyskomfort, to dla mnie to jest coś nie tak. To TY masz prawo decydować, masz prawo popełniać błędy, masz prawo wymagać od osoby, która kontaktuje się z twoim dzieckiem respektowania zasad, które ty wyznaczasz. Inaczej w życiu dziecka pojawia się chaos.
Informujesz ją, że jeśli chce mieć kontakt z dzieckiem, to w taki sposób, na jaki ty pozwalasz, albo wcale. Bycie babcią nie jest jakimś prawem tej osoby, jest przywilejem. Jeśli chce mieć z wami dobre stosunki, to niech się dostosuje do zasad, które wprowadzasz w życie swojego dziecka.
Może ona nie umie inaczej, może boi się twojej oceny, może ma dobre intencje tylko kiepskie metody – póki z nią nie porozmawiasz, to się nie dowiesz. Jak z nią nie porozmawiasz, to albo pozbawisz dziecko babci (a to ważna relacja), albo wprowadzisz w życie dziecka niepotrzebny zamęt. Ale to TWOJA, tylko twoja decyzja.
z tego powodu właśnie nie mamy dzieci dopóki nie skończymy swojego domu, nie trawie wtrącanie się w nie swoje sprawy i wiem że była by z tego wojna więc, najpierw dom, później
dziecko.
ona mieszka w jej domu i jakby nie było, teściowa jej pomaga. Ja mieszkam 35 km od mojej, nie pomogła mi nigdy w niczym (nawet wtedy, gdy przyjechała na urodziny mojego męża, choć byłam tydzień po terminie i prosiliśmy ją, żeby odwołać tę imprezę, a jak urodziłam na drugi dzień rano, to przez kolejne dni nikt z nich o nas już nie pamiętał), a cały czas ma coś do mnie. Ciekawe, co by ta Asia powiedziała, gdyby teściowa przyjechała na mszę z okazji roczku jej syna i 30ki męża, a potem, nie wychodząc nawet za bramę kościoła, urządziła awanturę przy jej rodzicach i przyjaciołach, po czym pojechała do domu… pozdrawiam!
„trzeba było nie
mieszkać u siebie”.
Ha ha ha. Dobra, a teraz pochwalcie się krytykanci. Ilu z was zapracowało na
swój własny kont w 100% samodzielnie. Tzn.: bez dziedziczenia czegokolwiek,
pomocy finansowej ze strony rodziców, dziadków itp., lub wżeniania się dom?
1/10? Może! Najwięcej mają w tej materii do powiedzenia ci, co wszystko na tacy
dostali. Niestety, nie wszystkich stać, a niektórych będzie stać jak będą mieli
po 40 lat. Tak, wiem, nie mieć dzieci. Bo tylko wam się one należą. Obrzydliwe….
Mieć dzieci, ale kto Ci powiedział zę dzieci wychowaja sie tylko w
wielkim domu, albo kilkupokojowym mieszkaniu??? Zeby miec dzieci trzeba
ponosić za nie odpowiedzialność. A toksyczna , pełna napięć atmosfera
temu nijak nie sprzyja. Zawsze coś za coś, niestety. Natomiast ciągła
walka z teściową wykończyłaby mnie i nie ma bata – dzieci by to odczuły.
Poza tym gdzie intymność, tylko nasze sprawy, gdzie na to miejsce z
teściową u boku?
Ps: niczego nie odziedziczylam, maz też niczego materialnego nie dostał, a jednak zyjemy sami i radzimy sobie jak umiemy.
I co zainwestować kupę forsy w chałupę albo w mieszkanie i potem siedzieć w nim, bo na nic nie stać bo kredyt bo trzeba je wyremontować? Ja wolę mieć haniebne dziedziczone i wyremontowane po kosztach byle się dało mieszkać, a jeździć zwiedzać, pływać i być szczęśliwa! Nie chałupa świadczy o człowieku! Ja mam wszystko z innej parafii trochę swoje trochę dziedziczone, ale moi znajomi i przyjaciele kochają tę kanciapę i robimy tu zajebiste impry! Bo mamy coś własnego i wiesz co? Jestem cholernym szczęściarzem, bo rodzice mi pomogli i mam gdzie mieszkać! NIe muszę wynajmować i się prosić właścicieli o to czy tamto. Więc uspokój japę i się ciesz co masz! PS. To było do krytykanta, który twierdzi jak to każdy ma mieć swoje niewiadomo jakie chałupy i jeszcze własnościowe :P
Identycznie jest u mnie, mieszkamy z tesciami bo chcemy kupic dom.. Mija właśnie rok od kiedy codziennie placze przez nich. Zrobili ze mnie najgorsza matkę na świecie, sprzątaczke i zmywaczke. Nie robia nic. Ale juz tylko dwa miesiace i moze w koncu uda sie wyjsc z tego piekla, nie zapominajac ze tesciowa pali jak smok i mozna siekiere powiesic w mieszkaniu. Jestem zalamana.
Z całą życzliwością – trzeba o tym powiedzieć mężowi. Ten typ tesciowej powinien syna posluchac. Oby! Moze u innej czesci rodziny mozna by zamieszkac? Dla mnie granica bylaby plotka o zdradzie puszczona wsrod otoczenia moze wywolac kryzys w relacji małżeńskiej a niczego nieswiadom maz uwierzy matce a nie zonie. Powiadomic meza na poczatek. Nagralabym. Tez jedna z takich rozmow. Poranki nagrala telefonem. Faceci nawet bedac w PL maja wiele rzeczy w d, tzn sa nirswiadomi zadan matki.
Cóż, nie mam kontaktu z moim dorosłym synem i nie chcę mieć. Nie znam moich wnuków. Uczyłam go całe życie, że przyzwoity mężczyzna zawsze bierze stronę żony. Nie przewidziałam, że jego żona może być po prostu chamska. Kiedyś (w narzeczeńskich czasach) byłam świadkiem chamskiego zachowania matki mojej synowej wobec jej teściowej. Pomyślałam sobie wówczas, że na jej miejscu wyszłabym i więcej nie wróciła. I tak właśnie postąpiłam. Na szczęście nie jest to mój jedyny syn.
I pani nazywa się matką ? Jak można nie utrzymywac kontaktu ze swoim dzieckiem? Synowej nie musi Pani lubic . To wybór pani syna. A co zawiniły Pani wnuki? Mam trójkę dzieci i nie wyobrażam sobie nie mieć, z którymkolwiek z nich kontaktu….
Te kontakty były bez sensu. Sprowadzały się do zaspokajania roszczeń mojej synowej (finansowych również). Każdy sprzeciw z mojej strony generował chamską reakcję. Mój syn zgodził się wycofał z tej relacji i wolał się nie wtrącać. Ja też nie chciałam afer. Mam żal do syna. Otrzymał świetne wykształcenie – bardzo dobrze sobie radzi zawodowo ( ale dla mojej synowej to ciągle mało), kochałam go i dbałam o niego. Postąpił ze mną podle z tchórzostwa i wygodnictwa. Nie wie o tym, ale go wydziedziczyłam.
jak to „otrzymał świetne wykształcenie”? kupiła mu je pani na bazarze?
Chodził do najlepszej społecznej szkoły, świetnie zna trzy języki obce. Zwiedził świat. Mógł studiować na świetnej uczelni w Szwajcarii, niestety jego obecna żona (wówczas jeszcze dziewczyna) wyszantażowała na nim rezygnację z tej możliwości – był to pierwszy konflikt z tą kobietą. Był najlepszym uczniem, finalistą i laureatem konkursów z przedmiotów ścisłych, dużo czytał, uprawiał sport. Nie wiem co Pani robi ze swoimi dziećmi, ale bez pomocy , dużej koncentracji rodziców i znacznych nakładów dzieci nie rozwijają się w taki sposób. Skończył studia w Polsce, bardzo dobrze zarabia, ale miał potencjał na więcej. Był natomiast kompletnie „nieżyciowy”. Myśleliśmy „ma czas” nauczyć się życiowych gier i egoizmu. Niestety, stało się inaczej. Uwikłał się w relacje z tupeciarą. Nie wtrącaliśmy się, bo do głowy nam nie przyszło, ze to może być jego żona. Dlaczego tak sądzę, że ożenił się z braku asertywności? Ponieważ na pytanie: „czy Ty kochasz tę kobietę?” nie odpowiedział do dzisiaj. Sądzę, że wstydzi się swojej prostackiej żony i nie wie jak z tego wybrnąć. Teraz ma troje dzieci, więc nie ma już wyjścia.
Nie umieściła Pani mojej odpowiedzi na komentarz do mojej historii. Rozumiem, że nie pasuje do „tezy”. To nie jest jednak tak, że istnieją dobre synowe po jednej stronie i złe teściowe po drugiej. Młode kobiety bywają narcystyczne, głupie, patologicznie niedojrzałe. I nie jest prawdą, że jedynie na rodzicach spoczywa powinność dbania o dobre relacje. Mieszkam daleko od mojego syna. Mam własne satysfakcjonujące życie i nie mieszałam się w życie jego rodziny. Nie uważałam też, ze mam jakieś szczególne obowiązki wobec tych dorosłych już ludzi. W odróżnieniu od rodziców mojej synowej (ona nie ma nawet zawodu) włożyłam dużo wysiłku w wychowanie i wykształcenie moich dzieci. Spodziewałam się jakiegoś szacunku i świętego spokoju. Nie wiem dlaczego mój syn wybrał sobie taką partnerkę (nie jest nawet ładna, ani zgrabna). Ale to jego sprawa. Dziewczyna mojego młodszego syna jest osobą niełatwą, natomiast jest inteligentna, ambitna i urokliwa. O dobre relacje z kimś takim mogę zabiegać. Nie dlatego żeby pozostać częścią życia mojego syna (nie wiem jaką to miałoby wartość samo w sobie), ale dlatego, że jest to okazja bycia z kimś wartościowym. Mam nadzieję, ze mój syn będzie potrafił docenić fakt, ze ktoś taki pojawił się w jego życiu. Ja, po doświadczeniach z pierwszą synową – doceniam.
Też mam taka sytuację i doskonale Cię rozumiem, mam wrażenie że mój syn trafił do jakiejś sekty. No i to jest ta biedna synowa ze swoja rodziną.
A ja jestem dobrą teściową :)
Nie wtrącam się, pomagam, jestem gdy mnie potrzebują , nie narzucam się. Kocham moją córkę i wnusię a zięć jest ok. ( przynajmniej przy mnie) Co się dzieje w ich domu to nie moja sprawa. Czasem zwrócę córce uwagę, że lepiej tak czy tak ale co ona z tym zrobi to jej decyzja.
Każdy ma swoje życie i musi je przeżyć. Ja jestem po to, zeby być i pomóc gdy tego potrzeba
A ja jestem dobrą teściową. Pomagam ile się da, nie wtrącam się. Zięć jest ok. Nie interesuje mnie jak sobie życie układają i jak postępują z moją wnuczką. Kochają ją więc krzywdy jej nie zrobią. Czasem zwrócę córce na coś uwagę ale co ona z tym zrobi to już nie moja sprawa. Kocham ich wszystkich ( zięcia również), oni mnie też :) jak trzeba to jestem na każde zawołanie, jak nie to się nie narzucam.
Każdy musi przeżyć życie za siebie. Ja jak miałam małe dzieci to zmarła moja mama, teściowa trzymała się z daleka. Dałam radę więc i oni dadzą.
Wszyscy mamy jedno życie po co sobie je komplikować
Racja. Po co komplikować :-)
Piękne sa niektóre komentarze pt.: „niech się usamodzielnią, my mamy gorzej a dajemy sobie radę”, „sami są sobie winni”, „pewnie są nie lepsi a teściowa daje im dach nad głową i jest anilokiem”. Nieco chyba nie zrozumieli esencji tego artykułu….chodzi o to, ze niektórzy rodzice nie potrafią wyjsc z roli dyktatorów, o wzajemny szacunek. Nie wazne czy sie mieszka u kogos czy 500 km dalej. Tak- dzieci w końcu dorastaja i same decyduja o soim życiu. Kochani – z faktami nie należy dyskutować: rodzic nie szanowal ich decyzji, nie liczyl sie z ich zdaniem. Moze nie mieli na tyle pieniędzy, żeby wynająć, bo budowali własny dom, może za gotówkę, a nie wpieprzajac sie jak niektórzy w kredyt i stawiajac pod znakiem zapytania przyszłość swoich dzieci. Przykre jest to, ze wylania nam sie zimny obraz społeczeństwa, takie Zosie samosie, męczennicy , bez większych więzi z innymi ludźmi. Jeśli cos im nie pasuje to odchodzą ( mówię tu oczywiście o komentujacych). Życie polega na wzajemnym szacunku, tym bardziej jesli jest to rodzina. Pewne osobniki nie zostały tego nauczone i nie przekazuja tego dalej i to jet przykre. I w ogóle od mieszkanie u kogoś upowaznia wlasciciela do pomiatania wg niektórych? Zrozumieć, dogadac się? – nie jest to zawsze możliwe kiedy ktos wychodzi z pozycji egoistycznego myslenia: „ja wiem lepiej, nie przyjmuję żadnych argumentów”….
Mieszkam u teściów na straszliwej kupie – my + dwójka dzieci, siostra męża + dwójka dzieci, i teściowie. Każdy ma swoją kondygnację, oddzielne wejścia. Kiedy urodziło się dziecko, było oczywiste że teściowa będzie się nim opiekować, ale od razu postanowiłam, że będę jej płacić. Nie za dużo, 500 zł miesięcznie (8 lat temu), ale chciałam, żeby sytuacja była czysta. Żebym – kiedy mi w przyszlości może powie – „a ja ci dziecko wychowałam! – mogła odpowiedzieć: „Za darmo tego nie robiłaś”. Do drugiego dziecka znalazłam opiekunkę, która przychodziła do domu, brała drugie tyle, ale nie karmiła dziecka przed telewizorem, nie dawała mu czekolady, i zajmowała się tylko nim, a nie praniem, gotowaniem, ogródkiem.
Moja teściowa jest OK, słyszę czasem przytyki, trudno. Ale chcę się stamtąd wyprowadzić jak najszybciej. Jeśli w jednym domu jest synowa i córka, ta pierwsza będzie zawsze na straconej pozycji.
Moja babcia tak nienawidziła mnie i mojej matki że jak wracaliśmy ze spaceru do domu to pluła na nas z balkonu. Kiedy moja mama rozwieszala wyprane ciuchy i pieluszki to stała z wężem i lała prosto na to pranie. Wprowadziliśmy się z piętrowego domu na pół roku do drugich dziadków do bloku, dziadkowi w końcu udało się przekonać żebyśmy wrócili. Było dobrze aż do momentu kiedy dziadek umarł. Zaczęło się od zakrecenia wody… Nosiłam 5litrowe baniaki na piętro. Wymiana zamków… Założyliśmy balkonowe drzwi przekluczane… Aż przyjechała do mnie pani z urzędu sprawdzić gdzie trzymam brudną bieliznę i wymeldowac mnie z domu. Dzień przed maturą odcieła nozycami prąd. Teraz mam męża, dziecko i swój własny dom a z tą panią nikt z naszej rodziny się nie kontaktuje. Nawet tata, czyli jej syn.
Ech niektóre kobiety po prostu są takimi właśnie żmijami- wiedzą najlepiej i masz ich słuchać, bo jak nie to wojna. Bo zabrałaś jej synka i jesteś złem wcielonym. I w ogóle ciesz się, że ona ci pozwala żyć w swoim blasku (żywcem za to do nieba pójdzie) i że ci nie zabrała dzieci, ty pomiocie niewadomo czego.
A tak serio- jeśli matce męża odpier… to nie ma go co w bezpiecznym kokoniku trzymać, tylko niech będzie mężczyzną i stawi czoła sytuacji. A jak nie potrafi, to współczuję męża i polecam kupić mu smoczek i pieluchomajtki- może zrozumie…
Ja byłam jedna przeciwko dwum – teściowa i matka teściowej! ! Ile się naplakalam, naprosilam męża, żebyśmy się wyprowadzili! Kiedy już stanął po mojej stronie, ja już byłam strzepem nerwów. To co przeżyłam. . . A suma sumarum to jestem wariatka, nie one. Nie doczekałam się żadnego przepraszam, uważają, że one nic nie są winne . A sytuację, które przeżyłam są jeszcze bardziej dosadne niż te opisane powyżej! Teraz kupiliśmy mieszkanie, jestem innym człowiekiem, chociaż jeszcze całkiem nie wróciłam do „normalności ” to przynajmniej już nie myślę o sobie jak o złej matce, złym człowieku, bo długo mi zajęło zrozumienie, że nie jest wcale tak jak mi wmawialy te kobiety :(((( nie życzę nikomu takich sytuacji. Jeszcze jak można niszczyć tak człowieka i jeszcze się śmiać, że ktoś jest zbyt wrażliwy! A przy tesciu obydwie udawaly aniołki. . .
„Czy Wy też czuliście cholerną wściekłość czytając powyższe fragmenty? Ja
się cała trzęsę po raz kolejny. Czytam i nie wierzę, że dorosła kobieta
może drugiej dorosłej kobiecie, matce swoich wnuków, zgotowywać takie
piekło.”
A ja czytam i nie wierzę, że dorosła kobieta MOGŁA POZWOLIĆ drugiej dorosłej kobiecie zgotować swoim dzieciom taki chaos. Z całym szacunkiem dla osoby, która przeżywa trudne chwile i czuje się jak w matni, ktoś musiał tej teściowej na to pozwolić.
Nie podoba ci się, jak teściowa zajmuje się dziećmi, to nie pozwalasz teściowej zajmować się dziećmi. Nie leżysz w łóżku, kiedy ktoś przygotowuje twojemu dziecku niezdrowe śniadanie, tylko sama to robisz. Jak widzisz pączki, to je zabierasz, informujesz dziecko i babcię, że czas na słodycze jest po obiedzie i razem z synem jesz zdrowe śniadanie, nie bacząc na protesty.
Nie podoba ci się, jak rozmawia z twoim trzylatkiem, to ograniczasz kontakty i wyznaczasz kobiecie tematy, na jakie może rozmawiać z dzieckiem i ich pilnujesz, a jak się nie trzyma wyznaczonych przez ciebie zasad, to zabierasz dziecko i sama się nim zajmujesz. Jak można zostawiać dziecko z kimś, komu się nie ufa, z kimś, kto podburza dziecko przeciwko matce?
Jeśli chodzi o ubranie, to pozwalasz dziecku decydować, czy jest mu zimno czy ciepło, kto ma to wiedzieć, jak nie ono?? Niektórym jest wiecznie za gorąco, innym wiecznie za zimno, ufajmy dzieciom, że raczej nie dążą do samozagłady i nie lubią marznąć/przegrzewać się.
I jeszcze przed mężem ukrywać trudną sytuację, bo jest mu ciężko? W
ten sposób się go wyprasza z rodziny, jeśli się nie pozwala mu
uczestniczyć w życiu rodzinnym.
Więcej zdecydowania, wyznaczania granic! Stanowczości!
trudno się nie zgodzić. Niestety, ale obwinianie tutaj babci o całe nieszczęście tej rodziny jest nieporozumieniem. Z własnego doświadczenia mówię. Jak się zamieszkało na garnuszku u toksycznych teściów, to jedynym sensownym rozwiązaniem jest jak najszybciej się wyprowadzić. A jak się mieszka kątem u teściów (co sama przerobiłam więc nie dziwi mnie, ze jest taka konieczność, bo naprawdę szkoda kasy na wynajmowanie czegoś, gdy faktycznie jak się buduje dom to każdy grosz się liczy i czasem człowiek myśli, ze warto jeszcze ten rok życia poświęcić, ale skończyć szybciej budowę) to niestety trzeba albo zacisnąć zęby i godzić się na wszystko, albo życ w stanie ciągłej wojny. Fajny wybór.
Można nie tylko żyć bez wojny, ale nawet jeszcze zmieniać na dobre kogoś krzyczącego, o ile się nie odpowiada przemocą na przemoc, tylko idzie się z Duchem Świętym w sercu, z Jego spokojem i nieskończoną miłością i stawia granice, szanując siebie i szanując tą drugą osobę, jaka by nie była, nie pozwalając jedynie na złe postępowanie. Ale nie odrzucając tej osoby jako człowieka i chcąc jego czy jej dobra. Ale jeśli siejesz zło, to się nie dziw, że zbierasz burzę.
popieram ! ja tam sobie nie pozwalam ! ostatnio mojej teściowej powiedzialam:
„miałaś swoje dzieci to sobie mogłaś decydowac! ja wiem lepiej co dla moich dzieci najlepsze!!
jak bym choć raz usłyszała ze do mojego dZiecka mówi coś na mnie to by więcej sama z nim nie została! A też mam dwoje malych dzieci i wiem jak jest ciężko!
Pycha u Ciebie aż bije po oczach: „ja wiem, co dla moich dzieci najlepsze”. Czyli jeszcze kompletnie nic nie wiesz. Za to chętnie na wszystkich krzyczysz, bo masz w sobie wiele złości, co pokazuje nie Twoją siłę, jak Ci się mylnie wydaje, tylko słabość. I tymi krzykami i przekonaniem „ja wiem wszystko” najwięcej zła wyrządzasz własnemu dziecku właśnie.
Mono masz sporo racji – podziwiam Twoje podejście do sprawy, jednak sama po sobie wiem, że czasem brak człowiekowi samozaparcia i siły, czasem walczy się i stara, ale zdarza się, że w końcu rezygnuje i odpuszcza. Wiem, że nie potrafiłabym mieszkać z teściową, ani tez z własną Mamą – jak to określiła moja przyjaciółka – 2 samice na jednym terytorium to o jedną za dużo, nie ma szans, żeby się dogadały.
Dobrze napisane. Szacunek dla innych i dla samego siebie. Musi być obustronny. Zdrowe granice nie są niegrzecznością, tylko nauką wzajemnego szacunku i szanowaniem decyzji i wolności innych.
To niestety bardzo powszechna sytuacja. Ona mowi „a”, a teściowa powie „b”. Jak ona powie „b”, teściowa powie „c” i tak dalej. Jedyna droga: wyprowadzić sie i ograniczyć kontakty!
Ja mam teściową, która faworyzuje jednego z synów, mojego syna ma w dupie, nas ma w dupie, potrafi nawet zabrać nam z lodówki jedzenie i zawieźć do 2 syna, bo my mieszkamy u niej, z racji tego, że zbieramy aby mieć mniejszy kredyt, naszym dzieckiem sie nie zajmuje, bo twierdzi, ze musi pomóc tamtemu synowi bo ma dwójkę (2i3 lata) dzieci a my mamy 1 (5msc) mąż ciągle pracuje, ja sama w domu i ciągle słysze, że jestem złą matką, bo proszę sasiadkę, aby przy mnie popilnowała małego, żebym mogła IM cały dom posprzątać… Nóż się w kieszenie otwiera a nerwica już rozwinięta, czuje sie jak więzień, czuje się opuszczona, czuje sie sama, bo mąż kocha matke na tyle aby wszystko usprawiedliwiać..
Zaczynam dziękować Bogu za moją teściowa…
Najważniejsze to mieszkać osobno – to podstawa. Nawet gdy jest ciężko i więcej pieniędzy na to idzie lepiej – jeśli to tylko możliwe – mieszkać oddzielne. Nawet najlepsze teściowe i matki mają inną wizję świata niż nasza i bardzo trudno (nawet przy dobrej woli z obu stron) dojść do porozumienia. Odległość od teściów i rodziców (choćby nawet 2 domy dalej, a najlepiej przynajmniej parę kilometrów dalej :-) zdecydowanie poprawia relacje, a nawet jeśli stosunki są tylko dyplomatyczne zawsze można się wycofać do siebie i (przynajmniej na trochę) się odciąć. Mam to szczęście, że z mężem i dziećmi mieszkamy osobno. Było kilka propozycji mieszkania w jednym bliźniaczym domu, ale odmówiłam. Moja teściowa choć bardzo życzliwa i uczynna często uważa, że ma monopol na rację, poza tym stara się być idealną gospodynią, a porządki to jej hobby – ja na natomiast jestem w tej kwestii bardziej wyluzowana. Nie byłam nigdy (za co jestem niebywale wdzięczna opatrzności) w tak trudnej sytuacji jak ta opisana powyżej, ale kiedyś podczas choroby potrzebowałam więcej pomocy w domu i teściowa choć bardzo pomocna próbowała organizować mi życie po swojemu i wchodzić na głowę. Kiedy poczułam się lepiej odetchnęłam z ulgą, że mogę sama sama się zorganizować po swojemu.
Trochę nie rozumiem. To znaczy rozumiem gotowość do stawiania granic teściowym tam, gdzie chodzi o wzorce i wartości wpajane dzieciom. Nie pojmuję natomiast jak można komuś władować się do domu (na lata?) i jeszcze oczekiwać, że ten ktoś się do nas dostosuje. Moje Panie, spróbujcie sobie wyobrazić, że kiedy już wybudujecie/kupicie te Wasze miejsca na ziemi, przyzwyczaicie się do tego, że jest Wam tam dobrze, bezpiecznie, to zamieszka tam, nieproszona, nielubiana przez Was inna kobieta. OK – synowa, ale synowa to nie córka! Pomyślcie o tym, ze będzie używała, jak swojej, waszej wanny, szarogęsiła się w kuchni!
Uważam Wasze teściowe za święte kobiety. Nigdy, przenigdy nie zgodziłabym się na coś takiego. I możecie mnie tu wykląć, ale spróbujcie zobaczyć to z perspektywy waszych teściowych. Koszmar.
Ciekawy głos. Za wszelką cenę – jeśli się tylko da – trzeba mieszkać osobno. Bo potem tak się sprawy mają…
Tylko… Kupno własnego miejsca na ziemi w dzisiejszych czasach to nie jest taka prosta sprawa. To jest MEGA trudna sprawa!
Zawsze była. Nie chcę wypowiadać się w retoryce; „a za moich czasów…”, ale mieszkałam z mężem i dziećmi kilka lat w hotelu asystenckim. Nasze „miejsce na ziemi” to było 25 m2, wspólna z dwudziestoma rodzinami kuchnia, podobnie łazienka. Fajnie było, dzieci się pięknie socjalizowały na dłuugim korytarzu. Bardzo duzo wysiłku kosztowało nas zbudowanie własnego szeregowego domku, ale nie wyciągaliśmy ręki po pomoc do rodziców.
Kiedy czytam wypowiedzi niektórych młodych mam, to myślę, że same są jeszcze dziećmi. Że są niesamodzielne i w związku z tym sfrustrowane zależnością od innych ludzi.
No dobrze, wszystko fajnie. Tylko fakt zamieszkania z rodzicami (dziadkami), za ich jak mniemam zgodą, nie daje im – dziadkom- prawa do takiego zachowania, jak opisane powyżej. Do podważania decyzji rodzica. Do wchodzenia w buty rodzica, a z tego co czytam, nawet do szkalowania rodzica w oczach dziecka. No na to nie ma usprawiedliwienia. Jeśli uważasz, że daje, to chyba się mylisz. Grubo. Można nie lubić tej, jak to mówisz „innej kobiety”. Oczywiście. Tylko, że kulturalna i normalna osoba nie wysługuje się dziećmi żeby to pokazać. I tyle w temacie.
I dlatego ta teściowa ma prawo niszczyć psychicznie synową, opowiadać o niej kłamstwa i mieszać dzieciom w głowach? Przeraża mnie to co Pani napisała. I dlaczego odrazu „szarogęsiła” się w kuchni? Normalne funkcjonowanie to szarogęszenie się? Osoba, która niszczy psychicznie drugiego człowieka nie można nazwać świętym tylko potworem. Są lepsze sposoby na rozwiązywanie takich sytuacji.
Jak teściowe są takie przywiązane do swoich kuchni, łazienek i innych pomieszczeń albo przedmiotów, to po co zgadzają się na to aby młodzi się przeprowadzili do niej? Od razu mogą powiedzieć, że im się to nie podoba i sprawa była by jasna. Ale jednak godzą się, jednak nie stawiają veta, tylko pod pozorem „pomocy” urządzają piekło na ziemi osobie, którą ich dzieci pokochały i wybrały na życiowych partnerów.
Dorosłe kobiety nie powinny dbać o to co ludzie powiedzą i bawić się w pozoranctwo, tylko szczerze podchodzić do sprawy i tyle. Nic nie tłumaczy ich ekstremalnego i psychotycznego zachowania!
A co ma wanny nieużywac a obiad gotować na ognisku przed domem czy blokiem. Pamiętaj będziesz stara i niedołezna i to oni wezmą cie w opiekę do siebie, i będą cie myć karmić w swojej wannie i swojej kuchni…
Synowa to nie córka, ale dla syna to synowa powinna być na pierwszym, zaraz po Bogu, miejscu. Małżonkowie dojrzali do małżeństwa decyzje podejmują wspólnie, a nie za nich podejmują mieszający się do ich życia teściowie. To Ty masz wypaczony obraz rodziny, bo nikt Ci nie pokazał wzoru rodziny szanującej się.
Tak sobie myślę, że trzeba uważać, bo sytuacja może się kiedyś odwrócić. Kiedyś same możemy zostać teściowymi zdanymi na łaskę synowej, która może nas odciąć od relacji z synami i wnukami, a nawet zostawić na pastwę losu, kiedy nie będziemy już w stanie same o siebie zadbać…
Nie mam żadnych oczekiwań wobec (przyszłej) synowej. To moje dzieci mają wobec mnie zobowiązania, a nie synowa czy zięć. Przy czym myślę, że sobie poradzą w życiu i nie spadną mi na głowę. Nie sądzę też aby wybrały sobie partnerów, którzy będą myśleć kategoriami jakichś szantaży. To mądrzy ludzie i jak dotąd spotykają się z innymi mądrymi młodymi ludźmi.
Żyłem podobnie. Tyle że teściowa na każdym kroku kwestionowała moje metody. Miały dzieci odrabiać lekcje to ona pozwalała im na bajki, mówiłem że czegoś nie wolno to ona na to pozwalała. A jak były małe to kilka razy prawie pobiliśmy się bo zabraniała mi zajmować się moimi dziećmi, zabraniała mi kąpać je, przewijać, zabierać na spacer. A żona mówiła tylko „Wytrzymaj.”
Szczęśliwie nie jestem juz częścią żadnej teściowej i nie chce mi się nawet tego czytać i komentować, bo po co sobie swoje przypominać i się denerwować. Nie ma dziewczyna wyboru- trzeba to znieść. A ja też zniosłam a teraz zaczęłam żyć i juz nic nie musze.
ja mam problem z teściową i jej matką.Obydwie od urodzenia syna są przeciwko mnie. robią mi na złość. Gdy syn miał miesiac to karmiły go czekoladą, kategorycznie zabranialam ale nie docierało. Dawały mu cukier na łyżeczce, Ciągle mówiły, że nic go nie uczę. (pediatra mówi, że syn bardzo inteligentny) Na każdym spotkaniu robiły coś wbrew mi. Dawały mu niebezpieczne rzeczy do bawienia. Pudełko z różnymi rzeczami ( baterie, igły, nożyczki) Mówiłam tysiące razy ze nie mają mu tego dawać. Idąc do nich nie mogłam syna spuścić z oka, bo się bałam, co one znowu wymyślą. Pora obiadu, obiad na stole , a one podsuwają mu pod nos słodycze. Gdy syn był malutki i spał to teściowa brała go na ręce, potrząsała nim i budziła. Ale szybko otrząsnęłam się i nie pozwalałam podchodzić gdy śpi. Notorycznie dają mu kawy się napić, Za każdym razem zwracam im uwagę. Ale to co zrobiły na końcu ( syn miał 1.5 roku) to już było przegięcie. Na rodzinnej imprezie , gdzie ja oczywiście nie piłam nic bo przy dziecku nie piję, dały mu posmakować wódki!!!! Od razu syna wzięłam stamtąd. Od tego czasu tam nie chodzimy (już 2 miesiące). Mąż powiedział im dlaczego tam nie przychodzę i przychodzić nie będę . to mnie wyśmiały i powiedziały , że przesadzam. Przez nich jestem bliska nerwicy. Tyle ile mi złego zrobiły… A Najgorsze, że mąż ciągle je broni i mówi , że kiedyś nasz syn będzie miał do mnie pretensje , że nie zna babci. Ale mówiłam mu 100 razy by z nimi porozmawiał, bo mnie nie słuchają, to nie zrobił nic w tym kierunku. Nigdy nie zwrócił im uwagi. Zawsze tylko ja musiałam reagować. Ja przeciwko im dwóm. Koszmar. Dużo więcej było akcji gdzie powinnam już dawno urwać z nimi kontakt ale musiałabym pisać cały dzień. A kontakt miałam z nimi tylko ze względu na męża , bo gdyby zależało to tylko ode mnie to już dawno bym się od nich odcięła, Teściowa czasem przychodzi , ale jej matka nie. JA do nich też nie chodzę. Niech zrozumieją w końcu co źle robią.
ja mam problem z teściową i jej matką.Obydwie od urodzenia syna są przeciwko mnie. robią mi na złość. Gdy syn miał miesiac to karmiły go czekoladą, kategorycznie zabranialam ale nie docierało. Dawały mu cukier na łyżeczce, Ciągle mówiły, że nic go nie uczę. (pediatra mówi, że syn bardzo inteligentny) Na każdym spotkaniu robiły coś wbrew mi. Dawały mu niebezpieczne rzeczy do bawienia. Pudełko z różnymi rzeczami ( baterie, igły, nożyczki) Mówiłam tysiące razy ze nie mają mu tego dawać. Idąc do nich nie mogłam syna spuścić z oka, bo się bałam, co one znowu wymyślą. Pora obiadu, obiad na stole , a one podsuwają mu pod nos słodycze. Gdy syn był malutki i spał to teściowa brała go na ręce, potrząsała nim i budziła. Ale szybko otrząsnęłam się i nie pozwalałam podchodzić gdy śpi. Notorycznie dają mu kawy się napić, Za każdym razem zwracam im uwagę. Ale to co zrobiły na końcu ( syn miał 1.5 roku) to już było przegięcie. Na rodzinnej imprezie , gdzie ja oczywiście nie piłam nic bo przy dziecku nie piję, dały mu posmakować wódki!!!! Od razu syna wzięłam stamtąd. Od tego czasu tam nie chodzimy (już 2 miesiące). Mąż powiedział im dlaczego tam nie przychodzę i przychodzić nie będę . to mnie wyśmiały i powiedziały , że przesadzam. Przez nich jestem bliska nerwicy. Tyle ile mi złego zrobiły… A Najgorsze, że mąż ciągle je broni i mówi , że kiedyś nasz syn będzie miał do mnie pretensje , że nie zna babci. Ale mówiłam mu 100 razy by z nimi porozmawiał, bo mnie nie słuchają, to nie zrobił nic w tym kierunku. Nigdy nie zwrócił im uwagi. Zawsze tylko ja musiałam reagować. Ja przeciwko im dwóm. Koszmar. Dużo więcej było akcji gdzie powinnam już dawno urwać z nimi kontakt ale musiałabym pisać cały dzień. A kontakt miałam z nimi tylko ze względu na męża , bo gdyby zależało to tylko ode mnie to już dawno bym się od nich odcięła, Teściowa czasem przychodzi , ale jej matka nie. JA do nich też nie chodzę. Niech zrozumieją w końcu co źle robią.
Współczuję wszystkim osobom z taką sytuacją. U nas obie babcie i dziadek tak postępowali. Udało nam się zamieszkać osobno i widać ogromne zmiany na lepsze. Jadąc w gości, widzę to jeszcze lepiej, dlatego, że mały staje się bardzo podatny na reakcje dziadków i korzysta z tego, że pozwalają mu na coś, mimo, iż my zabraniamy. Jesteśmy rodzicami i wiemy co jest dobre dla naszych dzieci…
Ja mam ten problem z moim ojcem… Pomimo że byłam jego ukochaną córeczką teraz zgotowuje mi piekło. Nie dość że podważa każde moje słowo, robi mi na złość to jeszcze zaczął nadużywać alkoholu i jest upierdliwy do entej potęgi. Na szczęście sie budujemy i do końca roku planujemy sie wyprowadzić.
Jak bym Wam napisała tu moja historię z teściowa która gnębi mnie od 12 lat mimo że jestem obecne 2000km od niej.Tak miesza tak obraduje tak mojego męża wykręca..ze nie da się żyć.Czuje się jak bym żyła w patologii..jakiejs naprawdę Ci współczuję i tego jadu weza.Ja mam żmije i jestem już na wyczerpaniu moich mocy.Bo albo Ja albo teściowa . Uciekaj poprostu.
Jakby znajome ☺teraz przynajmniej wiem ze to jakaś choroba jest
Kurczę dziewczyny czemu wy to sobie robicie i swoim dzieciom. Budujcie się jeszcze dwa lata ale idźcie na swoje. Łaskawy chleb najdrożej kosztuje i w gardle stoi. Jak zaczniesz szukać mieszkania to się okaże że znajdziesz. Będzie trudniej, biednie ale nikt ci dzieci truł nie będzie ani obniżał twojego autorytetu. Dziecko rośnie w przeświadczeniu, że twoje słowa mogą być lekceważone, a najgorsze etapy wychowawcze wciąż są przed tobą. Przyjdzie czas za rok, że wyprowadzisz się do siebie, a piekło będzie ci robić dziecko, bo je babcia tego nauczyła. Odseparować się jak najszybciej. Babcię widywać od święta. Bo nie chce być złym prorokiem a przyjdzie czas, że dziecko zacznie na ciebie rękę podnosić. Wiem co mówię. Żeby odsysać wpływ na dzieci musiałam się wyprowadzić 60 km od babci, bo tak dzieciom w głowie mieszała, że jedno z powodu tych chustawek nastroju i poczucia winy chciało sobie życie odebrać.
Hm a mnie nawet wnuka zobaczyć nie wolno a co dopiero przytulić.Nie wtrącałam się w ich życie a i tak jestem najgorszą matką teściową i babką
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Widocznie dałaś im ku temu powody.
Jakbym widziała moją historię.Moja teściowa od 5 lat mi robi piekło.wtraca się na każdym kroku.Podkresle że z nią mieszkam 5 lat. Podważa każdą moją decyzję,albo krzywo patrzy i mimo że zabraniam ona robi swoje.Czasem mam wrażenie że dzieci w ogóle nie respektują mojego zdania bo przyjdzie olma i zrobi to co dzieci chcą.Ale do przeprowadzki zostały 2-3 miesiące i wreszcie odpocznę psychicznie bo z nią nerwowo nie daję rady!
Czytam ten tekst, jak i komentarze pod nim ze smutkiem. Wydaje mi się, że sytuacja opisana przez Aśkę była rzeczywiście dla niej bardzo trudna, choć, jak ktoś napisał w komentarzu, nie musiała być aż tak bierna wobec niewłaściwego postępowania teściowej. Mogła sama przyrządzać dziecku śniadanie, ograniczać kontakty babci z dzieckiem w sytuacji sam na sam itd. Smutno mi tym bardziej, że sama jestem babcią od niespełna trzech lat i kocham swojego wnuka całym sercem. Córka mieszka z nami, ma swój pokój i łazienkę na poddaszu, w planach mamy zrobienie jeszcze oddzielnej kuchni i drugiego pokoju. Mój zięć – nie zięć (nie mają ślubu) mieszka i pracuje za granicą i naprawdę miałabym wiele podstaw do niezaakceptowania go. Nie było tak od początku, oboje z mężem wykazaliśmy dużo wyrozumiałości i dobrej woli, pomagaliśmy mu w bardzo wielu trudnych sytuacjach, przez pewien czas go utrzymywaliśmy, bo nie pracował, mieszkał w naszym domu itd., itp. jednak nie umiał tego uszanować – naszej dobrej woli i gościnności. Pominę milczeniem jego największą przywarę, ale myślę, że nikt normalny by tego nie zdzierżył. Była rozmowa i żądanie z naszej strony, aby natychmiast pozbył się swojego nałogu pod groźbą wyrzucenia z domu. Jakoś ucichło, ale po pewnym czasie urządził potworną awanturę, tak, że słyszała cała dzielnica. W jego wrzaskach były groźby pod adresem naszej córki – wyprowadził się sam, a my zastanawialiśmy się czy w nocy nie przyjdzie nas pozabijać. Wracał jeszcze do nas kilka razy, a my cierpliwie dawaliśmy kolejną szansę.Prawie za każdym razem urządzał na koniec jakąś aferę i z hukiem się wyprowadzał. Nie mogę zrozumieć dlaczego moja córka – inteligentna i wykształcona kobieta nie pożegna się z nim jako potencjalnym partnerem umożliwiając mu tylko kontakty z dzieckiem, ale to jej życie i jej decyzja. Nam zależy na tym, aby ona była szczęśliwa, a jej dziecko miało jak najlepsze warunki rozwoju – również emocjonalnego.
Jak już pisałam, córka mieszka z nami. Niejednokrotnie wybuchają między nami kłótnie, ale nigdy nie mówimy jej niczego, co byłoby złośliwe, nieprawdziwe itp. Zawsze staramy się respektować jej decyzje odnośnie dziecka, nigdy też nasz wnuk nie usłyszał złego słowa od nas na jej temat, ani swojego ojca, wręcz przeciwnie – przedstawiamy mu pozytywne strony ojca i zachęcamy do rozmów przez telefon lub skypa. Cały czas pomagamy córce, wspieramy też rozwój wnuka, bawimy się z nim, rozmawiamy i opiekujemy, gdy córka musi wyjść.
Rozumiem potrzebę młodych ludzi do usamodzielnienia się i niezależności, zwłaszcza, gdy dziadkowie do wszystkiego chcą się wtrącać, ale proszę – nie uogólniajcie i doceńcie starania dziadków, nawet jeśli czasem popełniają błędy. Przeważnie mają jednak dużo dobrych chęci i miłości i dużo do zaoferowania – zarówno Wam, młodym rodzicom, jak i Waszym dzieciom, a ich ukochanym wnukom.
Co znaczy, że teściowa wcześniej wstaje?
Jeśli kobieta wstaje o 9:00-10:00 to niech się nie dziwi, że wcześniej może wstać teściowa i przygotować śniadanie po swojemu. A co szkodzi szanownej mamie wstać wcześniej i przygotować zdrowe i smaczne śniadanie dla całej rodzinki (w tym teściowej)?
Mi to bardziej brzmi na wypociny rzeczywiście leniwej kobiety, która na własne życzenie jest strzępkiem nerwów…. Nauczyłam się jednego – od życia dostajemy to na co zapracowaliśmy. Jeżeli pozwala na to by to teściowa wstawała pierwsza, czy chodziła z małym na spacery to sorki niech się nie dziwi, że będzie w oczach teściowej leniem.
I jeszcze jedno – Czemu mąż o tym nie wie? Takie tajemnice w związku też nie są zdrowe…
Mam 38 lat. Po rozwodzie wyszłam po raz
kolejny za mąż. Z
pierwszego małżeństwa mam córeczkę która w w tym roku skończy
15lat.
W 2014 roku „moi rodzice” założyli sprawę w
sądzie
o widzenia z wnuczką a moją córką. Cztery lata horroru i
pomówień.
Postanowienie które ja nazywam WYROKIEM
brzmi:
na dwa dni przed planowaną wizytą mam
powiadomić
„rodziców” telefonicznie o wizycie:
* 1 raz w miesiącu przez 3 godz + 1 weekend w
miesiącu od
soboty do niedzieli + tydzień wakacji + drugie święto
wielkanocne + 2 święto
bożego narodzenia
Nigdy nie ufałam i nie zaufam „swoim
rodzicom”.
Przez te wszystkie lata starałam poukładać
siebie i swoje życie. Moje całe dzieciństwo było niczym
innym jak tylko
ciągłym żalem ze strony rodziców, ciągłe pretensje że wszystko
robię źle, bicie
mnie bo na to zasłużyłam. Nie byłam w tym wszystkim sama. Byli
jeszcze moi
bracia. Pierwszy 2 lata starszy, drugi 13lat młodszy.
Moje dzieciństwo? Pozwalam sobie na
zapomnienie tego złego
życia, niestety w życiu „dorosłym” coraz częściej daje to
wszystko o
sobie znać. Moczenie nocne do 18go roku życia, lęki, choroba
łuszczyca związana
ze stresem i ciągłym strachem. W wieku 33lat leki na padaczkę.
Matka – dla obcych miła, otwarta, pomocna…
nie potrafi żyć
bez obecności męża mimo że go wyłącznie toleruje; ale ich
miłości nie pamiętam.
Miła i serdeczna w rozmowie z obcą osobą a jak pamiętam to za
chwilę nagabywane
i obgadywanie było na porządku dziennym. Nie pamiętam również
aby kiedykolwiek
brali mnie na kolana, czy mówili bez powodu” kocham cię”.
Ojciec- Dla mnie, czyli dla swojej jedynej
córki: zimny,
złośliwy, wyśmiewanie się, poniżanie, obwinianie o wszystko,
umniejszanie moich
dokonań, niedotrzymywanie obietnic, znikome okazywanie
pozytywnych uczuć
(zawsze uzależnione od towarzystwa osób trzecich) itp.
Obecnie nie daję sobie zbyt wielu okazji do
wysłuchiwania ani
matki ani ojca dlatego że nie ufam im i nie ufam w ich intencje
do swoich
dzieci i swoich wnuków. Co łączy ich wspólnie?
Dzielą się codziennie nienawiścią, zawsze jednoczą ich rozmowy o
wspólnym wrogu
czy nieprzyjacielu; poza tym kłócą się między sobą o wszystko… a
przy okazji
tak dobrze gdzieś ukryli poczucie winy, że już zapomnieli, że
coś takiego
istnieje. Negacja to jest ich próba rozliczenia się z
przeszłością. Ja
znalazłam własną drogę w pozbyciu się uzależnienia od toksycznej
rodziny.
Można ich nienawidzić, ale po co? Kochać kogoś kto tego nie
potrafi lub po
prostu nie chce, to nie ma sensu. Szkoda na to energii!!! Wiem,
że próby
dojścia do minimalnego porozumienia między NIMI a MNĄ
(zainicjowane przeze
mnie) i tak zawsze kończą się fiaskiem. Tak więc staram się
odpuścić ale
rodzice nie dają mi szansy. Tak więc trzeba spróbować żyć
własnym życiem, czyli
ignorować niestabilnych emocjonalnie rodziców, nauczyć się
kochać prawdziwych
ludzi i dziękować losowi za wszystkie szanse. I wierzyć w to, że
można zamknąć
za sobą drzwi na klucz. Nie do końca potrafię się odbudować, ale
próbuję i żyję
normalnie, dobrze, a chwilami wspaniale. Mam wspaniałego męża i
cudowną córkę. Nie
chcę wspominać dzieciństwa. To, że było „toksyczne” dotarło do
mnie dopiero po
trzydziestce, pomimo niejednokrotnych uwag ze strony męża i
rodzeństwa, że się
daję wmanewrować w różne sytuacje. Dwa lata temu postanowiłam
się postawić, bo
jeszcze chwila a doprowadziliby mnie do załamania nerwowego.
Do końca moich dni będę pamiętała „lanie” od
mojego ojca. On rozpinał swój pas, z zamachem wyciągał go ze
szlufek, i z
wściekłością w oczach zmierzał do mnie. Chwytał mnie za ramię i
bił mnie po
pośladkach i nogach. Nigdy nie bił po plecach bo jak twierdził
od tego jest
„dupa”. Uderzał tak silnie, jak tylko mógł. Czasami dostawaliśmy
tym
co było pod ręką. Rura od odkurzacza, kabel od żelazka czy pasek
klinowy który
wisiał u ojca w garażu. Dostawaliśmy niemal za wszystko. Za
gorsze oceny gdy
matka wróciła z wywiadówki, za spóźnianie się (bo zawsze na
wyjście mieliśmy
bardzo ograniczony czas)itp. Pamiętam jak dostałam w twarz jak
ojciec potknął
się o moje buty które były źle ustawione przy kotłowni. Nawet
gdy byłam
nastolatką czy pannicą kończącą liceum to jeszcze potrafił zbić
mnie pasem. Ostatni
raz pasem dostałam w wieku 19lat, potem już tylko w „pysk”.
Musiałam we wszystkim dostosowywać się do
wymagań rodziców. Nigdy
nie byliśmy z rodzeństwem na żadnych wakacjach czy koloniach.
Nawet do babci
która mieszkała w województwie opolskim nie mogłam jechać na
wakacje bo jak
ojciec twierdził tam „same koziary”. Nawet wybór szkoły
średniej. Zawsze
marzyłam aby skończyć szkołe celniczą ale niestety nie było mowy
bo przecież ta
szkoła była w Oleśnicy. Musiałam iść do szkoły
administracyjno-biurowej bo tak
ojciec chciał i tak musiałam zrobić !! Nie wychodziłam do
koleżanek, ojciec
wiecznie robił awantury że mam się uczyć bo matura. Po szkole jak najszybciej
chciałam podjąć
pracę aby się usamodzielnić i nie być zależną. Podjęłam pracę w
biurze
rachunkowym na pół etatu a drugie pól etatu pilnowałam dziecka
pewnych państwa.
W wieku 21 lat miarka się przebrała. Wyprowadziłam się z domu w
2001 roku w
lipcu po awanturze z ojcem, a we wrześniu brałam ślub aby
uwolnić się od nich
od „moich rodziców”, od tego sadyzmu. Oczywiście nie byli na
moim
ślubie, bo gdzie tu do wyrodnej córki przyjść na ślub. Nie
akceptowali przecież
ani mojego małżeństwa ani małżeństwa mojego brata. Młodszy brat
ma syna ze
swoją dziewczyną, ale tej dziewczyny też nie akceptują. W końcu
wszyscy
mieszkamy osobno bo nikt z rodzeństwa nie chciał z nimi zostać.
Po rozwodzie
wyszłam po raz kolejny za mąż za człowieka którego pokochałam
całym sercem,
który kocha mnie i moją córkę jak własne, który o nas dba. Ale
wg Państwa
T.. to też nie jest dobry wybór. Od kiedy pamiętam
niszczą mnie
emocjonalnie. Nie chcą przyjąć że mam 38 lat, jestem dorosła i
mam dosyć
takiego życia jakie oni mi zgotowali.
Do dnia dzisiejszego mam wypisy ze szpitala
kiedy to jako
nastolatka leżałam 2 i pół miesiąca na dermatologii w Kaliszu.
Dodatkowo miałam
robione badania na moczenie nocne, miałam skierowanie do poradni
psychologicznej wieku rozwojowego, ale nigdy jako dziecko nie
byłam u
psychologa. Nikt mi nie pomógł, nikogo to nie obchodziło.
Dziś myślałam że sie z tym wszystkim
uporałam. Mam własną
firmę, dobrze zarabiam, śliczną i mądrą córkę i kochającego
męża. Niby mam
wszystko a jednak ten spokój którego pragnę jest równie ważny.
Którego
pragniemy razem z moim mężem.
„Dziadkowie” uważają że kochają swoją
wnuczkę, że
mają ją tylko jedną. Prawda jest taka że mają troję wnuków. Dwie
wnuczki i
malutkiego wnuka. Z tamtymi dziećmi nie utrzymują kontaktu.
Matka
zainteresowała się drugą wnuczką po pierwszej sprawie w sądzie o
widzenia z
moją córką. Brat był zdziwiony że nagle babcia sobie
przypomniała o jego córce.
Na chwilę obecną znów nie mają kontaktu. Nienawidzę rodziców za
te ich
zachowania. Ojciec może się zmienił przez te wszystkie lata,
chociaż oprócz
tego że nie jestem już bita tej zmiany nie widzę. A matka?
Twierdzi że nie ma
problemu z nałogiem co jest nieprawdą. Nawet dzień przed komunią
„ich
ukochanej wnuczki” matka się opiła, zrobiła awanturę i wyszła z
domu. Ja z
młodszym bratem szukaliśmy jej jeżdżąc każdy swoim samochodem.
Kiedy ją
znalazłam i kazałam wrócić do domu to zrobiła mi awanturę że
jestem
„popierdolona jak ojciec” i powiedziała że na żadną komunię nie
przyjdzie. To prawda że moja córka u nich często przebywała ale
nie było to za
darmo. Ja jeździłam z jednej pracy do drugiej bo byłyśmy z córką
same.
Zarabiałam wtedy w jednej firmie 1800 zł a samego kredytu
hipotecznego na dom
miałam 1100 zł a tu jeszcze komunia mojego dziecka. Chciałam aby
miała święto
jak reszta dzieci. Pracowałam po 13 i więcej godzin. Córkę
zostawiałam u
„dziadków” ale zostawiałam również pieniądze na obiady lub
robiłam
czasami zakupy. Rodzice mieli wtedy trudną sytuację materialną.
Ciągle się
kłócili a jak matka wypiła to były awantury o pieniądze. Kiedyś
ojciec
zadzwonił do mnie że matka znowu szaleje. Przyjechałam do
rodzinnego domu a
ojciec wtedy odkurzał. Zapytała co się stało a on powiedział że
matka rzuciła w
niego popielniczką. Odkurzał szkło. Ojciec bardzo często miał
ataki czustkowe i
zabierało go pogotowie przynajmniej raz w miesiącu. Jaki to
wstyd kiedy na
izbie przyjęć jeszcze słyszałam pretensje pijanej matki że ona
ma tego dosyć,
że nie ma własnego życia, że ciągle tylko ojcem musi się
przejmować, że nawet
posiedzieć z gośćmi nie może bo zawsze jej jakiś numer ze
szpitalem wywinie. Ojciec
czasami płakał przy mnie na zachowania matki. Ukrywał przed nią
finanse czy
jakieś opłaty bo ciągle robiła awantury. Mimo wszystko chciałam
mu pomóc.
Dawałam mu po kryjomu pieniądze aby mógł mieć na zakupy czy
opłaty. Niby dla
kogoś drobne kwoty po 200 czy 500 zł ale w sumie uzbierało się
tego 9300 zł
przez parę miesięcy. Od mojego byłego męża pożyczał pieniądze,
od mojego
obecnego męża również pożyczył prawie 7 tyś zł.
Dnia 9go lipca 2015 roku miałam badanie w
RODK w Kaliszu.
Byłam skłonna zgodzić się na widzenia mojej córki z dziadkami,
ale ich
zachowanie przerosło wszystko. Pretensje, krzyki i jeszcze raz
pretensje. Nawet
nie dali dojść mi do słowa. Największe pretensje ojciec miał o
to że sprzedałam
dom, że wpakowali w niego tyle pieniędzy. A ja miałam przecież
kredyt hipoteczny.
Nie dawałam rady ze spłatami ale ich to nie obchodziło. Miałam
„ryć”
do ostatnich sił. Zresztą kolejne badanie w RODK również
pokazało jak
„rodzice” potrafią kłamać i manipulować. Że utrudniam im
kontakty z
wnuczką, że nie mają kontaktu ze starszym synem przeze mnie… A tydzień przed kolejnym
spotkaniem w RODK
ojciec zadzwonił do mnie i powiedział abym szybko do niego
przyjechała.
Myślałam że coś się stało. Kiedy już pojechałam do rodzinnego
domu ojciec
zapytał mnie czy mogłabym pożyczyć mu 15tyś zł i że mam nic nie
mówić matce i mojemu
mężowi. Nie miałam w
danej chwili takich
pieniędzy ale też nie chciałam pochopnie podejmować decyzji tym
bardziej za
plecami mojego męża. Po
rozmowie z mężem
(mąż powiedział mi że to moja decyzja i że jak trzeba będzie to
mi pożyczy cęść
pieniędzy) postanowiłam pożyczyć ojcu kwotę 10 tyś zł ale na
umowę. To był mój
warunek. Wiedziałam że mogę mieć problem z odzyskaniem tej kwoty
tak jak
poprzednich pożyczek których ojciec mi nigdy nie oddał. Kiedy poinformowałam o tym
ojca to
odpowiedział krótko” wiedziałem że na starość szklanki wody mi
nie
podasz”. Krótko po tym odbyło się spotkanie w RODK gdzie nie
zostawił na
nas (na mnie i moim mężu) suchej nitki. Podłość to jedyne słowo
jakie mi
przychodzi aby określić swoich rodziców. Już ich nie mam. ..
Polska nie jest
dla mnie
Państwem prawa, to jedna wielka iluzja, opinię wydają sędziowie
dla których
„niby” ważne jest dobro mojego dziecka. Dla wysokiego sądu
najważniejsza jest
więź między dziadkami a wnuczką. Od dwóch lat zmagam się i
bronię swoich racji że
ów dziadkowie nie byli dobrymi rodzicami, że do dzisiaj zmagam
się z depresją,
że do dorosłości zmagałam się z moczeniem nocnym, że do niedawna zmagałam się
z padaczką
pourazową… Cały czas walczę.. Walczę sama ze sobą aby wytrzymać
i mieć siłę
dalej żyć. Walczę aby moja nastoletnia już córka nie była
manipulowana przez
dziadków. Sąd wydał zabezpieczenie i co jakiś czas musiałam
wozić ją do
„kochających dziadków”. Ciężko jest walczyć kiedy „prawo” mówi
że dla dobra
dziecka i jego rozwoju wskazane są kontakty z „dziadkami”….
Niewłaściwa
postawa dziadków i mówienie do dziecka zamiast Twoja mama to mówią
„szefowa”, podważanie mojego wychowania, podważanie moich autorytetów,
wyśmiewanie moich osiągnięć przed dzieckiem to dla sądu nie było ważne.
Sąd skarcił mnie że nagrałam rozmowę dziecka z dziadkami kiedy
to”kochający dziadkowie” wpływają emocjonalnie na dziecko mówiąć: „tylko
ciebie mamy, nikt nas nie odwiedza, nikt nas nie kocha mamy tylko
ciebie” albo kiedy mówią „masz tu nasze zdjęcie tylko sobie głęboko schowaj żeby ci matka nie potargała”. Masę takich przykładów. Brak mi sił i wiary w sprawiedliwość.
Dnia 18.01.2018
SĄD APELACYJNY
PODTRZYMAŁ PIERWSZE POSTANOWIENIE. GDZIE JEST
SPRAWIEDLIWOŚĆ?????
Nic się nie poprawi, dopóki nie wybaczysz rodzicom i nie przestaniesz żyć w grzechu. Chcesz żyć wbrew Bogu, to się nie spodziewaj, że Szatan da Tobie spokój i zdrowie, pokój i równowagę ducha. Zrobi wszystko, żeby zniszczyć Ciebie i Twoją rodzinę. Chodzisz na jego sznurku, to się nie dziw, że jest źle. Nie będzie dobrze, jeśli nie podejmiesz trwałej decyzji o tym, żeby się zmienić.
Po przeczytaniu niektorych komentarzy az sie krew we mnie burzy. Zwykle nie biore udzialu w tego typu dyskusjach, ale nie ukrywam cos mnie trafilo. Chcialabym sie tu odniesc przede wszystkim do osob, ktore tak bardzo bronia tesciowej, ktora wczesniej wstaje. Jakbyscie uwaznie czytaly to tesciowa Asi wstaje wczesniej i BUDZI starszego syna. A ja zadam proste pytanie po co to robi? Skoro dziecko spi to niech sobie spi. Kolejna kwestia jest to, ze dziewczyna wyraznie napisala ze buduja dom – no to chyba pojda na swoje z mezem, tak? To, ze aktualnie mieszka u tesciowej oznacza tylko jedno, ze nie miala innego wyjscia. Remonty i budowy zwykle pochlaniaja wiecej pieniedzy niz normalnie przewidujemy (wiem poniewaz remontowalam mieszkanie). Kolejna kwestia te tajemnice przed mezem. Przepraszam ale wtf??? Widzi sie z mezem na 2-3 dni w przeciagu 3 miesiecy. Dziewczyny litosci!!! Staje tutaj mocno w obronie tej dziewczyny, a robie to poniewaz wiem co to znaczy byc niewyspanym, bo dziecko daje w kosc, wiem co to znaczy jak sie mieszka z tesciowa, ktora uwaza, ze jest najmadrzejsza (uwiezcie mi wydaje jej sie, ze wie lepiej niz lekarz pediatra, polozna dietetyk etc). W mojej opinii jest to zwykle naduzywanie wladzy tesciowej nad synowa, poniewaz dziewczyna NIE MA WYJSCIA!!! I tesciowa dobrze o tym wie. A na dodatek wisienka na torcie jest to, ze ja pomawia w ogole bez komentarza. A teraz pare slow o mojej syt i o tym dlaczego wkurza mnie wciskanie nosa w wychowywanie dziecka. Mieszkam z mezem i dzieckiem – tesciowie osobno. Przeprowadzilam sie z duzego miasta do mniejszego, poniewaz zmusila mnie do tego sytuacja. Tesciowie mieszkaja niedaleko, na swoich rodzicow liczyc nie moge. Moj maz musial wyjechac za granice, zeby podreperowac nasz budzet inaczej jakby pojawilo sie dziecko nie byloby nas stac na nic (mam tu na mysli wyprawke dla dziecka). Cala ciaze wlasciwie przechodzilam sama, poprosilam tesciowa dopiero zeby u mnie nocowala na tydzien przed porodem. Po porodzie maz byl w pl 1,5 miesiaca, a pozniej miala mi pomoc tesciowa. Wiazalo sie to z jej przeprowadzka do mnie (nie mialam wyjscia, poniewaz mam jeszcze 35 kg psa, z ktorym ktos musial wychodzic) jej rola wlasciwie ograniczala sie do przypilnowania dziecka jak wychodzilam na zakupy etc. Na poczatku ok, pozniej oczywiscie zaczely sie jazdy. Poczatkiem konfliktu byly szczepionki. Klocilam sie z tesciowa o szczepionke przeciw meningokokom ja wahalam sie tesciowa nie wyrazala zgody. I teraz opowiem Wam o absurdzie jaki uslyszalam od swojej T otoz, ze meningokoki to jest szczep bakterii, ktory zostal wymyslony przez przemysl farmaceutyczny, zeby nabijac im kiesy (w domysle, ze one nie istnieja) O matko!!!! Bylam w klasie biol chem i juz wtedy slyszalam tych bakteriach, a przeciez w tym czasie nie bylo jeszcze szczepionek przeciw. No ale moja tesciowa (krawcowa) ma oczywiscie mikrobiologie w malym palcu. I tak wojowalysmy przez 2 miesiace, ja mowilam zeby dzieciaka nie brala na rece a ona mi na przekor (sytuacji bylo wiele). Kolejna sytuacja, ktora mnie wk…. to jak dostalam anginy. Lato, goraco moja tesciowa dupe grzeje na dzialce a ja zapier… z dzieckiem na dwor (przespacerowac sie dziecko musi) na antybiotyku, gdzie lekarz wyraznie mi mowil ze nie wolno. Moje dziecko zamienilo sie w potwora, bo karmilam piersia, a antybiotyk co prawda dla matek karmiacych, ale moje dziecko baaaardzo zle to znioslo. I dylemat wyleczyc sie, bo na angine tylko antybiotyk czy odpuscic? A tesciowa w d…. miala, a tak sie zarzekala ze bedzie wychodzic na spacery z wnukiem etc i wiecie ile razy byla na spacerze 0. Dobra przelknelam i to w koncu nie musi, prawda? Obiecywala, nie dotrzymala slowa, ok. Bylam z dzieckiem w szpitalu. Zachlystywal sie niesamowicie i nie potrafil sobie z tym poradzic w zaden sposob. Moja T oczywiscie znawczyni wszystkiego stwierdzila ze dziecko jest uczolone na psa i mam go oddac. Pilowala i pilowala az w koncu powiedzialam zeby dala psu spokoj i ze dopoki nie bede miala dokumentu potwierdzajacego alergie to psa nie oddam (psina ze schroniska, do rany przyloz). Diagnoza zachlystywanie sie trescia pokarmowa, ktore przeszlo samoistnie.i powiem tak, wszystko to bylo do przelkniecia, oczywiscie tez byly typowe sytuacje typu cukier do kompotu, bo smaczniejszy, czekoladki etc (nadmienie tylko ze moje dziecko w tym momencie ma 10 miesiecy) oczywiscie na to nie pozwalalam. Teksty typu bo ja to dawalam swojemu synowi i zyje – ok, to moze zlamiemy dziecku reke tez przeciez przezyje (przepraszam za tak drastyczny przyklad ale ja jestem wsciekla jak osa). Moja T dwa dni temu przekroczyla granice. No i teraz bedzie wyjasnienie dlaczego jestem tak wk… Moje dziecko od epizodow z zachlystywaniem jest pod opieka neurologa. Pani doktor stwierdzila u mojego dziecka lekka asymetrie i zeby sie mi dzieciak nie skrzywil bardziej to zadala odpowiednie cwiczenia (z metody ndt bobath) no to ja cwiczylam dzieciaka i cwiczylam. Dzieciak na szczescie prosty, ale moja wszechwiedzaca T kupila chodzik. Kazdy kto choc troche poczytal doskonale wie, ze chodziki generuja wady postawy u dzieci. No i wojna… Mowie jej raz, drugi, trzeci a ta cisnie. Jak mie do mnie to do meza. Obila sie o sciane bo my z mezem sie wspieramy. No i sadny dzien nadszedl. Musialam zalatwic wazna sprawe i jej zostawilam malego, a ta sobie sesje zdjeciowa zrobila dziecka gdzie? W chodziku. Przyznala sie mezowi, nie mi. Mnie wtedy na jej szczescie nie bylo. I teraz powiedzcie mi co zrobic z kobieta, ktora ma gdzies to co ja do niej mowie? Ja prostuje dzieciaka a ta robi krzywde i nie daje sobie wytlumaczyc czegokolwiek? Bardzo rzadko zostawiam jej dziecko, nie korzystam z jej pomocy bo ona tylko gada ze chce pomoc i na tym sie konczy. Mam nauczke po tym jak u mnie mieszkala, a wlasciwie nocowala bo ciagle jakies fuchy miala i nie miala czasu nawet z tym moim psem wyjsc. Wszystko i tak robilam sama, a ta przychodzila i komentowala tylko, ze syf itp. No ale ktos kto rzuca brudne majtki i skarpetki na podloge nie powinien sie odzywac, prawda? Moja rada nie dac sie, nakreslic granice i wytrzymac. No i oczywiscie zrobic wszystko zeby sie wyprowadzic jak najszybciej, poniewaz tak sie nie da zyc normalnie. Kazdej kobitce zycze nerwow ze stali i wspanialych, wspierajacych partnerow jak moj maz. Przepraszam za bledy ortograficzne, kolokwializmy i brak polskich znakow :)
Zbierasz zło, bo sama nie żyjesz w prawdzie o sobie, cieszysz się z bycia złą, nie ma w Waszej rodzinie miłości, bo jej nie dostałaś, nie wybaczyłaś swoim rodzicom i nie wzięłaś odpowiedzialności za to, żeby nie krzywdzić swojego dziecka swoją niedojrzałością i życiem w prawdzie i z zgodzie ze sobą, co jest możliwe tylko wtedy, gdy się przegląda w lustrze Ewangelii, zmienia swoje życie i żyje w zgodzie z wartościami i z Bożą miłością w sercu. Najwięcej szkodzisz własnemu dziecku. Jedyne, co potrafisz, to walczyć z innymi. Tam, gdzie jest miłość rzeczywiście, nie ma gonitwy za pieniędzmi, a mąż czy żona albo dziecko nie wyjeżdżają za granicę, zostawiając bliskich. Jeśli już, to jadą razem.
Strasznie nawiedzona jesteś
O rany, ile ta Pani na zdjęciu ma zła w oczach. Trzeba modlitwy za Nią.
Do wszystkich. Dopóki nie przebaczycie innym, nie wrócicie do Boga, nie poznacie siebie, by walczyć z własnymi słabościami z Bożą pomocą i dopóki będziecie mylić uczuciową pseudomiłość z prawdziwą miłością agape, której źródłem jest tylko i jedynie Pan Jezus, tak długo będzie u Was źle.
U ciebie widzę, że bardzo źle, oj źle, źle. Coś ci ten twoj bog nie pomaga.