Dziś są moje urodziny. Kolejne! ;-) 31 sierpnia to data, z którą mam tyle wspomnień, że chciałoby się każde spisać na papierze, ale one chyba wolą jednak być zamknięte w szufladach mojej pamięci i wspominek przy lampce wina ;-)
Wiecie, że nie pamiętam wszystkich moich urodzin? Pamiętacie wszystkie swoje?! Może pamięć moja szwankuje, ale odkąd mając lat kilkanaście zatrułam się poważnie tlenkiem węgla osuwając się na ziemię w łazience w mieszkaniu moich rodziców, to wiele wspomnień chyba jakby … zniknęło. Mój młodszy o rok brat pamięta naprawdę sporo z okresu naszego dzieciństwa, a ja jakby zdecydowanie mniej. Szczerze? Naprawdę niewiele pamiętam. Te kilkadziesiąt sekund nieświadomości zrobiło swoje i to pewnie przyczyna tego, że zdecydowanie więcej pamiętam po 13 roku życia niż przed nim.
A może to dobrze? A może to tak jest z tymi wspomnieniami, że mamy tylko ograniczoną pulę pamięci, niczym dyski twarde, i część usuwać musimy, aby kolejne, te ważniejsze się zapisywały? ;-) Tak się tylko pocieszam. A jednocześnie cieszę się, bo najpiękniejsze moje urodziny to te, które mam odkąd … jestem mamą. Już wcale nie taką młodą! :P
Pamiętam te czasy, ponad 7 lat temu, kiedy byłam jeszcze dwudziestokilkulatką i mówiłam na siebie: Dwudziecha! Kurczę! Dwudziestych urodzin już nie będę miała, ale szczerze? Te urodziny po trzydziestym roku życia smakują o wiele lepiej! Jakby dojrzalej. Jakby mniej wagi przywiązuje się do samej liczby a bardziej do tego, co chciałabym jeszcze dla naszej rodziny w przyszłości.
Mimo posiadania trójki dzieci udało mi się o czymś nie zapomnieć. O czymś szalenie ważnym, choć nie ukrywam, że czasami ta kwestia szwankuje, bo człowiek ma tyle na głowie, zresztą jak każda chyba mama, że łatwo o tym po prostu zapomnieć w pędzie dnia codziennego. Wiecie, o czym jeszcze nie zapomniałam i mam nadzieję pamiętać o tym cały czas?
Może zabrzmi to egoistycznie i dla niektórych niedojrzale, ale o … sobie!
Pamiętam o sobie. Czasami, może dla niektórych bezczelnie, rzucam Gaię w objęcia jej Taty, i robię coś dla siebie. Choćby takie prozaiczne wklepywanie w twarz serum na wieczór! Gdyby nie to, że robię nagły zryw i mówię:
– M.! Łap Gaię a ja idę na chwilę do łazienki!
To nigdy bym tego nie zrobiła, znając życie ;-)
I zmywam make-up. Spryskuję twarz tonikiem. Przecieram wacikiem. I nakładam serum. Albo olejek. Mam taki jeden o obłędnym zapachu, który czuję na sobie później cały wieczór. I upajam się tym faktem, że udało mi się wklepać serum :D Jakie to trywialne, co nie? :D A mnie rajcuje, bo wiem, że to ważne. O tyle ważne, że uświadamia mnie o tym, że ja też liczę się w tej całej układance rodzinnej.
Zapominam czasami o sobie. Nie będę ściemniać, że jestem taka „do przodu”. Czasami zbyt często zapominam o sobie. Jeszcze porządnie za ćwiczenia się nie wzięłam. Jeszcze nie zrzuciłam tego, co po ciąży mi się nazbierało i czuję, że trudno będzie dojść do wagi sprzed 5 lat. Może nawet mi się to nie uda, ale chcę dojść do liczby na wadze, z którą będę po prostu okay. Nie musi być zajebiście. Mam być po prostu zdrowa. Myślicie podobnie w kwestii wagi?
Dziewczyny, dzisiaj są moje urodziny. 33 urodziny. Dla niektórych wyglądam młodziej. Dla innych starzej niż 33. Dla siebie wyglądam w sam raz. Ja po prostu mam te 33 lata i dobrze mi z nimi. Życzyłabym sobie tylko jednego. Jakież to znowu banalne, ale cholernie ważne: ZDROWIA!
Resztę mam. Naprawdę, mam wszystko co mi potrzebne do życie. Co daje mi uśmiech. Tylko muszę to bardziej doceniać. Zapominam o docenianiu. Innych, siebie, męża. Nad tym muszę popracować.
Wiecie co jeszcze mi się udało pierwszy raz od wielu, wielu lat? To też tak w kwestii tych moich urodzin poniekąd ;)
Ustawiłam sobie wczoraj w mojej skrzynce mailowej autoresponder z informacją, że … JESTEM NA URLOPIE!
Pierwszy raz od wielu, wielu lat!
To był dla mnie wielki krok napisać to, że jestem na krótkim urlopie, bo na 90% maili odpowiadam w ciągu jednego dnia. Tymczasem ja naprawdę jestem na urlopie. Na końcu świata. W górach. I mam te swoje 33. urodziny! :D Gdybyście teraz do mnie napisali, to odpowiedź doszłaby w mig i brzmiałaby coś w stylu, że:
„Nie do wiary, Szczesliva jest an wakacjach! ;-) „
Mój Mąż nawet kwiaty zamówił dla mnie na tym końcu świata w Bieszczadach i o 8.00 rano przyjechał dzisiaj mężczyzna z kwiatami dla mnie. Doceniam, Mężu! Jaktyś tego kwiaciarza znalazł na końcu świata, to ja nie wiem! ;-) W te góry, gdzie tu prawie żywej duszy nie ma, oprócz no powiedzmy 50 osób, które znajdują się w promieniu kilku kilometrów ;) A na wieczór dzisiaj zaplanował coś musującego. No i … będę celebrować to, że … jestem szczęśliwa :-)
Tyle ode mnie ;-) Jeśli planujecie lampkę wina na wieczór, to stuknijmy się dzisiaj wirtualnie. A co nam szkodzi, co nie?! ;-)
Jeśli mogę Was prosić o coś, a właściwie to może zabrzmi to głupio, ale jeśli macie ochotę, to życzcie mi zdrowia. Zabrzmiało poważnie, bo i wiek coraz poważniejszy :D i zabrzmiało to pewnie tak, jak to się spotyka u 70-latków ;-)))
Ściskam Wam mocno i dziękuję, że przeczytaliście te kilka zdań ode mnie :-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Dziękuję! :*
Brak komentarzy