Rozważania typu: „synowa VS teściowa” albo „teściowa VS synowa” (jak kto woli) to temat rzeka! Wcześniej kwestia ta zupełnie mnie nie dotyczyła. Mamy moich dawnych chłopaków czy narzeczonego nie były obiektem mojego zainteresowania. I pewnie vice versa, nie oszukujmy się ;-)
Ot, po prostu nigdy nie było zbyt wielkiej między nami zażyłości, co pewnie wynika głównie z faktu, że nie znałyśmy się za dobrze i nie było okazji do wymiany poglądów czy specjalnych pozdrowień.
Przyznam jednak, że odkąd jestem mężatką i odkąd piszę bloga, to kwestią tą zaczęłam się żywo interesować! Niekoniecznie z tytułu jakichś specjalnych osobistych doświadczeń a raczej z racji ogromu e-maili, które dostaję od Was w tej sprawie. ;-)
Nie skłamię, jeśli napiszę, że mniej więcej co 10-ty mail od Was dotyczy właśnie relacji synowa-teściowa! Myślę, że nie muszę nawet tutaj cytować fragmentów wiadomości, ale na 100% wystarczy Wam wyobraźni, abyście mogli sobie dopowiedzieć, że historii jest tyle, ile przypadków i co jeden to „ciekawszy”, aby nie napisać „coraz bardziej frustrujący”.
Z każdego z tych maili wybrzmiewa żal, złość i niezrozumienie, dlaczego mama Waszego partnera „nie współpracuje”.
Zazwyczaj okazuje się, że sytuacje z pozoru błahe, proste do rozwiązania być nie mogą, ponieważ na drodze do szczęścia (które każdy pojmuje na swój sposób) stają przeszkody w postaci np. odmiennego zdania teściowej, która za wszelką cenę próbuje o swoim odmiennym zdaniu opowiedzieć całemu świata.
Gdybym chciała nakręcić o tym film, to wystarczyłby mi jeden krótki skecz, w którym pokazałabym kilku biegaczy (mąż, żona i dziecko) i uczestniczą oni w sztafecie, w której podają sobie pałeczkę koloru zielonego. Nagle, z widowni biegnie kibic (teściowa), która widząc ich biegnących i przekazujących sobie zieloną pałeczkę, próbuje wcisnąć im pałeczkę koloru czerwonego. Niby kobieta zna zasady, że pałeczki się nie zmienia. Że na stadion nie wolno sobie ot tak wbiegać. Że jej zadaniem jest na tem moment przyglądać się i kibicować, ale postanawia złamać te zasady, bo wydaje jej się, że pałeczka koloru czerwonego będzie jednak lepsza od tej zielonej!
Co byście zrobili w takiej sytuacji? Najlepiej by było, aby ochrona wyprowadziła ową damę i pouczyła ją o jej prawach i obowiązkach, a także przypomniała zasady gry, prawda? Ale kobieta nie słucha ochrony. Ona za wszelką cenę chce wrócić na stadion i podać tę cholerną czerwoną pałeczkę. W międzyczasie jeden z biegaczy (mąż) zdążył się potknąć (bo jak tu biec spokojnie, jak ktoś przeszkadza) a ten który miał odebrać pałeczkę przewrócił się również. I dupa zbita! Bieg został zakłócony, bo jednemu kibicowi zachciało się dopingować zamiast z trybun to wpieprzył się na stadion i zaczął przeszkadzać.
Ja wiem, że wśród naszych teściowych jest mnóstwo cudownych dusz, które potrafią kibicować trzymając się zasad. Wszak kibicowanie nie polega na przeszkadzaniu a trzymaniu kciuków! Mi się trafiła się super teściowa. :-) Ale są też teściowe, które się w tej grze pogubiły i jeśli chcą pozostać na stadionie przyglądając się rozgrywkom, to muszą zrozumieć jedną rzecz:
PRZESZŁOŚĆ ich synów należała do nich!
[I za to wielkie podziękowania! Mam wielką nadzieję, że jest za co dziękować!]
Natomiast PRZYSZŁOŚĆ należy już do ich kobiet! Partnerek, które sami wybrali i to już z nimi tylko
będą tę przyszłość budować. :-)
[co warto to uszanować]
Myślimy podobnie?
P.S. Jeśli udało się Wam przeczytać dzisiejszy post, będę wniebowzięta, jeśli zostawicie po sobie ślad! Mam nadzieję, że Facebook Wam go (łaskawie) pokazał. ;-)
Życzę nam wszystkim samych prawdziwych kibiców w naszych związkach, które tworzymy! Kibiców, którzy będą z nami na dobre i na złe, dopingując nas z daleka trzymając za nas kciuki.
Uściski!
Magda
3 komentarze
cieszę się! :( niestety jesteś w mniejszości :(
właśnie, egoizm. bo jak to zachowanie inaczej nazwać :)
Super, super, super tekst. Miałam podobnie przez wiele lat małżeństwa i widzę to samo w związkach moich dzieci. To straszne, że matki nie potrafią odciąć pępowiny i ciągle wtrącają się w życie dorosłych już potomków.