Mam wrażenie, że czasami są rodzicom zadawane pytania, które w ogóle nie powinny paść z ust otoczenia. :-) I to już bez względu nawet na to, czy mam tutaj na myśli bliższe nam osoby, czy dalsze, czy też zupełnie obce.
Jednym z tych pytań jest:
„A kiedy następne?!”
W sensie „następne dziecko”, rzecz jasna. :-)
Mam to ogromne szczęście, że nigdy nie musiałam mierzyć się z poronieniem czy długimi staraniami o żadne z moich dzieci, i wiem, że w pewnym sensie „wygrałam na loterii”. Nie każda para ma tyle szczęścia co my. Znam wiele par, które bardzo długo musiały starać się o dziecko i/lub utraciły wiele ciąż. Dla nich temat ciąży jest tak delikatny, jak tylko można sobie to wyobrazić. I nie ze wszystkimi mają ochotę dzielić się ich bolesną historią, co doskonale rozumiem! A często nie chcą wtajemniczać w to nawet najbliższych. Co też rozumiem.
Dlatego każde pytanie o dziecko czy kolejne dziecko (bo niektóre z par starają się o kolejne maleństwa) jest dla nich jak rozdrapywanie świeżej rany. Dla zadającego pytanie to ot, luźno rzucone pytanko, a dla nich cios prosto w czuły punkt.
Dlatego dziwię się, że mimo że mamy XXI wiek i świadomość w społeczeństwie powinna być już spora w tej materii, to całkiem niedawno kilkukrotnie usłyszałam to pytanie skierowane w moją stronę. Nie dalej jak dwa tygodnie temu pewna kobieta zadała mi to pytanie, na jednym ze spotkań. Wg niej skoro trójka naszych dzieci jest tak „udana”, jak to określiła, to nie pozostaje nam nic innego, jak „robić kolejne”. I tutaj uśmiechnęła się szeroko, jakby jej pytanie było zupełnie na miejscu. :-) Wiem, że miała szczere intencje, ale … no właśnie. Czy nie lepiej jest czasami skierować rozmowę na tematy dotyczące pogody? Tym bardziej, że nie znaliśmy się dobrze i nie mogła znać mojej historii ciąż czy porodów.
Jej szczęście, że trafiło na mnie, osobę, która nie ma za sobą trudnych historii w tej materii. Ale nie mogłam się oprzeć, aby na jej pytanie o kolejne dziecko, odpowiedzieć:
– No nie wiem. Może zaraz?
I uśmiechnęłam się jeszcze szerzej niż ona podczas zadawania mi pytania. Widziałam, że zrozumiała intencję mojej odpowiedzi.
Pomyślałam jednak, że skoro jesteśmy przy tym temacie, to powiem Wam, dlaczego my nie planujemy więcej potomstwa. :-) Nie sądzę, aby cokolwiek miało się w tej materii zmienić (wiem, że „nigdy nie mów nigdy”), ale to raczej pewne, że na trójeczce pozostaniemy. :-) Dodatkowo – to nie jest to dla mnie temat tabu, stąd mój dzisiejszy post, którym może niektórym ułatwię decyzję o posiadaniu kolejnego potomstwa, kto wie?! :-)
Dlaczego zatem nie planujemy więcej dzieci?
Po pierwsze i najważniejsze nie planujemy więcej dzieci, bo chcemy naszym dzieciom móc poświęcić tyle czasu, ile potrzebują. A już widzimy, że brakuje nam często doby, rąk, dzieci idą spać z niedosytem bycia z nami – rodzicami (mimo że oboje pracujemy w domu i nasze dzieci są z nami o wiele częściej niż np. dzieci wielu naszych znajomych.) A dzielenie naszego czasu i naszej uwagi na naszą kochaną trójkę bywa bardzo dużym wyzwaniem.
Odkąd z moim M. zaczęliśmy myśleć o byciu rodzicami, to od zawsze marzyła nam się trójeczka. I udało się. Czujemy, że nasza rodzina jest KOMPLETNA. :-) Mamy wewnętrzne poczucie, że mamy to, o czym marzyliśmy i chcemy się tym teraz zaopiekować najlepiej, jak potrafimy. :-)
Po drugie, i to są pobudki czysto praktyczne – ja już nie mam specjalnej ochoty wracać do czasu pieluch, wstawania w nocy, karmienia. Nareszcie wysypiam się w nocy. W końcu moje dzieci są już w wielu kwestiach samodzielne i potrafią zająć się sobą np. rano, kiedy ja mogę jeszcze ten kwadrans poleżeć w łóżku. ;-)
Po trzecie, zaczynamy być w punkcie naszego małżeństwa, kiedy lepiej się wysypiamy, a co za tym idzie mamy więcej cierpliwości dla siebie, więcej wyrozumiałości, i między innymi dzięki temu dogadujemy się cudownie. Nasze dzieci są starsze, a co za tym idzie mamy więcej dla czasu dla siebie.
Po czwarte – mam za sobą trzy cesarki. Czyli trzy operacje. Po jednych dochodziłam do siebie dłużej, po innych krócej. Moja pani ginekolog na moje pytanie przy trzeciej ciąży o to, czy teoretycznie mogłabym mieć jeszcze kiedyś czwartą cesarkę, powiedziała krótko:
„Z medycznego punktu widzenia nie rekomenduję Pani czwartej ciąży. Ale jeśli byłaby taka konieczność, to oczywiście, że zaopiekowałabym się Panią i wykonała kolejne cięcie.”
Po piąte – to już nie dla mnie, aby po raz kolejny przechodzić przez stresujący dla mnie okres ciąży. Ja się zawsze bardzo martwiłam będąc w ciąży. Bałabym się o to, że kolejna ciąża może musiałaby być np. leżąca, a mnie przecież potrzebuje nasza trójeczka! Nie wyobrażam sobie leżenia w łóżku czy w szpitalu, a wiem, że zdarza się to dość często, że po trzech cesarkach trzeba na siebie bardzo w ciąży uważać.
Po szóste – nasz kraj jest w punkcie, w którym ja jako matka trójki dzieci będąca w potencjalnej czwartej ciąży, nie czułabym się bezpiecznie. Bałabym się, że gdyby trzeba było ratować moje życie lekarze wg obowiązującego prawa mogliby mieć dylematy, czy ważniejsza jestem ja czy nienarodzone dziecko. Z Waszych maili znam kilka historii, które zmroziły moją krew w żyłach. Nie mogę się nimi z Wami podzielić, ale nigdy nie chciałabym być na miejscu tych Czytelniczek. Jedna z nich cudem przeżyła poród – niestety dziecko przez wady letalne nie miało najmniejszych szans na życie po narodzinach, i jego serce przestało bić minutę po porodzie a ona była bliska śmierci… :(
Ja już więcej dzieci nie planuję, ale z całego serca życzę każdej kobiecie, by spełniła swoje marzenie o dziecku. O ile w ogóle takie marzenie ma, wszak jest wiele kobiet, które dzieci mieć nie chcą i to również jest okay! :-)
Życzę też nam i naszym córkom, by rzeczywistość, w której żyjemy, sprzyjała posiadaniu dzieci – byśmy nie musiały zachodzić w ciążę w strachu o nasze życie. A tym, którzy (więcej) dzieci nie planują – piąteczka – witajcie w klubie! :-)
Ściskam!
7 komentarzy
Ja nie planuje dzieci wcale i jakoś mi z tym dobrze. Mam 33 lata, poukładane życie, super partnera i jest nam dobrze. Szanuje i podziwiam ludzi, mających dzieci ale też wiem, że są tacy, jak my którzy ich nie chcą i to też jest OK.
My z mężem zawsze marzyliśmy o dwójce dzieci, jednak jak zaszłam w ciążę pokazały mi się guzy na tarczycy, które po ciąży okazały złośliwe i cała tarczyca poszła do wycięcia. Lekarze mówią, że moge w obecnej chwili zajść w ciążę, ale nie dają gwarancji że nie będzie przerzutów, których się bardzo boję. Wolę miec 1 dziecko i żyć sobie spokojnje, niż osierocic dwójkę (taka straszna perspektywa, ale przy raku nigdy nic nie wiadomo).
Wkurzające są takie pytania. A ile ona ma dzieci? Nie znoszę ludzie, którzy nie mają taktu. W dodatku trafiła na kobietę, która ma ponad przeciętną liczbę pociech w tym kraju. Fajnie jej odpowiedziałaś. Cięta riposta i o to chodzi. Ja nie wiem czy bym się nie wkurzyła na takie pytanie. Choć znając siebie, palnęłabym: nigdy :)
Mnie osobiście też denerwują takie pytania. Jeszcze będąc w mojej pierwszej, wywalczonej ciąży słyszałam teksty „Róbcie zaraz następne” „To co za ciosem drugie?” „Jak teraz się udało to i kolejny się uda”. Tylko my na przykład nie chcemy więcej dzieci z różnych powodów m.in problemów zdrowotnych, względów ekonomicznych itd. Nie rozumiem takiego wściubiania nosa w czyjeś życie. Niech każdy żyje tak jak chce. Pozdrawiam :)
Mam 4 córki, 4 cc za sobą, słuszny wiek 40+, a oni: „To co pora na syna?” Dramat
Kiedyś na pytanie „kiedy następne?” Odpowiedziałam „Pytasz kiedy znów będziemy uprawiali ostry, a jednocześnie namiętny i pełen rozkoszy seks bez zabezpieczenia?”. Mina rozmówczyni bezcenna. Polecam.
Świetnie napisane. Ludziom nie do końca da się przetłumaczyć, że temat dzieci nie jest tym o czym luźno można sobie gadać. Ja będąc w mojej pierwszej ciąży już słyszałam od ciotek i babć „kiedy kolejne”, a byłam zmordowana nieziemsko ciężką ciążą, którą w większości musiałam przeleżeć w łóżku albo zdecydowanie częściej z głową w toalecie i ostatnie o czym myślałam to kolejna ciąża. Nawet gdy dopadła mnie depresja poporodowa ciągle słyszałam „kiedy kolejne bo trzeba iść za ciosem”, „jest córa to teraz kolej na synka”, „no przecież nie może być jedynaczką, będzie samotna”. Ostatnie o czym myślałam po tym wszystkim to sprowadzanie na świat kolejnego małego człowieka. A nos wtrącali i członkowie rodziny, znajomi, a nawet obcy ludzie,gdy wychodziłam na spacer i zaglądali do wózka. Członków rodziny zlewałam gdy pytali, obcym odpowiadałam mało przyjemnie. Ale! I tak hitem była moja babcia która wiedząc, że mój kuzyn stara się z żoną długo o dziecko i nic niestety nie wychodzi od ponad roku, na którejś rodzinnej imprezie z oburzeniem zapytała ile jeszcze ma czekać na prawnuka… Mina kuzyna i jego żony mówiła wszystko, ale do babci niestety nie dotarło. Mam wrażenie (przynajmniej w moim otoczeniu), że większość tego rodzaju pytań zadają ludzie starsi. Młodsi są chyba bardziej świadomi w tej kwestii choć nie zawsze niestety. Nic nikomu do tego jak wygląda jego rodzina. I tak, jak pisałaś, pół biedy gdy pytanie trafi na kogoś, kto nie miał problemu z ciążami, ale gdy trafi na kogoś kto niestety miał w tej materii trudności to na prawdę może zranić.