Jestem tolerancyjna. Tak naprawdę to niewiele sytuacji jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. No może oprócz tych powodowanych przez mojego Męża, ale to jest już osobna kategoria związana z tym, że my razem dajemy sobie popalić ;-)
Jednak są sfery, na punkcie których jestem wyczulona maksymalnie. Tak maksymalnie, że nie mogę przejść obok nich obojętnie. To są te sfery, które chcąc nie chcąc mogą się odbić czkawką na mnie i na mojej rodzinie. Ba, one mogą dotyczyć również Ciebie. Ciebie, Ciebie i Ciebie również! I w sumie mogłabym napisać, że nic na to nie poradzimy, albo że powinnam dać sobie spokój, bo wody w Wiśle nie zawrócę. I że to walka z wiatrakami i zajęłabym się czymś, co ma szanse na powodzenie.
Ale uznałam, że może pisząc o tym tutaj dotrę chociaż do kilku osób, które pomogą mi zwrócić uwagę na ten globalny, jak by na to nie patrzeć, problem. Kurde, to jest problem tak powszechny, że gdziekolwiek nie mieszkałam spotykałam się z nim w każdym miejscu naszego globu. I w każdym miejscu mierził mnie on równie mocno. Bo to o bezpieczeństwo nasze tutaj chodzi, serio serio. O bezpieczeństwo na wielu płaszczyznach.
Kilka dni temu odwiedziłam centrum handlowe, w którym byłam zmuszona znaleźć toaletę. Staram się unikać tego typu miejsc, bo nie mam zielonego pojęcia czy stan czystości tamże jest sprawdzany regularnie. A często jednak nie jest, i fetor z nich się wydobywający wywołuje u mnie odruch wymiotny. Bo to nie sztuka nająć panią sprzątającą, która zamiast dezynfekować to mizia umywalki i kible ściereczką na odległość, odfajkowując tylko swój dyżur parafką na białej kartce A4.
No nic. Zdecydowałam, że nagłej potrzeby nie dam rady wstrzymywać przez kolejną godzinę i weszłam w progi tego pałacu ;-) Śmierdziało wybitnie, jednak dałam radę nie zatykać nosa. Ja z tych wrażliwców, wybaczcie. Załatwiłam swoją potrzebę, umyłam ręce, wysuszyłam je i wyszłam.
Ponieważ czekałam na jeszcze jedną osobę, która w toalecie potrafi spędzać kwadranse, jeśli nie godziny, to usiadłam na pobliskiej ławeczce, z której miałam widok na męską toaletę – miejsce, w którym panowie uprawiają „sprint”. A o tym sprincie za chwilę. Panowie wchodzili i wychodzili z niej z prędkością światła. I każdy jeden mógłby dostać medal za sprawność i szybkość w tej pisuarowej dyscyplinie. Nie to co my – kobiety. Siedzimy w łazienkach godzinami i uprawiamy wizerunkowe ceregiele. A to się psikniemy jakimś eau de toillette, a to poprawimy gumkę na włosach, a to jeszcze będziemy czekać aż wszystkie panie wyjdą, aby tuż przed wyjściem w dwóch podskokach poprawić sobie spadające z tyłka rajstopy. Taki tam zimowy standardzik.
No nic. Chcąc nie chcąc przyglądałam się tym panom, a w oddali widziałam rząd łazienkowych pisuarów. Druga toaleta, w której były klasyczne ubikacje, była kilka metrow dalej. Panowie ewidentnie załatwiali potrzebę numer jeden, tzw.”jedyneczkę”, o której w moim liceum wszyscy na korytarzach rozmawiali, bo pisuary miały zdolność spadania i rozbijania się w środku akcji.
I ci panowie, których obserwowałam kątem oka, wchodzili do toalety, „pisuarowiali” tamże i szybko z niej wybiegali. I tak jeden za drugim. Ilość ponad przeciętna biorąc pod uwagę fakt, że w tym samym czasie zdążyły wyjść tylko dwie kobiety, a weszło ich co najmniej kilkanaście. „Brawo oni!” – chciało by się przyklasnąć. Ale nic, cholera, bardziej mylnego!
Nie brawo, a wstyd! Bo żaden z tych osobników nie czuł potrzeby umycia rąk! Żaden z nich nie zatrzymał przy umywalce. A woda w kranie była, i papier również. Żaden z delikwentów „pseudo-czyścioszków” nie widział sensu w tym, aby po wizycie w toalecie i przytrzymywaniu swojego „biznesu”, umyć później swoje grabki!
No jasna cholera mnie wzięła! Bo skoro żaden z nich tego nie robił, to znaczy, że mogę podejrzewać, że większość męskiej populacji w ogóle tego nie robi! A później prowadzi wózki sklepowe, wita się ze swoimi kumplami, ciotkami, babciami, całuje nam dłonie. Wita się ze mną, z Tobą, trzyma tramwajowe poręcze, dotyka kawiarnianych stolików i cały ten dobytek „materiału genetycznego” przekazuje dalej. Jeszcze nie zwymiotowaliście? Bo ja już kilka razy to pisząc musiałam się powstrzymywać…
Ja wiem, że niemycie rąk to nie koniec świata. To tylko niechybny schyłek dbałości o higienę. A mężczyźni mają tysioncpińcet zalet. I nie wszystkich należy pakować do jednego wora. Ale na Domestosa! [greckiego boga czystości ;-)]: to w nas, kobietach, jest nadzieja, że odrobinę nawrócimy towarzystwo! Udostępnienia tego postu będą mydłem na moje serce! ;-)
I tak na koniec, idąc tropem Stanisława Peca,
„Nazbierało im się pewnie tyle brudu, że wydawało im się po prostu marnotrawstwem go wyrzucić.” ;-)
13 komentarzy
Całkowicie się z Tobą zgadzam! Myślałam,że tylko ja jestem uczulona na tym punkcie. To jest tragedia! Nawet mój własny facet ma problem z myciem rąk po 'jedynce’, bo jak twierdzi to tylko siusianie, nic wielkiego, ręce czyste- o zgrozo! Ale tym starym chłopom już nie przegadasz, na ich wychowywanie jest już za późno, ale mimo to, jest to naprawdę duży problem wśród mężczyzn. Tylko co z tym robić skoro i tak nie słuchają..
O zgrozo! Mój prawie czterolatek już kombinuje jak może. Wracając z przedszkola zawsze chce siusiu z mamą lub z tatą, na co na koniec mówi, nic nie dotykałem, nie muszę myć rąk! :D Już brakuje mi na niego argumentów, a co będzie później??? :)
Najgorzej tylko, jak ta umywalka wygląda gorzej niż kibel.
oczami wyobraźni widzę ich włosy łonowe na klamkach, wieszakach i wózkach sklepowych. Poręczach schodów, tych zwykłych i ruchomych. Widzę jak te sztywne kłaki sterczą przy guzikach w windzie i na lustrach ! Oraz w restauracjach na stołach leżą, zaraz koło cholernie drogiego sushi. Rzygam !
Znam takich, którzy w pracy z satysfakcja opowiadali, że udało im się zębów nie umyć rano, i żona nie zauważyła haha. Dla mnie fuj. Zęby, ręce, chyba nawet niektórzy nie wiedzą, że mydło istnieje, że woda nie zabija, że dezodorant wynaleziono dawno
Tak rzygacie, ale seks oralny Was nie zniesmacza? Też ich wtedy tam dotykacie, rękami i USTAMI!!! A może taki rodzaj seksu też jest „fu”? Albo myjecie ręce i usta przed i po zamiast poleżeć razem…
Hm.. tego komentarza nie pisała chyba żadna „Ania” tylko oburzony facet.
No pewnie, że myjemy i to i to. Fuj, czyli Ty i Twój partner ani nie umyjecie się przed ani po?! Co za oblechy…
Dziewczyno, co innego swój własny facet a co innego milion innych! Czy Ty dotykasz tylko swojego, czy każdego napotkanego na swojej drodze mężczyznę?
Nie zniesmacza, ale z jednym „osobistym” ktory dba o higienę.
Biorąc pod uwagę, ile drobnoustrojów jest w otoczeniu, to ja się nieco dziwię, że panowie nie myją rąk PRZED, bo przecież później dotykają tego co mają najcenniejsze!
A już tak kompletnie serio, to takie umycie rąk w toalecie po załatwieniu potrzeby chroni otoczenie i ich najbliższych przed wieloma paskudztwami i jestem gorącą zwolenniczką mycia rąk przy takiej okazji, a także przed jedzeniem (tego też niektórzy nie stosują) czy od razu po wejściu do domu.
Ja po półrocznym mieszkaniu poza granicami naszego kraju w 2008 roku nauczylem sie korzystać z „sanitizerów”. Wiec pomimo mycia rąk przed posilkami w miejscach publicznych lub po spotkaniach z niektorymi ludzmi zawsze dłonie odkarzone.
Mój mąż oprócz studiów ma na swoim koncie także szkole ciastkarska gdzie macie rak było podstawa Kiedy zaczęłam sir z nim spotykać i zobaczyłam ze myje dłonie zawsze po wyjściu z toalety czy po powrocie do domu byłam zachwycona Jak go tu nie kochać? ? Napisze jeszcze ze mamy dwóch synów których gonimy do mycia rak cały czas z sukcesem ?