Mój Syn ma na swoim liczniku dwa lata. Dwa piękne i barwne lata podczas których poznał już całkiem spory kawałek nowego dla siebie świata. Dwa wspaniałe lata podczas których razem z moją drugą połową pokazaliśmy temu małemu człowiekowi wszystko, jak tylko potrafiliśmy najlepiej.
Mogę śmiało powiedzieć, że moje dziecko wie co lubi najbardziej i co go naprawdę kręci. Pewne preferencje są dla niego stałe, niektóre zmieniają się z czasem. Jak to z każdym człowiekiem na tej planecie, prawda? Rzadko kiedy wsuwamy marchewkę z tak samo wielkim smakiem przez cały nasz żywot, lubimy kolor niebieski czy też delektujemy się zsiadłym mlekiem. Życie raczej nie bywa constans. Zresztą, czy cokolwiek bywa stałe?
Nie chcę tutaj filozofować ani się wymądrzać, bo nie taki jest cel tej mojej blogowej tyrady. Ani nie jestem żadnym guru, ani nie mam na koncie tysiąca fakultetów. Nie lubię jednak szufladkowania, wielkich oczu i wylewanej troski na moje skromne bary i wielkie serce, albo odwrotnie – jak kto woli ;-)
A niestety tak ostatnio bywa, że niektóre wielce stroskane osobistości świata i mojego otoczenia wyrażają ogromny smutek, gdy widzą, że Ivo nie jest jeszcze wymiataczem polskiej mowy i nie przepada za bardzo za czytaniem mu książek!
No sorry Winnetou, ale pomimo faktu, że gderam przy nim jak karabin maszynowy non stop od kiedy tylko się urodził, i z uporem maniaka próbuję czytać mu bajki, to on naprawdę ma gdzieś, że powinien [wg niektórych zacnych osobistości;-)] gonić w tym względzie swoich rówieśników.
I [cholera], bardzo dobrze, a jeśli nie zajebiście, że rozwija się ten mój facet w swoim tempie! Nie musi brać udziału w żadnym wyścigu szczurów i w głębokim poważaniu ma to całe dwulatkowe zamieszanie! Ot, co! :-)
Strasznie, ale to strasznie nie lubię tych matczynych licytacji, w których bierze udział dość spora część kobiecego społeczeństwa.
Tych licytacji, które to polegają na tym, że na podium stawiają swoje dzieci i doklejają im coraz to nowe kotyliony zajebistości. Oczywiście w obecności innych matek, które albo muszą znosić te przechwałki albo dorzucają swoje trzy grosze w temacie swoich dzieci. I tak całe to kółeczko przechwałek trwa w najlepsze i z coraz większą fantazją matki robią ze swoich maluchów omnibusowe mutanty, które siedziały na nocniku już w wieku czterech miesięcy, znały polski i chiński alfabet tuż przed pierwszym rokiem życia i skakały po drzewach w trzynastym miesiącu.
Chwalmy te nasze dzieci. Pokazujmy im naszą aprobatę, zachwyt i miłość, ale oszczędźmy innym wysłuchiwania tych naszych teorii i dekalogów. Pławmy się w wyjątkowości naszych maluchów w okrojonym, rodzinnym gronie, które może mieć ochotę [ale czy, aby na pewno tę ochotę ma?] na rozsłuchiwanie się w naszych trzynastozgłoskowcach…
Nosz jasny gwint! No mój Syn też jest przegenialny! Jak każde dziecko, zresztą!
I może szybciej biega od swoich rówieśników!
I ma genialną koordynację ruchową!
I wrażliwość też ma genialną, ale … przecież…
…nie usiądę z resztą kwok przy kawie i nie będę go wychwalać pod niebiosa, aby próbować zrobić z niego drugiego Usaina Bolta, mistrza światowych bieżni… Litości! ;-)
Każdy z nas, rodziców, wie co robi.
A robimy to najlepiej jak potrafimy.
Bo znamy to swoje dziecko na wylot.
Znamy jego potrzeby, jego rytuały i możliwości.
Nie dajcie się wkręcić w te matczyne przechwałki.
Nie pozwólcie, żeby słuchanie tej przechwalczej tyrady Wami zachwiało.
Nie przejmujcie się tym, że Wasze dziecko nie robi jeszcze tego czy tamtego – o ile trzymacie rękę na pulsie i wiecie gdzie uderzyć w razie jakichś przypuszczeń, to wszystko jest cacy!
Czy każdy z nas jest taki sam i w tym samym czasie posiada pewne umiejętności i tak samo kręci nas na przykład paralotniarstwo albo zbieranie znaczków?
Czy to, że Ty zacząłeś liczyć do dziesięciu w wieku 2 lat a ja w wieku trzech umiałam już robić szpagat ma teraz jakiekolwiek znaczenie?
Albo, że ja siadałam na nocniku w piątym miesiącu życia a Ty dopiero gdy miałeś 3 lata?
Jakie to ma znaczenie, gdy teraz wszyscy tak czy siak i tak siadamy na deskę sedesową i czynimy naszą powinność?
Pewnie nie spotkamy się na placu zabaw na ławce i nie pogdaczemy razem, i całe szczęście!
Spotkamy się tam gdzie można na pełnym spontanie cieszyć się fajnym dzieciństwem naszych dzieci. Wypijemy razem kawę i pogadamy o nowych planach na życie, zamiast ścigać się w licytowaniu na kolejne umiejętności, które nasze maluchy posiadły zanim jeszcze przyszły na świat ;-)
34 komentarze
Ja również nie lubię przechwalania sie dzieckiem i jego talentami. Wydaję mi się, że niektórzy w ten sposób sie dowartościowują jako rodzice/ludzie. Pamiętam też że nie lubiłam wysłuchiwać mamy przechwalał na mój temat, tym bardziej gdy nie słyszałam tych słów od mamy, gdy byłyśmy same w domu…Mnie jako matkę irytowały pytania czy już chodzi, czy już mówi, czy jeszcze nosi pieluchę no i moje ulubione nadal karmisz?!
No kurczę, ja rozumiem, że czasami ciężko się na coś nie wkurzyć, ale dziwię się, że dajesz się w to wcIągnąć. Swoje wiesz i to najważniejsze. Bądź ponad tym a ktoś jak chce, niech się emocjonuje. Ludzi nie zmienisz.
No wiesz Marta. Ja serio, zupełnie serio, stoję obok i to co teraz czytasz to efekt moich obserwacji a nie emocjonalnych wewnetrznych potyczek :-) Ja po prostu widzę jak niektóre matki [ja kiedyś tez] przejmuja się tym licytowaniem i sciganiem innych maluchow w umiejetnosciach i piszę to u przestrodze. Wiem, ze kiedys to mnie kłuło zupełnie niepotrzebnie :-)
A ja mam w tym względzie łatwiej. Kiedyś zapytałam naszą neurolog czy on się dobrze rozwija. Na co ona: proszę pani, to jest wcześniak i się rozwija i to jest dobrze.
Dlaczego mam łatwiej, bo wiem, że moje dziecko już od początku miało własny styl i wszystko robi w swoim czasie. Jak mnie jakaś wkurzy, że on ma 10 miesięcy i jeszcze nie raczkuje to sobie zmieniam na wiek korygowany i już biedna nie wie co to wiek korygowany to i nie umie go do swojej pociechy porównać.
Ale nie ukrywam. Chwalę się dzieckiem. I to publicznie. Na blogu. I wielu rodziców mi za to dziękuje. Bo rodzicom wcześniaków, szczególnie tym na starcie, potrzeba jest takich historii. Takich które ocierają się o śmierć na początku a potem sobie żyją już dalej bez tego dramatu.
Dziękuje za Twój komentarz – poszerzył mi on perspektywę.
No właśnie! moja wcześniaczka skończyła rok i codziennie słyszę pytanie, czy już chodzi. Boszzzzz…. Jeszcze się w życiu nachodzi.
Każe dziecko rozwija się w swoim tempie, nie ważne czy jest wcześniakiem czy nie. Moja córa jest wcześniakiem ale w 5 msc mówiła „mama” a w 10 msc robiła już pierwsze kroki, za to ma inne problemy np. nadwrażliwość na niektóre bodźce, słabiej rozwinięte zdolności analityczne. Jest uzdolniona muzycznie, szybko nauczyła się mówić i śpiewać ale nie potrafi narysować kółka. (ma 3,5 roku). KAŻDE DZIECKO JEST INNE!
Wcześniak potrzebuje na starcie więcej czasu na rozwój.Za kilka lat to będzie bez znaczenia.Znam wielu wcześniaków , którzy w życiu dorosłym osiągnęli o wiele więcej od tych urodzonych o czasie :)
Moje kolezanki rowniez wychwalaja swoje dzieci pod niebiosa. Czasami nie chce mi sie juz tego sluchac. Nie mowie tylko o tym, ze czytanie uwielbiaja, ze sa madre, ladne, cudowne, ale tez wszystko maja najlepsze. Ich rozmowy… „kupilam jej (corce) taka super sukienke”, „moj maly tak sie cieszy na to nowe auto”… Moje dzieci maja skromne ubrania, zawsze czyste i wyprasowane. Zabawki, rowerki nie najdrozszych firm, i co? I uwazam, ze to wszystko rzeczy nie najwazniejsze, moje dzieci sa takie jakie sa. A od „tamtych” matek najlepiej sie odciac- ja tak zrobilam i zyje mi sie naprawde o wiele lepiej :)
A moze teraz jakis post na temat tego co robia mamy kiedy maja „wolne od dzieci”? Albo jak sie spelniaja mamy nie pracujace zawodowo? Moze moglbysmy sie nazwajem poinspirowac? :)
Jak zwykle w samo sedno! Ja nie lubię chwalić się dziećmi i ich osiągnięciami na lewo i prawo. Wyjątek stanowią niektóre bliskie nam osoby, które wręcz domagają się najświeższych doniesień, ale to inna bajka. Kiedyś, wysłuchując opowieści innych matek, ciotek i kuzynek, martwiłam się: bo on jeszcze nie siada;bo śpi dwa razy w ciągu dnia;bo jeszcze nie mówi, itp… I tylko niepotrzebnie traciłam czas i energię. Ale byłam bardzo niedoświadczona i niepewna siebie. Dziś jest już zdecydowanie lepiej. Nie daję się wciągać w bezsensowne licytacje i nie przejmuję się przechwałkami innych mam. Trochę czasu mi to jednak zajęło.
Dlatego właśnie nie jestem fanką forów, grup dyskusyjnych i wujka google.
Moje dziecko, moje tempo rozwoju i mój pępek świata.
Poza tym jest kupa innych tematów niż kupa naszych pociech ;)
Też mnie to drażni, nawet bardzo. Mam taką znajomą, która pod każdym zdjęciem dziecka naszych wspólnych znajomych pisze elaborat na temat tego, co jej córeczka potrafi i zawsze pytanie: a ile już waży, a ile ma wzrostu, a jaki rozmiar bucików. Każdy rodzic szaleje za swoim dzieckiem i jest ono dla niego najlepsze, najpiękniejsze-tak powinno być. Ale mówienie po raz setny o tym samym i dowartościowywanie przede wszystkim siebie, zdolnościami naszych pociech jest słabe. „Ma już pół roczku i jeszcze nie siedzi? Moje w tym wieku już tańczyło i śpiewało” Taki lans na dziecko, Yes! Są w tym samym wieku, a moje potrafi już o wiele więcej- jestem lepszą matką :p
No wiadomka. Ty się Babo nie stresuj. Ja do drugiej klasy byłam analfabetką. Każde dziecko ma swoj czas we wszystkim. Ament.
Też się tym gadaniem nie przejmuję. Ale takie sytuacje są już na porodówkach: a moje dziecko to śpi i nie płacze, a moje umie spać na boku, a mojemu się odbija po godzinie od karmienia, a mojemu nie dam smoczka, bo zniszczę jego zgryz itd. Ręce opadają. Z pierwszym dzieckiem na porodówce po prostu byłam w szoku i pewnie inne matki myślały, że jakaś nienormalna jestem. Z drugim dzieckiem tylko śmiałam się z tej paplaniny i zamieszczania przez inne matki, zdjęć noworodków, na fejsie.
TAK 100% Uwielbiam teksty : Moja ” już” to&tamto a Twój „jeszcze nie?”
Moja odpowiedź – w do 18r.ż. przecież nie będzie ssał kciuka/smoczka, spał z rodzicami czy robił w pieluchy….
Nie znoszę jak matki się przechwalają swoimi dziećmi. Jasne można sobie opowiedzieć co i kiedy zaczęły nasze dzieci robić, siedząc przy huśtawce, ale ja zaczynam słyszeć te bezkrytyczne rzyganie tęczą o lawendowych kupach, to znak dla mnie, że czas się zwijać.
Nigdy tak tego nie odbierałam i nie będę odbierać. Nie mam kompleksów jako matka dlatego kiedy inne matki mówią, że ich dzieci w wieku…. umiały to i to, to im gratuluję, a dzieciom jeszcze bardziej. Za to wkurza mnie ignorancja wielu matek, które uważają, że wiedzą najlepiej i tylko one mają monopol na ocenę rozwoju własnych dzieci. Potem autystyczne dzieci trafiają na profesjonalną pomoc dopiero w wieku 8 czy 10 lat, bo wiedziały lepiej, a na pomoc jest za późno. Albo dzieci z upośledzeniem umysłowym, bo przecież chłopcy zaczynają mówić później, dlatego matkę nie dziwiło, że jej synek w wieku 4 lat tylko stękał. A prawda jest taka, że upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim, choć w wieku paru lat dziecko mocno nie odbiega od normy to już w wieku kilkunastu lat czy dorosłym życiu to bardzo duży problem, który uniemożliwia często samodzielne życie.
Rozumiem każdą szczęśliwą matkę zdrowego dziecka, która z dumą opowiada co jej dziecko potrafi i od kiedy to potrafi. I coraz bardziej się utwierdzam, że matki zdrowych dzieci nie mają problemów, więc sobie je wyszukują. Rozumiem też matki dzieci niepełnosprawnych, które chwalą się, kiedy ich autystyczne dziecko w wieku 5 lat powiedziało w końcu „mamo”. Uwagi innych matek oraz rodziny odbieram z dystansem ale biorę je pod uwagę, bo być może coś przegapiam, co może okazać się wielkim życiowym dramatem.
I to nie prawda, ze nie ma znaczenia kiedy siada się na klop, niektórzy samodzielnie nie usiądą na nim nigdy, więc to nie jest tak, że każdy potem bla bla bla. Dla każdej normalnej matki jej dziecko jest najpiękniejsze, najwspanialsze i najlepsze i cudowne kiedy potrafi publicznie je chwalić. A chwaląc swoje dziecko, chwalimy także siebie, bo to przecież my je wychowujemy. Skoro matki nie potrafią, albo nie mają chwalić samych siebie to niech potem nie oświadczają światu, ze nikt ich w tej roli nie docenia. Naprawiać świat należy zacząć od siebie :) Pozdrawiam.
Ale boli gdy aci inna Matka powie ze Twoje półtora roczne dziecko ma autyzm bo mówi pojedyncze słowa i piszczy (jak większość dzieci w którymś momencie zycia)… I taki tekst dlatego ze nie mówi zdaniami i nie bije innych dzieci…
Wiem ze są mamy które przesadzają i opóźniają pójście do specjalisty ale są takie co chcą dać napiedestal swoje dziecko i udowodnić innym ze inne dzieci są gorsze…
Ja mam autystyczne dziecko i nic mnie nie boli.
Ale wmawianie choroby zdrowemu dziecku jednak trochę jest przykre – nie uważasz?
Jeśli dziecko rozwija się prawidłowo i ktoś strzela Ci bombę ze podejrzewa jakaś kół wiek chorobę to nie jest mile.
Jeśli moje dziecko jest zdrowe i jakaś obca osoba mówi mi, że jest chore, to powiedz sama szczerze- co mnie to obchodzi? Co mnie obchodzi opinia czy zdanie obcej, nic nie znaczącej dla mnie osoby? Kim ona jest, żeby miała taką władzę nade mną, by sprawić mi przykrość? Sorry, ale moje samopoczucie nie zależy od obcych ludzi, mało od kogo zależy i nic mnie nie obchodzi, co ktoś mówi o moich dzieciach, skoro znam prawdę. I bardzo się cieszę jak inne mamy chwalą się swoimi największymi skarbami- dziećmi :)
A widzisz ja mam wiele odwrotnych do ciebie doświadczeń. Nie chwalę się swoim dzieckiem bo i tak dla mnie jest najwspanialsza na świecie i nikomu ni muszę o tym mówić i nikogo do tego przekonywać,ale wracając do tego co zaczęłam wiele mam podchodzi do mnie i mówi „ojej jak Pani córcia ładnie mówi, mój synek jeszcze prawie nic” albo „Ojej ile ma ząbków, moje dziecko ledwo 2” głupio mi z takimi komentarzami i często po prostu mówię, że każde dziecko rozwija się w swoim tępię i nie ma co się denerwować, ale mam wrażenia ,że te mamy już biorą udział w jakimś maratonie. Pozdrawiam bardzo fajny tekst :)
Ach, jeszcze niedawno sama o tych radach „mędrców” wszelkich wspominałam [https://kashtanky.com/2015/04/5-trikow-jak-odstawic-dziecko-od/].
Podpisuję się pod tym co powiedziałaś: „Jakie to ma znaczenie, gdy teraz wszyscy tak czy siak i tak siadamy na deskę sedesową i czynimy naszą powinność?” :-)
Mnie irytuje zarówno przesadne chwalenie się dzieckiem jak i mówienie o nim źle, zwłaszcza kiedy stoi obok. Zawsze ucinam takie rozmowy kiedy jakaś mama rozpędzi się i nadaje przy swoim dziecku jakie jest niegrzeczne, że nie chce jeść itp.
O swoich nigdy nie mówię źle w ich obecności. Przecież dziecko stoi i słucha.
Świetnie napisane- potrafię jeszcze znieść takie przechwałki dot maluszków (choć nie mam własnych dzieci), ale moi rodzice mają znajomych, którzy w ten sposób licytują się w temacie ich 14-22 letnich dzieci i to w ich obecności, ba w mojej (czyli zestawia się 20 letnią mnie studiującą na ASP z ich 22 letnim synem z Warszawy- który btw. jest na prawdę super gościem;)). Krew wrze! ;)
najlepsze co usłyszałam : moja córka jak miała ROK to już mówiła i to pełnymi zdaniami
Moja obie córki tak miały, chociaż nie nazwałabym tego zdaniami a raczej równoważnikami zdań np. „Mama daj tyta” (cyca) albo „Tata tu aaa”, „Kotek jobi am am” itp. za to w innych tematach nie były orłami :)
Ja również nie znoszę jak ktoś pyta a co już potrafi twój syn? otóż syn rozwija się w swoim tempie, jest bystry itd, nie muszę każdemu z osobna robić listy umiejętności mojego dziecka, ja w jego wieku byłam zupełnie inna, mąż również, on jest sobą i robi po swojemu, nie byłam nigdy dobra z przedmiotów ścisłych za to mąż idealny, a jaki będzie mój syn?! nie ważne, będzie sobą, jeśli będzie wolał matmę ok, jeśli z polskiego będzie głąb ok, będę pomagać na tyle ile będę mogła, Napewno do niczego nie zmusze bo wiem z własnego doświadczenia ze nie ma sensu i nigdy nie wychodzi zmuszanie dziecka. Mój syn ma 6 miesięcy, jeśli ktoś ze znajomych będzie chciał wiedzieć więcej co u mojego dziecka niech nas odwiedzi sam się przekona najlepiej. Oczywiście jak chyba każda mama jestem zadowolona z nowych osiągnięć mojego dziecka i dzieci przyjaciół i dzieci w rodzinie, milo jest widzieć jak zdrowo się rozwijaja, ładnie jedzą, są silne i mądre, ale wszystko ma swój umiar i ja to doskonale wiem, nigdy nie mam zamiaru rozpieszczac mojego syna aby nie wyrósł na małego samoluba który zabiera zabawki innym dzieciom bo wtedy chwalić się nie ma czym! mam zdrowe podejście do macierzynstwa bo wiem ze teraz jest słodki itd ale on rośnie i to jak teraz go wychowam wykreuje go na przyszłość.
Chwalenie się dla samego chwalenie jest tylko próbą podbudowania swego ego. Są jednak sytuacje gdy warto porozmawiać z innymi mamami na temat rozwoju dzieci i tak po cichutku sprawdzić czy jest w miarę ok. Nie można ignorować pewnych sygnałów ale bywa że kobieta która została mama po raz 1 szaleje, a miłość totalnie ją oślepia lub odwrotnie dopatruje się w swoim dziecku wszelkich możliwych zaburzeń. Oba przypadki to skrajności ale się zdarzają, aby nie skrzywdzić dziecka pozwólmy sobie czasem doradzić. Jestem nauczycielką w przedszkolu i często na placach zabaw widzę dzieci, roczne, dwuletnie itd. o których wiem że będzie je czekała spora praca w przedszkolu. Głównym problemem jest zachowanie ale mowa, koordynacja wzrokowo- ruchowa, rozumienie poleceń….. to są główne bolączki współczesnych przedszkolaków. Potem zaczynają się pielgrzymki po logopedach, pedagogach i terapeutach, a wystarczyło zacząć pracę ze 2 lata wcześniej a dziecko nie odstawało by od grupy w tak wyraźny sposób że wymaga teraz zespołu wspomagającego jego rozwój. Każde dziecko ma swoje tempo to oczywiste ale niestety żyjemy w kraju który wymaga od 5 latków gotowości szkolnej.
No dokładnie „zanim przyszły na świat”. Ja jeszcze będąc w ciąży nasłuchałam się jakie to inne dzieci były wspaniałe będąc jeszcze w brzuchu:) A przecież te same osoby biją na alarm i żądają indywidualnego podejścia do każdego dziecka! A gdzie ono? Bo nie w porównaniach ani przechwałkach…
Skądś to znam. Mój synek w sierpniu będzie miał 4 latka. Jest wspaniałym mądrym czlowieczkiem, potrafi kochać i odróżnia co jest dobre a co złe, ma spokojne usposobienie, oczywiście jest radosny i bawi się jak każde inne dziecko. Cały czas słyszę że już dawno powinien chodzić do przedszkola, że powinien znać różne niestworzone rzeczy a najlepiej być profesorem nauk ścisłych. To skandal że jeszcze się myli licząc do 10…… Itd itp…. Mam to w nosie. Dla mnie najważniejsze jest że nie ważne gdzie wejdziemy ten mały człowieczek uczy starszych ludzi, mówi dzień dobry, do widzenia, czesc, dziękuję proszę przepraszam. A gdy wie, że to nasi najbliżsi znajomi czy rodzina podchodzi do mężczyzn i podaje im rękę. Potrafi okazywać uczucia a czasami jak coś powie, to zachodzimy z mężem do głowy jak on to wymyślił. Raz jadąc samochodem mąż się zapytał: ” co tu taka cisza”, a mój synek ze spokojem tym swoim fajniutkim dziecięcym głosikiem, „a nic. Oglądamy sobie przez okno świat..”
Jeszcze całe życie będzie się uczył niepotrzebnych do niczego pierdół, niestety od 6 r.że. Teraz czas na zabawę… Pozdrawiam mamusie które na sile próbują zrobić z dzieci geniuszy i zabierają im najpiękniejsze lata.
Czas leci jak głupi. Nasze pociechy będą dziećmi zaledwie 5 minut, a dorosłymi przez całe życie….
Ja z kolei naprawdę mam gdzieś „ekstremalną ponadprzeciętność” dzieci innych mam. Moje Dziecię jest najcudowniejsze na świecie i nawet jak inne mamy postawią pomnik swoim latoroślom, to Zochna i tak będzie z mojej perspektywie biła te „monumenty” na głowę ;). Kompletnie nie przeszkadza mi wygłaszanie peonów innych mam nad swoimi dziećmi. Nawet z reguły kulturalnie przyłączam się tych ochów i achów nad cudzym dzieckiem, ale generalnie te wszystkie wyrazy zachwytu… jednym uchem wpuszczam, drugim wypuszczam i nigdy nie próbuję porównywać, bo po co…przecież moje Dziecko i tak jest najwspanialsze ;). Kompletnie nie czuję potrzeby udowadniania komukolwiek, że moja Córcia jest idealna i nie mam ochoty przyłączać się do konkursu talentów, żeby nas dowartościować. Nie jesteśmy z Zochną idealne, ale ideałów nie ma, więc nie mamy żadnych kompleksów. Wiem, że ja dla Zosi jestem najlepszę mamą na świecie, ona jest moją najcudowniejszą córcią i nic tego nigdy nie zmieni.
tadam:) o to jest to:) ja mam tak samo:) całe szczęście że moje najbliższe koleżanki też są normalne i się nie przechwalamy jedna przez drugą, raczej kombinujemy jak tu sobie wyjść w babskim gronie, bez ogonów i ogonków i przerzucić „słodki ciężar” na barki Tatusiów:) i nie mamy z tego powodu wyrzutów sumienia, bo nie startujemy w konkursie „matka roku” :):):)