Mamy jesień. Słońca na niebie coraz mniej. Prawie wszyscy jesteśmy już po wakacjach i w najbliższym czasie nie planujemy wylegiwania na plaży w tropikach.
Z jednej strony smutno mi z powodu niższych temperatur i pożegnania piknikowych klimatów. Z drugiej jednak strony cieszę się, że w końcu nadszedł moment, aby wziąć się za moją skórę, którą latem traktowałam wyjątkowo delikatnie, nie kombinując z witaminizowaniem ani eksfoliacją, które mogłyby jej tylko zaszkodzić w środku upalnego lata.
Może nie przyznaję się do tego zbyt często, ale czują oddech zbliżającej się trzydziechy. Widzę zachodzące we mnie zmiany, w szczególności te zewnętrzne, które niechybnie świadczą o tym, że najwyższy czas traktować pielęgnację skóry poważnie. Już nie będzie lepiej – włókien kolagenowych nie przybędzie, regeneracja naskórka też nie przyspieszy. Mniej więcej od 25 r.ż. nasze ciało spowalnia pewne procesy. Okres hossy, czyli optymalny kondycyjny wiek naszej skóry mamy już wtedy zazwyczaj za sobą.
Moja [Wasza] rola w tym, aby tej skórze pomóc. Ta pomoc ma polegać na tym, aby proces starzenia możliwie jak najbardziej opóźnić, czyli go nie przyspieszać poprzez nieświadomie popełniane błędy. Takimi błędami są np. niedbałość w codziennym demakijażu, zapominalstwo w zakresie nawilżania a także brak eksfoliacji.
Pamiętam rozmowę, którą kilka miesięcy temu przeprowadziłam z moim Mężem. Dyskutowaliśmy o starszym pokoleniu. Temat zupełnie naturalnie zszedł na pewną sytuację: rodzinę mojego Męża odwiedzili znajomi z Francji. Mój Mąż był wtedy nastolatkiem. Zapamiętał pewną bardzo ciekawą rzecz – otóż powiedział, że od tych gości z Francji biła pewnego rodzaju świeżość. Zauważył piękną skórę, niosący się za nimi zapach i pewnego rodzaju promienność, które kontrastowały z tym co prezentowały osoby z Polski. Kobiety były wyjątkowo zadbane i mimo, że były w tym samym wieku co obecne w towarzystwie Polki, to wyglądały zdecydowanie młodziej.
Mogę zgadywać co wpłynęło na ten fakt i pewnie będę miała rację. Francuzki miały świadomość, że promienie słoneczne mogą szkodzić skórze a także wiedziały, że odpowiednia pielęgnacja skóry zaprocentuje w przyszłości. Były na wygranej pozycji, chociażby z uwagi na fakt, iż miały dostęp do szerokiej gamy kosmetyków, w przeciwieństwie do Pań z Polski. Były także zapewne informowane [ np.w prasie] o zgubnym wpływie promieni UV na kondycję naszej skóry.
Tak było 30 lat temu. Teraz media trąbią na alarm i próbują nas w tym temacie uświadomić. Wiele z nas wzięło to sobie do serducha i stara się dbać o to, co dała nam natura i to co nam natura odbierze – młodość. Jednak część z nas nie traktuje tego poważnie, bądź nie ma ochoty spędzać dodatkowych 15 minut dziennie przed lustrem. Każdy dokonuje wyboru za siebie.
Ja jestem w tej pierwszej grupie, która to chce wyglądać młodo możliwie najdłużej. Nie fiksuję na punkcie urody i pielęgnacji, jednak jestem świadoma upływającego czasu i nie chcę przyspieszać żadnych procesów. Tyle wystarczy, abym do codziennych rytuałów dopisała kilka podpunktów.
Jesienią wprowadzam dodatkowe produkty do mojej pielęgnacji:
– stabilną, lewoskrętną 15% witaminę C
– mikrodermabrazję + częste peelingi enzymatyczne
– ochronę UV
Ponieważ Słońca na niebie jest coraz mniej to wraz z nadejściem jesieni ruszam z powyższymi trzema podpunktami.
Stabilna, 15% lewoskrętna witamina C – ma za zadanie „działać” w naszej skórze do 10 godzin poprzez: pomoc w wytwarzaniu włókien kolagenowych i naprawianiu fotouszkodzeń skóry, o które łatwo szczególnie latem. Czyli w rezultacie stabilna witamina C zmniejszy widoczne zmarszczki, w szczególności tzw. „kurze łapki” i „lwią zmarszczkę”. Moje serum z witaminą C trzymam w lodówce. To dość istotne wskazanie ze względu na to, aby witamina C nie utleniła się. Warto przyjrzeć się serum marki Auriga – Flavo C Forte.
„Mikrodermabrazja domowa” oraz peelingi enzymatyczne pomagają w odkrywaniu niższych warstw naszego naskórka. Czyli usuwają zrogowaciałe warstwy odkrywając przy tym te nowsze, „świeże”. Latem staram się ograniczać eksfoliację z uwagi na podatność skóry na przebarwienia. Jednak jesienią ruszam z kopyta i eksfoliuję co trzeba. Trzeba pamiętać o tym, że dzięki temu, że peelingując starszy naskórek tym samym zwiększamy szansę na to, aby składniki aktywne które wklepujemy w skórę [te w serum; w kremach] lepiej działały i lepiej się wchłonęły. Raz na dwa tygodnie stosuję peeling drobnoziarnisty, z dużą ilością drobnych ścierających granulek [ala mikrodermabrazja], natomiast 1-2 razy w tygodniu stosuję peeling enzymatyczny z papainą i bromelainą. Warto przyjrzeć się peelingom enzymatycznym takich marek jak np. Flos-lek [do cery naczynkowej, Kanebo [niestety bardzo drogi produkt] oraz Biochemia urody [w bardzo korzystnej cenie].
Ochrona UV ponad wszystko – Promienie słoneczne oddziałują na naszą skórę nawet zimą! Wiele osób myśli, że jesienią i zimą nie trzeba stosować kremu z filtrem. Możemy darować sobie smarowanie ciała kremem z UV – zazwyczaj jesteśmy szczelnie przykryci warstwami ubrań w tym okresie, jednak twarz mamy zawsze odsłoniętą. Na rynku mamy wiele kremów do twarzy ze stabilnymi filtrami UV. Ja od lat stosuję do twarzy kremy z filtrem 50+ UVA i UVB. Warto przyjrzeć się kremom z filtrami UV takich marek jak: Bioderma, Uriage oraz wszystkich marek należących do koncernu L’oreal.
Gwarantuję Wam, że dzięki odpowiedniej pielęgnacji spowolnicie proces starzenia się skóry. Pamiętajcie także o nawadnianiu organizmu [ okres grzewczy przed nami buuu… :-(] i dobrze zbilansowanej diecie. Wspomniałabym także o odpowiedniej ilości snu, ale sama wiem, że trudno czasami przy małym dziecku o taki luksus.
Dodam na koniec, że produkty, które wymieniłam w tym poście wybrałam na podstawie moich kilkuletnich testów i doświadczeń. Są nie tylko skuteczne, ale także wśród swoich odpowiedników [równie bądź mniej efektywnych] najkorzystniejsze cenowo.
Czy pamiętacie o eksfoliacji przy pielęgnacji Waszej skóry? Czy zmieniacie nawyki kosmetyczne na jesień? Ciekawa jestem jak to u Was wygląda.
Trzymam za Was kciuki! Z pielęgnacją skóry jest tak samo jak z ćwiczeniami – regularnie dbając o skórę zobaczymy upragnione efekty i będziemy zadowolone, że robimy coś dla siebie – coś co zaprocentuje w przyszłości! :-)
Powodzenia!
8 komentarzy
ostatnio wypowiadam sie w prawie każdym poście :) nic na to nie poradzę, że mimo chodem odpowiadasz na pytania, które wystosowują moje myśli :) Dzięki więc za ten artykuł , przetestuję na sobie i zdam relację na wiosnę :)
ja uwielbiam interakcje z Tobą!
ekstra! trzymam kciuki za udaną akcję-regenerację :-)
No to teraz mi wstyd, mam doła i boję się stanąć przed lustrem. Ze mną jak z tymi sprzed 30 lat, niczego nie używam. Trochę kremu nawilżającego rano i peeling ze dwa razy w roku, średnio z taką częstotliwością sobie o nim przypominam :)
Nie przejmuj się. Warto się nawrócić ;-)
Poza tym to żadna wiedza tajemna. Szybko sprawdzisz co na Ciebie działa. Znajdziesz swój zestaw optymalny, który zabierze Ci tylko kwadrans z całej doby i wcale nie będzie kosztował fortuny :-)
U mnie rownież króluje witamina C i regularna eksfoliacja. Jestem wielką fanką Turbo booster C powder by Philosophy. Codziennie dodaję małą szpatułkę proszku do mojego kremu na noc i niestraszne mi zarwane przez mojego synka noce (wcale nieprawda bo co ja bym nie dała by się w końcu wyspać). Jeśli chodzi o eksfoliację to unikam nawet bardzo drobno ziarnistych peelingów bo wydają mi się zbyt agresywne to delikatnej skóry mojej twarzy za to używam takich z kwasem mlekiem, który łączy się z martwym naskórkiem
i doskonale go usuwa. Mój absolutny faworyt w tej dziedzinie to Dermalogica. Ola xxx
Chętnie sprawdzę ten proszek z wit.C. A próbowałaś może stosować go do kremu na dzien? Flavo-C stosuję tylko na noc gdyz lekko robi się klejący na twarzy i nie wyobrazam go sobie pod makijazem.
O Dermalogice słyszałam wiele dobrego, ale jakoś mi nigdy do niej nie po drodze.Jak na razie sprawdzał mi się najlepiej peeling enzymatyczny Kanebo, ale byl wg mnie mało wydajny. Czasami kupuję sobie bromelainę i papinę i robię moje domowe mieszanki o wyższych steżeniach, pod kontrolą ofc.
Nie mam specjalnych przebarwień, ale tej zimy również rozjaśnię moje [dla innych niewidoczne] przebarwienia ;-) Używam do tego żelu Neostraty HQ – niestety jest nieprzyjemny w użytkowaniu – powoduje lekkie pieczenie, ale naprawdę działa :-)
Pozdrawiam!
Jak najbardziej. Często używam go do mojego dziennego kremu nawilazającego, nie pozostawia lekkiego filmu na skórze więc sprawdza się pod makijaż.
Właśnie szukam czegoś na przebarwienia bo niestety przywiozłam sobie taką oto niefortunną pamiątkę z mojego dwumiesiecznego pobytu w Hiszpani. Normalnie jestem super ostrożna jeśli chodzi o ekspozycje buzi na słońce (filtr 50+), ale to byly moje pierwsze wakacje z dzieckiem i chyba za bardzo byłam skupiona na smarowaniu synka niż na sobie. Na szczęście to tylko dwie małe ledwo widoczne plamki, ale zdecydowanie muszę je czymś rozjasnić i z chęcią spróbuje żelu który polecasz. Ola xxx
Niedbalstwo w demakijażu to bardzo częste w przypadku kobiet, czytałam o tym ostatnio nawet cały artykuł. Też czuję oddech zbliżającej się trzydziestki i trochę mnie to przeraża. Póki co inwestuję w nawilżenie i mam płyn micelarny oeparol hydrosense, własnie do demakijażu. Ta seria bardzo fajnie nawilża skórę, ale żeby inwestycja nie była za duża to oszczędzam kupując duopaki. Poza tym bardzo ważne jest też picie dużej ilości wody, bo to od środka nawadnia organizm i skóra jest bardziej wypoczęta i podobno wygląda młodziej. Chociaż ja to szukam pierwszych zmarszczek, a nie oznak młodości, ale może jeszcze mogę się łudzić, że jestem piękna i młoda jak 16stka :D