Przytoczę Wam pewną rozmowę, która miała miejsce ponad dwa lata temu. Przyznam, że dała mi wtedy wiele do myślenia i teraz na wspomnienie o niej postanowiłam pewną rzecz wcielić w życie jeszcze w tym roku. A co! Jak działać, to „na gorąco”, szkoda tylko, że z dwuletnim poślizgiem ;-)
W styczniu 2015 roku razem z moim mężem i najstarszym synem przebywaliśmy przez 2 tygodnie w Kalifornii. Mojego męża przywiały w tamte strony sprawy zawodowe, a ja zdecydowałam, że zabierzemy się z dzieciakiem na doczepkę, aby liznąć trochę świata.
Przy okazji spotkaliśmy się pewnego dnia z naszymi znajomymi, którzy mieli wtedy trójkę dzieci. Dwóch chłopców było wtedy w okolicach 6 i 8 roku życia a najmłodsza dziewczynka miała 2 latka, tyle co wtedy mój starszak.
Rozmawiając o wszystkim i o niczym, dzieląc się historiami i doświadczeniem rodzicielskim, temat zszedł na nowe umiejętności naszych brzdąców. Bonnie, mama dzieciaków, miała już wtedy niemałe doświadczenie. Wtedy trójka dzieci to był dla mnie jakiś kosmos, a razem ze swoim mężem planowali jeszcze kolejne maluchy, które zresztą są w drodze ;-) W pewnym momencie Bonnie, mama wesołej trójki, przy okazji żywa i inteligentna kobieta, powiedziała z dumą i naprawdę szczerą radością:
– Ale tak zupełne szczerze, to uważam, że najważniejszą umiejętność, jakiej ich nauczyłam w ostatnich kilku latach, to umiejętność pływania! Daj spokój z hiszpańskim, którego będą jeszcze mieli dosyć, daj spokój z matematyką i całkami. Jestem dumna z siebie, że dałam radę nauczyć ich pływania, co kiedyś może uratować im życie. – i jak gdyby nigdy nic wyłożyła szaszłyki na grillu i zabrała się za robienie sałatki.
Zostawiła mnie wtedy z tą myślą na dłuższą chwilę i zaczęłam ją analizować.
No tak, umiejętność pływania!
Zrozumiałam, że to, co powiedziała, miało naprawdę sens! Doszłam do wniosku, że na wszystko przyjdzie czas. Będzie kiedyś odpowiedni moment, aby zapisać chłopaków np. na judo. W odpowiednim momencie włączymy intensywną, ale i przyjemną naukę języków obcych. Jednak te rzeczy naprawdę mogą poczekać!
Tymczasem umiejętność pływania jest czymś, czym powinnam zająć się jak najszybciej. Tym bardziej w dobie tych notorycznych informacji dotyczących utonięć podczas miesięcy letnich… Nie zliczę sytuacji, w których byliśmy nad dziką wodą, wybieramy się też często nad zalewy, jeziora a także polskie morze. Dlaczego nie miałabym moich synów przełamać w kontakcie z wodą? Dlaczego miałabym czekać z nauką pływania na to „kiedyś”, które niepotrzebnie odkładam od zawsze w czasie?
Uczymy nasze dzieci biegać. Uczymy je skakać. Uczymy mówić. Uczulamy je na różne zagrożenia a dziwnym trafem zapominamy o tym, że warto je nauczyć pływać. Chociażby po to, aby nie czuli nadmiernego lęku przed wodą a w sytuacjach kryzysowych by mogli wygrać kilka cennych minut życia.
Czekam na moment, kiedy spotkam się ze znajomymi na kawie i zaczniemy się bezpardonowo chwalić tym, że nasze dzieciaki już potrafią pływać, zamiast znowu gadać o tym samym, czyli o tym, że mówią już oklepane „Mama” i „Tata” ;-)
P.S. Warto przełamać nasze lęki i walczyć z nimi. Nie chciałabym, aby mój Syn w wieku 30 lat mówił jak pewna osoba z naszego otoczenia żałując otwarcie, że tak jak ma 60 lat na liczniku, tak nadal nie potrafi jeździć na rowerze…
4 komentarze
mnie rodzice nie nauczyli pływać, potem miałam uczulenie na chlor, na rowerze jeździć umiem ale Tata zabraniał mi zmieniać przerzutki, to wszystko plus inne zamieniło mnie w niedojdę życiową. Szkoda, że teraz muszę się tego wstydzić i próbuje coś z tym zrobić dopiero w wieku 30lat. Mam nadzieje, że nie zrobię tego moim mam nadzieje przyszłym dzieciom.
Mnie rodzice nie nauczyli pływać i pomimo, że w liceum miałam obowiązkowy basen oprócz rozpaczliwej „techniki” na plecach nic to nie dało… I mam żal do nich bo mając teraz 25lat i bujną wyobraźnię boję się panicznie utonięcia. A co śmieszniejsze jestem żeglarzem co daje mi 100% kontakt z wodą..
Mam 2 synów i chodzę z nimi na basen odkąd skończyli 4 miesiąc. 6 latek juz całkiem nieźle pływa. Polecam każdej Mamie. Jest to wyzwanie zwłaszcza z maluchem zimą, natomiast jest moc jak widzi się jaką radość to daje dziecku ?
Na szczęście moje dziecko już od dawna umie pływać – to duża ulga, bo ja sama nie potrafię. Mój mąż zadbał o to, żeby synek umiał. Ja teraz dbam o rozwój innych umiejętności. Jak wiadomo najlepsza jest nauka przez zabawę. Dlatego, jeżeli kupuję zabawki to staram się wybierać te edukacyjne. Ostatnio na przykład kupiłam zestaw szpiegowski dla mojego synka z https://hapik.pl/. Brzmi przerażająco, ale dzięki temu nauczył się tworzyć obwód elektryczny! To było genialne! :)