Znowu wyszłam na dziwoląga. :D Jestem dość aktywna na jednym z kameralnych forów internetowych, na którym są mamy, które dokładnie tak jak ja urodziły kilka lat temu dziecko. Co jakiś czas publikujemy zdjęcia naszych dzieci, żeby się nimi podzielić tym, jak się zmieniają, jak rozwijają , i tak dalej. Pewnie wiele z Was również jest uczestnikami tego rodzaju forów albo grup facebookowych :-)
Wiecie, to takie fajne, babskie miejsce, gdzie na początku naszej ciąży dzieliłyśmy się naszymi troskami, problemami i wspólnie analizowałyśmy bieżące sprawy, a później aktualizowałyśmy, co tam u nas po porodzie. Wspólne pogaduchy trwają do teraz. Z czasem nawet okazało się, że mamy wśród nas policjantkę, kaskaderkę a jedną z mam jest popularną w naszym kraju aktorką, którą brukowce i portale plotkarskie lubią obsmarowywać od stóp do głów. A ja na to świadkiem, że piszą totalne bzdury z palca wyssane i tylko szukają sensacji! Bo to złota dziewczyna! <3
Ale do rzeczy!
W jednym z czerwcowych wątków każda z nas podzieliła się fotkami naszego dziecka. Co fota to słodsza! Ja też wrzuciłam fotę.
Nie miałam żadnych fotek ze studia fotograficznego, jak niektóre dziewczyny opublikowały, bo też jakoś nie czuję tego klimatu u moich dzieci, dlatego opublikowałam po prostu jedną ze zwyczajnych fotek, na której moje dziecko było uśmiechnięte i dobrze się bawiło.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy jedna z dziewczyn rzuciła komentarzem:
– Super fota, ale z całym szacunkiem, ja bym moje dziecko chociaż umyła do zdjęcia…
Celowo nie chcę pisać, o które z moich dzieci chodzi, bo też nie chciałabym tutaj sugerować żadnego z forów internetowych ani celować w jedno z moich dzieci, ale przyznam, że ten komentarz … zmroził mnie na starcie, a później parsknęłam niekontrolowanym śmiechem :D
A na zdjęciu było zwyczajnie moje dziecko, które jadło lody i jak to często bywa, kiedy kilkuletnie dziecko je loda, to nie je go książkowo i niekoniecznie kończy jedzenia tego loda z czystą bluzką :D No nie wiem, jak to jest z innymi dziećmi, ale żadne z moich dzieci nie potrafi jeszcze tak jeść lodów, aby buzia czy bluzka nie były choć odrobinę „uwalone” (jak to się kolokwialnie mówi) lodem. A już jak sobie zażyczą czekoladowego albo truskawkowego to kolorowa buzia gwarantowana z uciapaną bluzką albo spodniami na czele :D
No i nie oceniając tego, jak inne mamy podchodzą do jedzenia lodów, bo może rzeczywiście jestem jakimś odludkiem, ale chciałabym podkreślić jasno i wyraźnie, że:
plamy z jedzenia czy delikatny brud, które wynikają z zabawy dziecka czy czynności, jaką w danym momencie są zaabsorbowane to zdecydowanie coś, przed czym NIE CHRONIĘ MOJEGO DZIECKA!
Taka jestem wyrodna, że pozwalam im na takie brudne „ekstrawagancje: :D Jestem mamą, która pozwala się mojemu dziecku udziabdziać czekoladą, naleśnikiem z dżemem, lodem czy innym ryzykownym czyli „plamogennym” dla dziecka jedzeniem! :D Jasne, że zwrócę czasami uwagę, żeby nachylili się nad talerzem, albo postarali trafiać do buzi, ale nie robię z tego krucjaty! Jestem również zwolenniczką kontrolowanego brudu u dzieci, czyli jeśli mój syn albo córka chcą bawić się u dziadków na działce, to nie chodzę za nimi z chusteczką nawilżaną i nie czyszczę co chwilę kończyn i buzi ubrudzonych ziemią, w której grzebią! Daję im się bawić do oporu, a dopiero po skończonej zabawie zabieram się za szorowanie towarzystwa :D
Pewnie ciekawe jesteście, jaką odpowiedź zarzuciłam dziewczynie z forum.
Wzięłam dwa głębokie wdechy i żeby nie zrobić afery napisałam zwyczajnie, że:
– Kochana, ja z tych mniej nadgorliwych i nie latam z chusteczką co 2 minuty. ;-)
Brak komentarzy