Kilka dni temu na facebookowym messengerze spędziłam z moją dobrą znajomą cudowny kwadrans, podczas którego powymieniałyśmy się doświadczeniami. Za moment do dyskusji dołączyła jej siostra.
Sprawa była dość banalna, a jednak wywołała u nas emocje, właściwie to dość sporo emocji.
A. napisała, że za moment zamyka się w łazience na klucz, bo ma już dość buntu jej dwuletniego syna, który uczepiony nogawki ryczy od rana, bo albo ukroiła mu kanapkę nie takiego kształtu, jakiego by sobie życzył, albo wysypała mu za dużo płatków śniadaniowych do miseczki. Tymczasem on chciał tylko 3 płatki! Także widzicie – tragedia ;-)
Ja z kolei miałam już z lekka dosyć ciągłego dostawiania do piersi moją Gaię, która miewa momenty, podczas których za nic w świecie nie mogę opróżnić pęcherza, bo laska ma inne plany i ona jest non stop głodna :D A mój kręgosłup marzy tylko o tym, aby na chwil parę zmienić pozycję z karmiącej na chodzącą.
Wywiązała się między mną a A. zwyczajna dyskusja, w trakcie której A. podzieliła się ze mną wiadomością, że jest zasypywana przez rodzinę pytaniami, kiedy planuje rodzeństwo dla swojego jedynaka i ma już tego dosyć. Tymczasem A. nie planuje na razie dzieci i się z tym kryje, ale szanowna rodzinka nie odpuszcza. Uczepili się tematu i będą maglować! A ona świadomie na razie rodziny nie chce powiększać. Młody daje jej zdrowo w tyłek, mąż pracuje w innym mieście a ona marzy o spokoju na chwilę obecną. Rozumiem i szanuję.
Powiększanie rodziny to nie obowiązek!
Poradziłam jej, żeby się nie przejmowała, bo ja z kolei bywam czasami niedyskretnie ripostowana, że trójka dzieci, którą posiadam, to już ogromne zobowiązanie i dałabym sobie spokój z powiększaniem rodziny. W ogóle trójka i więcej dzieci to już zakrawa wg niektórych o patologię i chciałoby się rzucić komentarzem, że na pewno poleciałam na 500+. Kiedy słyszę takie komentarze, to zawsze zaznaczam (ironizując, bo my chyba jednak na trójeczce zakończymy), że ja w temacie dzieci nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa i marzymy jeszcze o dwójce albo o trójce brzdąców. Wtedy następuje wymowna cisza i uznawana jestem pewnie w myślach za kretynkę o idiotycznych zapędach. A co, niech sobie myślą, że ja z tych turbo płodnych i nie do zatrzymania :D ;-)
Kiedy P. (siostra A.), dołączyła do naszej konwersacji, okazało się, że naprawdę nie dogodzisz ciemnemu ludowi!
P. jest od niedawna mężatką i nie kryje się z tym, że nie planują z mężem dzieci w najbliższych latach. Najpierw chcą sobie popodróżować, wybudować dom i takie tam. Młodzi są i jeszcze nie marzą o pieluchach, po prostu. Ale rodzina żyć im nie daje! Otóż wg teściów i rodziców pomieszało im się w głowach i to teraz jest najlepszy czas na to, aby oni mieli już wnuki. Bo to nie wypada zostawiać sobie rodzicielstwa po trzydziestych urodzinach. Podobno.
I ja tak sobie myślę, że ciemnemu ludowi nie dogodzisz! Raz masz tych dzieci za dużo, a raz za mało.
Co więcej, bywa i tak, że jak ich nie masz i na razie nie planujesz, to wyrządzasz krzywdę sobie i rodzinie! Z kolei są też osoby, które uważają, że dopiero jak osiągniesz ich stopień wtajemniczenia, tj. będziecie mieli tyle dzieci ile oni, czyli co najmniej czwórkę lub piątkę, to dopiero wtedy będziecie mogli rozmawiać z nimi jak równy z równym. W przeciwnym razie: co Ty tam wiesz o życiu, matko dwójki! :D
Także tak – ciemnemu ludowi nie dogodzisz. Będzie Ci ciemny lud zaglądał do portek i sprawdzał, czy aby na pewno Twój stan rozpłodowy jest na właściwym poziomie :D
Ja się wyłamuję z tego podglądactwa i oceniania! Portki są moje i wara od moich gaci.
Będę miała tyle dzieci, ile sobie zaplanuję (albo i nie zaplanuję). A co to w ogóle kogo obchodzi..
8 komentarzy
Cala prawda i kropka ?
Skąd ja to znam :) mam dwóch synów i wszyscy trują mi o córce… No cóż czasami nie mam już siły się użerać z „uprzejmymi i dociekliwymi” i tylko się uśmiecham :)
skąd ja to znam…. mnie nie moja rodzina cisneła choc tata chciał wnuka. Ale po ślubie teściowa truła tyłek o wnuki…. tersz kiedy mam ich dwójkę i trzecie w drodze to nie zapyta czy może potrzebuje pomocy przy nich,czy ich odebrać że żłobka. Wiem nie w temacie się wypowiadam ale chodzi mi bardziej o kwestię chcieli to mają na 5min i do widzenia :)
dokładnie!! i tak trzeba ciemnemu ludowi odpowiaac, ale tak nie dotrze
Czasami życie pisze własne scenariusze. My z mężem bardzo chcielibyśmy mieć dwójkę. Niestety skończy się pewnie na tym jednym, jeszcze w brzuchu schowanym. Oby choć z nim było dobrze.
Nic dodać, nic ująć.
To są dane przybliżone – 30 może nie, ale 40-45 – owszem, na tyle oceniano przeciętną długość życia jeszcze w XIX wieku. I proszę poczytać o kobietach umierających przy porodzie i w połogu – było ich bardzo dużo, ze względu na brak higieny.
Dalej, bardzo niskie BHP -wśród dzieci i dorosłych pracujących w fabrykach bardzo wiele ulegało ciężkim wypadkom i zostawało kalekami. W USA na Zachodzie podczas budowy kolei ginęło nawet ok. 100 osób na kilometr, w wyjątkowo trudnych miejscach. Pojedyncze ofiary były również normą, nie wstrzymywano z tego powodu budowy, jak teraz.
Proszę bardzo – tak jak mówiłem, ok. 40 lat.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oczekiwana_dalsza_d%C5%82ugo%C5%9B%C4%87_trwania_%C5%BCycia
1820 – mężczyźni: 32,6 lat, kobiety: 38,9 lat
1850 – mężczyźni: 39,4 lat, kobiety: 41 lat
1875 – mężczyźni: 40,8 lat, kobiety: 43,4 lat
1900 – mężczyźni: 46,4 lat, kobiety: 49,7 lat
Widać że w ostatnim roku XIX wieku (1900) poprawiło się o kilka lat, ale nadal dla mężczyzn to 46,4 roku, dla kobiet – 49,7 roku. Czyli dziś, mając 41 lat, stałbym prawie nad grobem :D
Dlatego właśnie kiedyś niczym dziwnym nie było wydawanie dziewcząt za mąż w wieku 15 lat i zostawanie ojcem czy matką w wieku 18 lat. Spieszono się. Dodajmy, że w XIX wieku za pełnoletnią byłą uważana osoba 16-letnia.