Dwa dni temu byłam w salonie fryzjerskim, któremu jestem wierna od prawie dwóch lat. Wreszcie po dwóch miesiącach ogarnęłam moje włosy. Pozbyłam się odrostu, który na przedziałku wygląda zawsze jak pas startowy wiejskiego lotniska, co mnie totalnie wkurza.
Ale taka jest cena bycia tlenioną blondynką ;-) Wyszłam od dziewczyn w podskokach zapisawszy się na kolejną wizytę za półtora miesiąca.
Ten dzień, w którym robię coś stricte dla siebie a moje włosy wyglądają wtedy najlepiej w całym miesiącu, jest niczym pierwszy dzień wiosny, kiedy młode pędy zaczynają przebijać się nieśmiało przez gałęzie drzew, że tak zaciągnę po szekspirowsku ;-) Czuję wtedy, że żyję, i mogłabym te moje włosy przeplatać między palcami bez końca. Próżność, narcyzm i infantylizm – pewnie zaraz usłyszę od niektórych. Nie, nic z tych rzeczy. Mam świadomość tego, że jestem kobietą, która lubi dbać o siebie i gdyby mogła pewnie więcej czasu poświęcałabym na pielęgnację. Nie dlatego, aby się prężyć do lustra, ale by lepiej się czuć na codzień z samą sobą. Dbanie o ciało, o siebie zarówno na zewnątrz i wewnątrz, to nie jest fanaberia. To kwestia świadomej kobiecości, uważam.
Ale ja dzisiaj nie o tym. No właśnie. Wyszłam z salonu fryzjerskiego, który mieści się w jednej z krakowskich kamienic w centrum miasta. Zaczęłam schodzić piętro niżej w stronę głównej bramy wyjściowej, a za mną biegła dziewczyna. Wyprzedziła mnie już na parterze. Kiedy zbiegała z góry nuciła coś pod nosem. Była cholernie radosna, taka świeża! Miała pewnie na oko 30 parę lat i widać, że miała świetny dzień. Pozazdrościłam jej tej energii w duchu. Kiedy mnie wyprzedziła i wyszła z bramy, zauważyłam że biegnie w stronę chłopaka w czarnym płaszczu. Czekał na nią zaraz obok bankomatu.
Rzuciła mu się na szyję, złapała za rękę i szli pospiesznie tuż przede mną. Dziewczyna patrząc mu w oczy i niemalże podskakując zapytała entuzjastycznie:
– No i jak?!!!
– Ale co „jak”? – odpowiedział.
– No mówiłam Ci przecież, że podcinałam rano włosy. I jak Ci się podobam?!
– Nie no, ku…wa, spoko. Może być. Chodźmy szybciej, bo nie zdążymy.
I tym jednym zdaniem zgasił dziewczynę na dzień dobry. Tak skutecznie siknął śmierdzącym sikiem słownym w jej stronę, że zrobiło mi się przykro. A ona dostała klasyczny męski policzek, jak to część panów ma w swoim zwyczaju. Stłumił swoją kobietę właściwie nic nie mówiąc, tylko odburkując coś tam pod nosem, co serio było zwyczajnie SŁABE.
I poszli kilka kroków przede mną. A ja, jak to ja, zaczęłam rozkminy.
„No, spoko.” i „Może być.” . Coż za wylewność! Doprawdy cza-ru-kurwa-jące! Na zasadzie: „Dobra, przestań pieprzyć i zawijaj kiecę, laska, bo marudzisz bez sensu. Wyglądasz, jak wyglądasz. Jak każda.”
Czy to naprawdę jest tak cholernie trudno, drodzy mężczyźni, przepuścić najpierw przez mózg a następnie przez gardło proste zdanie, z którym radzi sobie nawet mój trzylatek, bo wie, że sprawia mi nim radość.
„Jesteś piękna.”
„Wyglądasz pięknie.”
Te słowa chyba muszą bardzo kaleczyć męską krtań, bo ja, nie licząc mojego trzylatka, ostatni raz usłyszałam je naprawdopodobniej w 2009 roku podczas jednego z wieczorów, który spędziłam z jednym z moich znajomych z dawnych lat. Wybieraliśmy się wtedy na wystawę o samurajach, która miała miejsce całkiem niedaleko mediolańskiego Duomo. Swoją drogą, czekam na tę wystawę aż pojawi się kiedyś w Polsce. Warto pójść i zobaczyć niezwykłe stroje i obyczaje Samurajów. Zapierają dech w piersiach.
Ale powrócę do tematu. To była zima, najprawdopodobniej druga połowa stycznia. Mieszkałam całkiem niedaleko centrum. Zarzuciłam na siebie płaszcz, zrobiłam delikatny make-up, włożyłam na głowę czapkę. I już mamy wychodzić, kiedy dostałam w twarz cholernie prawdziwym i spontanicznym:
Che bella!
Chociaż do bycia pięknością zawsze byłam lata świetlne, ale to było miłe! I poszliśmy na wystawę. A ja na dzień dobry i zupełnie niespodziewanie dostałam komplement, który zrobił mi dzień i pamiętam go do dzisiaj. Pewnie dlatego go pamiętam, bo niespecjalnie pojawiał się w latach kolejnych ;-)
Drodzy Mężczyźni, trenujcie proszę to jedno zdanie, aby Wasze kobiety słyszały je chociaż sporadycznie. A my – kobiety, również mówmy na codzień innym dziewczynom, że jesteśmy piękne. Bo jesteśmy! Jesteśmy i będziemy. Bo piękno nie przemija. Ono dojrzewa i pokazuje z biegiem lat swoje nowe twarze.
I taka mała aluzja w stronę mężczyzn ;-) :
„Bo bycie mężczyzną nigdy nie powinno oznaczać, że nie można się zachowywać po rycersku.”
– Jose Saramango
6 komentarzy
Moj kochany mimo uplywu lat mowi mi praktycznie codziennie komplementy, jak pieknie wygladam, ostatnio stwierdzil patrzac na inne mamy nie ujmujac im wcale bo kazdy jest jaki jest, ze po pierwsze nie wygladam na 30 lat po 2 jak na 2 dzieci jestes najzgrabniejsza. Wiec tak jestem szczesciara?
Kurcze, może się czepiam i powinnam docenić to co mam ale już kilkakrotnie słyszałam jak mój mąż mówił do mojej córeczki” patrz jaka Twoja mama jest piękna” a mi bezpośrednio tego nie powie:(
„jesteś piękna” wydaje mi się puste i osobiście staram się nie używać tego zwrotu. Przynajmniej nie za często. Jednak wolę się skupić na czymś konkretnym. Brzmi lepiej. Albo przynajmniej coś dodać do tego „jesteś piękna”. No ale to może tylko ja tak myślę :D
Uwielbiam Twoje teksty „cza-ru-kurwa-jące” cały dzień dziś się z niego śmiałam.Tak na marginesie mój synek 5-latek potrafi czasem powiedzieć jak ładnie wyglądasz mamo,a ja wtedy szaleje z radości, najpiękniejszy komplement z ust dziecka.Pozdrawiam
Przyznaję, z perspektywy dziewczyny to jest słabe zachowanie. Ale jeśli ta dziewczyna jest trochę bardziej emocjonalnie rozwinięta od rzeczonego tryglodyty, to powiedziała mu już czego oczekuje w takich sytuacjach a jak dalej jest k…a spoko, to ona spoko kopnęła go już w d…
A jak powinien odpowiedzieć mężczyzna,kiedy ukochana pyta,jak wygląda? „Szczupło”
Pozdrawiam :-)