Powiem Wam, że po latach złudnego wyobrażania sobie, że nadejdzie dzień, w którym siądę na fotelu a wokół mnie będzie ład, porządek, kwiaty w wazonie i estetyczna instagramowa czy też pinterestowa zajebistość, nareszcie zeszłam na ziemię!
Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że nadejdzie kiedyś-tam ten dzień, w którym otworzę Cztery Kąty czy jedną z wnętrzarskich stron Twojego Stylu, i zobaczę tam choćby w marzeniach swoją chatę. Że niby ktoś ni stąd ni zowąd zadzwoni do mnie i powie: „Pani Magdo, pocztą pantoflową rozeszło się tak jakoś cichociemnie po całej Polsce, czy tam Europie, że ma Pani gusta nad gusty, smak nad smaki a estetyka to Pani drugie imię. Musieliśmy się z Panią skontaktować, bo takie mieszkanie/dom czy chatka puchatka wniosłaby wiele do naszego magazynu. Jest tak wyjątkowe, że chcieliśmy Pani zaproponować dedykowany artykuł i … blah blah blah. Czy zgodziłaby się Pani?”
No więc taka chwila nie nadeszła i nigdy nie nadejdzie, ha! Zmierzyłam się z prawdą i biję się w pierś – ja nigdy nie będę w posiadaniu wysublimowanego i uporządkowanego wnętrza, w którym każdy element będzie stanowił nieodłączną całość wizualnej układanki!
Po pierwsze doszło do mnie, że takie wnętrza, o których ja marzę, a tak naprawdę to marzyłam kiedyś, nie istnieją. To znaczy istnieją w tych sielankowych magazynach, ale dam sobie głowę uciąć, że one nigdy nie są takie wypindrzone jak ustawił je fotograf. Ba, nawet jeśli one istnieją i są w stanie być utrzymywane w ładzie i porządku, to nie mieszkają w tych miejscach dzieci. A jeśli już mieszkają te dzieci, to albo są one trzymane na smyczy i nie ruszają się ze swojego pokoju, albo należą do śniętych egzemplarzy, którym nie w głowie bałaganienie.
Albo albo! Pani Kazia zasuwa z mopem i szuflą i sprząta po wszystkich. Ja się nie dorobiłam takiej pani Kazi, która codziennie przychodzi i robi domownikom i chałupie dobrze. I nie zanosi się na to, abym się takiej dorobiła ;-) Trudno. Moje dwa kochane gałgany razem ze mną i moim M. na czele z każdej powierzchni płaskiej uczynią totalny kiepisz, sajgon czy syf jakich mało, i pomoc domowa dwa razy dziennie nie dałaby rady. Sorry Winnetou.
Po drugie, musiałam się zderzyć z moimi ułomnościami. Ja naprawdę nie mam niewiadomojakiego smaku czy tez poczucia estetyki, aby samodzielnie stworzyć przestrzeń, którą inni będą mogli się zachwycać. Nie będę nigdy blogerką, która pokaże światu całą chatę i jednemu pokojowi zrobi osobny rozdział czy tam blogową kategorię, bo zwyczajnie nie będzie się nad czym podniecać czy uzewnętrzniać. Pokój, jak pokój. Wiecie, trochę rzeczy z IKEA, trochę old schooli, trochę retro i przybytków z pchlich targów, które zdecydowanie nie będą do siebie w stu procentach pasować. No trudno. Nie bije ode mnie na tyle wysublimowana wnętrzarska zajebistość, aby się nią chwalić. Nie jestem mistrzynią w dekoracji wnętrz i nareszcie doszłam do jakże dobrze mi robiącego wniosku: ja wcale mistrzynią być nie chcę! Ha! I nie mam już z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia ani nie odwiedzają mnie już ataki zazdrości, jak kiedyś to bywało, gdy widziałam idealną przestrzeń z idealnymi ludźmi i minami jak z reklamy Apapu czy innego Mentosa.
Po trzecie, szkoda mi kolokwialnego siana, na to aby pucować chatę i uposażać ją w niewiadomoco za niewiedomo jak dużo. Przy okazji, ja nie mam tej kasy, która umożliwiałaby mi zakup westwingowych cacek a kredytować ich na trzydzieści lat – matkobosko, to nie na moje wytrzymanie.
Szczerze? Szczerze, to ja wolę zwyczajnie nie spinać się jak dziecko mi wsmaruje banana w nowy dywan, albo truskawkę wdepnie tak, że aż panele się odkształcą. Ba! Jak swoimi zębiskami zaatakuje obudowę telewizora, to też nie mam zamiaru się spinać. To, że sofę zaleje sokiem z czarnej porzeczki albo świeżo wyciśniętej marchewki to mam jak w banku, dlatego w moim domu nie uświadczysz kaszmirowych obić czy skandynawskich perełek, na które trzeba chuchać i dmuchać. ’
Ma być swojsko. Na tyle swojsko, aby w razie upieprzenia czegoś czekoladą, kieszeń mnie nie bolała, i na tyle estetycznie aby białe było w odcieniach szarości, a czerń mieniła się drobinkami półstrawionych malin ;-)
8 komentarzy
Świetny tekst. Chcesz nas odwiedzić? Zapraszamy. Chcesz obejrzeć mieszkanie? Umów się tydzień wcześniej!
Kiedy byłam w 3 miesiącu ciąży, adoptowaliśmy psa – bokserkę :) Zamarzyła nam się taka rodzina z obrazka – dwójka brzdąców, piesio i my, a w tle nasze idealne wnętrze. Dziś Młody ma 3 miesiące, a my już nawet nie liczymy rys na naszym idealnym niegdyś parkiecie za grube tysie czy dziur od zębów na drzwiach wyjściowych – wyraz rozpaczy psa z lękiem separacyjnym, który po raz pierwszy został sam w nowym domu. Zdecydowanie dzięki psu jestem gotowa psychicznie na czasy, kiedy Młody zacznie chodzić i robić dziecięcą rozpierduchę i nawet już nie marzę o idealnie wysprzątanej chacie bez rysek, brudów i kurzu, bo to nierealne, tym bardziej przy dwójce dzieciaków :D Pozdrawiam!
Boskie….jak móje życie!
Od czasu kiedy mój syn porusza się z prędkością światła, doszłam do takich samych wniosków :) Ma być swojsko po naszemu :) Tak, abyśmy to my czuli się dobrze we własnym domu.
To, że na meblach gęstnieje warstwa kurzu, zaczyna przeszkadzać dopiero
wtedy gdy ktoś naruszył jego delikatną strukturę, przeciągając po blacie
paluchem… Ale i w tym momencie pierwsza reakcja to ulga, że w całym
domu nie ma ciemnych mebli :)
Mam na imię Kasia.
Od 1,5 roku jestem mamą pracującą :)
Uuu dotknęłas moj słaby punkt. Cos w tym jest ze taka idylliczna sytuacja, niczym z wnętrzarskiego magazynu nie jest możliwa przy dzieciach ALE… ja nie mam jeszcze w sobie tego momentu „odpuszczam” bo mimo, ze bycie jedynym strażnikiem ładu i stylu w swoim domu jest mega trudne to jest silniejsze ode mnie i od mojego zmęczenia. Nie lubię rzeczy brzydkich i brudnych tak bardzo ze bardziej męczyłby mnie taki stan „sztucznego odpuszczenia”, dania sobie luzu, nie posiadania spiny niz po prostu robienie tego dzień za dniem. Codziennie po każdej zabawie z córkami (3 lata i 1rok) sprzątamy to czym sie bawiłyśmy albo one bawiły. Wiadomo – córa wsypie do worka 5 klocków a ja w tym czasie 45 i jeszcze odłożę pluszaki na parapet i schowam dziecięca zastawę kuchenna do pudelka itp. Ale ja tak mam! I trudno i nie umiem inaczej. Zabawki nie maja prawa byc rozrzucone po zabawie nimi. Nie maja prawa przebywać w salonie czy kuchni. Podczas zabawy ok w ciagu dnia ale wieczorem wracają do jednego ! pokoju. Nie umiem inaczej. Mniej meczy mnie sprzątanie niz udawanie ze nie obchodzi mnie to. Jedzenie odbywa sie w kuchni zeby łatwiej było zmyc z płytek to co nie wyladuje w buzi, nie jemy w pokoju na kanapie przed bajka bo wtedy to faktycznie sofa byłaby codziennie do czyszczenia ale i dlatego ze moje dziecko tak skupia sie na bajce ze ja moge sobie mowić „kolejka łyżka” „kolejny gryzek” a ona jak zaczarowana widzi tylko TV wtedy. Nie uważam sie za matkę trzymająca dziecko na smyczy dlatego ze to ja wyznaczam miejsce jedzenia na tak dziwne jakim jest kuchnia, a nie biegam po całym domu tam gdzie dziecko chce zeby tylko „wcisnąć ” kolejna łyżkę. Fakt czasem zdarzy sie ze jemy w innym pomieszczeniu i sie cos ubrudzi co cieżko sie myje ale ja po jedzeniu odrazu to szybko wyczyszcze i juz. Zreszta na kanapach mam narzuty z ładnych kocy ktore łatwiej wyprać niz kanapę. Nie jestem zajebista wnętrzarka ale mam wyczucie gustu który przenoszę na moj dom i jest on chwalony ale tak szczerze to ja sama dla siebie chce mieć tak bo to ja mam sie czuć dobrze. Nie potrzeba ogromu kasy zeby mieć fajny dom. Dodatki ze zwykłego Pepco, Tesco, Ikea, Agata Meble, Obi fajnie połączone, odpowiednie kolory … Da sie
Trafiłam niedawno na Twojego bloga i z przyjemnością zaczęłam go czytać. Miałam wrażenie, że piszesz o tym, co kłębi się w mojej głowie, poczułam się tutaj niemal jak u siebie w domu. Wydawało mi się, że jesteś szczera i autentyczna i bardzo to ceniłam. Ale dziś zajrzałam pierwszy raz na twój instagram i czar prysł. Co tam zobaczyłam? Pięknie urządzony dom, pełen ciekawych mebli i dodatków (na tanie to one nie wyglądają), a przede wszystkim bardzo czysty i zadbany… A tu na blogu czytam, jak to nie masz zmysłu do urządzenia mieszkania, jak to nic do siebie nie pasuje, a wcześniej o tym, że nie nadążasz że sprzątaniem, że panuje tzw. artystyczny nieład itd. Mogłabym jeszcze trochę pisać o tym, ale myślę, że już wiadomo o co mi chodzi. Zawiodłam się… Może nawet poczułam się oszukana. Jest mi smutno, naprawdę. Uciekam stąd z wielkim żalem, będzie mi brakowało tego miejsca. Pozdrawiam mimo wszystko i dziękuję, że przez jakiś czas ten blog podnosił mnie na duchu.
Wiesz co Magdo. Jak widzę, mamy zupełnie inne wyobrażenie o pięknie urządzonym domu i czystości. Poza tym, czy Ty naprawdę myślisz, że jestem kobietą która będzie robiła foty mojego mieszkania, w którym wybuchła bomba nazywana trzylatkiem, i wrzucę je właśnie na Instagram, aby się tym syfem pochwalić?? Mam wrażenie, że traktujesz blog dosłownie. Błędnie interpretujesz publikacje :-)