Powiem Wam, że kilka dni temu „zagotowałam się w środku”, jak to mam zawsze w zwyczaju, kiedy spotykam się ze skrajnie odmiennym zdaniem na dany temat, a przy okazji owe odmienne zdanie jest krzywdzące wobec wielu dzieci, jakie znam (nie tylko moich, gwoli jasności!).
Jednak słowem wstępu chciałam po krótce opisać moją historię – dziecka, które do 12 roku życia zawsze wydawało się być grzeczne. Byłam raczej cichą, skrytą, niepewną siebie dziewczynką, która w jakiejkolwiek sytuacji by nie była, to starała się do niej dopasować.
Bez względu na to, czy coś mi się podobało czy też nie, wolałam powiedzieć „TAK”, aby nie burzyć spokoju innym mówieniem „NIE”.
To pewnie m.in. dlatego jestem doskonała w czytaniu emocji na ludzkich twarzach i często najpierw bardziej skupiam się na czytaniu ich twarzy, ich grymasie, mowie ciała, a dopiero później łączę to z tym, co wychodzi z ich ust. Mam wybitną intuicję (mało to skromne, wiem, ale skromnością od wielu lat już nie grzeszę i dobrze mi z tym) i w mig potrafię rozczytać obłudę i brak szczerości wobec mojej osoby.
Dopiero mniej więcej od 12-13 roku życia zaczęłam pracować nad moją asertywnością i życiową odwagą, co wyszło mi tylko na dobre. To właśnie od 12 roku życia odkąd zaczęłam mieć odmienne zdanie od moich rodziców i otoczenia (i nie bałam się go wyrażać) dostrzegłam, że życie nie na tym polega, aby zadowalać wszystkich. Ku niezadowoleniu mojego otoczenia wiedziałam już wtedy, że już nie będzie „grzecznej Magdusi”, która uśmiecha się do wszystkich, bo tak wypada i to się innym podoba. Zaczął się czas „prawdziwej Magdusi”, która nie zamierza kryć się ze swoim odmiennym zdaniem. Obrywało mi się za to okrutnie, jednak z perspektywy czasu wiem, że to była właściwa droga. Że to otoczenie nie mogło pogodzić się z faktem, że dziecko czy nastolatka nie jest po to, aby spełniać oczekiwania otoczenia.
To otoczenie powinno nawiązać dialog z dzieckiem czy nastolatkiem, aby nie przerwać wybitnie ważnego dialogu, dzięki któremu wychowanie dziecka nie skończy się tresurą, a będzie po prostu partnerstwem.
Kilka dni temu byliśmy z dziećmi na placu zabaw i jak to na placu zabaw – zawsze coś się dzieje. Trójka moich szkrabów zaczęła zjeżdżać na zjeżdżalni i dwaj starsi, nastoletni już chłopcy dołączyli do nich. Na początku w miarę sprawnie się bawili, jednak później owi chłopcy zaczęli na siłę wyprzedzać mojego starszaka, a on bał się, że spadnie z drabinek, bo chłopcy byli o wiele więksi, szybsi i niespecjalnie uważali na to, aby uważać na innych. Nie chciałam na tym etapie jeszcze ingerować w zabawę, bo uważam, że dzieci powinny najpierw same próbować rozwiązać jakiś wspólny problem, o ile oczywiście to nie stwarza jakiegoś dużego zagrożenia. Wtedy wkraczam do akcji.
Ivo w końcu zrezygnował ze wspólnej zabawy. Przez chwilę próbowałam go namawiać, żeby do nich dołączył, jednak spasowałam.
– Mamo, ale oni mnie wkurzają. Nie chcę się z nimi już bawić. – odparł mój Ivo wyraźnie poirytowany.
– Ivo, to Twoja decyzja. Na Twoim miejscu zapytałabym ich, czy mogliby uważać, jak biegają. Chyba że chcesz, żebym ja ich o to poprosiła.
– Nie, nie chcę.
– Okay. To poczekamy w takim razie aż Teoś i Gaia się znudzą zabawą, i wtedy wrócimy do domu. – odparłam.
Widziałam, że Ivo był wyraźnie poirytowany zachowaniem dwóch zdecydowanie starszych od niego chłopców, którzy wyprzedzali go na siłę na zjeżdżalni mimo że on ich już raz ostrzegał, że jego to denerwuje. Mój Junior – Teosiek widział, że dwaj chłopcy wkurzali Ivka. A on się nie certoli. Kiedy Ivo siedział przy mnie, to teraz to Teodor w odwecie zaczął ich wyprzedzać przed zjeżdżalnią. Teosiek jest wyjątkowo sprawnym fizycznie dzieckiem i on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Pomyślałam, że nie będę się wtrącać. Dopóki nie robią sobie i innym krzywdy i radzą sobie, to wstrzymuję się z reagowaniem, ale jestem zawsze w pogotowiu.
W pewnym momencie podeszła do mnie babcia tych dwóch chłopców z pretensją w głosie, wyraźnie oburzona:
– Dlaczego nie reaguje Pani, kiedy Pani syn wyprzedza moich wnuków? Przecież on zaraz zrobi im krzywdę!
– Doprawdy? Mój cztero i pół letni syn zrobi zaraz krzywdę pani nastoletnim wnukom, którzy są dwa razy więksi od niego? Tym, którzy przed chwilą chcieli sprytnie spychać ze zjeżdżali mojego siedmioletniego syna? Jakoś wtedy dziwnym trafem nie czuła pani potrzeby reagować?
– Yyyy, ale oni się tylko tak bawili.
– Mój syn też się tylko „tak bawi”.
Swoją drogą mój Teosiek nie robił im żadnej krzywdy. Ot, po prostu szybciej dobiegał do zjeżdżalni, z której chciał sobie pozjeżdżać. Ale ani razu ich nie dotknął, nie zepchnął.
Może owa pani oczekiwałaby, aby moi synowie po prostu zeszli z placu zabaw, bo jej wnukowie mieli ochotę na samotne wyścigi bez obecności innych dzieci? Jakże powszechna jest moralność Kalego zakorzeniona w niektórych głowach.
„Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy. „
Nie ze mną te numery. Moje dzieci nie mają obowiązku być ciche, skromne i zawsze uśmiechnięte. Mają prawo z czymś się nie zgadzać, śmiało mogą to zademonstrować i wyrazić głośno swoje zdanie. A ja będę trzymać za nie kciuki, aby radzili sobie w życiu sprytem, mądrością i asertywnością. Nie chciałabym, aby wyrośli na taką „Magdusię”, jaką byłam kiedyś jako dziecko – którą można było robić w konia, a ona z udawanym uśmiechem na ustach udawałaby, że w sumie to nic się nie stało.
Dziecko w mojej opinii nie może być ofiarą. Jako rodzice musimy nauczyć je, jak może się bronić.
P.S. Jeśli Facebook pokazał Wam dzisiejszy post i zgadzacie się z nim – będzie mi miło, jeśli dacie mi o tym znać na Facebooku. Możecie się nim również podzielić z innymi. Dzięki! :*
1 komentarz
Bardzo wartościowy artykuł! Uwielbiam tutaj zaglądać! Piszesz naprawdę ciekawe artykuły!