Tyle się mówi o tym, że jako rodzice musimy być samowystarczalni. Że na własnych barkach powinniśmy dźwigać ten słodki ciężar rodzicielstwa i ani razu nie powinniśmy się pod niczym ugiąć.
Gdzieś przeczytałam niedawno również twierdzenie, że „jak sobie zrobiliście, tak teraz sobie to sami dźwigajcie” bądź „tyle narobiliście, to teraz Wasza brocha, aby temu podołać”. Co ciekawe piszą to matki, żony, kobiety. Piszą to również ojcowie, mężowie, mężczyźni. I zaraz po tym, jak wypluli ze swoich ust to twierdzenie, to pada kolejny słowotok w podobnym tonie, w którym stwierdzają:
„A my sami sobie radzimy i nie prosimy nikogo o pomoc.”
Albo: „Ja tam nigdy nikogo o pomoc nie prosiłam i nie mam zamiaru. Proszenie o pomoc to oznaka słabości a ja słaba nie jestem.”
Tudzież: „A spróbujcie sobie radzić sami, jak my sobie radzimy. Dorośli jesteście, to nie marudźcie, że Wam ciężko”.
Czytam te dyrdymały. Te przechwalanki. Czytam jak obrodziło w tych niezniszczalnych rodziców, którzy nigdy o pomoc nie prosili, nie proszą i nie będą prosić, bo oni wszystko chcą sami. Bo jak nie sami, to niby znaczyłoby, że są słabi. Czytam, że teraz wszyscy muszą sobie radzić sami. Bo takie czasy. I jak ktoś poprosi o coś rodziców, teściów czy zaprzęgnie do tego opiekunki czy panie sprzątające, to znaczy że jest źle. Że w dupach im się poprzewracało. Że wymiękli na polu bitwy.
I jak czytam, tak łapię się za głowę. Bo czytam za moment również, że skoro im rodzice nie pomagali, to oni swoim dzieciom pomagać również nie mają zamiaru. Bo oni na starość to chcą sobie odpocząć a nie wychowywać, sprzątać czy pomagać. Bo oni swoje już zrobili i się (kurwa) zmęczyli. I wykurwastarczy. I w porządku.
Tak słucham tego i cieszę się, że ten świat jednak różnorodny i obrodziło na nim w ludzi o wielu poglądach i planach. Nie tylko takich jak powyższe.
Moi teściowie, na ten przykład, ludzie już w bardzo eleganckim wieku i siłach ograniczonych, ale o sercu, które miłością swoją obdarzyłoby i jeszcze dziesięcioro wnucząt. Wzięli dzisiaj na półtorej godziny pod opiekę swoją naszą trójeczkę. Czyli pięciolatka, 2.5 latka i czteromiesięczną córę. A nam dali zielone światło byśmy pojechali skuterem w siną dal, byśmy zresetowali te nasze rodzicielskie zwoje i powrócili z naładowanymi bateriami. Jak ja im za to dziękuję! Słów brakuje, jak my bardzo tego potrzebowaliśmy!
A kiedy przyjechaliśmy, to od słowa do słowa Teść mój przytoczył swoją rozmowę z panem, z którym zawsze się wita przed płot, gdy ten idzie na spacer wzdłuż rzeki. Owy Pan widząc mojego teścia z moimi dziećmi podobno zawsze to samo powtarza:
– Ma Pan największy skarb. Ma Pan wnuki. Ja ich nie mam, niestety. To coś, co po Panu zostanie na tym ziemskim padole.
I mój Teść z tego skarbu korzysta, za co mu po stokroć dziękuję! :* I korzystają na tym moje dzieci. Nie mówiąc już o tym, że i ja z moim mężem korzystam mogąc raz na jakiś czas naładować baterie, gdy od wielkiego dzwonu odwiedzamy Podkarpacie.
Dlatego obiecałam sobie, że o ile zdrowie pozwoli (a robię wszystko, aby pozwoliło) i chęci po drugiej stronie będą, to moje dzieci nigdy nie będą musiały mnie na kolanach prosić, bym zajęła się wnukami. Na niańkę 24/7 się nie nadaję, bom słaba w te klocki przyznaję bez bicia;-), i zapewne będę jeszcze zawodowo aktywna, ale pamiętając moje doświadczenia i radość, gdy udaje się nam gdzieś tylko we dwójkę bez dzieci wyskoczyć, to będzie to dla mnie czysta przyjemność zająć się wnukami, podczas gdy moje dzieci ze swoimi partnerami będą mogły wskrzesić rodzicielskie siły i naładować baterie. Wiem, jak to cholernie pomaga! :-)
Piszę to właśnie naładowana po 1,5h skuterowej wycieczce, na której byliśmy tylko we dwoje. Był wiatr we włosach. Były niespieszne przystanki. Była cisza i spokój. Bez wrzasków i pisków. Bez nerwów. Bez zbędnego pośpiechu. Aż mi wstyd się tak tym chwalić, ale czuję radość, że nam się udało!
Chciałabym kiedyś móc zafundować to samo moim dzieciom, bo wiem jak to doładowuje moce! I wiem, że nie będą nawet musiały mnie o to prosić! Ja to rozpoznam w sekundę :D Doskonale znam swój skomlący wyraz twarzy, gdy istnieje możliwość zostawienia dzieci choć na dwa kwadranse, by się porządnie zresetować ;-)
Piąteczka!
8 komentarzy
Szczęściara z Ciebie! Przyznam, że trochę zazdroszczę, ale mimo wszystko, pomimo braku pomocy, też chciałabym kiedyś pomagać moim dzieciom
W puknt
Zazdroszczę Ci takich teściów. Ja ostatnio usłyszałam od mojej, że nie będzie zostawać z moimi synami (4 i 1.5 roku) jak nie ma mojego męża, kiedy jestem na zakupach (dla niej też robię zakupy) i nie ma mnie 1 lub 1.5 godziny. Tak więc ja nie mogę liczyć na ładowanie baterii z moim mężem. Tylko jak podrzuci y dzieci do moich rodziców.
Pięknie napisane. Mój synek ma niestety tylko jedną babcię i dziadka, ale dziadek daleko, a babcia… nie nadaje się żeby go do przedszkola nawet zaprowadzić, więc on na mnie i na żonę (jak zdrowie dopisze) będzie mógł liczyć na pewno. Pozdrawiam i zazdraszczam widoczków.
A my wczoraj podrzucilismy dzieciaki (2,5 roku i 9 miesięcy) do mojej kuzynki, która z otwartymi ramionami ich wzięła na ponad 3h abyśmy z mężem mogli pójść do kina :) i zrobię tak chętnie kolejny raz. ;)
Zazdroszczę. Moja teściowa chętnie zostanie z wnukami (2 l 10m oraz 3m) ale tylko wtedy kiedy ja albo mąż jesteśmy w domu. Nie mogę liczyć na swoich rodziców z racji wieku to im już potrzebna jest pomoc. Od kiedy mamy dzieci jeszcze nikt z nimi nie został żebyśmy mogli gdzieś wyjść razem choćby po chleb do sklepu nie wspominając o kinie.
to ja już bym została zjedzona żywcem przez owe przypadki Państwa Niezależnych….od pół roku moi rodzice,z ktorymi dzielimy duży dom non stop mi pomagają,bo mam męża po operacji i powikłaniach…opiekują się swoimi wnukami(3latka i 21 miesięcy). Ja rownież uczestnicze w tej opiece ale z uwagi na zaawansowaną ciąże nie jestem w stanie zrobić wszystkiego. I czy jestem słaba? Nie sądzę. Ci,którzy tak twierdzą są zgorzkniali i wyklęci przez swoich rodziców. Taka nieczulica przekazywana z pokolenia na pokolenie. Masakra…. ja dziękuję moim rodzicom codziennie za to,że są.
To smutne i przerażające, że teraz coraz częściej się słyszy takie rzeczy. Moja żona jak była mała razem ze swoimi dwoma braćmi prawie co tydzień jeździli na weekend do babci a moi teściowie mogli resetować się co tydzień przez cały weekend! Ja z moją żoną aż tak dobrze nie mamy, ale zarówno moi jak i mojej żony rodzice czasami (średnio raz na kwartał) zabierają całą naszą trójkę (8,4,1 lat) „na nockę”. W dodatku zabierają ich na tydzień na wczasy tego lata. Jednak zazwyczaj wykorzystujemy ten wolny czas na jakieś bardziej gruntowne sprzątanie remont i tego typu rzeczy.
Ja swoje wnuki chętnie będę brał na cały weekend. Dzieci i wnuki to największy skarb i nic tego nie zastąpi, za nic się tego nie kupi!