Niedziela. Godzina dwunasta z minutami. Z sukcesem doczłapaliśmy się na plac zabaw oddalony od naszego domu o kilka kilometrów.
Porywanie się na tak dalekie spacery z dwójką moich dzieci to czasami jak skok na bungee ;-) Zdecydowanie na własną odpowiedzialność :D Już po kilometrze zaczęło się klasyczne marudzenie, że a to siku, a to kupka, a to inne fizi-mizi, które totalnie wybija mnie ze spacerowego rytmu. Ale doczłapaliśmy się. Ja cała zmachana, jakbym co najmniej dwie tony węgla przerzucała, a dzieciaki w sekundę nowonarodzone, jakby miały dosłownie zaraz na pełnej petardzie zacząć przerzucanie snopów siana.
Starszak sięgnął pod wózek po swojego ulubionego Zygzaka MacQueena, w sensie ulubiony samochodzik do zabawy, który na tego typu eskapady jest nieodzowny. Wyrwał go spod wózka i pognał do piaskownicy. Junior natomiast wyciągnął spod wózka swój ulubiony samolocik Dusty’iego Popylacza. Oni też są nierozerwalni. Taka sytuacja :D
I zaczęło się klasyczne: „wrrrrrm, grrrrrmmmmm, ziiiuuuuuum…”. Standardowe dźwięki, które wydobywają się z ust moich synów, gdy na maksa jarają się swoją zabawką. Lubię ten moment, bo ja wtedy mam totalny chilloucik a oni bawią się w najlepsze ;-)
Mija kilka minut i nagle słyszę:
– Mateuszku, nie płacz. Chłopczyk zaraz podzieli się z Tobą swoim samochodzikiem. – tłumaczy mama kilkuletniego chłopca, który wyciąga ręce w stronę zabawki mojego Syna rzucając swój zdalnie sterowany samochodzik w kąt. Chłopiec ryczy, jakby go obdzierali ze skóry.
– Ale ja się telas nie podzielę. – mówi mój syn do chłopca i idzie dalej ogarniać driftowanie Makłinem na krawędzi piaskownicy.
– Podzieli się, podzieli. Nie płacz, skarbie. Podzielisz się z Mateuszkiem, prawda? – dodaje jego mama szukając mnie wzrokiem i niejako prosząc, abym zareagowała.
Wstałam z ławki czując podskórnie, że sytuacja może zacząć się rozwijać.
– Ivo, czy podzielisz się z chłopczykiem zabawką? On pewnie chciałby się pobawić Twoim „Makłinem”. – zapytałam.
– Telas nie mam ochoty się dzielić.
– To może jak już się pobawisz, to wymienicie się później swoimi zabawkami? – zapytałam mojego starszaka, jednocześnie wskazując wzrokiem chłopcu i jego mamie, na ich samochodzik sterowany, którym chłopczyk wcześniej się bawił.
– Ivo pożyczy Ci Makłina a Ty pożyczysz mu swój samochodzik. Może tak być? – dodałam.
Wiem już z doświadczenia z placów zabaw (nie wiedziałam kiedyś, że to osobna kategoria nabytych doświadczeń, a jednak to zdecydowanie „skill”, który jest w cenie :D], że o wiele łatwiej jest dzieciom się wymieniać zabawką niż oddawać im swoją nie dostając nic w zamian. To tak jakby kupić sobie banana, bo jest się głodnym, a za chwilę musieć tego banana oddać obcej osobie, która ma akurat takie widzi-mi-się, bo też ma na niego ochotę.
Gwoli jasności: moje dzieci potrafią się dzielić swoimi zabawkami czy jedzeniem, co często robią z przyjemnością, czy to między sobą czy wśród obcych dzieci. Jednak nie zawsze na warunkach, jakich się od nich tego wymaga. Dochodzę do wniosku, że wolność wyboru jest tutaj ważną rzeczą. Dlaczego miałabym zabierać zabawkę mojemu dziecku i oddawać ją obcemu (jak to często widzę na placach zabaw)? Umiejętność dzielenia z bliźnim jest cenna, ale gdzie w tym wszystkim prawo wyboru, którego czasami pozbawiane są nasze dzieci? Taka mała dygresja, z którą wcale nie musicie się zgadzać.
Ale żeby nie było! Dialog z mamą z piaskownicy poszedł w zaskakującą stronę, której (za cholerę ) bym się nie spodziewała!
– Ale my z zasady nie pożyczamy tego samochodu, bo to jest prezent urodzinowy od chrzestnego i był bardzo drogi. – rzuciła mama chłopca.
Myślałam, że się zakrztuszę. Ale, że WTF?! Popatrzyłam kobiecie głęboko w oczy, bo myślałam, że się przesłyszałam, ale jej wyraz twarzy temu przeczył. A jednak, nie przesłyszałam się.
– O, to nareszcie mamy jasność. Mój Syn nie podzieli się swoją zabawką, bo na razie nie ma na to ochoty, a Pani syn nie podzieli się swoją zabawką, bo jego mama nie ma na to ochoty.
Obróciłam się na pięcie i poszłam zbierać z Juniorem stokrotki :D
Jak widać ochota dzieci, a nawet ochota dorosłych, może czasami więcej wyjaśnić niż by się mogło wydawać ;-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
19 komentarzy
Brawo TY :) Fajnie sie czyta Twoje posty bo są o rzeczach czasem z pozoru oczywistych a otwieraja oczy na nowy ich wymiar, W sumie to ja zwykle byłam z tych co to potrafiły zabrac swojemu dziecku samochodzik, zeby oddać innemu obcemu no bo tak wypada. Od dzis koniec bo w sumie masz rację. Nauczyłaś mnie jeszcze jednej rzeczy – asertywności. Ostatnio zdarzyło mi sie odmówić „przysługi” komuś kto jej ode mnie oczekiwał tylko dlatego, ze gdzie indziej trzeba bylo za nią zapłacić a ja zrobiłabym to za free. Kosztem mojego czasu z dziećmi i zarwanej nocki przy laptopie. Pan był zdruzgotany moją odmową Pozdrawiam i przepraszam za to „TYkanie” ale jakoś nie potrafiłam inaczej.
nie swoje weźmie, ale swojego nie da – boshe …
Buahahaha :D zajebiste :) a chłopczyk miał pozwolenie, żeby się tarzać w piasku, czy spodenki od pierrakerdena i koszulka od ralfalarłenta też były na to za drogie? ;);) A na poważnie, to w 100% popieram tę politykę dzielenia się/niedzielenia się zabawkami z innymi dziećmi ;)
Już widzę jak jakaś mama czy jakiś tata dzieli się ze mną swoim tabletem bo ten mi się podoba i chciałabym się nim pobawić… To dlaczego oczekujemy od dzieci, że będą pożyczały swoje zabawki a tym bardziej ulubione. Moja córka umie się dzielić ale tylko jak ma na to ochotę ?
ciekawa jestem miny tej pani ?
Też uważam, żę dzieci mogą się dzielić, ale NIE MUSZĄ. Więc zawsze mówię, to jest jego zabawka, przynieś swoją, bawcie się każdy swoim, albo się wymieńcie na 10 min, jesli chcecie. Do głowy by mi nie przyszło, że to matka nie chce, ale od innych tak..
ja zawsze pytam starszego czy chlopczyk moze sie pobawic. Jesli Starszy mowi ze nie, to pytam czy moze sie wymieni na chwilke. Jesli nadal nie, to koniec tematu. Nie chce i juz. Zazwyczaj dzieciaki jaoks sie dogadua chwile potem i jest ok. Dziala to rowniez w druga strone: jesli Chlopiec nie chce sie podzielic z moim Synem to pytam czy moze sie zamienia. Jesli nadal slysze 'nie’ to daje spokoj i tlumacze Starszakowi ze nie zawsze mozemy sie bawic tym czym chcemy. I ze czasem inni nie chca sie z nami dzielic. I to jest ok bo on tez nie zawsze sie chce dzielic.
Nie zawsze się z Tobą zgadzam, ale tym razem uważam, że świetnie to rozegrałaś :)
Ja córę zachęcam do dzielenia się, ale podobnie jak Ty- nie zmuszam. W końcu to są jej zabawki. Sama też nie oczekuję od innych dzieci, że mają podzielić się z moją córką, czy ustąpić jej, bo jest młodsza/ jest dziewczynką/ płacze z tego powodu. Córa generalnie chwyta te zasady i nie ma problemu- jej zabawki, ona decyduje, cudze bawki, kto inny decyduje, zabawki współne na placu zabaw- decyduje ten, kto był pierwszy, ale nie używamy przemocy, aby się dopchać ;) Mała widzi też na przykładzie mamy i taty, że dzielenie się jest fajne, sprawia radochę i zwykle robi to chętnie. Tłumaczymy jej, że skoro nam wszystkiego wystarcza, to możemy podzielić się jedzeniem, pieniędzmi, ubraniami, z ludźmi, którzy nie mają, oddajemy zabawki do domu samotnej matki itp. A nawet przy stole oddajemy sobie wzajemnie najlepsze rarytasy. Córka chwyta klimat. Aczkolwiek ma tylko trzy lata i możliwe, że jutro jej się odwidzi ;)
Ja może skomentuję trochę z innej perspektywy, bo przypomniało mi się pewne zdarzenie. Moje dziecko jest naprawdę cudowne w kwestii dzielenia się, ostatnie ciasteczko odda mamie, tacie, sąsiadce (równolatce swoją drogą), więc z tym nie mamy problemy. Problem zaczyna się w drugą stronę. Mały uważa, że skoro on się wszystkim dzieli, to inni też muszą. Poszłam na imprezę gwiazdkową w żłobku i mój synuś wyrwał (naprawdę bardzo bezczelnie to wyglądało) innemu chłopcu z rąk balonika. Dziecko w płacz, a ja oczywiście tłumacze urwiskowi, że się tak nie robi, że chłopiec się teraz bawił i jak też chce się tym balonikiem pobawić, to powinien rozegrać to łagodniej (niestety chłopcy jeszcze nie mówią, więc pytanie „czy mogę” nie przeszłoby), a tu mi się wtrąca mama poszkodowanego chłopca, że nie muszę tak pouczać i strofować mojego syna, ponieważ jej syn chętnie się tym balonikiem podzieli. No aż się we mnie zagotowało. Na szczęście moje dziecko oddało chłopcu tego balonika i poszedł się bawić jakimś autkiem i nie musiałam już wchodzić z mamą z polemikę.
padłam :)
Wyszedl egoizm z tej pani, ja sie nie podziele ale inni musza,bo ja tak chce,jesli daje taki wzor dziecku to olaboga co bedzie w przyszlosci…
Gratuluje ze Pani inteligentnie to rozegrala.
Brawo…
Świetnie to rozstrzygnęłaś! U nas kiedy jak synek mial chyba 4 latka była podobna sytuacja miał w piasku swoją ogromną wywrotkę i inny chłopiec ja chciał ale mój Olo ładnie się bawił lądował piach tamte bardzo nachalnie wyrywał, oczywiście mama tamtego chłopca wtrąciła się by mój synek dał jej synkowi na chwilę, ale Olcio ładnie powiedział, że nie da bo się bawi ale ten chłopiec może mu ładować piach dodam też, że tamten chłopiec był młodszy co jego mama zaznaczyła, że on jest malutki itd. Czekałam co synek jeszcze zrobi jak poradzi sobie w tej sytuacji i oczywiście widziałam wzrok tej mamy która czekała aż tylko powiem żeby mój dał tamtemu bo młodszy, bo płacze, bo tupie nogą, bo chce i koniec. W końcu mama wyciągnęła tego chłopca z piaskownicy komentując „chodź synek z tego placu zabaw, bo tu się dzielić nie chcą” tylko dlaczego mój miał oddać swoją zabawkę? Sam się nią bawił a przecież zaproponował wspólną zabawę. Sądzę, że dobrze postąpił a ja nie wymagam od niego by komuś coś dał z powodu „bo tak”
I tak trzymać! Mamusie takich „mateuszków ” są niereformowalne. Trzeba krótko i zwięźle.
Mistrz :)
Świetna historia, i brawo za rezolutną reakcję!
Zawsze zachęcam syna do wymiany, bo to moim zdaniem najlepsza opcja dzielenia zabawkami. Jednak nie zmuszam.
Przypomniała mi się sytuacja sprzed roku, kiedy to syn miał 3 lata i bardzo chciał zabawkę, która należała do syna znajomych. Mój proponował różne auta na wymianę, ale tamten 2 latek za nic nie chciał się zamienić. Próbowałam tłumaczyć mojemu, że nie zawsze musimy mieć ochotę na wymianę i że nie możemy nikogo do tego zmusić, podczas gdy druga mama tylko stwierdziła, że jej syn nie musi się dzielić, bo przecież bardzo lubi swój samochód.
Przy kolejnym spotkaniu sytuacja była odwrotna, to auto mojego synka było obiektem pożądanym, oboje jednocześnie chcieli mieć je dla siebie. Zaproponowalam wymianę, ale syn się nie zgodził więc myślę: ok. Jednak tym razem usłyszałam, że mój syn się powinien podzielić bo przecież jest starszy!!
Powiedziałam tylko : przecież to jego ulubiona zabawka, poza tym ma 3 lata a nie 13.
Moje dziecko z reguly rzuca zabawki i sie nimi nie bawi, ale jak tylko zobaczy ze ktos cos wzial idzie zabiera wyrzuca i idzie na zjezdzalnie lub karuzele ja pozwalam sie bawic innym dzieciom ale zawsze zaznaczam ze dopoki ona tego nie zobaczy ot taki z niej „pies ogrodnika” sama nie ale innym tez nie da, a jak nie wezme zabawek bo wiem ze i tak nie bedzie sie bawic to sama chce cudze ehh te dzieci…
Plac zabaw to dla mnie masakra. Chodze Bo musze?? a co do dzielenia – dzieci to dzieci. Zabawki w oczach dziecka to drogocenne skarby – szczegolnie Te ulubione. Wyobrazmy sobie ze mamy super drogi sportiwysamochod. Zbieralismy na niego. Nawet kredyt na niego mamy!! Przychidzi do nas 18 latek . Zda l wlasne prawko. Chce pojezdxic sobie nim. Jaka bedzie nasza reakcja hmmm????
Podzielić można się z potrzebującym A nie z kimś kto ma takie widzimisię,ile razy my dorośli nawet nie lubimy tego robić, bo zwyczajnie ktoś może dana rzecz zniszczyć albo nie oddać ( jeśli coś pozyczylismy ), a wymagamy tego od dzieci