Otworzyłam najpierw lewo oko, żeby sprawdzić, czego potrzebuje ten mały chłopczyk, który dzieli ze mną lewą połowę łóżka.
Jego małe zaspane oczka coraz bardziej otwierały się na świat. Nagle z tej drobnej twarzy wyłonił się uśmiech. Szeroki, cudowny, piękny dziecięcy uśmiech. To uświadomiło mi, że dawno nie widziałam samej siebie otwierającej pomału oczy z samego rana i uśmiechającej się do życia, do samej siebie, do bliskich.
Chwilę jeszcze poleżał i przewrócił się z pleców na brzuszek. Następnie ukucnął i położył główkę na moich nogach. Rzadko mu się zdarza być takim milusińskim z samego rana, a tym razem zrobił to bez proszenia. Znowu się do mnie uśmiechnął. Dotknął mojego czoła, jakby chciał powiedzieć:
„Mamo, jestem tu. Widzisz. Mam Cię z samego rana a Ty masz mnie. Fajnie, prawda?”
A ja bym odpowiedziała:
„Synku, kurczę, pewnie, że fajnie!”.
Mimo że żadne z tych zdań nie padło z naszych ust, bo milczeliśmy patrząc na siebie i uśmiechając się w ciszy, ale świadomie dzieliliśmy właśnie ten nasz intymny moment, który zostanie ze mną na zawsze. Ja – jego mama, koło której budzi się co rano, i On – mój roczny wyczekany Syn.
Drugi cud śpiący po mojej prawej stronie zaczął się właśnie przebudzać. Jego młodszy brat zauważył przesuwającą się po prześcieradle gołą stópkę i zamarł w bezruchu. Obserwował każdy ruch swojego starszego brata czekając aż na niego popatrzy i obdarzy go najszerszym na świecie uśmiechem. Mój kochany starszak otworzył oczy, wyciągnął się na łóżku i wtulił w moją pachę. Uwielbiam to jego poranne kokoszenie się.
Jeszcze chwilę poleżeliśmy razem i nagle w tych dwóch chłopakach obudziła się niewiarygodna energia. Zerwali się na równe nogi i zaczęli skakać po łóżku chichrając się i delikatnie popychając nawzajem. Próbowali, jak daleko mogą zabrnąć w tym porannym wariowaniu, ale widziałam, że robią wszystko, aby drugiego nie skrzywdzić.
Patrzyłam na nich. Gdybym tylko mogła mieć aparat w oczach, to utrwalałabym te wszystkie migawki, te wszystkie emocje, które porywają do życia moich chłopaków.
Zjedliśmy ciepłe śniadanie. Płatki śniadaniowe na mleku. Niby nic wielkiego, ale to od paru dni nasz poranny rytuał, na który ja czekam z przyjemnością. Najpierw podgrzewamy mleko, później dosypujemy szeleszczących płatków, zanurzamy łyżkę i pomału, bez pośpiechu zajadamy się nimi.
Starszakowi tym razem udało się nic nie wylać poza talerz, a junior jak zwykle rozlał większość na podłogę. Trudno, pomyślałam. Po co mam się wkurzać na małe dziecko o to, że świat mu się podoba. Nie lubię latać po domu ze ścierką, ale przecież to moje chłopaczysko właśnie świat poznaje! A to tak cudownie coś wylać, sprawdzić czy aby na pewno jest mokre. Czy jest ciepłe czy zimne. Czy da się po tej wylanej kałuży paluszkami malować? A może warto trochę wylać na podłogę? Może na podłodze już jest mniej mokre i mniej szeleszczące? Czekałam aż wybawi się do końca i dopiero wtedy zaczęłam sprzątać. Doszło do mnie, że świetnie jest dać sobie na wstrzymanie i pozwolić im być małymi. Jakie to by było dla nich denerwujące, gdyby musieli ciągle uważać na wszystko, jak pani w banku, która za nic nie pozwoli sobie na zrobienie dziury w swoich czarnych 20 DEN rajstopach.
Położyłam się z nimi na dywanie i pozwoliłam im robić ze mną dziwne rzeczy. Najpierw badali moje włosy. Są dla nich przecież takie dziwne. Długie, lejące i wyglądają jak cieńsza wersja trawy, którą widuywali co lato na łąkach. Później próbowali mi wkładać do nosa palce. To z kolei dla nich inna wersja gniazda elektrycznego więc uznałam, że krzywdy sobie nie zrobią, grunt, abym tylko mogła oddychać ;-)
Niespieszny, leniwy poranek. Taki nasz…
Zaczęłam przygotowywać ich do przedpołudniowego spaceru i uderzyła mnie pewna myśl.
„Cholera. Magda. Kobieto. Myślałaś, że masz wiele. Tymczasem, Ty masz wszystko! Wszystko, co istotne! Masz wszystko to, czego inni szukają latami. Masz to, czego kiedyś sama usilnie szukałaś, za czym goniłaś!
Przede wszystkim macie siebie! Doceniaj to i zapamiętuj. To prawdziwie szczęście tkwi właśnie w tej codziennej prostocie! Chłoń te wszystkie momenty, celebruj je. Nie wkurzaj się na codzienność, która każdemu daje w tyłek bez wyjątku.
Masz wszystko! „
Wy też macie już wszystko? :*
5 komentarzy
Od wielu lat marzyłam o dziecku. I je mam. Czuję się szczęśliwa ale.. No właśnie. Mam dziecko z facetem który ma dzieci z poprzedniego związku. I? I cholera nie wiem. Bo tak jak kocham i uwielbiam dzieci moich braci, przyjaciół i znajomych tak tych nie potrafię zaakceptować. Drażnią mnie i przeszkadzają mi na każdym kroku. Uczucie to pojawiło się kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży i cały czas się nasila. Ma ktoś tak? Pomóżcie proszę :-( boję się, że mój związek tego nie przetrwa.
Oj tak, ja czasem denerwując się na Starszaka, albo sprzątając po Dwójce bo sa ZMECZENI…tak myślę, że mam dosyć i czemu nie jest spokojnie, cicho i czysto..A później przychodzi wieczór, wspólna kolacja, zasypianie, przytulanie, paciorek a później wspólny poranek i tak myślę,że mam wszystko..I myślę o tych, którzy nie mogą pójść z dzieckiem na spacer, którym towarzyszy cierpienie na co dzień..
I wiem, że nie ważny katar, angina…bo miją
Nie ważny bałagan, kolejna wylana szklanka mleka albo kłótnia..
Ważne, że angina mija,że mogą robić bałagan, że mają energię, ręce, nogi…
:)
niestety nie… ale pięknie wiedzieć, że są ludzie, którzy mają to magiczne „wszystko” i potrafią to docenić
No mi jeszcze paru rzeczy do szczęścia brakuje ;) ale zmierzam w dobrym kierunku, jak sądzę!
Aż się wzruszyłam. Owszem, mam wszystko. Wszystko, co się tak naprawdę liczy. Mam kochającego męża, dwóch wspaniałych, zdrowych, pięknych synów, dom, pracę. Ale często tego nie doceniam. Mam wrażenie, że bezsensownie się codziennie spinam wychowując dzieci. Chce Ich wychować jak najlepiej, przekazać wszystko, co istotne, pokazać różnicę między tym co dobre, a co złe (a dzisiejszy świat jest naprawdę okrutny), ale przy tym wszystkim często krzyczę, zwracam nieustannie uwagę. Patrząc na swoje dzieciństwo, to miałam lepiej. Dzięki Twojemu wpisowi zamierzam spojrzeć w lustro i zmienić swoje podejście do mych małych mężczyzn. Thx!