Często poruszacie ten temat w mailach do mnie, a ja nie zawsze mam okazję na wszystkie z nich odpowiedzieć. Postanowiłam więc z Wami na ten temat porozmawiać i dowiedzieć się, czy myślimy podobnie.
Być może okaże się, że patrzymy w podobnym kierunku, a ja pomogę komuś choć odrobinę w podjęciu właściwej decyzji. A może nie pomogę i niepotrzebnie zagmatwam i tak niełatwą Waszą sytuację? Oby jednak nie!
Wiem, że wielu z Was boryka się z dość powszechnym problemem, jakim są niełatwe relacje z Waszymi rodzicami bądź teściowymi. Znam mnóstwo przykładów na udane życie rodzinne i sielskie relacje z rodzicami i teściowymi. Znam niestety również cholernie dramatyczne sytuacje, które aż trudno przytoczyć publicznie, gdyż cisną nam się na język wulgaryzmy, a ciśnienie skacze i spaść nie może.
Współczuję.
Szczerze współczuję tym, którym mimo prób nie udało się utrzymywać choćby neutralnych stosunków. Wiem, że sprawa jest zawsze złożona i jedyne, co można zrobić, to te kontakty zwyczajnie uciąć albo ograniczyć do minimum, aby nie psuć ani sobie ani najbliższym nerwów.
Z czego wynikają zazwyczaj problemy? Mam wrażenie, że sytuacji jest tak wiele a czynników powodujących zapłon jeszcze więcej, że trudno wymienić te, które odgrywają kluczową rolę. Jednak biorąc pod uwagę moje doświadczenia, jakie mam z moimi niedoszłymi teściowymi, i fakt że raczej zawsze byłam pokojowo nastawioną do świata osobą, to w moim akurat przypadku moje niedoszłe teściowe okazywały się wybitnie terytorialnymi osobnikami :-) Właściwie trudno było nie odnieść wrażenia, że oto ja wkroczyłam teraz na ich teren, własność niemalże, i próbuję wszystko zmieniać. Że niby psuję szyki, wprowadzam niepotrzebny chaos, zakłócam ich od dziesiątek lat ustalony porządek.
A ich biedni synowie wpadli ich zdaniem w niezłe tarapaty i ktoś próbował ich odłączyć od z góry ustalonej i jedynej właściwej kobiecej piersi ;-)
Cóż mogłam zrobić ja, która chciałam tworzyć związek z dorosłym człowiekiem, którego chciała sterować jego własna matka? Otóż, kiedy ja widziałam pierwsze oznaki tego tematu, spieprzałam :D Kiedy komuś wydaje się, że on jeden jedyny ma rację a cały świat robi mu „kuku”, i gdy widziałam, że dorosły facet nie potrafi odnaleźć się w sytuacji i niejako czuje się, jakby był między młotem a kowadłem, to ja doszłam do wniosku, że z dziećmi bawić się nie będę. Że to nie mój cyrk i nie moje małpy.
Dlatego kiedy spotkałam na mojej drodze mojego Męża, w którym zakochałam się bez końca [i dla którego często bywam okrutna, co zmienić muszę, ale może jak już ciążowe hormony mi się ustabilizują ;-) ] i zdecydowaliśmy się założyć rodzinę, przyszło nam w pewnym momencie zmierzyć się z pewną sytuacją, która jest dość popularna u wielu z Was.
Co prawda mieliśmy, gdzie mieszkać, bo wynajmowaliśmy wtedy ciasną kawalerkę, ale przez chwilę zakiełkowała nam w głowie pewna myśl:
” A może by tak przeprowadzić się do mojego Męża rodziców?!”
Skoro mojego M. tak często nie było, bo był w zagranicznych rozjazdach, a ja próbowałam pogodzić pracę z wychowywaniem dziecka, taka właśnie myśl zakiełkowała nam w głowie!
Matko i córko, jak dobrze, że szybko sobie tę myśl wybiliśmy z głowy! Jak dobrze, że właściwie to w głównej mierze to ja wyperswadowałam tę myśl z głowy mojemu Mężowi, który nie widział na początku żadnych minusów a same plusy! Z jaką ulgą Wam dzisiaj o tym wszystkim piszę będąc święcie przekonaną, że to była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć dla naszego małżeństwa jak i dla całej naszej rodziny, włączając w to teściów!
Mam kochanych teściów, którzy by wszystkim nieba uchylili, ale wszyscy jesteśmy tak cholernie różnymi osobnikami, że mam wrażenie, że po kilku dniach wspólnego bytowania już potrzebujemy chwili oddechu, a co dopiero po miesiącach czy latach dzielenia tych samych ścian! :-)
Dlatego chuchając i dmuchając na zimne, godząc się na kawalerkowe niewygody, a jednocześnie ustrzegając się potencjalnych punktów zapalnych, uratowaliśmy naszą rodzinę od zguby decydując, że my jednak mieszkać to będziemy SAMI! :D
Piszę to z pełną świadomością i sympatią do wszystkich, których miałam obecnie na myśli, łącznie z moim Tatą na czele! Bo kiedyś i takie przebłyski mieliśmy, aby na jakiś czas się do niego przeprowadzić. Jak dobrze, że do tego wszystkiego nie doszło! I pewnie dzięki temu nadal jesteśmy kochającą się rodziną! :-) Tu nie ma co owijać w bawełnę!
Samodzielne mieszkanie jak na dorosłych ludzi przystało, bez wzroku rodziców czy teściów na sobie, to najlepsza z decyzji, jaką może podjąć każde małżeństwo! To decyzja warta wyrzeczeń! To przezorność, którą warto w sobie zaszczepić! Trzymam kciuki za wszystkich z Was, którzy do tej decyzji dojrzewacie bądź dopiero ona przed Wami! Jak wiadomo – życie nie zawsze jest łatwe i czasami wspólne mieszkanie jest jedynym, możliwym rozwiązaniem :(
Wiem, że są sytuacje, kiedy wszystkim się świetnie razem żyje pod jednym dachem i część Waszych historii jest tego doskonałym przykładem. Mnie nie przekonacie! ;-) Już wolę mieć ciasne, ale własne. Mi wystarczą wypady, by odwiedzić najbliższych, po to abyśmy wszyscy zdrowi i szczęśliwi mogli spotykać się na każde święta!
Ot, co! Uff! :-D Piąteczka!
8 komentarzy
Od kad poznalam sie z moim juz obecnie mezem, chcielismy zamieszkac razem, ale sami. Z prserwa na ok 2lata mija juz 4,rok, i tak czasem sie zastanawiam czy ta cala zlosc mojej tesciowej na mnie nie jest tym wybrukowana… Bo o to mamin synek pokochal inna obca kobiete i z nia omawia wszelkie plany. Ale prawde mowiac po tylu latach lekko mi to zwisa, bo tak byly ich namowy ze moze bysmy z nimi mieszkali i nieplacili takich drakonskich oplat. Coz mysl nawet byla pozytywnie rozpatrywana do jednego zdarzenia i tym cudownym sposibem moj maz jest swoim gospodarzem i wladca pilota i wiertarki a moje przyprawy i krolestwem gospodarujemy sie wspolnie ? mieszkajcie sami uczcie sie siebie nawzajem i miejcie wlasne a nawet wspolne poglady. Wiem wygodniej dostac cieply obiad po pracy pod nos ale czesciej on bedzie u rodzicow przyprawiony „my wam przygotowalismy, spicie na naszym lozku i z mojej pralki korzystacie” jak to mowia lepszy suchy chleb i spokoj niz syty obiad i wieczna udreka. Pozdrawiam
Oj tak! Wieczne przypominanie, że nie jest się u siebie.
Mam 27 lat i jestem rozwódką właśnie z powodu teściowej, jej zaborczosci i tego niezdecydowania mojego byłego Męża. Mimo iż moja Mama jadąc za granicę powiedziała, że możemy wprowadzić się do jej kawalerki żeby „jakoś po tym ślubie sobie żyć” on nie chciał. Bo „co powie Mama? A może się obrazi?”. Mimo iż błagalam „wstawmy zamki w drzwi bo Twoja mama łazi nam po pokoju, bo akurat jak mnie nie ma potrzebuje tasiemki z mojej szuflady i jest zdziwiona że jestem zła, że sobie sama do tej szuflady zajrzała” to odpowiedź była „No, ale to tylko tasiemka.. Nie będę mamie pokoi na klucz zamykać”. I tak rozpadło się małżeństwo…. Dlatego teraz jestem wdzięczna, że mamy z drugim WSPANIAŁYM mężem oddzielne mieszkanie i że NIKT ABSOLUTNIE N I K T nie łazi mi po domu, gdy nas nie ma. Komfort nie do opisania.
My mieszkaliśmy przez niecały rok po ślubie u teściów, rok który podkopał nasze małżeństwo. Teraz nawet nie mamy z nimi kontaktu, na początku ich odwiedzaliśmy mimo tego wszystkiego co się wydarzyło, ale skoro oni olali syna i wnuczkę to i syn sobie odpuścił. Mieszkamy sami już kilka lat a chyba dopiero teraz udało nam się wrócić do normalności naszego związku i wiem że w mężu mam ogromne wsparcie choć bardzo długo trwało i oboje wiemy, że gdybyśmy tam zostali to naszego małżeństwa już by nie było a „mamusia” świętowała by zwycięstwo. Nie rozumiem jak matka może tak niszczyć życie syna to wg mnie nie jest miłość a jeśli już to chora miłość..
My mieszkamy razem z rodzicami mojego męża. Mamy całe piętro dla siebie. Takie osobne mieszkanie, tylko wejście mamy wspólne (zbieramy się żeby zrobić oddzielne i nie możemy się jakoś zebrać). Bardzo sobie chwalę, ale dlatego, że na szczęście moi teściowie nie wtrącają się do nas. Oczywiście zawsze służą pomocą i radą, ale nigdy się nie narzucają. Mam na prawdę wielkie szczęście, bo teściów mam cudownych. Moi rodzice mieszkają prawie 300 km od nas, więc teściowie są dla mnie takimi drugimi rodzicami.
Mieliśmy przyjemność mieszkać tuż po ślubie zarówno u teściów jak i rodziców a także sami wynajmujac mieszkanie. I OBOJE nie wyobrażamy sobie powrotu ani do jednych ani do drugich rodziców. Ba posunelismy się nawet ciut dalej i sprzedalismy działkę która mieliśmy tuż obok rodzinnego mojego domu – wiedzieliśmy że nie będziemy mieli spokoju i każde problemy z mojego rodzinnego będą przychodziły do naszego domu,a nad budową czuwaloby zbyt wiele ludzi ;) Nowi właściciele od razu wzięli się za budowę a my wręcz natychmiastowo przekonaliśmy się że budowa tam byłaby udręka i nasze małżeństwo chyba by tego nie przetrwało – a dom za duży a dom za mały, a dziadkowi (tak mojemu dziadkowi a to dom dla niego zupełnie obcych ludzi) układ się nie podoba, a mojej mamie dach, bo kto to widział nie robić stropodachu jak teraz tyle nawałnic itd itp… Kupiliśmy mieszkanie 30km od tamtego miejsca i to była najlepsza i najpiękniejsza decyzja w naszym życiu. Zaczęliśmy zupełnie nowe życie. Nagle słońce świeci codziennie, cisza spokój i problemy innych nie przytłaczaja nas każdego dnia. Może to i okropne ale mając 30lat własną rodzinę mieszkanie nie można wciąż żyć problemami członków rodziny…
Ojj ile u nas było kłótni, jak mieszkać po ślubie. Jesteśmy w trakcie budowy swojego domku, więc niedługo idziemy całkowicie „na swoje”, ale jakoś okres do wprowadzenia się trzeba przetrwać.
Ja chciałam wynająć, mąż – mieszkać u moich rodziców. Koniec końców stanęło na tym drugim…
Czy żałuję? Sama nie wiem, czasem dopada mnie kryzys, że nie ma tej swojej 100% prywatności, ale z drugiej… no nie mogę powiedzieć, że jest źle. Mamy osobną kuchnię, swój pokoi, wspólne tylko wejście i łazienka.
Może też kwestia tego, że ja nie boję się rozmawiać z moimi rodzicami i jak coś „przeginają” to dostają OPR i jakoś się sprawę wyjaśnia.
Czy polecam? Czy odradzam? Nie wiem. Bo w każdym ze sposobów mieszkania są plusy i minusy, więc nie oceniam.
Nam źle nie jest, ale mogłoby być lepiej ;)
U nas było tak, że pół roku przed ślubem wprowadziłam się do męża, którego matka podzieliła duże jedno mieszkanie na dwie kawalerki z wspólnym mikro przedpokojem/korytarzem. Niby osobne mieszkanie ale wejście jedno. Mieszkaliśmy tam 4 lata i pół roku po urodzeniu dziecka się wyprowadziliśmy do mojej mamy na jeden pokój. Powód był taki że teściowie pili, awantury było słychać oraz to że teściowa kilka razy dziennie przyłaziła do nas a co robicie i takie tam. U mojej mamy mieszkaliśmy kilka lat aż kazała nam się wyprowadzić więc poszliśmy na wynajem 1 pokój. Zaszłam w druga ciążę poszliśmy na wynajem na 2 pokoje. Niestety nie nauczeni przez żadnych ze swoich rodziców oszczędności, zaradności braliśmy kredyty na wszystko, na wakacje na które nigdy rodzice nas nie zabierali, samochód na raty, którego już nie mamy a raty zostały, na życie. Na początku było z czego płacić ale potem było już coraz trudniej. Musieliśmy zrezygnować z wynajmu bo nie mieliśmy już na niego kasy. I co musieliśmy wrócić do mieszkania teściów. Zrobiliśmy tak że my mamy dwa pokoje ale do kuchni i łazienki chodzimy do części teściów. Każdego dnia wylewam łzy na swoją i męża głupotę. Spłacać musimy kredyty z których nic nie mamy a moglibyśmy mieć piękne mieszkanie na przykład. Boże jak sobie pomyślę o czym my wtedy myśleliśmy., jacy głupi byliśmy. Przez te raty teraz nie stać nas na wynajem. A ja użeram się z teściami którzy po latach i tak się nie zmienili. Każdego dnia płacimy za swoją głupotę. Żal mi nas samych. Teraz jestem mądrzejsza ale już za późno. Długi jeszcze spłacać musimy kilka lat.