Powiem tak – to co zobaczyłam przed paroma dniami w jednej z popularnych sieci drogerii to był moim zdaniem szczyt. Szczyt zarówno bezczelności jak i obrzydliwości. Właściwie to nie wiem, jak powinnam to skomentować.
Miałam temat olać, bo jak to kwitowała moja znajoma: „A co się będziesz przejmować. Nie Twoja sprawa.” To prawda, nie jest to zupełnie moja sprawa, ale w pewnym sensie czuję, że nie warto w temacie milczeć tym bardziej, że mam szansę Was ostrzec przed tą kwestią.
Nie wiem właściwie, czy w sklepie dobrze zareagowałam i poinformowanie o tym pracownika wystarczyło, aby w jakikolwiek sposób temu zaradzić. Szczerze? Po reakcji osoby sprzedającej – wątpię, aby cokolwiek z tamtą sytuacją zrobił manager sklepu. Ale jest szansa, że chociaż garstkę osób uczulę przed tym, co się (wybaczcie) odpierdziela w niektórych drogeriach i tak naprawdę mało kto ma nad tym kontrolę.
Jak dla mnie – zachowanie poniżej pasa :(
Poszłam, a właściwie to wybiegłam w podskokach z domu. Na pół godziny przed zamknięciem drogerii. Zostawiłam dzieciaki z moim M. jakbym właśnie szła na imprezę, taka byłam podjarana samotnym wyjściem. Pobiegłam w celu kupienia po drodze pieluch i przyczaiłam się na promocję jednego podkładu łudząc się, że jeszcze coś dla mnie zostanie na półce.
Jak to się mówi: gunwo zostało na półce, ale zaczęłam obczajać odżywki do paznokci w jednej z kosmetycznych „szaf”. I obok widzę dwie kobiety i słyszę szepty, które najpierw olałam, ale za chwilę nie mogłam z babskiej ciekawości tak ich zostawić. Upstrzone wulagryzmami, które Wam daruję:
– Durna jesteś? Dawaj. Weź więcej! On jest po drugiej stronie.
– Cicho bądź, bo ktoś usłyszy i nie zdążymy.
Popatrzyłam na te dwie kobiety, które wyglądały i pachniały bardzo swojsko, że tak to ujmę grzecznie, i miałam ochotę zwymiotować na poczekaniu. Głupio mi to pisać publicznie, jednak taki właśnie był obrazek sytuacyjny :( Prawdopodobnie panie te były nie tylko pod lekkim wpływem kleju tudzież alkoholu, co można było wyczuć, ale również dawno nie spotkały się z prysznicem. Smutna sprawa, jednak jest duża szansa, że zamieszkiwały jakiś okoliczny squat albo bramę i musiały być na przykrym życiowym zakręcie :(
Jedna na zmianę z drugą zaczeły malować się raz szminką, raz cieniem do powiek, raz błyszczykiem. Maziały się po twarzy tymi kosmetykami bardzo chaotycznie i ustawały wtedy, gdy ochroniarz przechodził obok próbując dojrzeć, co one wyprawiają. Ale za nic nie reagował. Za moment wyciągnęły takie jakby foliowe woreczki i część testera szminki odłamywały i chowały do tego woreczka.
I za moment znowu maziały się po twarzy. Później poszły na testery kosmetyków pielęgnacyjnych i również zaczęły się smarować czym tylko dopadnie.
I teraz tak. Zdaję sobie sprawę, że za moment prawdopodobnie ktoś na mnie siądzie i powie, żebym się opamiętała, bo to niegrzecznie tak wytykać co, kto robi. Że to niby ich sprawa, że to zgodne z prawem, że nie ma zakazu, a bycie bezdomnym to trudny ogrzech do zgryzienia, a ja powinnam się stulić i spokornieć w temacie. Ja rozumiem, że obydwie panie zapewne nie były trzeźwe i nie były świadome swojego zachowania. Szczerze im współczuję i mam nadzieję, że kiedyś uda im się wyjść z tej życiowej sytuacji.
Ale ten post zupełnie nie o tym, bo ja tylko opisuję fakty i w najmniejszym stopniu ich nie nadinterpretuję, przynajmniej staram się. Proszę Was jednak o jedno:
Jeśli kiedykolwiek będziecie korzystać z testerów w drogeriach, zastanówcie się dwa razy, czy aby na pewno musicie z nich korzystać i czy jesteście pewne, że osoba, która się nimi maziała przed Wami, na pewno była zdrowa. I nie miała opryszczki, gronkowca czy innych niespodzianek, które mogła Wam przy okazji „sprzedać”.
Ja wiem jedno. Co prawda nigdy nie byłam zaprawioną drogeryjną testerką, ale teraz już wiem na pewno, że nie odważę się nigdy na żadne testowanie. Poproszę co najwyżej panie ekspedientki o zrobienie próbki podkładu, który nie miał stycznością ze skórą innych, ale na pewno nie połakomię się na jakieś błyszczyki, szminki czy inne. To jest niemałe ryzyko. Serio!
Przezorny zawsze ubezpieczony. Przyjemnych wizyt w sklepach Wam życzę! Grunt tylko, aby bez niespodzianek.
9 komentarzy
Nigdy.sie nie maziam. Jedyne.co to na rękę naloze. Nie umiem zrozumieć kobiet które robią sobie z testerów full make up. Przecież tam może byc wszystko. Bakterie i wirusy z „całego świata”…
Nie wierzę, że są tacy ludzie. Ok, Panie były jakie były, ale to nie upoważnia ich do takiego zachowania i nie chce mi się wierzyć, że ochroniarz nic nie widział, może nie chciał widzieć? Ja nigdy nie korzystam z testerów, a już szminki czy błyszczyki, no nieee. Jedyne co, to korzystam z testera perfum i nie mam zamiaru testować rzeczy, które dotykały usta/oczy/buzie innych osób.
Niektóre kobiety, niestety wcale nie jest ich mało, zachowują się w tego typu przybytkach drogeryjnych jakby dopiero co wyszły z jaskini. I co gorsza nic w swoim zachowaniu złego nie widzą.
Pomijając, że ilość bakterii na tych testerach rośnie szybciej niż kumulacja w lotka. I to tyczy też kosmetyków nie zafoliowanych.
Kiedyś byłam świadkiem jak para – ona i on sterczeli przed szafą jednej ze znanych marek kosmetycznych, (w drogerii słynącej z 50% zniżek i szału klientek w tym czasie).
Ona otwierała każdy tusz jaki jej się nawinął, pompowała szczoteczką, następnie maziała po ręce i odkładała sięgając po następny.
W końcu po kwadransie grzebania jakiś wydarła z tylnych rzędów celem zakupu. Jej towarzysz widząc to zapytał czemu z tak daleka wzięła skoro wszystkie takie same.
Ona na zaś rozbrajająco rzekła: „Bo ludzie tusze otwierają, to się z końca bierze”.
W tym czasie inna jegomościanka wymaziała usta nowym produktem, odłożyła i poszła dalej.
Okropne! :/ Jednakże, uważać trzeba nawet w marketach-sytuacja z Biedronki. Babcia z dorosłą wnuczką, debatują nad wyborem Delmy. Wnuczka wzięła w końcu pierwszą lepszą i pyta, czy może być. Babcia Jej na to, że nie wie i że ma spróbować(!). Co zrobiła Młoda? Otworzyła, a jako, że nie było folii zabezpieczającej, powąchała i… maznęła paluchem po wieczku! Spróbowała, stwierdziła, że Jej nie smakuje i odłożyła do lodówki! Mnie wmurowało, a Ona odchodząc od lodówki zobaczyła moją minę, więc wzięła Babcię pod rękę, odwróciły się i poszły! Uprzedzam pytania-poinformowałam ktorąś z Pań wykładających towar o tym, co widziałam. Wyniosła margarynę do magazynu. Niestety-Panie zdążyły się zmyć… Także tego…
Oczywiście, że piszesz słusznie. Czas testerów moim zdaniem, dobiegł końca – wyjątek dla pompki, opakowania airless i jednorazowych saszetek.
Perspektywa ,,nabycia” WZW C z powodu próbki pomadki? Masakra. A ludzi grzebiących w czym popadnie, są krocie.
Szczerze mówiac to właśnie przez te tzw „promocje” w drogeriach i przez to co się wtedy tam dzieje,skutecznie wyleczyłam się z robienia zakupów w drogeriach. I aż dziw bierze, że takie rzeczy dzieja się w XXI wieku i to (nieobrażajac nikogo ani niczyjego pochodzenia) w większych miastach…
Zawsze jak wchodziła ta promocja -49% w wiadomo której drogerii to starałam sie być zawsze zaraz na poczatku aby mieć jeszcze możliwość wyboru, czyli ok 8-9. I tak oto byłam świadkiem jak Pani ze swym partnerem debatowała jaki kolor paznokci pasowałby jej do sukienki na wesele. I nie byloby w tym nic dziwnego gdyby tych kolorów nie sprawdzała na SWOICH PAZNOKCIACH!!! Tak! Odkręcała każdy lakier jaki wpadł jej w oko i malowała po jednym paznokciu!!! Po czym oczywiście z tych 10 wybrała jeden… reszte odłożyla spowrotem na półkę….Jak to zobaczyłam to od razu wszystko wyciagnęłam z koszyka (lakiery też miałam wybrane) i wyszłam. Raz „kosmetyczka” zaraziła mnie jakimś grzybem na paznokciach, później pół roku to leczyłam i od tej pory zwracam uwagę czego używam ale w życiu bym sie nie spodziewala ze mozna lakiery testowac na sobie przed kupnem! Obrzydliwstwo! Już nie wspominajac o oczywiście wymacanych cieniach, bronzerach, „sprawdzanych” szminek na SWOICH ustach, kredkach do oczu, koretkorach itp….
Na prawdę, wyleczyłam się bardzo szybko z tych promocji… wole kupować w drogeriach internetowych albo lokalnych gdzie ceny sa niejednokrotnie takie same albo i niższe niż te podczas”promocji” w popularnych sieciówkach. I mam przynajmniej pewność, że dany kosmetyk był nieużywany :-)
Jedyne testery, z których korzystam to te w perfumeriach… A kosmetyki staram się w miarę możliwości kupować zafoliowane. Czasem też zdarza mi się wąchać w sklepie płyn do kąpieli, żel pod prysznic, balsam czy płyn do płukania, ale ZAWSZE robię w ten sposób, że decyduję się na jakiś produkt, odkręcam go, wącham i wkładam do koszyka. Nigdy nie odstawiam na półkę otwartych przeze mnie produktów ;)
Mi przytrafiło się niestety kiedyś włamanie do mieszkania. Nawet nie wyobrażasz sobie mojego zdziwienia i wkurzenia kiedy okazało się, że oprócz rzeczy oczywistych typu aparat, biżuteria, portfele, telefon komórkowy zniknęła również połowa kosmetyków z łazienki! (rzeczy był wybierane a nie zgarnięte huretm z półki).Tusze do rzęs, cienie, podkłady, pudry, szminki lakiery do paznokci oraz uwaga uwaga hit hitów: UŻYWANY ANTYPERPSIRANT POD PACHY!! W SZTYFCIE!!! Było jeszcze otwarte opakowanie farby do pasemek, stara prostownica i nowa suszarka. Suszarka została a prostownica poszła :D Do tej pory nie rozumiem JAK MOŻNA?! PO CO TO KOMU?
I w tym momencie skojarzyłam fontannę, o której pisałaś jakiś czas temu…Fuuu